apostata pisze: ↑2020-09-28, 22:53
Marek_Piotrowski pisze: ↑2020-09-28, 21:39
Tak, to prawda - zboczenie zboczeniu nierówne.
Ale już - skoro byłą o tym mowa w wątku - z zoofilią jak najbardziej można porównać. Skoro koń jest zadowolony i caryca Katarzyna też...
Po pierwsze, jak definiujesz zboczenie?
A po co Ci ta definicja?
Po drugie, porównywać można, ale jaki to ma sens? Zwierze nie jest świadome że jest wykorzystywane (tak jak i dziecko).
Nie. Zwierzę jest zadowolone.
Nie może zaprotestować.
Kura nie
Pies, koń - bez problemu.
Ponadto sprowadzasz homoseksualizm do kopulacji, a homoseksualiści potrafią się kochać podobnie jak heteroseksualiści.
WIesz, wielu ludzi potrafi "kochać" cudze żony. I co z tego?
Nadto czy wyrazem miłości jest wielokrotnie większa liczba partnerów?
Myślę, że nie zdajesz sobie sprawy, jaka jest skala pedofilii w Kościele. Pewnie się zdziwisz, kiedy powiem że korelacja pomiędzy byciem duchownym a byciem pedofilem jest UJEMNA.
W przeciwieństwie np. do środowiska nauczycieli (szczególnie WF i trenerów) a także np. muzyki.
Źródło?
Źródła podałem tu
http://analizy.biz/marek1962/ped.pdf (w przeciwieństwie do Ciebie badałem te zagadnienia).
Problem pedofilii w kościele to przede wszystkim to że był i dalej jest ukrywany.
Ciągle słyszę ten absurd. W jaki sposób można ukryć pedofilię?
I jeszcze jedno: zgłaszanie na policję, gdy rodzice nie zgłaszają.
Jak to sobie wyobrażasz? Nana zasadzie, ze "proboszcz usłyszał, jak ktoś mówił". Albo nawet na zasadzie "rodzice przyszli i powiedzieli, więc proboszcz zgłasza".
Proboszcz nie może zgłaszać ani plotek, ani wiadomości zasłyszanych z ust poszkodowanych rodziców, którzy sami nie uznali za stosowne tego zgłosić.
Dokładnie tak samo, jak nie zgłosi do prokuratory nauczyciela dyrektor szkoły, tylko zgłaszającym się rodzicom poradzi udać się na policję (albo do prokuratury).
Proboszcz zrobi więcej niż dyrektor szkoły, bo ten nie wszczyna własnego śledztwa - natomiast proboszcz musi to próbować zrobić na drodze służbowej. Jednak jest to zupełnie niezależne od śledztwa karnego i śmieszne jest oczekiwanie, że będzie wyręczał w tym prokuraturę.
Dodam, że mimo wszystko takie "kościelne śledztwo" jest mało skuteczne, bo proboszcz czy biskup nie mają uprawnień śledczych, powoływania niedobrowolnych świadków, wsadzania do paki za fałszywe zeznania itd.
A ukarać może dopiero po udowodnieniu - a nie na zasadzie "usłyszenia".
Dalej - słynne "przenoszenie na inną parafię". Otóż wbij sobie do głowy, ze to przenoszenie to nie jest kara, tylko zwykły środek zabezpieczający "śledztwo" kościelne przez mataczeniem. Biskup nie ma mozliwości wsadzenia podejrzenego duchownego do aresztu żeby nie mataczył - dlatego istnieje nawet obowiązek przeniesienia go jak najdalej.
Drugim powodem przeniesienia jest zapobiegnięcie spotykania sie duchownego i domniemanej ofiary (na ulicy, albo co gorsze na Mszy Świętej) - co jest w interesie ofiary, by nie mnożyć jej traumy.
Jak można uciszyć rodziców zgwałconego dziecka?
Jakoś nie słyszałem o detektorach i kuratorach przynoszących wuefistów-pedofili ze szkoły do szkoły.
A o ilu nauczycielach-pedofilach słyszałeś? - a jest ich więcej, niż księży. ALe to nie jest temat, o tym się nie pisze.
