Dlaczego wynosisz na piedestał swą ignorancję?swar5 pisze: ↑2020-08-25, 12:30 Dlaczego chrześcijanie tak bardzo bali się i nadal się boją przyznać do tego że jest dwóch bogów ... Ojciec i Syn ...czyżby strach przed Jahwe że żadnych bogów nie będzie się miało przed Nim ? Pierwsi chrześcijanie zapewne bali się tego bardzo bo byli przecież żydami .. Trza było zrobić coś by był wilk syty i owca cała .. Gdyby to Bóg Ojciec sam wcielił się w postać człowieka to rozumiem ale tu bezspornie mamy do czynienia z synem więc jest dylemat
Oprócz wpisu z 2020-08-07, g. 10.01:
viewtopic.php?t=306&start=345
, spróbuj też podważyć poniższe, jeśli jesteś tak biegły intelektualnie, jakim sie kreujesz, pisząc wszak bzdury na ten temat. Przez podważenie rozumiem zanegowanie konkretnego zdania i uzasadnienie tegoż, nie zaś plecenie tego, co ci się wydaje i ślina na język przyniesie.
Zamierzam ostatecznie rozprawić się nieuctwem i płytkością denominantów i sceptyków, którzy wylewają pomyje na Tradycję katolicką w aspekcie zasadności mówienia o Trójcy Świętej, dotykając istoty rzeczy na możliwie jak najwyższym poziomie abstrakcji, stąd uczulam Czytelników, aby podeszli do tekstów cierpliwie i z sercem pałającym pragnieniem zrozumienia i pełnego pojmowania ich znaczenia.
Za punkt wyjścia powinien posłużyć nam autorytet Pisma Świętego, który i dla św. Tomasza z Akwinu stał się swoistym blokiem startowym:
"od Boga wyszedłem" (J 8, 42)
Naświetlić nam pokrótce trzeba błędy heretyków w tej materii, a tu wspomnę tylko o Ariuszu i Sabeliuszu.
Otóż Ariusz zinterpretował werset J 8, 42 i inne podobne znaczeniem w tym sensie, że jakoby Syn pochodzi od Ojca jak skutek od przyczyny. Z metafizyki wiemy, że skutek nigdy nie jest równy swojej przyczynie i Ariusz też to wiedział, więc wyśnił wniosek, który sam się mu nasunął, a mianowicie o Synu, jako stworzeniu od Ojca, a Duch Święty, jako stworzeniu od Obydwu.
Przeciwko Ariuszowi trzeba postawić dwa znamienne fragmenty Pisma Świętego.
Pierwszym jest werset 1 J 5, 20:
"Wiemy także, iż Syn Boży przyszedł i obdarzył nas zdolnością umysłu, tak iż poznajemy Prawdziwego. Jesteśmy w prawdziwym Bogu, w Synu Jego, Jezusie Chrystusie. On zaś jest prawdziwym Bogiem i Życiem wiecznym".
Widzimy tutaj, że wszyscy wierzący mamy tutaj wyraźną osobową relację do Syna (stan bycia w prawdziwym Synu).
Drugim jest werset 1 Kor 6, 19:
"Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego [...]?
I tutaj jest pokazana wyraźna osobowa relacja - z kolei do Ducha Świętego. Jak wiemy, posiadanie świątyni przysługuje tylko Bogu, więc ten fragment wskazuje na pełne bóstwo Ducha Świętego.
Święty Tomasz wskazuje, co będę rozwijał później, że Osoby boskie wyodrębniają się jedynie poprzez wewnętrzne relacje, a nie poprzez odrębne sposoby działania wobec bytów stworzonych. .
Tak więc do błędu Ariusz doszło z powodu braku właściwego rozumienia metafizycznego. Najważniejszym niedopatrzeniem-niedorozumieniem Ariusz było myślenie o rodzeniu Syna przez Ojca w kategorii wywodzenia zewnętrznego skutku z przyczyny. Nie wpadł więc na to, że pojęcie działania może pozostawać wewnątrz działającego, co wskazałoby mu na wspołistotność działania z działającym. Nie mieściło się więc w głowie Ariuszowi, jak można zaprzeczać literalnemu rozumieniu wersetu o tym, że Syn jest mniejszy od Ojca.
Natomiast Sabeliusz, choć podobnie do Ariusza, uważał Syna za zewnętrzny skutek Ojca, to wyciągnął z tego wniosek, że Syn jest opisowym określeniem Ojca w Jego zewnętrznych działaniach. Podobnież jest tu Duch Święty jest opisowym uświęcaniem i poruszaniem do życia stworzenia rozumne.
