Tak też i w moim kościele zostały powtórzone w akcie błogosławieństwa na zakończenie mszy świętej.
Święte słowa i warte podkreślenia. I zachowanie w sercu i umyśle.
=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+=+
J 1,19-28)
Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?” On wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”. Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?” Odrzekł: „Nie jestem”. „Czy ty jesteś prorokiem?” Odparł: „Nie!” Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?” Odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”. A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?” Jan im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.
================================================================================================================
Czytając powyższe przyszło mi na myśl pewne skojarzenie. Z Ewangelia opisującą analogiczną sytuację. W której pytającymi byli wysłannicy Jana, a odpowiadającym Jezus. W obydwu sytuacjach pytający nie otrzymali prostej, jednoznacznej odpowiedzi. W obydwu musieli udzielić jej sobie sami. Na podstawie tego, co obserwowali. Zostali zmuszeni do myślenia. Do analizy. A wreszcie do zaangażowania się. Nie tylko ciekawskiego pytanie, ale do samodzielnego działania.
Dlaczego? Sądzę, że powodem było to, że na każda odpowiedź mieliby kolejne pytania. Oraz żądania dowodów. Które choć podane na tacy wzbudzałyby wątpliwości. I dalsze serie pytań oraz zarzutów. Albowiem do wniosków samodzielnie wyciągniętych mamy zupełnie inny stosunek. Po prostu wierzymy sami sobie. Wierzymy, że przeanalizowaliśmy wszystko, a nasze rozumowanie było prawidłowe.
I tu doszedłem do kluczowego słowa. Wierzymy. Nie wiemy, nie udowadniamy, nie przeprowadzamy autopsji. Wierzymy.
Pamiętacie słowa Jezusa do Tomasz, gdy ten wreszcie uwierzył? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. I w ten sposób doszedłem do słów, które w poprzednim poście przywołał Dez.
Ale są w tej Ewangelii zastanawiajace słowa: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?” Rodzi się pytanie, czym był chrzest dla ówczesnych żydów? Jakie były jego formy? Przyznaję się, że nie pamiętam, abym o tym czytał. Teraz dopiero zaczynam czytać Świat Chrystusa. Może coś znajdę. Ale to intrygujące.
Drugą myślą jest samo pytanie: Czemu chrzcisz? A także zastrzeżenie co do posiadania praw do chrzczenia.
Na pytanie "Czemu chrzcisz?", a właściwie czemu ochrzciła(e)ś swoje dzieci? Dlaczego masz taki zamiar, jeśli będziesz mieć dzieci? Nie odpowiem na te pytania. Ani nie podpowiem. Sama, sam odpowiedz. Zastanów się. Po co? Dlaczego? Jaki masz w tym cel? I zaraz uświadomisz sobie odpowiadając na te pytania, co jest najważniejsze. Bo czyniliście (lub czynić będziecie) to po to, aby zapewnić to, co jest najważniejsze. Wskazać drogę. To tak jak wyrzucenie kuli kręgielnej, lub uderzenie bili. Nadaje pęd i kierunek. Daje energię łaski Bożej.
A przy okazji przypomnijmy sobie, kto ma prawo chrzcić? I uświadommy sobie, że odpowiedź na to pytanie ma minimalne znaczenie wobec tego, jaki jest cel chrzczenia. Nie ważne kto, ważne co. I skutki tegoż.