Budowanie związku "po chrześcijańsku"
-
- Początkujący
- Posty: 42
- Rejestracja: 10 wrz 2022
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 5 times
- Been thanked: 7 times
Budowanie związku "po chrześcijańsku"
Hej,
Ostatnio interesuje mnie tematyka budowania związków / relacji z perspektywy chrześcijańskiej. Przeczytałam na ten temat trochę i chętnie zapodam kilka tematów do dyskusji.
1. Czy mówić innym o związku?
W książce o. Louisa jest rada, by przed narzeczeństwem nikomu nie mówić o spotykaniu się (poza ewentualnie rodzicami), gdyż to ogranicza naszą wolność co do decyzji („co ludzie powiedzą”). Pytanie, czy to faktycznie możliwe i zdrowe, tak się długo ukrywać?
W innych książkach wręcz przeciwnie, ludzie muszą wiedzieć, żeby pomóc nam na związek spojrzeć z boku, bez otoczki zakochania.
2. Jakie zaangażowanie w relacje z płcią przeciwną?
O. Louis twierdzi, że na etapie przed narzeczeństwem należy unikać np. codziennego kontaktu, smsów, poznawania planu każdego swojego dnia, itp. Wg o. Louisa, dopiero od momentu narzeczeństwa jest się w ogóle parą.
Może mniej radykalny wniosek wynika z książek państwa Wołochowiczów i ich córki – ogólnie nie należy z osobami płci przeciwnej (również poza związkiem) rozmawiać o rzeczach zbyt prywatnych, żeby uniknąć zbędnych więzów duszy.
Rozumiem o co chodzi – ograniczanie zaangażowania i ewentualnego bólu przy rozstaniu/odrzuceniu, a w przypadku relacji czysto koleżeńskich – ograniczanie ryzyka jednostronnego zakochania. Niemniej, ja się zastanawiam, czy w przypadku osób, które są serio w sobie zakochane (albo w przypadku przyjaciół – po prostu się lubią, chcą sobie pomagać), jest to możliwe i na pewno rozsądne? Czy nie ogranicza nam możliwości dobrego poznania drugiej osoby, jej codziennych zwyczajów?
3. Jakie granice fizyczności?
Słynne pytanie „co wolno przed ślubem” Ale nie mam tu na myśli katalogu czynności, tylko ogólne podejście. Wg strony ks. Knotza – wręcz nie należy unikać pewnych kontaktów fizycznych (oczywiście bez współżycia czy śmiałych pieszczot), to one budują bliskość, czułość, a ponadto pozwalają nam rozwijać wolność co do kierowania swoim popędem, podczas gdy unikanie za wszelką cenę rodzi ryzyko podejścia lękowego i nerwicowego. Wg książek państwa Wołochowiczów i ich córki Magdaleny – należy możliwe mocno ograniczać taki kontakt, może trzymanie za ręce dozwolone, buziak dopiero w narzeczeństwie i tylko w szczególnych okazjach. Są tam nawet opisane jako dobre przypadki, jak dziewczyna nie chce siadać obok chłopaka na kanapie, spotkać się z nim sam na sam w mieszkaniu albo przyjacielsko przytulić na powitanie, nawet na spotkaniu w większej grupie (bo może się nakręcić).
4. Gdy randkuje się „po Bożemu”, co do zasady unika się złamanego serca przy rozstaniu
To teza z „Outdated”, amerykańskiej książki, którą opisuje Magda Wołochowicz na swoim blogu. Miałoby być to możliwe, gdy się nie angażujemy zbytnio emocjonalne (pkt 2) czy fizycznie (pkt 3). Tylko czy to faktycznie jest możliwe, jeśli siła uczuć jest duża? A chyba o to chodzi w zakochaniu, które jest pięknym wstępem do miłości, by ta siła jednak była. Inaczej to takie spotykanie się z rozsądku (który oczywiście jest ważny, ale jednak do spółki z uczuciem).
Rozumiem, że jak ludzie np. ze sobą mieszkają, regularnie współżyją, ból rozstania jest większy. Ale obietnice, że w innym przypadku się ominie złamane serce, osobiście uważam za z deka naiwne.
