anuszka pisze: ↑2024-06-23, 11:16
W tym miesiącu doświadczyłam dwóch cudów w jeden weekend.
Zamówiłam ubera, uber wskazał, że będzie za 20 min, stwierdziłam, że zdąże napić się kawy. Postawiłam czajnik na indukcje i czas kierowcy się zmienił, miał być za 3 minuty. Wyszłam, wzięłam 2 worki śmieci, zamiast trzech i czekałam na ubera. Kierowca zabłądził, przez co czas wydłużył się o 2 min. Poszłam po trzeci worek śmieci i zauważyłam ten czajnik. Miałam wrócić na drugi dzień rano, myślę, że gdyby nie Bóg to nie miałabym do czego wracać.
W tym samym tygodniu, z tyłu głowy pojawiły mi się zmiany skórne, charakterystyczne dla mojej rodziny. Tym uberem pojechałam w wyznaczone miejsce i ktoś z rodziny zauważył, że też już to mam, ja wiedziałam, że je mam, bo bolą. Wieczorem pokłóciłam się z siostrą, potraktowała mnie z pogardą.
Pierwszy raz w życiu skierowałam się do Boga w takiej sytuacji, wcześniej się obrażałam. Przeprosiłam za swoją pychę, zrobiłam rachunek sumienia całego swojego życia. Dostrzegłam swoje grzechy i słabości charakteru, oddałam się modlitwie i miłości do Boga. Jak się obudziłam, to nie miałam już zmian na skórze.
A cała rodzina, u której się one pojawiły, nie jest w stanie tych zmian wyleczyć medycyną.
Będziecie służyć PANU, waszemu Bogu, a on będzie błogosławić twój chleb i twoją wodę; i oddalę od ciebie chorobę.
Bóg często daje łaski jak przełamiemy się w czymś dobrym. Dlatego zabrał Ci te zmiany skórne pewnie.
Ja tego kilka razy doświadczyłam, że jak przełamię się i przede wszystkim oddalę pychę, to coś w nawet pozytywnym stopniu się dzieje.
Np. dość świeżo po nawróceniu pewna sytuacja mnie zirytowała, a w sumie to załamała. I naprawdę cisnęły mi się bardzo źle myśli w głowie, mimo że przed chwilą latałam nad ziemią bo poznałam Boga. Uwaga, to jest ta pułapka, że budzą się resztki starego człowieka sprzed nawrócenia.
I po kilku dniach przyszła taka myśl, za którą poszłam od razu bez zastanowienia, bez chwili zawahania. Żeby przez dwa tygodnie (nie wiem dlaczego tak), chodzić na Mszę świętą co dzień i po Komunii modlić się za tę osobę, której to dotyczyło. To było trudne. Kilka razy robiłam to na siłę dość...
I dokładnie po dwóch tygodniach, w niedzielę, ta osoba tam też była wtedy, doznałam czegoś co niestety już się nigdy nie powtórzyło póki co. Taki błogi spokój, lekkość jakby ciało było z waty, o takiej strukturze. I coś jakby było dookoła mnie, taka świetlista mgła. Jakkolwiek idiotycznie to zabrzmi, bo tym bardziej, że ja tego nie widziałam. Ale ja czułam się przez resztę dnia jakby mnie coś otaczało i jakbym spostrzegała świat dookoła przez pryzmat tego "czegoś". I wewnętrznie doznałam takiego odczucia, jakby moja twarz jaśniała/była rozpromieniona? Oczywiście, wątpię że świeciłam jak żarówka. To było moje odczucie wewnętrzne.
Myślę, że to była "nagroda" dla mnie.
Dodatkową nagrodą było to, że od tamtego momentu zaczęłam chodzić co dzień na Mszę bo po prostu to polubiłam.
A co za tym poszło, musiałam prześwietlać swoje serce żeby móc zawsze podejść do Komunii Świętej czyli częściej do spowiedzi zaczęłam chodzić.
Także z jednej złej sprawy Bóg wydobył kilka dobrych, ale warunkiem była moja uległości i pójście z tą myślą (pewnie Duch Święty) i wytrwałość
