Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Ważna sprawa dla chrześcijan
Arek
Mistrz komentowania
Mistrz komentowania
Posty: 4005
Rejestracja: 29 sie 2022
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 419 times
Been thanked: 478 times

Re: Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Post autor: Arek » 2025-02-27, 16:39

Masz rację @Morkej. Przepraszam Cię Piotrze @Dezerter zbyt mocno i personalnie się do Ciebie odniosłem. Dziękuję za czujność i zawrócenie mnie z niewłaściwej drogi.
Jezus Chrystus jest moim Królem.

Pytający
Gaduła
Gaduła
Posty: 800
Rejestracja: 12 gru 2021
Has thanked: 4 times
Been thanked: 56 times

Re: Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Post autor: Pytający » 2025-03-30, 15:16

Ja jako chłopak, około pełnoletności, kupiłem ks. Andrzeja Tokarczyka "Trzydzieści wyznań". I praktycznie osobiście, lub korespondencyjnie, czy przez wydawane książki poznałem wszystkie chrześcijańskie i judaistyczne. W międzyczasie kilkadziesiąt innych. Teraz pewnie musiałbym poznać ze trzysta zarejestrowanych i wiele nie.
Przy czym niektóre z nich jako podobne, czy identyfikujące się z innymi, można by wrzucić do jednego worka. Wyjątek stanowią "świadkowie" co uznają za mocny punkt, pozytyw. I z nimi przez dziesiątki lat się utożsamiałem i pomimo kilku [kilkunastu] zastrzeżeń darzę sympatią. Moi najbliżsi są "świadkami".
Przy czym jak napisał A.Tokarczyk "Sprawy doktrynalno-teologiczne stanowią jednak domenę światopoglądu religijnego, jakimkolwiek by ten światopogląd nie był".
Sam autor dotarł do niektórych wyznań "po raz pierwszy, dlatego brak relacji o ich wcześniejszej działalności". I starał się zasięgnąć informacji "z pierwszej ręki". Mi też się często to udawało. Zwyczajnie jechałem do społeczności porozmawiać. Czasami raz jeden, jednak był kontakt.

Albertus
Złoty mówca
Złoty mówca
Posty: 7678
Rejestracja: 12 mar 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 571 times
Been thanked: 1146 times

Re: Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Post autor: Albertus » 2025-03-30, 16:10

Ale już się nie identyfikujesz ze "świadkami"? Dlaczego?

Przeemek
Super gaduła
Super gaduła
Posty: 1378
Rejestracja: 11 maja 2022
Wyznanie: Protestantyzm
Has thanked: 49 times
Been thanked: 178 times

Re: Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Post autor: Przeemek » 2025-04-07, 11:10

Przez lata poznałem wielu(denominacji i jednostek) protestantów – np. baptystów, którzy często mają bardziej sformalizowane nabożeństwa, po mniejsze lokalne społeczności, gdzie każde nabożeństwo wprowadzało tzw. małe grupki modlitewne/relacyjne i wspólny posiłek po nabożeństwie. Zauważyłem prawidłowość - im większa liczba wiernych, tym większy formalizm i skłonność do religijności zamiast żywej relacji z Bogiem. W dużych wspólnotach pojawia się zorganizowana struktura, która czasem oddala od autentyczności, podczas gdy mniejsze grupy zdają się lepiej oddawać ducha pierwotnego Kościoła.
Szczególnie zapamiętałem spotkania z adwentystami. Pomijając różnice doktrynalne (jak szczególny szacunek dla soboty czy nacisk na zdrowy tryb życia), ich wiara jest bardzo podobna wielu aspektach – żywa i praktykowana na co dzień. Nie czuję tam wielkich barier, a różnice wydają się bardziej kwestią akcentów niż fundamentów. Poznałem też kilku metodystów, których nabożeństwa łączą elementy tradycyjne z bardziej współczesnymi formami uwielbienia, oraz wspólnoty jak Freedom Church, gdzie dominują pieśni uwielbieniowe i spontaniczność. Pamiętam kościół/społecznośc - kolega z pracy zaprosił mnie do niego, byłem tam raz (na nabożeństwie połączonym ze świadectwem nawrócenia ochroniarza personalnego-mistrza sztuk walk-byłego przestępcy), w którym każdy mógł wyjść na środek i podzielić się świadectwem o działaniu Boga w swoim życiu. Wszyscy trzymali się tam za ręce podczas modlitwy – panowała atmosfera rodzinna, pełna bliskości, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Czułem się, jakbym był częścią wielkiej, zżytej rodziny, gdzie relacje między ludźmi są równie ważne jak więź z Bogiem. Poznałem też wielu zielonoświątkowców, którzy byli autentycznymi uczniami chrześcijanami, ale w niektórych kościołach wpadali w inne skrajności – fałszywe uzdrawianie czy ciężkie duszpasterstwo. Był nawet przypadek zboru, bodajże związanego z KNF, gdzie liderzy okazali się oszustami.