5. Co z osobami o innych poglądach (np. niewierzących bądź o słabej wierze)?
Według niektórych, stanowczo trzeba dusić to w zarodku („Istota małżeństwa” Kellerów, książki państwa Wołochowiczów). Takie związki są jednoznacznie niezgodne z wolą Bożą i Bożym planem wobec nas. Według innych, nie ma tu reguły i można dać przynajmniej na początku szansę (np. artykuły na Aletei, filmiki Asi Lelejko, tekst na stronie Zuzy Górskiej-Kanabus). Problem sprowadza się do oceny tego, czy więź ducha jest konieczna do zbudowania małżeństwa.
Ostatnio interesuje mnie tematyka budowania związków / relacji z perspektywy chrześcijańskiej. Przeczytałam na ten temat trochę i chętnie zapodam kilka tematów do dyskusji.
1. Czy mówić innym o związku?
W książce o. Louisa jest rada, by przed narzeczeństwem nikomu nie mówić o spotykaniu się (poza ewentualnie rodzicami), gdyż to ogranicza naszą wolność co do decyzji („co ludzie powiedzą”). Pytanie, czy to faktycznie możliwe i zdrowe, tak się długo ukrywać?
W innych książkach wręcz przeciwnie, ludzie muszą wiedzieć, żeby pomóc nam na związek spojrzeć z boku, bez otoczki zakochania.
2. Jakie zaangażowanie w relacje z płcią przeciwną?
O. Louis twierdzi, że na etapie przed narzeczeństwem należy unikać np. codziennego kontaktu, smsów, poznawania planu każdego swojego dnia, itp. Wg o. Louisa, dopiero od momentu narzeczeństwa jest się w ogóle parą.
Może mniej radykalny wniosek wynika z książek państwa Wołochowiczów i ich córki – ogólnie nie należy z osobami płci przeciwnej (również poza związkiem) rozmawiać o rzeczach zbyt prywatnych, żeby uniknąć zbędnych więzów duszy.
Rozumiem o co chodzi – ograniczanie zaangażowania i ewentualnego bólu przy rozstaniu/odrzuceniu, a w przypadku relacji czysto koleżeńskich – ograniczanie ryzyka jednostronnego zakochania. Niemniej, ja się zastanawiam, czy w przypadku osób, które są serio w sobie zakochane (albo w przypadku przyjaciół – po prostu się lubią, chcą sobie pomagać), jest to możliwe i na pewno rozsądne? Czy nie ogranicza nam możliwości dobrego poznania drugiej osoby, jej codziennych zwyczajów?
3. Jakie granice fizyczności?
Słynne pytanie „co wolno przed ślubem” Ale nie mam tu na myśli katalogu czynności, tylko ogólne podejście. Wg strony ks. Knotza – wręcz nie należy unikać pewnych kontaktów fizycznych (oczywiście bez współżycia czy śmiałych pieszczot), to one budują bliskość, czułość, a ponadto pozwalają nam rozwijać wolność co do kierowania swoim popędem, podczas gdy unikanie za wszelką cenę rodzi ryzyko podejścia lękowego i nerwicowego. Wg książek państwa Wołochowiczów i ich córki Magdaleny – należy możliwe mocno ograniczać taki kontakt, może trzymanie za ręce dozwolone, buziak dopiero w narzeczeństwie i tylko w szczególnych okazjach. Są tam nawet opisane jako dobre przypadki, jak dziewczyna nie chce siadać obok chłopaka na kanapie, spotkać się z nim sam na sam w mieszkaniu albo przyjacielsko przytulić na powitanie, nawet na spotkaniu w większej grupie (bo może się nakręcić).
4. Gdy randkuje się „po Bożemu”, co do zasady unika się złamanego serca przy rozstaniu
To teza z „Outdated”, amerykańskiej książki, którą opisuje Magda Wołochowicz na swoim blogu. Miałoby być to możliwe, gdy się nie angażujemy zbytnio emocjonalne (pkt 2) czy fizycznie (pkt 3). Tylko czy to faktycznie jest możliwe, jeśli siła uczuć jest duża? A chyba o to chodzi w zakochaniu, które jest pięknym wstępem do miłości, by ta siła jednak była. Inaczej to takie spotykanie się z rozsądku (który oczywiście jest ważny, ale jednak do spółki z uczuciem).
