Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Czyli rozmowy na temat planowania rodziny, czystości w małżeństwie, ile powinniśmy mieć dzieci, czy powinniśmy je karać.
Magnolia

Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Magnolia » 2018-01-16, 17:38

Richard Paul Evans, autor popularnych na całym świecie powieści o miłości, płacząc pod prysznicem po kolejnej kłótni z żoną, odkrył jak zejść z prostej drogi do rozwodu.
Wielu ludziom, na pierwszy rzut oka, Richard Paul Evans mógłby się wydawać jednym z najszczęśliwszych ludzi na świecie. Ten 53-letni mężczyzna pochodzący ze stanu Utah (USA) jest nie tylko ojcem pięciorga dzieci, ale również autorem kilku bestsellerów. Ma miliony czytelników, którzy entuzjastycznie witają go wszędzie tam, gdzie pojawia się przy okazji promocji swojej kolejnej książki.

Kryzys w małżeństwie może się zdarzyć każdemu
Jednak, mimo sukcesów, jakie odniósł na polu zawodowym, przez lata zmagał się z poważnymi problemami w małżeństwie. Oto jak Evans pisze o tym doświadczeniu na swojej oficjalnej stronie internetowej:

Moja starsza córka, Jenna, powiedziała mi ostatnio: „Kiedy byłam mała, najbardziej bałam się tego, że mama i Ty się rozwiedziecie. Potem, kiedy skończyłam 12 lat, stwierdziłam, że skoro tyle się kłócicie, to może nawet lepiej żebyście się rozstali”. Później uśmiechnęła się do mnie i dodała: „Cudownie, że udało Wam się to wszystko przezwyciężyć”. Przez całe lata moja żona Keri i ja zmagaliśmy się z małżeńskim kryzysem.

Kiedy spoglądam wstecz, nie umiem powiedzieć, co tak naprawdę nas połączyło. Nie byliśmy dobrani osobowościowo. Poza tym, im dłużej byliśmy małżeństwem, tym różnice między nami wydawały się zaostrzać. Zdobywanie sławy i pieniędzy nie sprzyjało naszemu małżeństwu, a wręcz odwrotnie, jeszcze zaogniało nasze problemy.

Napięcie między nami urosło do takiego stopnia, że podróże promocyjne książek zacząłem traktować jako okazję do wyrwania się z domu. Wtedy mogłem trochę odetchnąć. Niestety po każdym powrocie nadrabialiśmy stracony czas: kłóciliśmy się bez przerwy, tak, że nawet trudno nam było sobie wyobrazić, jak wygląda harmonijny związek. Wszystko odbieraliśmy jako wzajemny atak, budując między sobą coraz wyższy mur. W kilku rozmowach poruszyliśmy nawet temat rozwodu, od którego dzielił nas tylko mały krok.

Emocje nigdy nie są dobrym doradcą
Byłem w trasie promocyjnej jednej książki, kiedy to konflikt między nami osiągnął apogeum. Urządziliśmy sobie kolejną karczemną awanturę przez telefon, a na koniec Keri rzuciła słuchawką.

Siedziałem samotnie, czując jak ogarnia mnie wściekłość i frustracja. Doszedłem do ściany. Wtedy zwróciłem się do Boga. Zbuntowałem się przeciwko Niemu. Nie wiem, czy krzyk skierowany do Boga można nazwać modlitwą czy nie, ale jakkolwiek bym o tym nie mówił, nigdy tej chwili nie zapomnę.

Spod prysznica w hotelu Buckhead Atlanta Ritz-Carlon wykrzykiwałem Bogu, że moje małżeństwo to pomyłka i że już dłużej tego nie wytrzymam.

Do tamtej pory wzbraniałem się na myśl o rozwodzie, ale cierpienie, na które skazywało mnie dalsze trwanie w małżeństwie, było nie do zniesienia. Nie wiedziałem co robić. Nie mogłem pojąć dlaczego małżeństwo z Keri było tak trudne.

W głębi serca wiedziałem, że Keri jest dobrym człowiekiem. Ja też byłem dobrym człowiekiem. Dlaczego, w takim razie, nie umieliśmy się porozumieć? Dlaczego ożeniłem się z kimś tak różnym ode mnie? Dlaczego ona nie mogła się zmienić? Krzyczałem tak, aż do utraty głosu i sił, potem osunąłem się na podłogę w łazience a z oczu popłynęły mi łzy.

