Jesli przyjmiemy taką tezę, to nasza dalsza rozmowa nie ma sensu. Wszystko co powiemy lub napiszemy i tak jest zdeterminowane.
Nic podobnego.Pomimo deklaracji, człowiek też nie jest dla Boga partnerem, jego los za życia czy śmierci zależy od Boga choć by od skutków "ostrzeżenia" dot. grzechu pierworodnego.
Dlaczego tak myslisz?
Czy jeśli powiem koledze: jesli pojedziesz jutro do Warszawy, to nie zdążysz o mnie na imieniny - to przestaje on być dla mnie partnerem?
Nie. O "miłości" do kota czy sprzętu można mówić tylko w sensie przenośnym.Przypominam, to tylko przykład. Również nie można odmawiać nikomu miłości do czegokolwiek lub kogokolwiek.Nie szanujesz woli robota (której on zreszta nie ma), nie czujesz się zobowiązany do uwzględnienia tego "co robot chce". Relacja pomiędzy Tobą a robotem jest co najwyżej właścicielska, ale na pewno nie partnerska. Nawiasem mówiąc: określenie "miłość" w stosunku do robota jest nieadekwatne; miłosc to relacja międzyosobowa. Można to najwyżej przenośnie mówić o "miłości" w takim sensie, w jakim ktoś "kocha" swój samochód albo swoją pracę.
Sam fakt stworzenia nie zrównuje stworzeń co do miłości; kota czy drzewa nie można dosłownie "kochać".Miłość jest relacją, a nie uczuciem. Można wyobrazić sobie miłość nie do samego robota jako zestawu materiałów ale miłości do swojego stworzenia. Właśnie tak czasem tłumaczą chrześcijanie miłość Boga do człowieka.
To nie zmienia postaci rzeczy. Zwłaszcza że człowiek otrzymał nie tylko osobiste "wyposażenie" (ciało), ale i całą resztę Wszechświata.Mogę skupić się na przykładzie z samochodem jak na przykładzie moim biednym robotem i powiedzieć, że przykład choć ciekawy to jednak nie trafiony. Nie rozwodząc się zbytnio: W Twoim przykładzie fabryki są niejako trzy "istoty" gdzie użytkownik, który ma przestrzegać instrukcji obsługi, jest osobą trzecią. Ja pytam o stosunek Boga do człowieka, tutaj nie ma postaci drugoplanowych
[quot]Zakazy czy ostrzeżenia to tylko semantyka, zwał jak zwał.[/quote]Absolutnie nieprawda. Różnica pomiędzy tymi dwoma okresleniami jest prawdziwie kolosalna.
Nie bardzo rozumiem zastrzeżeń; co ma wolna wola do dobrych rad? Poinformowanie o niebezpieczeństwach ogranicza wolną wolę?Nadal nie widzę sensu w stosowaniu ich przez Boga. Po co wogóle wymyślił jakiekolwiek ograniczenia i ostrzeżenia względem człowieka skoro podarował mu wolną wolę. Kompletnie się to nie składa.
Przeciwnie, całe chrześcijaństwo opiera się właśnie na tym partnerstwie oraz na relacji - lub jej braku (wówczas mamy do czynienia z "piekłem").Jak już to zostało wyżej poruszone, dla mnie nie ma partnerstwa między Bogiem a człowiekiem z powodów wyżej opisanych.
Nie, nie dlatego, że tak ustanowił Bóg, tylko dlatego, że to niemożliwe.Wyjaśnij też proszę "istota ... nie ... wolna ... nie jest w stanie osiągnąć .... zbawienia".
Dlaczego? Bo tak postanowił Bóg? Jeśli tak to równie dobrze mógłby postanowić inaczej bo to On ustalił te reguły.
Zbawienie bowiem - jak już wspominałem (a szerzej opisałem w http://analizy.biz/marek1962/pieklo.pdf) nie polega na osiągniciu "wiecznych wczasów" czy nagrody w podobnym sensie.
Niebo to pełna, miłosna relacja z Bogiem. Piekło to stan, w którym nie jest się w stanie i nie chce przebywać z Bogiem.
I to w zasadzie wszystko.
