Nie uwazam żeby było dobre dla człowieka działać tak w obrębie wiary, że zmuszać sumienie do czegoś, jak ono krzyczy: nie, nie rób tego, nawet jeśli Kościół chce, abym to zrobiła.
I podkreślam, że to że nie jestem radykałem(nie zrobię czegoś co ma wpływ na pogorszenie cudzego życia, albo i jego utratę, w imię wiary), to nie oznacza że nie przestrzegam przykazań. Po prostu nie radykalnie, są sytuacje graniczne, gdzie działam zgodnie z sumieniem) . Jak właśnie w przykładzie kolegi który napisał tego posta. Oczywiście że użyłabym dodatkowej ochrony. Bez wyrzutów sumienia. Bo człowiek, w zasadzie jego życie, jest dla mnie ważniejszy niż wiara.
Dodano po 6 minutach 6 sekundach:
Te twoje analogie.
Można zabić aby żyć. Ale nie musisz. Możesz zostać męczennikiem.
Można pościć aby żyć, ale można nie pościć, i żyć. Ale nie możesz zrobić z żony męczenniczki i poświęcać jej życie, jeśli ona chce uprawiać seks w tych trudnych dla niej chwilach choroby, i jeśli ona chce dodatkowego zabezpieczenia, to ... to rozsądne. Po prostu.
I nie może być to obwarowane potępieniem. Tu Kościół, w tej sytuacji, myli się na pewno. Ta nauka musi zostać doprecyzowana. Bo narazie mamy jedną encyklikę pisaną na kolanie i sobie radźcie.
Nie każdy tez przetrwa próbę. To oddala. Może zbliżyć, ale wcale nie musi.(zrezygnowanie ze współżycia). Osoby chore potrzebują wsparcia, potrzebują swojego męża, jego bliskości, miłości, poczuć się piękne mimo choroby. Jakie to ważne.