Jak mogę umilić Ci dzień, czyli zmień najpierw siebie…

Kiedy znajdowałem się na samym dnie rozpaczy, spłynęło na mnie wyraźne natchnienie. Nie możesz jej zmienić, Rick. Jedynie ty sam możesz się zmienić. Wtedy zacząłem się modlić. Jeżeli nie mogę jej zmienić, Boże, to Ty zmień mnie.

Modliłem się do późnej nocy. Modliłem się następnego dnia w drodze powrotnej. Modliłem się, kiedy przekraczałem próg mojego domu i spotkałem się z obojętną żoną, która ledwie na mnie spojrzała. Tamtej nocy, kiedy leżeliśmy w łóżku parę centymetrów od siebie, choć w rzeczywistości dzieliła nas przepaść, ponownie pojawiło się natchnienie. Wiedziałem, co mam robić.

Następnego ranka, jeszcze w łóżku odwróciłem się twarzą do Keri i spytałem ją: Jak mogę umilić Ci dzień?

Keri spojrzała na mnie ze złością: Co?

Jak mogę umilić Ci dzień?

Nie możesz – powiedziała. Dlaczego mnie o to pytasz?

Bo mi na tym zależy – powiedziałem. Chcę jedynie wiedzieć, co mogę zrobić, by umilić Ci dzień.

Spojrzała na mnie z szyderą. Chcesz coś zrobić? Posprzątaj kuchnię.

Myślała, że wpadnę w złość. A ja, zamiast się zezłościć, przystałem na to. Zgoda – odpowiedziałem. Wstałem i posprzątałem kuchnię.

Następnego dnia spytałem ją o to samo: Co mogę zrobić, aby umilić Ci dzień?

Ona zmrużyła oczy: Posprzątaj garaż.

Wziąłem głęboki oddech. Czekał mnie pracowity dzień, wiedziałem, że ona celowo daje mi takie zadanie. Kusiło mnie, by wybuchnąć gniewem, ale zamiast tego, powiedziałem: OK.

Wstałem i następne dwie godziny spędziłem na porządkowaniu garażu. Keri nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć.

Nadszedł kolejny poranek. Co mogę zrobić, by umilić Ci dzień?

Nic – powiedziała. Nic nie możesz zrobić. Proszę, żebyś przestał zadawać to pytanie.

Przepraszam – powiedziałem – ale nie mogę. Obiecałem to sobie. Co mogę zrobić, by umilić Ci dzień?

Dlaczego to robisz?

Bo zależy mi na Tobie – powiedziałem jej – i na naszym małżeństwie.

Następnego ranka ponownie ją o to spytałem. Zadawałem jej to pytanie co rano przez kolejne dni, aż w drugim tygodniu stał się cud.

Kiedy zadałem Keri pytanie, jej oczy napełniły się łzami, a potem zaczęła gorzko płakać. Kiedy mogła już mówić, powiedziała: Proszę, przestań mnie o to pytać. To nie w Tobie jest problem, ale we mnie. Trudno jest ze mną żyć, nie wiem dlaczego ze mną jesteś. Delikatnie ująłem jej twarz w dłonie, żeby spojrzała mi w oczy. Dlatego, że Cię kocham – powiedziałem. Co mogę zrobić, by umilić Ci dzień?

To ja powinnam Cię o to zapytać.

Powinnaś – powiedziałem. Ale jeszcze nie teraz. Na razie to ja muszę się zmienić. To dla mnie bardzo ważne.

Ona oparła mi głowę na piersi. Przepraszam, że byłam taka niedobra.

Kocham Cię – powiedziałem.

Kocham Cię – odpowiedziała mi.

Co mogę zrobić, by umilić Ci dzień?

Uśmiechnęła się do mnie czule. Może moglibyśmy spędzić trochę czasu razem?

Odwzajemniłem jej uśmiech. O niczym innym nie marzę.