Najbardziej otworzyły mi oczy małe kościoły domowe. Ludzie znają się tam na wskroś i tworzą głębokie więzi. Bo/A bliska znajomość szybko ujawnia wady i konflikty – niektórzy nie potrafią się dopasować, odchodzą lub zmieniają wspólnotę, bo nie znajdują wspólnego języka. Zauważyłem, że różnice w interpretacji doktryn bywają wyzwaniem – jedni koncentrują się na charyzmatach i cudach, inni kładą nacisk na pielęgnowanie szabatu czy inne praktyki. Te podziały, choć rzadkie, pokazują, jak trudno czasem znaleźć równowagę. Jednak mimo tych wad, w takich wspólnotach jest też głębokie poznanie - ludzie szybko widzą, kim naprawdę jesteś, a to zmusza do autentyczności. Poznałem też zielonoświątkowców, którzy w małych grupkach tworzyli domowe kościoły. Budowali się nawzajem, nie mieli wielkich wspólnot ani budynków, ale w ramach własnych środków organizowali spotkania, wspólne modlitwy czy nabożeństwa. "Jakoś automatycznie" znajdował się ktoś, kto się wychylił – czasem z zachętą, czasem z ewangelizacją – i tak naturalnie ujawniało się, kto może prowadzić innych, a kto pomaga w czymś innym - autentyczne usługiwanie jeden drugiemu. To przypominało dary duchowe opisane w Piśmie – każdy wnosił coś swojego.

Doszedłem do wniosku, że mniejsze społeczności lepiej wypełniają model Kościoła, który promował Jezus. W pierwszych wspólnotach chrześcijańskich ludzie znali się osobiście, dzielili się wszystkim, nawet mieszkali razem, tworząc prawdziwe wspólnoty. Łatwo jest nazywać "bratem w Chrystusie" kogoś, kto siedzi obok w kościelnej ławce, ale nie znamy nawet jego imienia. Prawdziwe wyzwanie to budować autentyczne relacje, prowadzić głębokie rozmowy, towarzyszyć sobie w trudnościach i wspierać się, ssczególnie w kwestiach gdzie jesteśmy silni, a przyjmować pomoc i pokorę gdzie jesteśmy słabi. W mniejszych grupach nie da się ukryć za fasadą – wady i zalety wychodzą na jaw, a nasze chrześcijaństwo i miłość bliźniego są realnie testowane.
Dlatego uważam, że takie wspólnoty lepiej spełniają rolę uczniów i sług Bożych – skuteczniej się wspierają, lepiej rozumieją swoje problemy i budują więzi oparte na prawdzie. W takich społecznościach usuwanie innych i relacje uczynkowe chrześcijan wychodzą lepiej, bo ludzie mają czas, by zachęcać się nawzajem, wyrywać się z złych nawyków i spędzać czas z Bogiem na różne sposoby. Ruszają się z domu, nie są tylko biernymi świadkami, mającymi Kościół jako instytucję, która za nich wszystko robi. Stają się jego prawdziwymi członkami i zaczynają budować żywą wspólnotę.
Uczą się przekazywać Ewangelię, nie wstydzą się mówić o grzechu, być chrześcijanami nawet w codziennych sytuacjach. To ważne, by być sobą, całym chrześcijaninem na co dzień. Spotkałem jednostki, które zmagały się z życiem na co dzień, walcząc z nałogami i osobistymi problemami. Przełamywali swoje lęki, uczyli się ufać Jezusowi, powoli pozbywając się krzywd z przeszłości. Wszyscy jesteśmy tacy sami – możemy się na poziomie ludzkim lepiej wspierać.

