@sądzony
Według mnie medytacja, skupia się na TOBIE i już niczym innym bo musisz wszystko odrzucać, czyli tworzysz coś pustego żebyś został Ty.
Jesteś pępkiem świata, dosłownie.
Medytacja chrześcijańska ma zawsze odniesienie do Boga, do Słowa, nie może iść w nicość.
Przed nawróceniem często próbowałam medytacji, to było siedzenie we własnej głowie, bycie JA dla SIEBIE.
To jest puste i płytkie w moim odczuciu już teraz. Wcześniej wręcz przeciwnie, uważałam, że to takie oh i ah.
Jeśli jesteś na modlitwie czy przed Najświętszym Sakramentem (nie musi być konkretnie forma Adoracja, po prostu siedzisz z Nim, jak z Przyjacielem), to zawsze celem jest Bóg. Nikt nie powiedział że jest "łatwo" na Adoracji, ostatnio np bardzo ciężko mi uzyskać jakiś spokój tam, mam wrażenie też że patrzę na Jezusa, ale widzę opłatek. A są momenty, że patrzę głębiej, to nie jest kwestia podjęcia decyzji, że chcę próbować "coś zobaczyć więcej", tylko tak się samo dzieje bo mam chęć bycia z Nim. Dociera do mnie, że tam jest Żywy Bóg.
Dla mnie pustka i przestrzeń to co innego. Masz pusty pokój bo chcesz siebie tylko w nim - pustka. Albo masz z przedmiotami, ale jest dla ciebie tam przestrzeń, nie potykasz się o nic, nie musisz rezygnować, wyrzucać, potrafisz stworzyć dla siebie przestrzeń. W ogóle tworząc pustkę, to nie ma.tam nic, czyli Boga też nie.
Mnie ostatnio olśniła ta różnica. Bo w czerwcu tego roku, chodziłam przez dwa tygodnie co dzień i dwa razy dziennie na Mszę. I właśnie taka byłam skupiona na Bogu, nie używałam dużo rozpraszaczy - telefon, czy nawet próbowałam przestać analizować swoje problemy, a akurat czerwiec był ciężki dla mnie.
I pewnego dnia na porannej Mszy, po przyjęciu Komunii Świętej, poszłam uklęknąć i dosłownie poczułam brak myśli, ale właśnie... To była przestrzeń, a nie pustka. Wewnętrznie westchnęłam i "odczułam" w środku głos, ALE nie w głowie, nie w uszach, nie w myślach. Ale jakby na poziomie klatki piersiowej, w tej przestrzeni, która się tam utworzyła w ciągu kilku sekund. Myślę, że tego nie można sobie wyobrazić, jak się nie przeżyje bo normalnie zawsze słyszymy, odczuwamy myśli, myślimy itd - na poziomie głowy, to się dzieje w głowie lub z zewnątrz to na poziomie uszu czyli też głowa. Nawet jak teraz sobie próbuję to wykreować, to ostateczny efekt kończy się w głowie, nie jestem w stanie tego odtworzyć ponownie, pewnie dlatego, że to nie ja zrobiłam
Usłyszałam/odczułam (?) jedno zdanie, skierowane do mnie, delikatnym, ale konkretnym męskim głosem, określające się rodzajem męskim czyli np.:"dałEM", spisałam szybko to na telefonie.
I to zdanie do dziś jest ze mną, dla mnie na 100% to był Jezus.
Nie było tam ani odrobiny osadu, ani upomnienia, to było neutralne idące w stronę przyjacielską.
Później zrobiło mi się tak wstyd, ale nie tak negatywnie, tylko jakby idące w kierunku rozmyśleń nad tym.