Nie przestawałem zadawać jej tego pytania przez kolejnych parę tygodni. Nasz związek się zmienił. Kłótnie ustały, a później Keri zaczęła pytać mnie: Co mogę dla Ciebie zrobić? Jak mogę stać się lepszą żoną?
Runął mur, którym byliśmy odgrodzeni. Zaczęliśmy prowadzić konstruktywne dyskusje o tym, czego chcemy od życia i jak możemy się nawzajem uszczęśliwiać. Nie, nie znaleźliśmy panaceum na nasze problemy. Nie mogę również powiedzieć, że kłótnie zniknęły całkowicie z naszego związku, ale zmienił się ich charakter. Nie dość, że stały się rzadsze, to jakby straciły dawną intensywność. Odcięliśmy im dopływ tlenu, bo już nie mieliśmy ochoty się wzajemnie ranić.

Kochasz żonę, ale czy ją lubisz?
Keri i ja jesteśmy małżeństwem od ponad 30 lat. Nie tylko kocham moją żonę, ale również ją lubię. Lubię z nią przebywać. Pragnę jej. Potrzebuję jej. Z wielu rozbieżności, które wcześniej nas od siebie oddalały, zaczęliśmy czerpać siłę, a na te pozostałe patrzymy teraz we właściwych proporcjach. Nauczyliśmy się dbać wzajemnie o siebie i, co najważniejsze, chce nam się to robić.

Małżeństwo jest trudne. Niemniej rodzicielstwo, dbanie o kondycję, pisanie książek, jak i wiele innych ważnych i godnych zaangażowania spraw w moim życiu również takie jest. Mieć kogoś, kto towarzyszy nam na drodze życia to niesamowity prezent. Dostrzegłem również, że małżeństwo może okazać się lekarstwem na nasze własne wady. A ma je każdy z nas.

Z czasem uzmysłowiłem sobie, że to doświadczenie nie zostało dane tylko nam, ale miało posłużyć również innym. Pytanie, jakie każdy pozostający w stałym związku powinien zadawać swojej ukochanej osobie brzmi: Co mogę zrobić, by umilić Ci dzień? To właśnie jest miłość. W romantycznych książkach (a sam jest autorem paru z nich) bohaterowie wzbudzają w sobie nawzajem pożądanie, a potem żyją długo i szczęśliwie, ale fakt, że żyją długo i szczęśliwie nie wypływa z pożądania, a przynajmniej nie z takiego, jakim przedstawia je większość powieści.

Gdy kochasz, pragniesz szczęścia kochanej osoby

Prawdziwa miłość nie polega na pożądaniu drugiej osoby, tylko na autentycznym pożądaniu jej szczęścia, czasami nawet kosztem własnego. Prawdziwa miłość nie polega na skrojeniu drugiego do naszego formatu, a na rozszerzaniu granic naszej akceptacji i troski, na aktywnym poszukiwaniu jego dobra i komfortu. Cała reszta nie jest niczym więcej jak farsą podszytą egoizmem.

Nie twierdzę, że to, co wydarzyło się pomiędzy Keri a mną, uleczy każdy związek. Nie twierdzę również, że każde małżeństwo warto ocalić. Osobiście jednak jestem niewiarygodnie wdzięczny za natchnienie, jakie spłynęło na mnie tamtego odległego dnia.

Jestem wdzięczny, ponieważ moja rodzina nie rozpadła się i każdego ranka, kiedy otwieram oczy, jest przy mnie żona, moja najlepsza przyjaciółka. Jestem wdzięczny również dlatego, że nawet teraz, po tylu latach, od czasu do czasu, jedno z nas obraca się w łóżku do drugiego ze słowami: Co mogę zrobić, by umilić Ci dzień? Dla tego pytania warto się budzić każdego dnia, zarówno po to, żeby je usłyszeć, jak i po to, by je zadać.

https://pl.aleteia.org/2016/09/12/to-je ... alzenstwo/

Abraham45

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Abraham45 » 2018-01-16, 18:38

Tekst jest super. Jak mnie coś natchnie to w wolnej chwili napiszę. Na razie go będę trawił.

tisheeng

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: tisheeng » 2018-01-16, 22:47

Najważneiszy jest w malzenstwie ten krok: nie wystarczy kochac jedynie( bo samo kochanie to przede wszystkim pożądanie) ... ale ten krok, w ktorym kochając ( pożądając decydujemy sie LUBIC te druga osobe - nawet gdy nie ma pożądania, nawet gdy wkurza nas albo my ją ...
Ostatnio zmieniony 2018-01-16, 22:49 przez tisheeng, łącznie zmieniany 1 raz.