Rozumiem, że jak ludzie np. ze sobą mieszkają, regularnie współżyją, ból rozstania jest większy. Ale obietnice, że w innym przypadku się ominie złamane serce, osobiście uważam za z deka naiwne.
5. Co z osobami o innych poglądach (np. niewierzących bądź o słabej wierze)?
Według niektórych, stanowczo trzeba dusić to w zarodku („Istota małżeństwa” Kellerów, książki państwa Wołochowiczów). Takie związki są jednoznacznie niezgodne z wolą Bożą i Bożym planem wobec nas. Według innych, nie ma tu reguły i można dać przynajmniej na początku szansę (np. artykuły na Aletei, filmiki Asi Lelejko, tekst na stronie Zuzy Górskiej-Kanabus). Problem sprowadza się do oceny tego, czy więź ducha jest konieczna do zbudowania małżeństwa.
- AdamS.
- Super gaduła
- Posty: 1450
- Rejestracja: 4 lis 2021
- Lokalizacja: Bieszczady
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 567 times
- Been thanked: 814 times
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
To podejście jest już chyba dość anachroniczne i nie zawsze realne? Choć w ogólnym założeniu byłbym mu przychylny. Jednak w odniesieniu do punktu ostatniego już nie bardzo się mogę zgodzić. Bo co oznacza osoba "słabej wiary". Czy wiara jest mierzalna? A może chodzi o poziom religijności? (to już zupełnie inna para kaloszy). Na pewno warto tu uzgodnić sam azymut duchowy (deklaratywność wiary), jak też wspólny system wartości - ale poziomu wiary nikt nie zmierzy i weryfikuje go dopiero samo życie.
-
- Początkujący
- Posty: 42
- Rejestracja: 10 wrz 2022
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 5 times
- Been thanked: 7 times
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
Ja jeszcze dodam, że w ogólnym założeniu też się z wieloma rzeczami zgadzam - bo mniej więcej takie miałam podejście i wyobrażenie, zanim w jakikolwiek związek weszłam. Ale jak weszłam, większość rzeczy z powyższych po prostu się zrealizować nie dało, i niekoniecznie było to związane z grzechem. Dlatego się zastanawiam, czy to wszystko nie jest dość idealistyczne.
Co do słabej wiary - chodzi głównie o osoby, które nie mają "osobistej relacji z Bogiem".
Co do słabej wiary - chodzi głównie o osoby, które nie mają "osobistej relacji z Bogiem".
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
Z perspektywy bycia matką, trochę mnie to zmroziło... Żeby rodzice nie wiedzieli, że ich dziecko spotyka się z kimś? Ja bym wolała wiedzieć, jakich znajomych ma moje dziecko, nie mówię tu o jakimś toksycznym rodzicielstwie i komenderowaniu dzieckiem, ale po prostu różne są sytuacje, dlatego bym chciała wiedzieć.Nieznajoma pisze: ↑2023-01-17, 10:31 1. Czy mówić innym o związku?
W książce o. Louisa jest rada, by przed narzeczeństwem nikomu nie mówić o spotykaniu się (poza ewentualnie rodzicami), gdyż to ogranicza naszą wolność co do decyzji („co ludzie powiedzą”). Pytanie, czy to faktycznie możliwe i zdrowe, tak się długo ukrywać?
W innych książkach wręcz przeciwnie, ludzie muszą wiedzieć, żeby pomóc nam na związek spojrzeć z boku, bez otoczki zakochania.
Z perspektywy bycia córką, ja się rodzicom specjalnie nie zwierzałam, a oni jakoś specjalnie nie ingerowali, ale jednak wiedzieli. Gdzie idę, z kim idę, na ile idę. Myślę, że to zdrowe rozwiązanie.
- AdamS.