ALe dwa przypadki pracujących z dziećmi które się "przebiły"zapewne znasz; jeden to wieloletni psycholog dziecięcy - guru telewizyjny, drugi to dyrygent poznańskiego chóru chłopięcego. Pierwszego kryli i potem bronili inni psycholodzy telewizyjni o praktykach drugiego już kilkanaście lat wcześniej wiedziała rada miasta (z tego powodu nie dali mu orderu, ostatnio wypłynęły sprawozdania z posiedzeń).
Dokładnie tak - zgłaszają takie przypadki rodzice, a nie dyrektor szkoły.
Nawiasem mówiąc, nauczyciele wobec których wykryto pedofilię, w większości nadal pracują w tej samej szkole.
Kto w Polsce ściga nauczycieli, księży, trenerów czy kierowników chórów - pedofili?
Szkoła, Kościół? Klub sportowy, filharmonia?
Nie, proszę Pana. Ściga policja i prokuratura.
Zachowajmy minimum rozsądku - jeśli poszkodowany/a zgłasza się na policję, szkoła/Kościół/klub/filharmonia nie ma żadnych mozliwości "schowania" czegokolwiek do szafy.
Serio? Do tego trzeba szkoleń z naciągania prezerwatywy na banan
Przypomnij w jakim wieku?
A w jakim wieku szkolenie z naciągania prezerwatywy na banan pomaga w rozpoznaniu, jak napisałeś " żebyście odróżniali jedno od drugiego i żeby dzieci były świadome zagrożeń i tego co się dzieje"?
i "uczenia osiągania przyjemności z dotykania się"?
Domyślam się że masz na myśli "zadowolenie i przyjemność z dotykania własnego ciała (masturbacja/autostymulacja)". To już brzmi nieco inaczej?
Ani trochę. To znczy dokładnie to samo.
To teraz jeszcze wiedz że wytyczne nie są skierowane do dzieci tylko do tych co uczą.
Oczywiście - to oni mają uczyć dzieci "zadowolenia i przyjemnośćci z dotykania własnego ciała (masturbacji/autostymulacji)". Każde takie wytyczne są skierowane do uczących i robienie z tego argumentu to zwykły wykręt.
Dzieci czasem same się masturbują bez nauki. W wypadku takich dzieci uczy się je o masturbacji a nie masturbacji.
Po pierwsze - czego się uczy? Że to "przyjemne"? Figa - to każde masturbujące się dziecko wie doskonale.
Uczy się, że to, rzekomo "dobre".
Co więcej, uczy się o tym także całą resztę, z której większość bez tej "edukacji" masturbacji nie zaczęłaby w wieku przedszkolnym.
Niestety, to nieprawda. Szczególnie dokładne są tu statystyki brytyjskie: im głębiej wprowadzano tzw. edukację seksualną, tym więcej było pedofilii oraz ciąż wśród nieletnich.
Proszę link do tych statystyk.
Bo ja mam takie:
Źródło:
https://oko.press/marian-pilka-glosi-ze ... kluczenia/
Mam propozycję - przeczytaj wyjaśnienia na stronie, która cytujesz z podobnym krytycyzmem, jak czytasz to, co piszę. I nie będę już musiał nic dodawać.
To prawda, że korelacja nie zawsze oznacza związek. Jednak ten związek zaobserwowano w wielu krajach (jak trafię na te statystyki powtórnie, dam znać - nie zapisywałem ich, a nie mam teraz czasu bawić sie w szukanie).
Popatrz również na wykres, który pokazałeś: cała późniejsza linia jest bez znaczenia (własnie dlatego, ze są inne czynniki). Liczy się okres paru lat po bodźcu.
Oczywiście, zależy to od modelu edukacji. Są modele pozytywne - i przez wiele lat u nas w szkołach taki pozytywny model był.
Zależy jak się trafi. Ja miałem dobrze bo mnie pani od biologii uczyła. Niestety zdarza się że uczy katechetka.
W tej chwili nie. To było wówczas, kiedy w szkole nie uczono. WIęc złośliwostki zbędne.