Abraham45

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Abraham45 » 2018-01-16, 23:58

Ja od katechistów usłyszałem tą jedną ważną uwagę, która tkwi we mnie cały czas mimo różnych trudnych sytuacji czy nieporozumień: "żona nie została ci dana po to abyś ją tylko kochał, została ci dana dla twojego nawrócenia, nawet gdy staje się chwilami jędzą która marudzi, kłóci się z tobą, że najchętniej byś ją zostawił. Ma być z tobą jednością"

Patrząc teraz na te słowa cały czas się zastanawiam czy rzeczywiście mogą się przy niej nawracać i dochodzę do wniosku że to chyba najlepszy sposób na moje nawrócenie. Gdybym był sam widziałbym tylko siebie, swoje potrzeby, swoje wygody. Z żoną mogę uczyć się dzielić sobą z żoną,z dziećmi, ona jest takim młotkiem który walnie mnie po głowie swoimi uwagami abym oprzytomniał, abym spojrzał na wiele spraw z innej strony. I mimo różnych kłótni, nieporozumień, innego patrzenia na niektóre sprawy nie mogę jej nie kochać - słowo Boga jest dla mnie tak dosłowne, że nie sposób go lekceważyć - MAMY BYĆ JEDNOŚCIĄ, JEDNYM CIAŁEM.

Abraham45

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Abraham45 » 2018-01-17, 08:51

To co mi często pomaga w rozumieniu pojęcia rodziny to poniższy cytat pochodzący z listu św.Jana Pawła II do rodzin z okazji Roku Rodziny GRATISSIMAM SANE
Rodzina bierze początek w miłości, jaką Stwórca ogarnia stworzony świat, co wyraziło się już „na początku”, w Księdze Rodzaju (1,1), a co w słowach Chrystusa w Ewangelii znalazło przewyższające wszystko potwierdzenie: „Tak [...] Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3,16). Syn Jednorodzony, współistotny Ojcu, „Bóg z Boga i Światłość ze Światłości”, wszedł w dzieje ludzi poprzez rodzinę: „przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem. Ludzkimi rękoma pracował, [...] ludzkim sercem kochał, urodzony z Maryi Dziewicy, stał się prawdziwie jednym z nas, we wszystkim do nas podobny oprócz grzechu”3. Skoro więc Chrystus „objawia się w pełni człowieka samemu człowiekowi”4, czyni to naprzód w rodzinie i poprzez rodzinę, w której zechciał narodzić się by wzrastać. Wiadomo, że Odkupiciel znaczną część swego życia pozostawał w ukryciu nazaretańskim, będąc „posłusznym” (por. Łk 2,51) jako „Syn Człowieczy” swej Matce Maryi i Józefowi cieśli. Czyż to synowskie „posłuszeństwo” nie jest już pierwszym wymiarem posłuszeństwa Ojcu „aż do śmierci” (Flp 2,8), przez które odkupił świat?

Tak więc Boska tajemnica Wcielenia Słowa pozostaje w ścisłym związku z ludzką rodziną. Nie tylko z tą jedną, nazaretańską, ale w jakiś sposób z każdą rodziną, podobnie jak Sobór Watykański II mówi, że Syn Boży przez swoje Wcielenie „zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem”5. Kościół, idąc za Chrystusem, który „przyszedł” na świat, „aby służyć” (Mt 20,28), uważa służbę rodzinie za jedno ze swych najistotniejszych zadań — i w tym znaczeniu zarówno człowiek, jak i rodzina są „drogą Kościoła”.

ŹRÓDŁO: https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/ja ... simam.html
To jest taka dawka podstaw o rodzinie, że nie sposób nie uznać tego ze swojej strony jako sedno istnienia rodziny.
Ostatnio zmieniony 2018-01-17, 09:05 przez Abraham45, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Andej » 2018-01-17, 08:58

Jeśli miłość jest, a przynajmniej była kiedykolwiek, wtedy zawsze można coś zrobić. Znacznie trudniej, gdy miłości nigdy nie było. Ale i wtedy są wartości wyższe. Zawsze jest szansa zbudowania dobra.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Abraham45

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Abraham45 » 2018-01-17, 11:01

Andej pisze: 2018-01-17, 08:58 Jeśli miłość jest, a przynajmniej była kiedykolwiek, wtedy zawsze można coś zrobić. Znacznie trudniej, gdy miłości nigdy nie było. Ale i wtedy są wartości wyższe. Zawsze jest szansa zbudowania dobra.
Napisałeś 4 zdania, więc będę je numerował, aby odnieść się do każdego z nich - według ich kolejności.