- Super gaduła
- Posty: 1450
- Rejestracja: 4 lis 2021
- Lokalizacja: Bieszczady
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 567 times
- Been thanked: 814 times
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
Ten punkt jakoś mi umknął. Też bym go podważył, choć mogę zrozumieć intencje - żeby w swym wyborze pozostać osobą autonomiczną. Niemniej rodzice powinni wiedzieć z kim się dziecko (nawet pełnoletnie) spotyka.Ate pisze: ↑2023-01-17, 11:56 Z perspektywy bycia matką, trochę mnie to zmroziło... Żeby rodzice nie wiedzieli, że ich dziecko spotyka się z kimś? Ja bym wolała wiedzieć, jakich znajomych ma moje dziecko, nie mówię tu o jakimś toksycznym rodzicielstwie i komenderowaniu dzieckiem, ale po prostu różne są sytuacje, dlatego bym chciała wiedzieć.
-
- Początkujący
- Posty: 42
- Rejestracja: 10 wrz 2022
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 5 times
- Been thanked: 7 times
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
O rodzicach tam było powiedziane, że okej - oni mogą wiedzieć, może nawet powinni. Chodzi o to, żeby np. nie mówić znajomym, przyjaciołom. Ja to w sumie u siebie realizowałam, ale w świecie jest dużo innych porad - np. że jak ktoś nie przedstawia cię swoim bliskim kolegom, koleżankom, to że nie traktuje poważnie. Poza tym ja miałam łatwiej, bo nie mieliśmy wspólnych znajomych. A jak ktoś np. poznaje kogoś w pracy, na studiach, w szkole, to chyba trochę dziwne się ukrywać miesiącami (bo na wstępnym etapie to rozumiem - ale do narzeczeństwa często mija kilka lat).
- Marek_Piotrowski
- Legendarny komentator
- Posty: 19256
- Rejestracja: 1 cze 2016
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 2651 times
- Been thanked: 4674 times
- Kontakt:
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
ad.1. Nie udziwniajmy
ad.2. Bzdura. Równie dobrze moglibyśmy w takim razie propagować małżeństwa aranżowane przez rodziców.
ad.3. Generalnie zgadzam się z ks.Knotzem. Acz to bardzo indywidualne - zależy od temperamentu, samoopanowania itd.
Z moich (niestety, już dawnych...) doświadczeń wynika, że pewnesprawy dobrze jest postawić jasno: np. że wykluczamy (i czemu to robimy!) współzycie przed ślubem przed ślubem
ad.4.Niemal cała ta lista zdaje się mieć na celu "ograniczenie bólu". Niestety, albo coś robimy na poważnie, albo bezpiecznie i bezboleśnie.
To nawet jakoś głupio, żeby nie było cierpienia przy ewentualnym rozstaniu - oznacza, że nie było relacji, bliskości.
ad.5. Zgadzam się co do zasady. W dużej mierze mamy wpływ na to, w kim się "zakochujemy". Wzajemna tolerancja wystarcza do przyjaźni, ale małżonkowie muszą być ze sobą zgodni "niemal na poziomie hardware" (a na pewno "systemu operacyjnego").
Oczywiście, bywają szczęśliwe małżeństwa innowierców czy wierzących z ateistami (sam znam jedno), ale to potężny problem.
Z tym, że nie podchodziłbym do tego tak formalnie "jednoznacznie niezgodne z wolą Bożą i Bożym planem wobec nas", ale 77 razy bym się zastanowił.
ad.2. Bzdura. Równie dobrze moglibyśmy w takim razie propagować małżeństwa aranżowane przez rodziców.
ad.3. Generalnie zgadzam się z ks.Knotzem. Acz to bardzo indywidualne - zależy od temperamentu, samoopanowania itd.
Z moich (niestety, już dawnych...) doświadczeń wynika, że pewnesprawy dobrze jest postawić jasno: np. że wykluczamy (i czemu to robimy!) współzycie przed ślubem przed ślubem
ad.4.Niemal cała ta lista zdaje się mieć na celu "ograniczenie bólu". Niestety, albo coś robimy na poważnie, albo bezpiecznie i bezboleśnie.
To nawet jakoś głupio, żeby nie było cierpienia przy ewentualnym rozstaniu - oznacza, że nie było relacji, bliskości.
ad.5. Zgadzam się co do zasady. W dużej mierze mamy wpływ na to, w kim się "zakochujemy". Wzajemna tolerancja wystarcza do przyjaźni, ale małżonkowie muszą być ze sobą zgodni "niemal na poziomie hardware" (a na pewno "systemu operacyjnego").