Uśmiejesz się, ale w moim pokoleniu dzieci były uświadamiane seksualnie... na lekcjach religii. Dopiero potem wprowadzono te tematy na biologii, a nawet lekcje "wychowania rodzinnego" (skądinąd niezłe).
A mi zakonnica mówiła że jak się będę dotykał to mi siusiak uschnie;)
To możliwe, ale jestem niemal pewien że bujasz. Owszem, różni nauczyciele mówią różne bzdury, i niestety katechetki nie są tu często wyjątkiem. Ale to taki popularny wist.
Dodano po 7 minutach 17 sekundach:
Przechodząc do rozmowy o faktach:
PRAWDĄ JEST, że pedofile- księża istnieją, i nie zależnie od ich liczby (choćby był tylko 1), jest to problem
PRAWDĄ JEST, iż wielu przełożonych reagowało niewystarczające: co gorsze, prawdą jest też, że bywali także tacy przełożeni, którzy kryli pedofilów
PRAWDĄ JEST, że pedofile w Kościele związani są w głównej mierze z grupą wpływowych księży – homoseksualistów. Grupa ta jest na tyle wpływowa, ze wręcz mówi się o „mafii homoseksualnej w Kościele”
PRAWDĄ JEST też, że księża-pedofile pokazani na filmie p.Sekielskiego w większości byli TW (tajnymi współpracownikami bezpieki). Odbija się tu czkawką parodia lustracji, jaką zafundowali nam hierarchowie nie ujawniając księży – współpracowników SB
NIEPRAWDĄ jest, że księża są grupą, w której pedofilia jest statystycznie częstsza niż w pozostałej części społeczeństwa. Jest przeciwnie; niezależne badania (raport przygotowany dla amerykańskiego Departamentu Edukacji w 2004 roku) wykazały, iż pedofilia jest około 60–krotnie rzadsza wśród księży niż pośród nauczycieli. Najwięcej pedofili pracuje w szkole i jako trenerzy sportowi.Również statystycznemu mężczyźnie pedofilia zdarza się częściej niż duchownym, a spośród duchownych – księżom katolickim zdarza się nieco rzadziej niż duchownym niekatolickim (pastorzy oskarżani są 6 razy częściej niż księża, . Zanotowano także spore problemy z pedofilią w środowisku ortodoksyjnych Żydów (o Islamie w ogóle nie piszemy, gdyż w dużej jego części pedofilia jest dozwolona).
(kto ciekaw większej ilości danych, ponownie zapraszam na
http://analizy.biz/marek1962/ped.pdf )
Niezależnie od skali zjawiska, mamy w tej chwili następujące problemy:
- usunięcie gorszycieli z Kościoła. Zero tolerancji, współczucia, pobłażliwości pod pozorem miłosierdzia itd (jak dobrze wyraził to dziś T.Terlikowski: "To miłosierdzie, które krzywdzi ofiary, które zapomina, że sprawiedliwość jest tak samo jak miłosierdzie obliczem Boga. To miłosierdzie, która pozwala przestępcom seksualnym krzywdzić dalej dzieci, w imię właśnie miłosierdzia bez sprawiedliwości. To miłosierdzie, które pozwala opuścić dzieci i przystępować do Komunii itd. itp.")
- usunięcie tych, co ich osłaniali pedofili i lobby homoseksualne
- nie dopuszczenie, żeby gorszyciele mieli wpływ na oficjalne dokumenty Kościoła
- nie dopuszczenie, by pierwsze trzy punkty spowodowały schizmę (i tu proszę o rozsądek tych, co słusznie postulują oczyszczenie duchowieństwa)
- przy tym wszystkim przeciwstawienie się niesprawiedliwej propagandzie, jakoby w Kościele problem pedofilii był wiekszy niż w pozostałej części społeczeństwa.
Nie dać się złapać w pułapkę - nie ulec ani pokusie dalszego zranienia Kościoła (zranionego przez zboczeńców) przez odstępstwo ani też nie przestać głosić tego, co Kościół głosił i głosi w kwestiach moralności małżeńskiej, obrony życia itd.
