Post
autor: Konwalia » 2020-01-28, 21:13
Bo dzisiaj się nie docenia kapłaństwa i kapłanów. Pretensje do księży, postawa roszczeniowa, narzekanie – z tym się można spotkać. Zdaniem niektórych ksiądz ma być fajny, dużo mówić o miłosierdziu, mało albo wcale o grzechu, a Kościół w ich mniemaniu ma być instytucją charytatywno-rozrywkową. Ma być przyjemnie, miło, radośnie i bez wymagań.
Powiedzcie mi, gdzie tu miejsce na celibat?
Ludzie nie rozumieją tego, bo nie rozumieją, do czego są im potrzebni kapłani. Nie rozumieją, że taki kapłan ma być dla ludzi w tym sensie, że kapłaństwo niesie ofiarę, poświęcenie.
Że kapłani są po to, by była Eucharystia, bo nikt inny Pana Jezusa na ołtarz nie sprowadzi. Tylko rzecz w tym, że ludzie nie rozumieją, po co im Eucharystia i często traktują uczestnictwo w niej jak przymus.
Piszesz, Andeju, żeby istniał wybór i dyspensa. A w jaki sposób miałby ten wybór być dokonywany? Po święceniach? Przed nimi? Takie „wyjście awaryjne”, że jak nie wyjdzie, to zawsze można zmienić stan? Bo kaprys, bo kultura, bo głos świata?
Nie widzę argumentów za celibatem, bo te, które się podnosi, są śmiesznymi pretekstami, o których już wspomniałam wcześniej. Powołań jest mało, bo coraz więcej młodych chłopców ma problemy ze swoją seksualnością – albo nie czują się w pełni jako mężczyźni, albo widzą w mężczyznach partnerów życiowych. Dzisiejsi chłopcy i młodzi mężczyźni to często duże dzieciaki, które poza szkołą mają jedno hobby – grę na konsoli. Nie mają wzorców mężczyzny, są rozchwiani emocjonalnie, a w takich warunkach powołanie, jeśli jest, nie ma prawa się rozwinąć bez nadzwyczajnej łaski Bożej. Już pomijam kwestię ogólnego kryzysu wiary i światopoglądu, gdzie dominuje relatywizm i przekonanie, że nie ma już nic stałego.
Naprawdę, są poważniejsze problemy niż to, czy księża mogą mieć żony.