1. Nie zawsze, ale na pewno można wiele zrobić, jeśli dwoje ludzi do tego dąży. W przypadku małżeństwa brak miłości i rozstanie są trochę bardziej skomplikowane, gdyż wchodzą w to też kwestie formalne - sakrament, dokumenty a w przypadku dzieci ich dobro jest najważniejsze spośród tych wszystkich spraw. Gdy ta miłość jest lub była może czynić ludzi szczęśliwymi, bo jeśli oboje chcą być dalej razem z nadzieją, że tą miłość można odbudować to jest wielka szansa na to, bo zależy na tym obojgu. Jeśli tylko jednej osobie, to będzie to może związek, ale oparty już bardziej na wegetacji i ciągłym cierpieniu, gdyż jedno drugiego nie będzie już szanowało, nie będzie poświęcenie się dla drugiej osoby. Czym jest taki związek bez życia? Totalną pustką i może to prowadzić do rozpadu małżeństwa.

Mnie zszokował rozpad związku który mógł powstać u mojego kolegi. Chodził z dziewczyną ok 5 lat, byli tak zakochani, że spędzali czas ze sobą niemal codziennie. Wszystko biegło ku zawarciu formalnego związku małżeńskiego. To uczucie było głębokie, ale przyszło mocne uderzenie i wszystko zaczynało się rozpadać. Kolega poszedł za głosem własnego widzimi się swojej matki i zerwał relacje ze swoją dziewczyną. Gdy oprzytomniał i zrozumiał co stracił próbował coś robić, ale było już za późno. Cierpienie dziewczyny było tak duże, że nie chciała wracać do tego związku z obawy, ze po jakimś czasie znowu może cierpieć podobnie. Nie udało się zrobić nic, chociaż próbowałem mu pomóc spotykając się z tą dziewczyną, Ale po rozmowie z nią zrozumiałem, ze zbyt wielką krzywdę jej wyrządził i nie mogłem nie przyznać jej racji. Mimo, że wystawał pod oknem, próbował to naprawić to sam sobie zafundował to cierpienie. Wtedy musiałem musiałem pomóc tej dziewczynie, aby porozmawiać z kolegą by jej dał spokój. Dał jej i sam też musiał poświęcić czas na psychologa, bo nie umiał się z tym pogodzić.

Miłość była, bo to dało się zauważyć, ale jeden cios i wszystko się wali. Oprócz miłości musi być też ta gotowość do poświęceń, do całkowitej jedności wbrew wszelkim przeciwnościom a związek powinien być od początku oparty na Bogu. Nie wiem czy był, bo z jednej strony chodzili do Kościoła, ale czy razem się modlili? Tego nie wiem. Może gdyby byli oboje we wspólnocie to sytuacja mogłaby wyglądać inaczej. Bez wartości, bez Boga nawet najlepszy związek może runąć.

W przypadku mojego brata ciotecznego było podobnie. Chodził z dziewczyną tez ok 5 lat i wszystko padło.

Na czym opierali swój związek? Chyba wypada się tylko cieszyć, że w obu przypadkach nie było zawarcia związku małżeńskiego, bo upadek związku sakramentalnego jest wygraną walką zła z tym co święte.
Tak sobie myślę, że gdyby większość młodych ludzi zanim podejmie decyzję o małżeństwie pokierowała się choćby tym hymnem o miłości to może głębiej by się zastanowili czy ich związek jest oparty na prawdziwej miłości rozumiejąc czym jest ta prawdziwa miłość.

To pisanie na ten temat podsunęło mi pewien pomysł, który postaram się wykorzystać względem swoich dzieci - gdy będą mówić o związkach i małżeństwie. Za nim udzielę im jakiegokolwiek błogosławieństwa i dopuszczę do małżeństwa to poproszę ich aby tego hymnu nauczyli się na pamięć, tak aby zdali sobie sprawę z tego czym jest miłość. Skłonię też do zapoznania się z podstawami funkcjonowania małżeństwa - dopiero gdy się z tym wszystkim zapoznają i nadal będą chcieli brać ślub wtedy będę mógł zaakceptować taką decyzję.
1 Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
2 Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
4 Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
5 nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
6 nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
7 Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
8 Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
9 Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.
11 Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
13 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.