Stan niechęci do przebywania z Bogiem osiąga się poprzez robienie rzeczy złych; człowiek staje się coraz gorszy i z czasem "obecność" Boga staje się dla człowieka nieznośna.
To człowiek wybiera piekło, nie Bóg.
Biorąc to pod uwagę, przykazania Boga są po prostu ostrzeżeniem. Nie przed decyzją Boga czy potępieniem przez Niego - ale przed staniem się takim, który nie chce Boga i nie umie Go wybrać.
ALez tego wyboru nikt nie tworzył.Ja pytam o powody pra-przyczyny utworzenia wyboru takiego a nie innego.
Istota wolna posiada mozliwość różnych wyborów - na tym zresztą polega wolność.
Raczej powiedział nam o tym, że jest taki wybór.W pewnym dużym uproszczeniu Bóg dał nam dwa wybory albo drogę z nim "dobro" albo drogę przeciwko "zło".
Nie jestem pewien, o co... Może sformułuj to inaczej, dobrze?To jest banalny system zerojedynkowy/czarno-biały. Załóżmy, że mam firmę A a Ty masz firmę B. Mogę kupić twoją firmę, mogę Cię doprowadzić do bakructwa/zniszczyć ale mogę też współpracować z Tobą, jest jeszcze kilka innych opcji. O to pytam.
Potocznie tak. Wiem, że częś forumowiczów też tak uważa. A jednak wiara chrześcijańska to nie uczucie. Wiara to przede wszystkim decyzja.Używanie określeń "nie przkonuje mnie to", "nie czuję", "nie wierzę" jest tożsame ze słowem WIARA - wg. słownika wiara to przekonanie i przeświadczenie a to są właśnie odczucia
Boga - jako istotę duchową - można zobaczyć (spotkać? - nie lubię tego określenia, bo nie oddaje precyzyjne istoty rzeczy) jedynie w duchu.No chyba, że rzeczywiście np. zmysłami (abstrahując od Teorii Względności) widziałeś Boga.
To jest praktycznie jedyna metoda (choć w świecie materialnym możemy oczywiście obserwować objawy Jego działania,ale to inny temat - i, wrew pozorom, mniej pewny sposób).
Możesz się przecież zwrócić do Boga bezpośrednio (nawet w formule "jeżeli jesteś"). Wymaga to pewnego skupienia, ciszy a także pewnego zrównoważenia (żeby nie brać emocji na głos Boży i odwrotnie - głosu Bożego za emocje), ale jest jak najbardziej wykonalne.
Zachęcam!
Sam poruszyłes temat, pisząc o instrumentach optycznychWybacz ale rozważania i konfrontowanie nauki i teologii mnie nie interesują. Są poza moim zainteresowaniem choć znam niektóre dyskusje i wywody na ten temat.
E tam. To, czy ktoś jest przekonany czy nie, ma się nijak do kompletności tego, czego owo przekonanie/nie przekonanie dotyczy. Nie mówiąc już o tym, jaką mają swiadomość tego, do czego doszła teologia osoby, które są przekonane/nie przekonane.W mojej ocenie teologia, jeśli nawet odpowiada na pytania "Dlaczego?", to jeszcze ma ona wiele do zrobienia w tej dziedzinie. W innym wypadku wątpliwości ateistów / innowierców zostałyby już rozwiane a przynajmniej moje w tym wątku "Po co? Dlaczego?"
Co nie zmienia faktu, ze teologia ma jeszcze wiele do zrobienia - co gorsze, w przeciwieństwiw do fizyki jest przedmiot "badań" nie jest skończony. WIęc nigdy nie "wyczerpie tematu".
To zresztą aspekt, który dotyczy także naszej rozmowy. Ponieważ rozmawiamy o Rzeczywistości przerastającej nasze doświadczenie, pojmowanie, a przede wszystkim - język opisu, więc bywa i tak, że trzeba się pogodzić z tym, że pewnych rzeczy nie będziemy wiedzieli (to zresztą tak jak w fizyce - reguła nieoznaczoności - tyle że w teologii ten obszar jest większy).
Ależ Magnolio, nie przeszkadzasz. Tyle że nie zawsze jestem w stanie się włączyć.