Kawai pisze: ↑2018-01-08, 09:29
Tu akurat nie ma problemu, gdyż nie ma w Dekalogu przykazania "nie zabijaj".Tora odróżnia ?zabijanie?, od ?morderstwa?. W Torze hebrajskie Lo tircach nie oznacza ?nie zabijaj?, lecz ?nie morduj?. Lo taharog oznaczałoby ?nie zabijaj?!
Potwierdzają to zresztą "przepisy wykonawcze" zawarte w tych samych księgach, co Dekalog, w których mowa zarówno o karze śmierci, jak i zadaniu śmierci w walce.
Sprawdziłam i w Piśmie Świętym i w modlitewniku, który posiadam w domu. W obu jest napisane "nie zabijaj".
Forma "nie zabijaj" jest formą, która się po prostu przyjęła (tak jak owe
"nie wódź nas na pokuszenie" w Ojcze Nasz, o którym ostatnio tak głośno).
A kazanie na górze, rozwija to jeszcze bardziej: Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!7; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. 22 A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. /Mt 5.21/
Więc, albo uznajemy wykładnię "nie morduj" albo "nadstaw drugi policzek", ale jeśli tę drugą opcję, to co robią kapelani w wojsku, które, chociaż w słusznej sprawie, to jednak zabija?
To
nie jest "wykładnia". Taki po prostu jest tekst przykazania Dekalogu.
W obu sformułowaniach tego przykazania (Wj 20,1 oraz Pwt 5,1) użyto słowa
"rāşah". oznaczającego właśnie zabicie niewinnej ofiary.
NIE użyto słowa
"harag" oznaczającego zabicie człowieka podczas wojny.
NIE użyti słowa
"hemit" oznaczającego wykonanie wyroku śmierci.
Zresztą wystarczy przeczytać tekst otaczający Dekalog i służący za "przepisy wykonawcze" do przykazań. Na przykład już na pocżatku następnego rozdziału znajdujemy nakaz:
"Jeśli ktoś tak uderzy kogoś, że uderzony umrze, winien sam być śmiercią ukarany."/Wj 21,12/
Jak widać, V przykazanie nie obejmuje wykonywania wyroków sądowych (co byśmy nie myśleli dziś o karze śmierci).
Podobnie jest nieco dalej:
"(15) Kto by uderzył swego ojca albo matkę, winien być ukarany śmiercią.
Kto by porwał człowieka i sprzedał go, albo znaleziono by go jeszcze w jego ręku, winien być ukarany śmiercią.
Kto by złorzeczył ojcu albo matce, winien być ukarany śmiercią."/Wj 21,15-17/
"W zwiazku z tym właściwy polski przekład piątego przykazania winien brzmieć: „Nie będziesz mordował!” (abp Henryk Józef Muszyński, Dekalog, Gniezno 1993, 116).
Do tego nawiązywał też Jezus we fragmencie, który zacytowałaś.
Zauważ proszę, że Nowy Testament (nie mówiąc już o Starym) nadspodziewanie dobrze wyraża się o żołnierzach. Jezus podziwia wiarę żołnierza (Mt 8:10), i nie mówi nic o tym, by przestał służyć w wojsku. Żółnierz pierwszy wyznaje wiarę w Jezusa po Jego śmierci Mt 27:54.
Gdy żołnierze przychodzą do Jana Chrzciciela pytając Go
"A my co mamy czynić?", święty nie sugeruje im porzucenia służby, tylko uczciwe jej pełnienie:
"Na nikim pieniędzy nie wymuszajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na waszym żołdzie."
Może jeszcze dla uwiarygodnienia zobaczmy co o tym myśla Żydzi. Oto cytat z (niestety, niedawno zlikwidowanej) strony ortodoksyjnych Żydów
http://the614thcs.com na temat V przykazania:
Żydzi piszą pisze:Mówiliśmy o tym wielokrotnie, ale wciąż pojawiają się kłopoty ze zrozumieniem tego bardzo ważnego zagadnienia. Niestety, nasz cały świat - w aspekcie problemów etycznych związanych z odbieraniem życia, czyli w tym, co ostateczne, nieodwracalne, nienaprawialne - jest oparty na fałszywym, błędnym rozumieniu tego, co nakazuje i czego zabrania Bóg w Torze. Konsekwencje tej sytuacji wykraczają daleko poza religię.