Oczywiście, bywają szczęśliwe małżeństwa innowierców czy wierzących z ateistami (sam znam jedno), ale to potężny problem.
Z tym, że nie podchodziłbym do tego tak formalnie "jednoznacznie niezgodne z wolą Bożą i Bożym planem wobec nas", ale 77 razy bym się zastanowił.
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
Też ostatnio myślę o związkach, jako ta, która wraca do wiary... I załamuje mnie to, co czytam. Chyba jednak zostanę sama
3. To wedle tych zasad z książki Państwa W., czym różni się okres "spotykania się z kimś" od innej znajomości, z inną osobą, którą po prostu znamy?
Niestety takie zamrażanie uczuć według mnie nie jest absolutnie dobre. Tak bardzo często zaczyna się później problem emocjonalny, że ludzie czują się niekochani.
Dotyk bliskiej osoby jest bardzo ważny.
Chyba, że samemu mamy fobie z tym związane.
Dla mnie sens bycia w związku jest wtedy, kiedy jestem akceptowana, kochana, przytulana, dostaję uczucie i ja również się nim dzielę. To, co opisują kojarzy mi się z "partnerskim związkiem", dla zasady bo trzeba i uczymy się kochać kogoś, a nie kochamy faktycznie. Owszem, zdarza się, że dwie strony stwierdzą, że tak im lepiej się żyje i umacnia ich to w czymś i naprawdę żywią do siebie piękne uczucie, niestety to prawdopodobnie jakiś mały procent.
3. To wedle tych zasad z książki Państwa W., czym różni się okres "spotykania się z kimś" od innej znajomości, z inną osobą, którą po prostu znamy?
Niestety takie zamrażanie uczuć według mnie nie jest absolutnie dobre. Tak bardzo często zaczyna się później problem emocjonalny, że ludzie czują się niekochani.
Dotyk bliskiej osoby jest bardzo ważny.
Chyba, że samemu mamy fobie z tym związane.
Dla mnie sens bycia w związku jest wtedy, kiedy jestem akceptowana, kochana, przytulana, dostaję uczucie i ja również się nim dzielę. To, co opisują kojarzy mi się z "partnerskim związkiem", dla zasady bo trzeba i uczymy się kochać kogoś, a nie kochamy faktycznie. Owszem, zdarza się, że dwie strony stwierdzą, że tak im lepiej się żyje i umacnia ich to w czymś i naprawdę żywią do siebie piękne uczucie, niestety to prawdopodobnie jakiś mały procent.
-
- Początkujący
- Posty: 42
- Rejestracja: 10 wrz 2022
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 5 times
- Been thanked: 7 times
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
@ Lwica, to tak tylko żeby Cię nie zniechęcić zanadto - to "tylko" książki, można wnioski z nich przyjąć albo i nie, nas wierzących obowiązuje przede wszystkim Biblia i KKK A one nie regulują tego, czy do chłopaka można np. codziennie pisać SMSa Ja po prostu rzucam do dyskusji Sama wśród osób wierzących nie znam par, które by się do tego w pełni stosowały...
Czasem się zastanawiam, czy czegoś źle nie rozumiem z tych książek (może i tak jest? jak ktoś czytał i ma swoje przemyślenia, to dawajcie), bo faktycznie czasem trudno wyłapać różnicę pomiędzy zwykłą znajomością a związkiem. Albo pojawiają się ogólnikowe zdania typu "jesteście kimś więcej niż przyjaciele" - ale trochę bez konkretów na czym to polega, poza tym, że ma się w środku jakieś przeświadczenie o perspektywie czegoś więcej w narzeczeństwie / małżeństwie.
Inna sprawa jest taka, że być może docelowym odbiorcą tych książek mieli być głównie nastolatkowie, osoby co dopiero w ten świat wchodzą (choć w książkach są też przykłady osób o wiele starszych, co tak żyli i związek budowali). Dziecku w szkole faktycznie bym kazała bardziej uważać z zaangażowaniem, bo wiadomo, że takie związki z reguły nietrwałe, w głowie siano, hormony szaleją, a ewentualne konsekwencje pójścia na całość większe.