Problem jest z wyważeniem: musimy wypalić gorącym żelazem faktyczne takie zdarzenia, a jednocześnie nie przyłączać się do histerii. Ani nie przyłączać się do nagonki która ma - wbrew faktom - sprawić wrażenie, że duchowni mają z tym większy problem niż inni.
Kiedyś Kościół sobie chyba lepiej radził:
Synod w Elwirze (306 r.) kanon 71:
„Ci, którzy gwałcą chłopców, nie otrzymają komunii nawet w godzinie śmierci”
papież Leon X, 1514 rok, dokumetn Supermae dispositionis - orzeczenie, że świeccy i duchowni powinni być karani sankcjami karnymi i kanonicznymi za każdy akt seksualny z dziećmi.
Pius V. 1568 konstytucja Horrendumu:każdego duchownego winnego pedofilii należy usunąć ze stanu duchownego. uprzednio degradując ze wszystkich stopni święceń. Sprawcę zalecał oddać w ręce władzy świeckiej, by ta wymierzyła mu stosowną karę;
Sobór Lavellana seu Romana, 1726 rok: duchownego, który popełnił przestępstwo przeciwko VI przykazaniu Dekalogu, pociągające za sobą infamię prawną (w to wchodziła pedofilia), chociaż odbył wymierzoną mu przez władzę świecką karę galer, w żadnym wypadku nie można było przywrócić do stanu duchownego.
Prawo kanoniczne 1917 rok: duchowni, jeżeli dopuścili się wykroczenia przeciwko VI przykazaniu Dekalogu z małoletnimi poniżej szesnastego roku życia podlegali suspensie ferendae sententiae. Ponadto należało ich uznać za prawnie zniesławionych oraz pozbawić wszelkich urzędów, beneficjów, godności i zadań kościelnych, jeśli takie posiadali, a w cięższych przypadkach deponować, czyli usunąć ze stanu duchownego.
Inna rzecz, że i dziś z tym "brakiem działania" to często bujda: sprawa księdza Lemańskiego pokazała, że nie tak łatwo skazać kogoś na drodze dochodzenia kościelnego (możliwości odwołań są wielkie, a winy często trudno dowieść). Skarży się na to Benedykt XVI w swoim liście:
"biskupi [amerykańscy] w Rzymie szukali pomocy, gdyż prawo kanoniczne w takiej postaci, w jakiej jest ono zapisane w nowym (1983 r.) Kodeksie, wydawało się niewystarczające do podjęcia koniecznych środków.
(...)
Dodatkowo jednakże istniał podstawowy problem w postrzeganiu prawa karnego. Tylko tak zwany „gwarantyzm” [rodzaj protekcjonizmu proceduralnego] był wciąż uważany za „koncyliarny”. Oznacza to, że ponad wszystko prawa oskarżonego musiały być zagwarantowane do tego stopnia, że faktycznie wykluczało to w ogóle jakiekolwiek skazanie. W ramach przeciwwagi dla często nieadekwatnych opcji obrony, jakie były dostępne oskarżonym teologom, ich prawo do obrony poprzez gwarantyzm zostało rozszerzone do takiego stopnia, że skazania były praktycznie niemożliwe."
nie potrafię sobie wyobrazić, jak można być czynnym pedofilem czy homoseksualistą i jednocześnie księdzem.
Mogę zrozumieć (w sensie: jeszcze mi się mieści od biedy w głowie) jednorazowy upadek - nawet straszliwy.
Ale życie latami z trwaniem w pedofilstwie czy czynnym homoseksualiźmie?
Przecież to znaczy, ze czlowiek ten nie jest w stanie Łaski Uświęcającej.
Wydaje mi się, że wszystkie "trwające" grzechy duchownych (nie piszę tu o sporadycznych czy incydentalnych upadkach) - pedofilia, homoseksualizm, "baba na boku" itd mają ten sam mianownik. I żeby je zlikwidować, potrzebna jest jedna, oczywista wydawałoby się sprawa:
Dość już niewierzących duchownych