Jak wybuchła schizofrenia, doszedłem do wniosku że to musi być opętanie. Miałem urojenia, że rozpoznaję czy ludzie są w Łasce Uświęcającej. To że nie byli miałem rozpoznawać po tym, że sugerowali mi w między wierszami chorobliwe myślenie, mające doprowadzić mnie do samobójstwa, ludzie w Łasce mieli powodować abym trzeźwo myślał. W ogóle , najtrzeźwiejsze myślenie powodował u mnie jeden wspaniały (to nie ówczesne urojenie) kapłan,Ciekawy temat. Pokusisz się o opisanie w odrębnym wątku dlaczego uważasz, że leki zabijały duszę i po czym psycholog rozeznawał dlaczego to choroba a nie opętanie ?
Przez myśl mi nie przychodziło że to może być psychoza. Dopiero aż mnie nie zaprowadzono prywatnie do pani psychiatry. Tam mówiłem o dziwnych rzeczach, które mi się ostatnio przytrafiały, o myślach które można by nazwać schizofrenicznymi, a i o tych, które można by nazwać paranoidalnymi. Potem pani psychiatra mówiła rodzinie o mojej inteligencji, może dlatego właśnie że z nią rozmawiałem o różnicach między schizofrenią a paranoją.
Diagnoza: schizofrenia, paranoidalna, Powiedziała że to wszystko się mi zdawało, urojenia, nie byłem przekonany.
Urojenia były związane z datą 2 lutego, dzień osób konsekrowanych, lęki polegały na tym, że najpierw uważałem że Bóg każe mi iść do ciężkiego klasztoru, potem że to szatan mówi, aż do gonitwy myśłi.(a rok wcześniejsza nienawiść do Boga była stąd, że czytałem jak Jezus kazał Faustynie iść do klasztoru), Jeszcze w szpitalu nim leki zaczęły działać, myśłałem że jestem opętany. Za około pół miesiąca kończyłem 32 lata, myślałem że zamknęli mnie tu bo w moje urodziny przyjdzie egzorcysta, ja będę się wydzierał, bo będę miał uczucia diabła we mnie wypędzanego do piekła.
Do czasu urodzin, leki zaczęły działać i to przeszło.
Miałem różne leki, jedne dawały przyrost wagi, po innych spało się do 14, I były też mniej wi≥ęcej dobre.
Pod koniec okresu przedszpitalnego dostałem bardzo lekkie leki, po których bardzo dobrze się czułem, ale choroba wróciła. Rok 2009 to drugi raz w szpitalu. Tym razem dostałem bardzo mocny lek, po którym od razu minęły wszelkie urojenia.
Tylko bardzo nieprzyjemny, nie mogłem leżeć na łóżku, musiałem chodzić, "nogi same chodziły" bo nie mogłem usiedzieć w miejscu. Nie było depresji , ale szarość, anhedonia, nazywam to że "zabijał duszę", Był brak wiary, nienawiść do Boga, dodatkowo lewicowość (dla niektórych jestem lewicowy bo popieram PiS albo Kukiza, wtedy byłem na lewo od Platformy, nie miałem nic przeciw aborcji i eutanazji)
Narzekałem na ten lek,a pani psychiatra na to , że nie można zmieniać. Były myśli nienawistne do Boga, przeważnie o pretensje, jak on mógł mnie stworzyć bez mojej zgody, i stworzyć innych bez pytania, "jak uważa że cierpienie jest wartością, to niech sam cierpi a nie zmusza do tego innych", w tym oburzało mnie cierpienia zwierząt, zaraz pretensje do Boga.
Nie mogłem tego wytrzymać i chciałem by egzorcysta pomodlił się o uwolnienie. Najpierw był psycholog od tego egzorcysty, ale po pierwsze leczę się psychiatrycznie od lat, poza tym, nie miewam jakiś paranormalnych rzeczy żeby to było opętanie, poza tym stwierdził że moja nienawiść do Boga, wynika z dużej mierze z choroby i lepiej że skierowana na Boga niż konkretnych ludzi.
Byłem na tym leku długi czas, aż była raz w zastępstwie inna pani psychiatra, i powiedziałem że chcę zmienić lek, bo mi usuwa libido. I zmieniła na inny lek. Na innych lekach może nie całkiem dobrze, ale już nie na tym fatalnym leku, który oznaczał tylko szarość, pustkę, nienawiść do Boga i lewicowe poglądy.
(może gdyby politycy znali działanie tego leku, każdy musiałby go przyjmować obowiązkowo )