Tymczasem zauważmy, że nie może to być prawdą ani u Ariusza, ani u Sabeliusza, ponieważ przeczy im autorytet Pisma Świętego:
Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego" (J 5, 19)
Trzrba zauważyć, że chodzi tu o byt Syna. Czy Jezus mówi tu o dwóch odrębnych Osobach, czy też jednym Bogiem ukazującym się na dwa różne sposoby? A może Syn jest imiennie metaforą dla Ojca?
Odpowiedzi na takie pytania należy szukać tylko w metafizyce i tak właśnie uczynił św. Tomasz z Akwinu. Jak już więc zauważyliśmy, Ariusz i Sabeliusz z racji swego cielesnego, materialnego podejścia do kwestii pochodzenia, nie byli zdolni do duchowego ujęcia relacji boskich. Zewnętrzny sposób pochodzenia zawsze sprowadza Jezusa do poziomu stworzenia, bądź odrębnego Boga.
Już Akwinata odnalazł podpowiedź kierunku dalszych rozważań dzięki autorytetowi Pisma Świętego:
"Z kimże byście mogli Mnie porównać, tak, żeby Mi dorównał? - mówi Święty. Podnieście oczy w górę i patrzcie: Kto stworzył te [gwiazdy]? - Ten, który w szykach prowadzi ich wojsko, wszystkie je woła po imieniu. Spod takiej potęgi i olbrzymiej siły nikt się nie uchyli." (Iz 40, 25-26)
Aby unikać błędów skutkujących antytrynitaryzmem, trzeba unikać rozumienia Boga według podobieństwa stworzeń najniższych, jakimi są ciała, a trzeba zaś rozumieć według miary stworzeń najwyższych, jakimi są substancje intelektualne.
Tutaj też może powstać błąd, jeśli będzie się brało zbyt blisko podobieństwo stworzeń duchowych nawet w odzwierciedlaniu boskiej rzeczywistości, ponieważ tak naprawdę nawet one do niej żałośnie nie dorastają. Taką przestrogę przed "pewnym odległym podobieństwem" - similitudinem quandam remotam" wystosowuje do nas św. Tomasz z Akwinu i na to baczenie będziemy mieć podczas naszej wspólnej eksploracji i zarazem swoistej eksplikacji relacji boskich.
Konkludując więc wobec nakreślonego przeze mnie rysu genezy błędów antytrynitarnych, trzeba podkreślić, że duchowa zdolność poznawania i kochania Boga jest szczytem uczestnictwa na poziomie natury i łaski w Bogu. Aby więc wznieść się kontemplacyjnie ku Bogu, aby Biblia stała się źródłem uznania realnego, nie zaś tylko pojęciowego, wówczas trzeba posłużyć się analogią psychologiczną w ujęciu kontemplacyjnym. Do tego właśnie prowadzi zarówno korygowanie błędów na gruncie metafizyki oraz teol ogii biblijnej oświecanej przez kontemplację.
Widzimy więc na podstawie opisanych Ariusza i Sabeliusz, że są to na swój sposób postacie tragiczne, gdyż przez wzgląd na nieuctwo lub brak zdolności, nie byli w stanie pojąć, jak pochodzenie Syna mogłoby nie wprowadzać zróżnicowania w Bogu, a przypomnijmy, że w związku z tym chcieli bronić prostoty Boga, która w ich rozumieniu była zagrożona.
Analogia psychologiczna, której nie zastosowali, unika takiej trudności z prostego powodu. Otóż, akt poznania intelektualnego wiąże się z pojęciem pojęcia (słowa wewnętrznego - verbum internus) i to pochodzenie pozostaje w intelekcie.
Święty Tomasz wskazuje wyraźnie, że im bardziej coś jest poznawane intelektualnie, tym bardziej pojęcie intelektualne jest wewnętrzne wobec poznającego i tym bardziej stanowi z nim jedno. Jest to zgodne i konsekwentne z tomistyczno-arystotelesowskim ujęciem teoriopoznawczym, kiedy to intelekt, w tej mierze, w jakiej dokonuje się w nim poznanie, to i w tej mierze staje się jedno z tym, co poznane, co wyraża piękna gra słów:
intellectus in actu, est intellectum in actu . Nie ma więc w rodzeniu Syna realizacji możności, lecz jest rodzenie aktu przez akt.
Kolejną analogię trzeba okazać poprzez poznanie. Poznawanie w nas nie jest samą substancją intelektu, dlatego pojęcie w stworzeniach nie jest tej samej natury, co one same. Tymczasem w Bogu mamy do czynienia z poznawaniem tożsamym z boską naturą.
Zrodzone Słowo jest więc doskonałym podobieństwem pochodzącym od Boga i istniejącym w tej samej naturze.
Co do Ducha Świętego, to istnieje niebezpieczeństwo wyciągnięcia fałszywych wniosków. Rzecz więc będzie szła o tzw. drugie pochodzenie w Bogu.. Czytamy zatem wpierw:
Duch Święty pochodzi od Ojca (J 15, 26).
