Jest całkowicie możliwe, że czyściec jest natychmiastowy. Prawdopodobnie zresztą nie jest "miejscem" w którym ktokolwiek mógłby "być":
„Oczyszczenie musi być całkowite i to właśnie wyraża nauka Kościoła o czyśćcu. Termin ten nie oznacza miejsca, lecz formę życia. Ci, którzy po śmierci żyją w stanie oczyszczenia, trwają już w miłości Chrystusa, uwalniającego ich od resztek niedoskonałości.”/Jan Paweł II Audiencja generalna 4 sierpnia 1999/
Nie wiemy czy istnieje takie miejsce (trudno sie poruszać i w ogóle o tym mysleć, prawdopodobnie nasz język nie ma odpowiednich pojęć) i chyba nie jest to szczególnie ważne. Istotny jest sam proces dochodzenia do świętości, „umierania dla grzechu”.
Być może proces ten przebiega w czasie, być może poza czasem; możliwe też że jest jedną chwilą. Tak czy owak wiąże się z gruntowną przemianą człowieka.
Część teologów przychyla się nawet do twierdzenia, że oczyszczenie czyśćcowe następuje w momencie śmierci, kiedy człowiek ma możność wglądu w całe swoje życie i żałuje za to co zrobił; ten wielki żal z powodu grzechów ma mieć moc przemieniającą. W takim wypadku pewnym wsparciem
byłoby stwierdzenie z Księgi Syracha
„A dla Pana łatwą jest rzeczą w dzień śmierci oddać człowiekowi według jego postępowania.”/Syr 11,26/
Za „momentalnym” lub pozostającym poza porządkiem doczesnego czasu Czyśćcem (tj.oczyszczeniem w jednej chwili) poważnym argumentem wydaje się być cytat:
„Nie wszyscy zaśniemy, ale wszyscy będziemy przemienieni. W jednej chwili, w oka mgnieniu, na odgłos trąby ostatecznej; bo trąba zabrzmi i umarli wzbudzeni zostaną, a my zostaniemy przemienieni. Albowiem to co skażone musi przyoblec się w to co nieskażone...” (1 Kor. 15,51-53)
Nasz cel to Wspólnota z Bogiem (zwana Niebem). By żyć w tej wspólnocie musimy być do Boga podobni. Owo upodobnienie się to cel naszego doczesnego życia. Czymkolwiek jest Czyściec, jest to także jego zadanie - o ile nie upodobniliśmy się dostatecznie do Boga za życia.
Jeśli rację mają Ci, którzy mówią o momentalności Czyśćca, możemy tę sprawę opisać jeszcze inaczej; w chwili naszej śmierci Bóg przyjmuje nas do wspólnoty z sobą (Nieba). Jeśli nie jesteśmy dostatecznie do Niego podobni, następuje błyskawiczne, momentalne upodobnienie (uwolnienie od doczesnych przywiązań). Wielkość wstrząsu, szoku odpowiada rozbieżności pomiędzy tym kim jesteśmy, a tym kim mogliśmy się stać i kim się właśnie -wchodząc do Nieba - stajemy. Być może to właśnie miał na myśli apostoł Paweł pisząc o zbawieniu
„jakby przez ogień” (1 Kor 3,15).
Zresztą: każda przemiana na dobre jest związana z cierpieniem - na przykład alkoholik rzucając nałóg cierpi.
Zapraszam do szerszego omówienia tej problematyki, które umieściłem tu
http://analizy.biz/marek1962/czysciec.pdf