Czasem się zastanawiam, czy czegoś źle nie rozumiem z tych książek (może i tak jest? jak ktoś czytał i ma swoje przemyślenia, to dawajcie), bo faktycznie czasem trudno wyłapać różnicę pomiędzy zwykłą znajomością a związkiem. Albo pojawiają się ogólnikowe zdania typu "jesteście kimś więcej niż przyjaciele" - ale trochę bez konkretów na czym to polega, poza tym, że ma się w środku jakieś przeświadczenie o perspektywie czegoś więcej w narzeczeństwie / małżeństwie.
Inna sprawa jest taka, że być może docelowym odbiorcą tych książek mieli być głównie nastolatkowie, osoby co dopiero w ten świat wchodzą (choć w książkach są też przykłady osób o wiele starszych, co tak żyli i związek budowali). Dziecku w szkole faktycznie bym kazała bardziej uważać z zaangażowaniem, bo wiadomo, że takie związki z reguły nietrwałe, w głowie siano, hormony szaleją, a ewentualne konsekwencje pójścia na całość większe.
- miłośniczka Faustyny
- Mistrz komentowania
- Posty: 4484
- Rejestracja: 26 sie 2018
- Lokalizacja: Ulica Sezamkowa
- Has thanked: 1082 times
- Been thanked: 1153 times
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
Nie będę nic doradzać, bo nie znam się na związkach ani trochę i nie interesuje mnie ta wiedza (to znaczy, bardzo ciekawe rzeczy piszecie, ale zaznaczam ten brak doświadczenia, żeby mnie nikt nie brał jakoś bardzo na poważnie, bo mogę się mylić, w tym co napiszę). Chciałabym jednak się wypowiedzieć odnośnie tego, co powyżej cytuję. Jest to, według mnie, jakieś absurdalne, nielogiczne, bo przecież żeby wejść w okres narzeczeństwa trzeba się już znać bliżej. No jak można się z kimś zaręczyć, jeśli nie ma się z nim "więzów duszy"? Narzeczeństwo to jest poważny krok, oczywiście nie ostateczny, bo można się rozstać, to nie małżeństwo. Ale jednak nikt nie zaręcza się bez powodu, to by było lekkomyślne. Sam czasownik "zaręczyć się" sugeruje pewną bliskość relacji, zaufanie. Jak ktoś "prosi kobietę o rękę" to tak jakby chciał ją chwycić i poprowadzić, metaforycznie wyruszyć w nieznane. Jest też zwrot "ręczyć za kogoś", a więc ufać mu.Nieznajoma pisze: ↑2023-01-17, 10:31 Jakie zaangażowanie w relacje z płcią przeciwną?
O. Louis twierdzi, że na etapie przed narzeczeństwem należy unikać np. codziennego kontaktu, smsów, poznawania planu każdego swojego dnia, itp. Wg o. Louisa, dopiero od momentu narzeczeństwa jest się w ogóle parą.
Może mniej radykalny wniosek wynika z książek państwa Wołochowiczów i ich córki – ogólnie nie należy z osobami płci przeciwnej (również poza związkiem) rozmawiać o rzeczach zbyt prywatnych, żeby uniknąć zbędnych więzów duszy.
Ostatnio zmieniony 2023-01-17, 13:46 przez miłośniczka Faustyny, łącznie zmieniany 3 razy.