Przykazanie "nie zabijaj" nie istnieje.
Istnieje natomiast przykazanie "nie morduj".
Przykazanie głoszące zakaz "nie zabijaj" byłoby nielogiczne, ponieważ w Biblii wielokrotnie pojawiają się nakazy pozbawienia człowieka życia (np. we wszystkich pięciu księgach Bblii znajduje się nakaz skazania na śmierć mordercy; ponadto każdy człowiek ma prawo do bronienia swojego życia i - gdy to konieczne - zabicia napastnika ).
Natomiast przykazanie "nie morduj" jest jak najbardziej logiczne.
Wynika to z różnicy - kolosalnej - znaczeniowej, pomiędzy słowem "zabijać" i słowem "mordować".
Spójrzmy na następujące zdania:
"Zabiłem komara" i "Zamordowałem komara"
Które zdanie wybierzemy jako właściwe?
Oczywiście "zabiłem komara".
A teraz drugi przykład:
"Napadnięty właściciel sklepu zabił bandytę, działając w obronie własnej" i "Napadnięty właściciel sklepu zamordował bandytę, działając w obronie własnej"
Podobna sytuacja jak w przypadku pierwszej pary zdań. Bandytę się zabija, gdy próbuje nas zamordować.
I wreszcie ostatnia para:
"Żołnierz został zabity na wojnie" i "Żołnierz został zamordowany na wojnie"
Znów identyczna sytuacja: użyjemy pierwszego zdania, gdy żołnierz stracił życie w wyniku działań wojennych i ataku przeciwnika, czyli "na wojnie". Powiedzielibyśmy natomiast, że został zamordowany, gdyby zginął np. z rąk bandytów, gdzieś na marginesie działań wojennych, ale wówczas z kolei określenie, że został zamordowany "na wojnie" byłoby nieprecyzyjne.
Wniosek: morderstwo to 1. pozbawienie życia człowieka, a nie zwierzęcia; 2. moralnie bezpodstawne, niesłuszne pod względem etycznym pozbawienie życia.
Zwierzęta - z reguły - się zabija, a nie morduje (istnieją od tej reguły pewne wyjątki). Także zabijani, a nie mordowani są ludzie, którzy w jakiś etycznie oceniany sposób zasłużyli na pozbawienie życia (np. napastnik zagrażający życiu, także morderca skazany na śmierć) lub uczestniczą w sytuacji, w której strata życia wynika z nieuniknionej konieczności, a zarazem jednak jakiejś formy społecznej umowy (żołnierze podczas konfliktu zbrojnego).
Natomiast, gdy pozbawiany życia człowiek jest niewinny, gdy to pozbawienie życia nie tylko, że nie ma żadnego wyraźnego uzasadnienia etycznego, ale wręcz odwrotnie: pod względem etycznym jest niesprawiedliwością - to wówczas mamy do czynienia z morderstwem i TEGO właśnie dotyczny przykazanie "nie morduj".
Bóg zakazuje w Torze niesprawiedliwego, etycznie nieuzasadnionego odbierania życia człowiekowi.
O tym mówi przykazanie, które w kulturze Zachodu funkcjonuje w błędnej, nielogicznej i utopijnej wersji "nie zabijaj".
Podsumowanie:
Tora odróżnia „zabijanie”, od „morderstwa”. W Torze hebrajskie Lo tircach nie oznacza „nie zabijaj”, lecz „nie morduj”. Lo taharog oznaczałoby „nie zabijaj”!
Przykazanie "nie zabijaj" byłoby nielogiczne przede wszystkim dlatego, że Tora w wielu okolicznościach zezwala przecież na zabijanie - np. napastnika (w obronie własnej) lub nakazuje stosowanie kary śmierci (np. za morderstwo). Jak więc można by było bronić swojego życia przed atakiem mordercy, gdyby przykazanie głosiło rzeczywiście "nie zabijaj"?