1Kor 13, 1-13
Gdy pojawiają się dzieci tym bardziej trzeba już dążyć do tego aby ten sakrament umacniać, aby on mógł trwać, nawet gdy miłość osłabła. Dziecko powinno widzieć kochających się rodziców a gdy się kłócą to godzących się rodziców. Gdy są dzieci tą miłość małżeńską trzeba rozdzielać także na dzieci, gdyż sa owocem miłości dwojga małżonków.


2. Gdy miłości nigdy nie było to budowanie związku jest bardzo często daremne i tylko gdy są dzieci to warto jeszcze próbować walczyć o trwałość związku, aby stworzyć im właściwą atmosferę rodzinną. Chociaż po pewnym czasie, gdy dzieci są starsze to też zauważą, że ich rodzice żyją ze sobą nie z miłości ale dla nich - bo tak trzeba. Czego się wtedy nauczą z takiego związku? Jakich wartości?

3. O jakich wartościach piszesz Andeju? Chyba tylko o dzieciach, bo poza nimi tworzenie fikcyjnego, martwego małżeństwa jest według mnie błędem. Nie ma miłości, nie ma poświęcenia, nie ma tej jedności, jednego ciała to jaki to będzie związek? Na czym oparty? Dlatego ludzie za nim zawrą taki związek powinni się głęboko zastanowić czy taki związek tym bardziej sakramentalny ma sens? Inaczej można tylko dopuścić się kpiny z tego co jest święte.
Okres chodzenia to okres poznawania i tutaj trzeba dążyć do naprawdę głębokiego analizowania swoich relacji, sprawdzania partnera względem zarówno uczuć jak i gotowości do poświęceń. Niestety zamiast tego młodzi często myślą o tym jak szybko można wejść do głębszego poznawania anatomii partnera i potem dochodzi do zawierania związków nie dla miłości, nie dla odpowiedzialności czy jedności, ale dla dziecka które pojawia się, bo zadziałały hormony. Młode dziewczyny - jak dobrze wiemy prześcigają się w szybkim straceniu dziewictwa a chłopcy w jak największej liczbie zaliczonych dziewczyn. Gdzie rozsądek, gdzie uczucia, gdzie odpowiedzialność. Takie też chwilowe zauroczenia szybko mijają a potem może zostać ogromna odpowiedzialność.

Miłość powinna zaistnieć przed zawarciem związku i powinna być na tyle głęboka i potwierdzona aby młodzi wiedzieli czego chcą, do czego dążą i mieli w świadomości, że związek szczególnie sakramentalny nie jest zabawą opartą na zasadzie skakania z kwiatku na kwiatek, ale to związek na całe życie. Inaczej jest to zwyczajna kpina z sakramentu.

4. Jakiego dobra Andeju? O budowaniu dobra można jak pisałem mówić tylko wtedy, gdy są dzieci - dla nich się tworzy związek w którym zabrakło miłości, tych wszystkich wartości. Dzieci są dobrem, ale nie oszukujmy się - będzie to dla nich związek cierpienia, nie będą w nim szczęśliwe - jeśli rodzice nie będą okazywali sobie szacunku, uczuć. I tego będą się uczyły na podstawie relacji między rodzicami. I powstaną kolejne chore związki.

Nocny Ludzik

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Nocny Ludzik » 2018-01-20, 22:42

dla niego było NIE warto,to była pomylka,tyle się za niego modliłam,a tu nic...widocznie to zwykla pomylka i nie był mi taka naprawdę przeznaczony,to wszystko trwalo tak intensywnie,krotko i boleśnie,Bog mnie tym strasznie doswiadczyl...prawie o włos doszło by do tragedii przez niego,ale teraz to już mnie nic z nim związanego nie boli,sama od niego odeszłam na skraj wyczerpana,i wiecie co teraz czuje?czuje tylko i wyłącznie ULGE,PO PROSTU CZUJE ULGE i JUZ i dopiero teraz jestem szczesliwa i spełniam się w macierzyństwie,a z nim tooo..tylko te rany,blizny i znow kolejne rany,nie warto wspominać,obled jakiś czy co?teraz pomyslalam sobie ze będę się starac pisać do Watykanu o unieważnienie malzenstwa czyli o unieważnienie koscielnego slubu,bo to nie warte było nic,bardzo krótkie zresztą,to po prostu była zwykla pomylka i już....:) trudno to wszystko opisac,zreszta nie chce o tym pisać bo to było kiedyś a teraz tego nie ma i on już na szczęście nie wroci,ciesze się :)

Magnolia

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Magnolia » 2018-01-20, 22:49

Mileno, bardzo mi przykro, że tak bolesne było dla Ciebie małżeństwo.