Odkąd umiłowałam Boga całą istotą swoją, całą mocą swego serca, od tej chwili ustąpiła bojaźń, i chociażby mi nie wiem już jak mówiono o Jego sprawiedliwości, to nie lękam się Go wcale, bo poznałam Go dobrze: Bóg jest Miłość a Duch Jego- jest spokój"
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
No właśnie...miłośniczka Faustyny pisze: ↑2023-01-17, 13:30Nie będę nic doradzać, bo nie znam się na związkach ani trochę i nie interesuje mnie ta wiedza (to znaczy, bardzo ciekawe rzeczy piszecie, ale zaznaczam ten brak doświadczenia, żeby mnie nikt nie brał jakoś bardzo na poważnie, bo mogę się mylić, w tym co napiszę). Chciałabym jednak się wypowiedzieć odnośnie tego, co powyżej cytuję. Jest to, według mnie, jakieś absurdalne, nielogiczne, bo przecież żeby wejść w okres narzeczeństwa trzeba się już znać bliżej. No jak można się z kimś zaręczyć, jeśli nie ma się z nim "więzów duszy"? Narzeczeństwo to jest poważny krok, oczywiście nie ostateczny, bo można się rozstać, to nie małżeństwo. Ale jednak nikt nie zaręcza się bez powodu, to by było lekkomyślne. Sam czasownik "zaręczyć się" sugeruje pewną bliskość relacji, zaufanie. Jak ktoś "prosi kobietę o rękę" to tak jakby chciał ją chwycić i poprowadzić, metaforycznie wyruszyć w nieznane. Jest też zwrot "ręczyć za kogoś", a więc ufać mu.Nieznajoma pisze: ↑2023-01-17, 10:31 Jakie zaangażowanie w relacje z płcią przeciwną?
O. Louis twierdzi, że na etapie przed narzeczeństwem należy unikać np. codziennego kontaktu, smsów, poznawania planu każdego swojego dnia, itp. Wg o. Louisa, dopiero od momentu narzeczeństwa jest się w ogóle parą.
Może mniej radykalny wniosek wynika z książek państwa Wołochowiczów i ich córki – ogólnie nie należy z osobami płci przeciwnej (również poza związkiem) rozmawiać o rzeczach zbyt prywatnych, żeby uniknąć zbędnych więzów duszy.
Rany, żebym ja się zgodziła na zaręczyny (nieważne czy w duchu religii czy bez), to albo musiałbym mieć naprawdę (!) mocne przekonanie, że to TEN, albo po kilku latach, po poznaniu bliżej tej osoby. I co, przez te kilka lat jesteśmy sobie obcymi ludźmi? To jak mam poznać taką osobę? Nie zwierzać, nie rozmawiać, nie dotknąć, nie pocałować, nie patrzeć z uczuciem, nie wziąć zbyt głębokiego oddechu bo jeszcze guzik od bluzki się odepnie i co to będzie?!
Nie no... Ludzie.
Dlatego pytałam wyżej czym w takim razie taki "kandydat" do narzeczeństwa różni się od innych kolegów?
- Morkej
- Biegły forumowicz
- Posty: 1728
- Rejestracja: 2 wrz 2018
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 65 times
- Been thanked: 355 times
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
Książek nie czytałem, ale sugerując się tym, co napisałaś, to w takim razie zaryzykuję stwierdzeniem, że przekaz zdecydowanie nie trafiony. W ostatnich latach następuje wyraźna zmiana w poglądach społecznych na temat tych norm. Ma miejsce normalizacja pewnych zjawisk, które wcześniej powszechnie traktowano by jako gorszące, a dzisiaj już tak nie jest. Przecież normy kulturowe zmieniają się wraz ze zmianą realiów. Świat, w którym wcześniej funkcjonowały pewne normy wyglądał zupełnie inaczej niż teraz. Nie da się młodym ludziom wcisnąć dzisiaj tego samego w tym samym opakowaniu, które było wcześniej. Trzeba wymyślić coś nowego, co w świetle nowych realiów byłoby zgodne z nauką katolicką.Nieznajoma pisze: ↑2023-01-17, 13:13 Inna sprawa jest taka, że być może docelowym odbiorcą tych książek mieli być głównie nastolatkowie, osoby co dopiero w ten świat wchodzą
Oczekuj Pana, bądź mężny w działaniu i umacniaj się w sobie; nie trać ufności, nie poddawaj się,
lecz ciałem i duszą walcz o chwałę Bożą. - Tomasz à Kempis
lecz ciałem i duszą walcz o chwałę Bożą. - Tomasz à Kempis
- Dezerter
- Legendarny komentator
- Posty: 15139
- Rejestracja: 24 sie 2015
- Lokalizacja: Inowrocław
- Has thanked: 4268 times
- Been thanked: 2988 times
- Kontakt:
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
Zapodam świadectwo dwójki młodych ludzi o tym jak Bóg ich prowadził do małżeństwa - jak dla mnie wzór, ja tak nie potrafiłem
Jak Bóg nas prowadził - Hania i Mikołaj Kapusta
Jak Bóg nas prowadził - Hania i Mikołaj Kapusta
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.
