Albertus pisze: ↑2023-11-01, 08:20
A tezom Lutra to chyba najbardziej przeczył i zwalczał je potem Luter...
Taka jest zaleta nie bycia papieżem i w ogóle protestanckiego podejścia do wiary (które we wspólnotach kalwińskich ujęte jest w zwrocie
Ecclesia Reformata, Semper Reformanda), że za życia jednego człowieka za pomocą argumentów można zmienić zdanie swoje i innych, można zmienić konstytutywne dla Kościoła dokumenty (katechizmy, wyznania wiary, statuty dyscyplinarne itd.), podczas gdy Kościół Rzymski a) potrzebuje dziesiątek lub setek lat, żeby przejść tą podobną drogę teologiczną, ze zbliżonym stanowiskiem końcowym (np. w kwestii eklezjologii czy celibatu), b) z niektórych kamieni milowych Magisterium ciężej jest się wycofać, nawet jeśli się chce, bo kiedyś się napisało, że to a to jest Tradycją Apostolską, więc trzeba liczyć na upływający czas, słabą pamięć ludzką, zmianę paradygmatów kościelnej akademii, wymianę pokoleniową w seminariach, wymianę na stanowiskach cenzorskich (od cenzorów mniejszych wydających pieczęć Imprimatur poczynając na urzędnikach Świętego Oficjum kończąc).
Jest to więc kwestia prawdziwości fundamentu (czy prawdą jest, że każdy wierzący ma bezpośredni dostęp do rozpoznania prawd wiary, jak u lutrów, czy dzieje się to za pośrednictwem przyjęcia w sumieniu dekretów biskupa Rzymu, jak u papistów) albo kwestia "czucia i wolności" (czy wolę czuć, że mogę łatwo wykryć błądzącego nauczyciela i zwrócić oczy na lepszego, ale bez pewności, że którenkolwiek uczy całej prawdy i tylko prawdy, czy muszę czekać na orzeczenie Stolicy Apostolskiej, że to, w co moi rodzice i ja mały wierzyliśmy i w sumieniu przyjęliśmy razem z Kościołem, było tylko etapem przejściowym i teraz lepsza teologia została wypracowana, którą to, znowu, muszę przyjąć w sumieniu, nawet jeśli to nie jest wersja ostateczna, ale próbuję wzbudzić w sobie pewność, że stoję na trwałym fundamencie, który się nie zachwieje).
Nie jest to sztuczny problem i sztucznie tworzone ułomności przez wrogów czy osoby niewyedukowane:
viewtopic.php?t=14898 - Nowe dubia i odpowiedź papieża
Każde więc z tych podejść ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne.
Ojciec.Pablito pisze: ↑2023-11-01, 07:50
Jakkolwiek "95 tez" zostało ogłoszonych, to stały się bardzo znane w ówczesnych Niemczech.
Stawiałbym na to, że pomogła w tym prasa drukarska i tanio produkowane kopie, które większość mogła mieć w domu i na spokojnie sobie czytać, a nie to, że mieliby do nich dostęp tylko w kilku publicznych miejscach w mieście pod gołym niebem.
Ojciec.Pablito pisze: ↑2023-11-01, 07:50]Sama forma nie jest istotna - liczy się treść i wpływ jaki, wraz z innymi tekstami Lutra, wywarłu na Europę XVI wieku.
Tak, tylko że analizując tamten odległy czas mając przed oczami tylko tekst, umyka sposób jego przedstawienia, co może źle obrazować intencje autora. Ba - w dzisiejszych mediach społecznościowych (także na forach) zapomina się czasem, że wpływ, skutki, odczyt to jedno, ale przyczyny i intencje mogą nie być takie, jak odbiorcy sobie uwiedzieli. Mnogość głosów zgodnych (
ja też to tak zrozumiałem) nie jest gwarantem, że w taki sposób to a to miało być zrozumiane. Ludzka słabość jest jednak tak daleko posunięta, że czasem sam autor zapomina, jak to było i zaczyna wierzyć w mity na swój temat (złe czy dobre).
Mamy więc cały czas obecną taką recepcję ze strony katolickiej:
Gzresznik Upadający pisze: ↑2023-10-30, 16:17
Zabrakło mu pokory na poczatku i raptus byl.Tego. Teraz Tu . Natychmiast.
Co przez protestantów ciągnących ten kształt mitu jest przedstawiane jako zaleta i twarda bezkompromisowość, dobrze widziana rewolucyjność od pierwszego dnia (co obrazować mają tego typu komiksy).
Natomiast jeśli przyjrzeć się temu, jak na początku ks. Luter chciał to załatwiać (u swojego
najprzewielebniejszego, najłaskawszego, najznamienitszego Ojca), to jednak rozumienie całej drogi będzie wierniejsze temu, jak było. A takie upraszczające kreślenie i skupianie się na wyrwanych kamieniach milowych (
Tu stoję, inaczej nie mogę), które anachronicznie przesuwa się wstecz, oddala od zrozumienia tego, co człowiek chciał, jak zmieniało się jego myślenie, pod jakim wpływem i jak inni ludzie na to reagowali, a przybliża do tego, żeby mieć czarno-biały szablon, od którego się odrysowuje to, co akurat pasuje ('Luter-diabeł i Hitler tamtych czasów'' albo 'Luter-anioł, co Żydów lubił').
Takie podejście jest, oczywiście żmudniejsze do przeprowadzenia, przy niuansowaniu można się pomylić (bo mitotwórcy mają rację od tak sobie - fakty historyczne są dla nich jedynie pierwszym szkicem). Ale jeśli jedna i druga strona przyjmie, że po drodze od pewnych nieprzyjemnych wydarzeń mogły wkraść się przekłamania, to droga do lepszego zrozumienia może być łatwiejsza (jak dialog Kościoła Rzymskiego z Kościołami Orientalnymi, gdzie dojście do tego, jaka jest rzeczywista chrystologia, pomogło utorować drogę interkomunii, czy nawet próbie rehabilitacji osób, które przez jedną stronę uznawane są za ojców założycieli, a nawet świętych, a przez drugą uznawane za herezjarchów, tak jak np. Nestoriusz).
Badania teologiczne są ważne, ale badań historycznych nie powinno się pomijać, bo są przecież dobrym polem do tego, żeby się zgodzić (kiedy dobrze udowodnione zdarzenia uzna się wspólnie za fakty, a słabo udowodnione za mitologię od faktycznych wydarzeń oderwaną).