Abraham45

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Abraham45 » 2018-01-21, 01:17

Nocny Ludzik pisze: 2018-01-20, 22:42 dla niego było NIE warto,to była pomylka,tyle się za niego modliłam,a tu nic...widocznie to zwykla pomylka i nie był mi taka naprawdę przeznaczony,to wszystko trwalo tak intensywnie,krotko i boleśnie,Bog mnie tym strasznie doswiadczyl...prawie o włos doszło by do tragedii przez niego,ale teraz to już mnie nic z nim związanego nie boli,sama od niego odeszłam na skraj wyczerpana,i wiecie co teraz czuje?czuje tylko i wyłącznie ULGE,PO PROSTU CZUJE ULGE i JUZ i dopiero teraz jestem szczesliwa i spełniam się w macierzyństwie,a z nim tooo..tylko te rany,blizny i znow kolejne rany,nie warto wspominać,obled jakiś czy co?teraz pomyslalam sobie ze będę się starac pisać do Watykanu o unieważnienie malzenstwa czyli o unieważnienie koscielnego slubu,bo to nie warte było nic,bardzo krótkie zresztą,to po prostu była zwykla pomylka i już....:) trudno to wszystko opisac,zreszta nie chce o tym pisać bo to było kiedyś a teraz tego nie ma i on już na szczęście nie wroci,ciesze się :)
To bardzo przykra historia życia i pokazuje wielką krzywdę wobec kobiety. Cóż można powiedzieć, ja na ogół określam takich mężczyzn jako kanalie, ale nie warto sobie głowy takimi ludźmi łamać ani życia. Pokazałaś swoją godność i odwagę, podjęłaś się wielkiego trudu i Bóg to widzi. Trzeba iść tą drogą i starać się o jak najlepsze wychowanie dzieci, bo w nich przy dobrym, właściwym wychowaniu możesz mieć oparcie. Tacy ludzie prędzej czy później uświadamiają sobie jak wiele stracili, ale na odbudowę rodziny jest wtedy za późno i muszą z takimi wyrzutami żyć do końca.

Pisanie do Watykanu czy do biskupów może nie wiele dać, gdyż unieważnienie następuje z bardzo ważnych powodów, które od samego początku świadczą o tym, że małżeństwo było nie ważne, nie mogło być zawarte (ukryte choroby, związki kazirodcze i inne). Jeśli nie było takich powodów to biskupi raczej nie orzekają takich wyroków, nie udzielają takich orzeczeń. Ale nie wiem jak było u ciebie, sama pomyłka co do męża może być niewystarczającym powodem dla sądów biskupich. Jeśli więc takich powodów nie było to lepiej skupić się na wychowaniu dziecka, aby mu przekazać odpowiednie wartości i wiarę. Wtedy osiągniesz wielki sukces wychowawczy.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Andej » 2018-01-21, 10:17

Wcale nie wyjaśniasz sytuacji. Wylewasz żale. Jeśli CI to pomaga, to wspaniale. Jeśli wystarczy Ci to, że ktoś pogłaszcze po głowie, to doskonale.
Ale jeśli chcesz konkretnej pomocy i rady, musisz lepiej naświetlić problem.
Dziś już pisałem, że każdy kij ma dwa końce. Trzeba przeanalizować.
Chcesz unieważnić? To nie do Watykanu, chyba, żeś głową koronowaną. Wystarczy Sąd Kanoniczny właściwy dla Twojej diecezji. Ale najpierw poznaj prawo kanoniczne. W internetach łatwo znajdziesz przeszkody do zawarcia małżeństwa. Weź też pod uwagę, że sąd nie ograniczy się do jednostronnych zeznań. Musi jak najlepiej rozeznać problem.

Z moich obserwacji wynika, że bardzo dużo jest ślubów nie spełniających warunków kanonicznych. Ale i taki ślub jest zobowiązaniem. I dla wielu stanowi podstawę do tego, aby swoim życiem przywrócić mu wartość. W Twoim przypadki klamka zapadła. Ostatecznie? Czasem przychodzi opamiętanie. Ludzie przechodzą przemiany.

