Andej pisze: ↑2020-11-29, 10:22
A jeśli, właśnie, ta miłość do dzieci, jest podstawowym spoiwem?
Wtedy małżeństwo jest chore. Ale lepsza taka choroba, niż cięższa - kiedy nawet miłość do dzieci spoiwem nie jest.
Andej pisze: ↑2020-12-08, 19:08
Czy jesteś przekonany, że dla wszystkich ludzi na świecie najwyższym dobrem jest Bóg?
Tak, Andeju, jestem o tym przekonany.
Oczywiście, nie wszyscy o tym wiedzą, ale to już inna sprawa
agust pisze: ↑2018-09-02, 10:02
Właśnie tak doradzali starsi koledzy w pracy: chcesz wiedzieć jak będzie postępować wobec ciebie twoja żona, to podglądaj jak postępuje przyszła teściowa wobec przyszłego teścia.
To niezła zasada, ale nie zawsze się sprawdza. Inną jest "patrz, jak Twoja przyszła traktuje swoich rodziców" - ta się sprawdza niemal zawsze.
No ale, teraz obowiązuje zasada, ze żyjemy jak chcemy i jak najdalej od teściów.
Nie widzę związku. Żyjemy jak chcemy - to dla dorosłych ludzi oczywiste. W zależności od tego, jak wychowali ich rodzice, chcą albo żyć dobrze, albo źle.
A czy blisko Rodziców czy Teściów - to już wybór tych dorosłych ludzi. I Rodzice ani Teściowie nie mają prawa mieć żadnych pretensji, że np. dzieci chcą żyć i pracować w innej części kraju.
Wychowujemy dzieci nie dla siebie, ale dla śnich samych. Inaczej to wychowanie podszyte jest egoizmem.
Chciałbym wierzyć, że są takie rodziny, dla których rodzice, teściowie, są wzorem do naśladowania w przenoszeniu zasad postępowania, wiary, tradycji i kultury.
Trochę upraszczasz. Jest czas nauki i czas samodzielności.
Nigdy nie odwdzięczę się mojemu Ojcu za to, czego mnie nauczył, jest dla mnie wzorem, ale nie bezkrytycznie przyjmowanym. W pewnych rzeczach zrobiem zgodnei z tym co mi radził (zazwyczaj doskonale na tym wychodząc), w innych nie. Np. gdy podejmowałem pierwszą pracę udzielił mi pewnych rad, z których nie skorzystałem - poszedłem we własnym kierunku. I dobrze się stało.
Moim Synom też udzieliłem pewnych rad. W pewnej części posłuchali mnie, w innej nie. To ich życie i ich dotkną konsekwencje - dobre czy złe - ich wyborów. Ale mają do nich prawo.
Ja jestem od tego, by dawać im możliwości, czasem służyć radą. Nie jestem od tego, by podejmować decyzję o ich życiu. Są dorośli.
agust pisze: ↑2020-11-29, 10:15
Problem jest w tym, że nauki księdza Szustaka, żeby przypadkiem nie słuchać swojej mamusi, tylko zawsze męża, przynoszą odwrotny skutek od zamierzonego - sądząc po ilości rozwodów, niszczenia relacji rodzinnych, wymierania społeczeństwa (...)"
To bardzo dobre nauki. W momencie zawarcia małżeństwa to żona staje się moim najbliższym krewnym, nie Rodzice. I ona musi być wazniejsza - niż Rodzice, a nawet niż dzieci. Z nią jestem jedną dusza i jednym ciałem.
A co do "sądzenia po ilości rozwodów" to wybacz, ale wpływa na to tyle różnych czynników, że przypisywanie dowolnie wybranemu winy nie jest zbyt adekwatne. Osobiście myślę (i raczej nie jestem w tym osamotniony), że
więcej małżeństw rozeszło się przez wtrącanie się Rodziców czy Teściów, niż przez słuchanie współmałżonka.
Sporo też rozeszło się przez to, że mąż raczej słucha Mamy, niż Żony.
Parafrazując niezręcznie J T ...choćby przyszło tysiąc apologetów, wzięli ze sobą tysięczne dary, to i tak nie zastąpią rodziców i dziadków, w przekazywaniu wiary.
Róznie to bywa z tym przekazywaniem wiary. I jest na to czas, kiedy ten, któremu przekazujemy jest dzieckiem. Później wpływ jest niewielki.
Te właśnie żony, które o. Szustak tak sugestywnie poucza, są wychowane na jego i jemu podobnych naukach. Ja przeżyłem ze swoją żoną blisko 50 lat, kierując się Dekalogiem i 4 przykazaniem, i mojej opinii na ten temat - mimo 490 wyświetleń - nikt nie potrafi skomentować. Opuszczanie ojca i matki, które jest procesem zapoczątkowanym od najmłodszych lat - za który odpowiadają mądrzy rodzice, i trwa do czasu pochowania rodziców w grobie.
Nie. Powołujesz się na chrześcijaństwo a pomijasz milczeniem, że biblijna kolejność jest inna:
"Mt 19:5 BT5 "
I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem."
Najpierw opuści,
a potem "złączy się". Już po opuszczeniu. Mentalnym, a najlepiej i fizycznym.
Nie "zacznie proces odłączania".
Łączenie się z żoną swoją i stawanie się jednym ciałem, to nic innego, jak obowiązek rodzicielstwa i rozmnażania się.
Też, ale to znacznie, znacznie więcej.
Tak samo, jak nigdy nie przestaje się być rodzicem i nigdy nie jest się zwolnionym od pouczania swoich dzieci. "Gdy kochasz bardziej swojego syna niż mnie, nie jesteś mnie godzien"
Dziwne jest zacytowanie tego fragmentu dla poparcia tej akurat tezy. Nie widzę związku.
Jest róznica pomiędzy delikatnym wyrażeniem swojego zdania jako rodzic, a wpychaniem się z radami w cudze , dojrzałe życie (bo to JEST cudze życie, nawet gdy jesteśmy rodzicami tego życia). I to wpychanie nigdy nie kończy się dobrze ani nie jest skuteczne.
Człowiek jest dorosły, gdy jest zdolny działać bez oglądania się "co powie Ojciec". Ojciec miał swoją szansę, gdy był czas na kształtowanie. Jeśli spełnił dobrze swoje zadanie, syn pójdzie na tym ukształtowaniem. Może nawet posłucha - już jako dorosły - delikatnej, nie narzucającej się rady Ojca.
I tylko tyle.