Przykazanie głosi "nie morduj", a mordowanie oznacza nieetyczne, moralnie bezprawne pozbawianie życia, podczas gdy zabijanie może być etyczne, zgodne z prawem i uzasadnione, o czym przekonuje chociażby konieczność samoobrony.
==================================
Jesli idzie o płaszczyznę "przyrodzoną" to możemy zadac podobne pytanie do każdego tekstu, w którym występują przypowieści, metafory i inne gatunki literackie - prawdę mówiąc, zwykle nie mamy najmniejszego problemu w rozróżnianiu tych rzeczy w zwykłych ksiażkach. Czemu mielibyśmy mieć w Biblii?
Ponieważ nie istnieje żadna inna książka, którą uznajemy za Słowo Boże mające na celu przekazanie nam ponadczasowych zasad według których mamy żyć i umierać. Dla mnie jest to dosyć istotny powód, aby traktować Biblię inaczej niż jakiekolwiek dzieło stworzone przez człowieka i szukać odpowiedzi na każdą wątpliwość.
To prawda - jednak Biblia nie jest i nigdy nie miała być "samodzielnym" źródłem. Biblię należy czytać w Kościele (w sensie: z Jego asystencją), który jest wg Pisma
"filarem i podporą prawdy"/1 Tm 3,15/.
Czytać oczywiście w domu też należy, ale nie należy za bardzo ufać wyciągnietym samodzielnie wnioskom:
"To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest do prywatnego wyjaśniania.
Nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś przyniesione proroctwo, ale kierowani Duchem Świętym mówili od Boga święci ludzie."/2 pTR 1,20-21/
(Mały komentarz : "proroctwo" w Piśmie to każde głoszenie Chrystusa).
W Piśmie czytamy nawet, że pochopna interpretacja Pisma, bez utwierdzenia i wiedzy może mieć fatalne skutki:
"(...) a cierpliwość Pana naszego uważajcie za zbawienną, jak to również umiłowany nasz brat, Paweł, według danej mu mądrości napisał do was, jak też we wszystkich [innych] listach, w których mówi o tym. Są w nich trudne do zrozumienia pewne sprawy, które ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą, tak samo jak i inne Pisma, na własną swoją zgubę."/2Ptr 3,15-16/
Jeśli jesteśmy ludźmi Nowego Testamentu i ?znamy Boga? jesteśmy podobni do tego elektryka ? odwołujemy się w naszym postępowaniu bezpośrednio do ?sensu? Prawa. Gdybyśmy Boga nie znali, skazani bylibyśmy (jak ludzie Starego Testamentu) na wypełnianie jego ?litery?.
Jest to bardzo przekonujące wyjaśnienie z ludzkiego punktu widzenia, ponieważ odwołuje się do pewnego rodzaju pychy (oni byli prymitywniejsi, więc potrzebowali ścisłych praw, a my poznaliśmy żywego Boga i możemy posługiwać się duchem prawa).
Ależ nie, to nie nasza (katolików) zasługa!
To efekt działania Ducha Świętego, o którym Jezus mówił
"On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem"/J 14,26b/
Zasługa nasza (chrześcijan) tu żadna - pisze o tym św.Paweł, gdy zaznacza że
"Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas."/2Kor 4:7/
Tylko, że obecnie dalej posługujemy się retoryką Starego Testamentu, aby wyjaśniać zamysły Boga. Tak samo, jak używamy argumentów kultury tamtych czasów do uzasadniania współczesnych zachowań (z głowy przychodzi mi choćby kontrowersja względem tatuaży). Czy to oznacza, że używamy argumentów niedostosowanych do naszego poziomu?
Często tak jest. Człowiek ma skłonność do "ucieczki od wolności" (Fromm), co było już widać w Listach apsotolskich (np. do Galacjan) w których Paweł gani adresatów za odchodzenie od Łaski na rzecz poziomu nakazów.