Potem dowiadujemy się, że jest On kimś innym, niż Syn, co stwierdza autorytet Pisma:
"prosić będę Ojca mojego i innego Pocieszyciel da wam" (J 14, 16)
W sukurs przychodzi nam Akwinata - wybitny mąż Boży, jako filozof z Bożego ukazania. Otóż stwierdza on, że w naturze intelektualnej są faktycznie dwa i tylko dwa pochodzenia. Stąd też dalej należy wnioskować, że akty natury intelektualnej są dwojakiego rodzaju:
1. Poznanie jakiegoś przedmiotu jako Prawdziwego na drodze pochodzenia pojęcia i aktu osądu (mówię tu o intelekcie),
2. Chcenie poznanego przedmiotu jako dobrego na drodze pochodzenia miłości (mówię tu o woli).
Zarówno więc dusza ludzka, jak i Bóg, jednoczą się z bytem swego przedmiotu tylko w tych dwóch aspektach: prawdziwości i dobroci. Trzeciej drogi nie ma.
Rodzi się pewna aporia, bo prostota Boża powinna przekładać się na tożsamość intelektu i woli, a tymczasem mówimy analogicznie do ludzkiej duszy i intelekcie o woli. Wychodzi więc, że w Bogu byłoby tylko jedno pochodzenie...
Znów pomaga nam Akwinata przychodzi w sukurs twierdząc, że odrębność pochodzeń oparta jest na porządku bycia Początkiem w łonie boskiego aktu. Nie jest to jakaś akademicka fantazja ani ze strony Doktora Anielskiego, ani z mojej, co wykażę w toku szczegółowszego wywodu o Osobie Ojca , bo jak widzę w trakcie pisania tego postu, ciągle nie umiem jeszcze dojść do niezwykle istotnych niuansów, a tkwię jeszcze w ogólnym zarysie problemu.
Tak więc pamiętać należy, że wprawdzie boski akt jest jeden, jednakże jako akt natury intelektualnej musi wiązać się analogicznie z porządkiem bycia początkiem. Jeśli przypomnimy sobie stwierdzenie św. Augustyna, że "coś może być kochane wolą, tylko i wyłącznie, jeśli jest pojęte w intelekcie" , wówczas zrozumiemy podobne słowa św. Tomasza , o odrębności pochodzenia Miłości w Bogu, ponieważ posiada odrębność opartą na przyporządkowaniu względem pochodzenia Słowa. Stąd też Słowo pochodzi ze zrodzenia, zaś Miłość (Duch Święty) pochodzi z ekstatycznego pożądania przedmiotu, co nazywamy dla odróżnienia od "pierwszego" zrodzenia - tchnieniem.
Wnioskowanie nasze w tym poście zakończę (z racji przejścia do innych spraw) konkluzją, że dzięki Doktorowi Anielskiemu możemy zrozumieć płytkość wszelkich antytrynitarnych "mądrości" płynących z ust denominantów oraz ateistów, jako że odrębne Osoby w Bogu nie są uprzednie w stosunku do pochodzeń. Jest to kwestia kardynalna, ponieważ widzimy jasno, że Ojciec nie jest Ojcem "przed" rodzeniem Syna. Rzecz idzie o to, że Ojciec nie jest Ojcem samym w sobie, lecz bierze swą nazwę od rodzenia (czyli od ojcostwa). Podobnież jest i z Synem.
Mówimy więc tu o relacjach ustanowionych przez pochodzenia, stanowiących Osoby. Nie są to tylko relacje logiczne (dla nas są takimi w poznawaniu intelektem), lecz realne, ponieważ Bóg jest czystym istnieniem.
Relacje mają charakter podwójny, a mianowicie "w" oraz "do". To ważne jest, ponieważ w relacji "w", Ojciec jest po prostu Bogiem, zaś w relacji typu "do" Ojciec jest ojcostwem, rodzeniem, choć to drugie trochę nielegancko jakiś się wypowiada.
Następnym razem rozwinę bardzo sprawę konkretnych Osób, starając się użyć poprawnie - na jak najwyższym poziomie - abstrakcyjnych zabiegów językowych, co by uwydatnić niuanse dotyczące relacji Osób do istoty Bożej, aby uczulić na zagrożenie wyznawania poglądu o istnieniu relacji pomiędzy relacjami w Bogu, a Jego istotą .
Stanie się to na gruncie jednego z archiwalnych moich postów w tym temacie, a mianowicie o oznajmieniach, który podlinkowałem w poście wyżej .
Rozwinę to po to, abyś zamilkł, i miast wulewać z siebie opowieści morskiej treści, zaczął czytać i chłonąć naukę zawartą w sacra scriptura.
Z Bożym pozdrowieniem,
exe
+++
exe
+++