Nie zauważyłem na tym forum prawników. Wprawdzie uczyłem się kiedyś prawa małżeńskiego, ale to było jeszcze w socjalizmie. Skleroza działa. Niewiele pomogę. Ale w analizie konkretów chętnie pomogę.

Na jakiej podstawie chcesz podważyć ważność sakramentu swojego małżeństwa?
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Abraham45

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Abraham45 » 2018-01-21, 15:00

Spokojnie Andeju. Nie dołuj Mileny, i tak doświadczyła przykrości i wielkiego trudu. Myślę że ukazanie jej sytuacji i warunków otrzymania unieważnienia sprawi, że zrozumie iż to nie jest takie proste a może i niemożliwe.
Osobiście odebrałem twoją wypowiedź jako za ostrą.
Może się mylę i może Milena odbierze to inaczej, ale według mnie trzeba trochę wyczucia w takich sytuacjach.

Awatar użytkownika
Dezerter
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 14812
Rejestracja: 24 sie 2015
Lokalizacja: Inowrocław
Has thanked: 4117 times
Been thanked: 2906 times
Kontakt:

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Dezerter » 2018-01-31, 22:00

Gdy kochasz, pragniesz szczęścia kochanej osoby
Prawdziwa miłość nie polega na pożądaniu drugiej osoby, tylko na autentycznym pożądaniu jej szczęścia, czasami nawet kosztem własnego. Prawdziwa miłość nie polega na skrojeniu drugiego do naszego formatu, a na rozszerzaniu granic naszej akceptacji i troski, na aktywnym poszukiwaniu jego dobra i komfortu. Cała reszta nie jest niczym więcej jak farsą podszytą egoizmem.
Dzięki Magnolio za ten wątek - jeden z najważniejszych na tym forum :!: , zwracam uwagę wszystkim małżonkom.
Przyznam, że zainspirowałaś mnie do działania - dzięki
Nie róbmy więc offtopu
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.

Magnolia

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Magnolia » 2018-02-09, 15:01

Kolejny bardzo dobry artykuł o miłości małżeńskiej, warto przeczytać całość :-bd

https://www.deon.pl/religia/w-relacji/c ... kiena.html

Cytat:
"Prawdziwa miłość to walka z egoizmem. To walka z naszymi upadłymi i bardzo samolubnymi naturami. To umieranie, które daje życie. O, każdy uczciwy mężczyzna przyzna, że Tolkien miał rację. Walka o czystość i wierność nigdy się nie kończy, nieważne jak bardzo kochasz swoją żonę.

Dlatego istotą miłości jest akt woli. Uczucia w małżeństwie przychodzą i odchodzą. Ci, którzy żyją w szczęśliwych związkach, wybierają: ten wybór to kochanie swoje żony bardziej niż siebie. Wybierają poświęcenie swoich krótkotrwałych pragnień dla długotrwałego szczęścia.

I wiecie co? Jeśli wybieracie wierność, szczęście zawsze będzie wam towarzyszyć. Tak wielu się poddaje, gdy sprawy stają się trudne. A w takich momentach prosty wybór wierności i walki mógłby sprawić, że odnaleźliby prawdziwe szczęście."

Magnolia

Re: Pytanie, które ratuje małżeństwo przed kryzysem

Post autor: Magnolia » 2018-03-15, 16:10

Grzegorz Kramer SJ odwiedził ostatnio małżeństwo, które od wielu lat jest razem - 56 lat małżeństwa. Opowiedzieli oni o tym, co sprawia, że od tylu lat są razem.

"Pani Małżonka powiedziała mi:
- Chyba się nam proszę księdza udało.
- Chyba?
- No tak, bo to nie jest takie oczywiste. Ja często myślę sobie, że to dopiero początek, że ciągle go poznaję.
- A jak się to udało zrobić?
- Wie ksiądz, jednym z sposobów było to, że na samym początku umówiliśmy się, że raz w tygodniu przy lampce wina i ciastku będziemy sobie robić wieczór szczerości. No i tak przez wiele lat rozmawiamy. Bo my różni jesteśmy".

ODPOWIEDZ

Wróć do „Rodzina, małżeństwo, narzeczeni”