- Abstract
- Zasłużony komentator
- Posty: 2590
- Rejestracja: 27 cze 2021
- Has thanked: 161 times
- Been thanked: 420 times
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
Teraz podteksty seksualne wciskane są dzieciom i młodzieży bardzo wcześnie i nieograniczony sposób, ty zabronisz dziecku, a ono ogląda u kolegi, koleżanki na przerwie, lub zaraz po szkole. Już 11-12 letnie dziewczynki na jakiś urodzinach dopuszczają się seksu oralnego wobec swoich kolegów, albo "chłopaka". Trochę ostatnio zagłębiałem się w tematykę psychologii nastolatków, niektórzy rodzice mają naprawdę duże problemy. Jak czytam ten poradnik to jakieś dwa światy.
Papierosy, używki, miękkie narkotyki, to przewija się w każdej szkole. E-papierosy popala już mnóstwo uczniów 8 klas. Niedojrzała młodzież marginalizuje autorytet rodziców, postrzega siebie i szuka akceptacji wśród rówieśników, ma wiele szczęścia gdy grupa z którą się identyfikuje ma chociaż jednego, dwóch mądrych członków, którzy potrafią zahamować zapędy innych. Dawniej młodzież bawiła się w dorosłych, teraz robią to już dzieci.
Papierosy, używki, miękkie narkotyki, to przewija się w każdej szkole. E-papierosy popala już mnóstwo uczniów 8 klas. Niedojrzała młodzież marginalizuje autorytet rodziców, postrzega siebie i szuka akceptacji wśród rówieśników, ma wiele szczęścia gdy grupa z którą się identyfikuje ma chociaż jednego, dwóch mądrych członków, którzy potrafią zahamować zapędy innych. Dawniej młodzież bawiła się w dorosłych, teraz robią to już dzieci.
Ostatnio zmieniony 2023-01-17, 22:59 przez Abstract, łącznie zmieniany 1 raz.
Bóg nie adoptował nas po innym bogu.
-
- Początkujący
- Posty: 42
- Rejestracja: 10 wrz 2022
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 5 times
- Been thanked: 7 times
Re: Budowanie związku "po chrześcijańsku"
@Dezerter,
fajni ludzie, choć z odczytywaniem znaków Bożych trochę trzeba uważać. Super że w przypadku Hani to tak ładnie wyszło - mnie się dwa razy zdarzyło, że czułam taki znak co do konkretnej osoby, a ostatecznie okazało się to totalną pomyłką i skończyło zranieniem (choć w sumie - może właśnie przez to Bóg mnie chciał czegoś nauczyć). No i trzeba uważać z magicznym traktowaniem Biblii na zasadzie "otworzę na byle jakiej stronie i dostanę przez to znak".
No i trochę dziwne, że dziewczyna się spowiadała niczym z wielkiego grzechu z tego, że po prostu myśli o chłopaku Chyba to normalne w stanie zakochania, dobrze, że ją ksiądz naprostował, a teraz sama z mężem się z tego śmieje
fajni ludzie, choć z odczytywaniem znaków Bożych trochę trzeba uważać. Super że w przypadku Hani to tak ładnie wyszło - mnie się dwa razy zdarzyło, że czułam taki znak co do konkretnej osoby, a ostatecznie okazało się to totalną pomyłką i skończyło zranieniem (choć w sumie - może właśnie przez to Bóg mnie chciał czegoś nauczyć). No i trzeba uważać z magicznym traktowaniem Biblii na zasadzie "otworzę na byle jakiej stronie i dostanę przez to znak".
No i trochę dziwne, że dziewczyna się spowiadała niczym z wielkiego grzechu z tego, że po prostu myśli o chłopaku Chyba to normalne w stanie zakochania, dobrze, że ją ksiądz naprostował, a teraz sama z mężem się z tego śmieje