konik pisze: ↑2019-03-18, 23:04
W imieniu prawa nie zadeptujmy ludzi. Bo sa miejsca w pismie ktore jest dla nas Pismem Swietym, ktore zwracaja nam na to uwage.
Ale w zachowaniu czystości po odejściu małżonka nie tyle chodzi o zachowanie prawa dla prawa, to jest kwestia wierności raz danemu słowu, to jest kwestia ufności do Boga, że wszystko jest możliwe, to jest kwestia miłości do Boga polegająca na wierności Jego przykazaniom. Przecież to słowo dane małżonkowi padło przed Bogiem, wzięto Boga na świadka i poproszono o Jego błogosławieństwo, opiekę i łaski.
A mnie zastanawia jak to małżeństwo żyło do tej pory, z Bogiem czy bez Boga?
A jeśli żyje się bez Boga to dlaczego ma się potem do Niego mnóstwo żali, pretensji i złości?
A jeśli z Bogiem, to gdzie była wspólna modlitwa? gdzie przez 9 lat były myśli o dzieciach? gdzie był rozwój duchowy, gdzie było zawierzenie małżeństwa Bogu?
Teraz kobieta przeżywa dramat swojej sytuacji, ale być może to jest dopust boży by stanąć w prawdzie, okazja do nawrócenia - bo przecież najważniejszą relacją jest relacja z Bogiem! Jeśli ta relacja zostanie odbudowana, albo stworzona od nowa to Bóg wyprowadzi dobro i z takiego dramatu. Być może nie będzie to takie "dobro" jakie nam się marzy czy jakiego chcemy, ale jestem pewna że pragnienia tej kobiety Bóg sam zaspokoi.
Więc z pewnością nie chodzi o prawo dla prawa, tylko o relację z Bogiem i zaufanie Bogu, że On zadba o moje potrzeby. Tego uczymy się poprzez wiele sytuacji życiowych, czasem człowiekowi wystarczy trudne doświadczenie, czasem potrzebuje kryzysu, a czasem dramatu by to zrozumieć i zwrócić się do Boga.
Ale jestem pewna że na ścieżce grzechu będzie to bardzo utrudnione, o ile niemożliwe.
Andej podał właściwe cytaty z Pisma św. Nie można zuchwale grzeszyć, licząc że mamy jeszcze czas, bo to właśnie jest zapieranie się Ducha św.- "poczekaj jeszcze nie teraz, Duchu św., za kilka lat, jak osiągnę swoje cele".
A nawet jeśli człowiekiem nie kieruje wiara... to tak po ludzku jest to niehonorowe i nieuczciwe wobec współmałżonka, który się pogubił, albo jest chory psychicznie (wolałabym jednak by zdiagnozowali to lekarze) - bo właśnie żona jest tą osobą która się ma opiekować, zatroszczyć, okazać miłość. Poza tym małżeństwo, z mojego doświadczenia, zwykle psuje się kiedy jest w nim za dużo egoizmu, kiedy brakuje w nim miłości, altruizmu.
Przychodzi ktoś do lekarza (dajmy na to przychodzi człowiek na forum ze swoim problemem), lekarz ma pogłaskać i odesłać do domu, czy zdiagnozować, dać gorzkie lekarstwo i zaproponować terapię i leczyć?
Okazujemy zrozumienie, ale nie jesteśmy zaangażowani emocjonalnie w taką sytuację, widzimy ją z innej perspektywy, widzimy lekarstwa, choć gorzkie, a może wystarczy w zasadzie zmienić tylko styl życia na zdrowy (zacząć żyć wiarą) by wszystko się ułożyło.
To są takie moje refleksje ogólne z doświadczenia i obserwacji, trochę z duchowości i psychologii.
Dodano po 21 minutach 43 sekundach:
Przypomnę jeszcze czytanie z niedzieli, przypomnę Boga, który obiecuje Abrahamowi, że gdy zawrą przymierze to obdarzy go tyloma dziećmi ile jest gwiazd na niebie, a dzieci sa błogosławieństwem. My patrząc na tą biblijną sytuację możemy być pewni, że gdy żyjemy z Bogiem w przymierzu, to możemy liczyć na tyle błogosławieństw ile jest gwiazd na niebie.
Bóg, poleciwszy Abramowi wyjść z namiotu, rzekł: "Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić"; potem dodał: "Tak liczne będzie twoje potomstwo". Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę. (Rdz 15, 5)
Dlatego w trudnych sytuacjach życiowych, trzeba rozeznać czego Bóg chce mnie nauczyć, a nie czego ja pragnę. Bo Bóg nas poprowadzi a egoizm, pragnienia ciała mogą zwieść.