Podobnie z pismami wczesnochrześcijańskimi. Oczywiście, że najlepiej przekażą słowa Jezusa Ci, którzy z Nim przebywali. Tylko, że oni również przekazują, co sami zrozumieli adekwatnie do czasów, w których przyszło im żyć, tak aby im współcześni byli w stanie przyjąć te nauki.
Księgi Ojców są dla nas cenne nie tyle dlatego, że dokumentują "co oni rozumieli" ale co zrozumiał i w co wierzył ów pierwotny Kościół. Ten kierowany przez Ducha Świętego.
Ale z drugiej strony, kim my jesteśmy, żeby stwierdzać, co jest nakazem Boga, skoro dostaliśmy księgę z Jego słowami?
No właśnie nie wolno nam myśleć, że jedynie "dostaliśmy księgę z Jego Słowami" i teraz odkrywamy wyłącznie na podstawie tej Księgi. Dostaliśmy PRZEKAZ, który częściowo - dzięki Bogu nieomylnie - zapisaliśmy w tej Księdze (dlatego jest dla nas najważniejsza).
Ale Jego Słowo nie ogranicza się do tej Księgi. Co więcej, chrześcijaństwo, choć ma najważniejszą i najcudowniejszą Księgę, nie jest "religią księgi" lecz religią ŻYWEGO i działającego TU i TERAZ Boga, Słowa Wcielonego i Ducha Świętego.
Masz rację, jesteśmy nikim przy Bogu - ale Kosciół działa na podstawie OBIETNICY:
„I dam ci klucze Królestwa Niebios; i cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie.”/Mt 16,19/
Werset ten jest przeważnie źle rozumiany (jest trochę źle przetłumaczalny na polski).
Nie oznacza on bowiem, jakoby papież mógł "dyktować Niebu prawa".
Subtelności gramatyki greckiej (czas nieco podobny do angielskiego Future Perfect Passive) powodują że zwrot
„będzie związane w niebie” jest czasowo zwrotem wcześniejszym niż
„cokolwiek zwiążesz na ziemi”.
Zatem należałoby chyba rozumieć to zdanie w ten sposób:
„I dam ci klucze Królestwa Niebios; i cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie tak jak jest związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie tak jak jest rozwiązane i w niebie.”
Jak widać jest to po prostu obietnica asystencji Ducha Świętego w rozsądzaniu o tym „jak jest związane i rozwiązane w niebie” - czyli nieomylności w orzekaniu o Prawdach Wiary. Nie ma mowy o narzucaniu czegokolwiek Bogu („Niebu”).
Ale nie łudź się Boga nie możemy poznać
- jedno z jego imion to NIEPOZNAWALNY, pewności nigdy nie będziemy mieć w sprawach szczegółowych. Czy to przeszkadza mi szczerze kochać Boga? - wcale, przecież On jest Bogiem Jedynym, a ja żeberkiem bakterii, więc gdzież mi do poznania JEGO?, a co dopiero do zrozumienia Jego Słowa z moim misiowym rozumkiem.
To w takim razie po co otrzymaliśmy Pismo Święte? Bóg jest również wszechmocny i wszechwiedzący. I według wiary chrześcijańskiej, chce mieć więź ze swoim stworzeniem, któremu dał rozum i wolną wolę.
Jest tu pewne nieporozumienie (wynikające chyba z trochę trudnego przetłumaczenia terminu przymiotu Boga, który nazywa się "transcendencją".
Otóż Bóg jest faktycznie "niepoznawalny" - ale nie w tym sensie, że "nic" nie można o Nim "poznać", lecz w tym, że jako ktoś Nieskończony, jest niemożliwy do poznania do końca.
Po prostu to, co można "poznać" o Bogu jest nieskończone.
Nasz umysł źle radzi sobie z rzeczami nieskończonymi: dlatego trudno jest nam zrozumieć jak to będzie, że przez całą wieczność będziemy Go poznawać, i nigdy nam tych rzeczy w Bogu "do poznawania" nie zabraknie. Ciągle będziemy odkrywać coś nowego i wspaniałego.