Z moich byłych "lat katolicyzmu" i latach uczęszczania na Msze św. - dostrzegam kontrast między sformalizowaną liturgią a tym, co według mnie jest istotą Kościoła – budowaniem więzi nie tylko z Bogiem, ale i między sobą. Msza jest piękna i ważna, ale często ogranicza się do rytuału – ludzie przychodzą wypełnić niedzielny obowiązek, a potem wracają do swojego życia, pozostając sobie obcy. Przecież jesteśmy wspólnotą dzielącą "jeden chleb", jednym Ciałem Chrystusa, a nie zbiorem jednostek, które mijają się bez słowa. Patrząc z perspektywy protestanckiej, w dużych parafiach nie było tej ludzkiej, codziennej relacyjności, którą widzę w protestantach, mimo ich wad.

W różnych doświadczeniach wyznań widzę, że choć mamy te same wady i skłonności do grzechu – jesteśmy tacy sami, poddani tym samym słabościom i Bogu – różne wyznania uczą nas odmiennych podejść do budowania relacji z ludźmi i z Bogiem, a i nawet na tych złych, fałszywych i oszukańczych też wynosimy lekcje - pewnie próby/lekcje jakie Bóg stawia przed nami. W gruncie rzeczy nie ma wielkiej różnicy między wyznaniami, ale na poziomie "ludzkiej natury" – różnimy się sposobem radzenia sobie z nią i tym, jak uczymy się żyć z bliźnimi. Cenię otwartość i bliskość, którą często widzę w protestanckim modelu mniejszych wspólnot. Tam relacje są bardziej realistyczne, mniej sztuczne niż w sformalizowanej religijności, która dominuje w katolicyzmie jaki znałem. Taki był Kościół apostołów – ludzie spotykali się w domach, tworzyli wspólnoty oparte na bliskości i dzieleniu się życiem. Wierzę, że moglibyśmy przełożyć te wartości na nasze warunki, łącząc piękno nabożeństwa z autentyczną wspólnotowością.

Kościół to my, ludzie. Każdy z nas jest ważny dla Boga i każdy ma znaczenie – dla Niego, dla wspólnoty i dla siebie samego. Dlatego zastanawiam się, jak ludzie widzą Kościół. Czy jako społeczność, czy jako sztywny układ hierarchiczny? Dla mnie to żywy Bóg i żywi ludzie, którzy tworzą żywy Kościół na co dzień. Widzę w tym siłę małych wspólnot, gdzie relacje są autentyczne, a nie oparte na formalnościach. To one pokazują, jak być chrześcijaninem w praktyce – nie tylko w niedzielę, ale w każdym momencie życia.

Pompieri
Elitarny komentator
Elitarny komentator
Posty: 3230
Rejestracja: 28 wrz 2020
Has thanked: 914 times
Been thanked: 464 times

Re: Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Post autor: Pompieri » 2025-04-07, 12:00

Moze byc i tak, i calkiem na odwrot - jesli na szefa ( czyli pastora albo kaznodzieje ) dorwie sie despota, to zegnaj Chrystusie - zaczyna sie kult jednostki, co prowadzi nawet do przemocowosci ... w tym fizycznej.
Poznalem kilka takich "malych, hmmm- rodzinnych niby to wspolnot-kosciolow".
W niektorych ludzie po prostu bali sie o swoja prace, dzieci , ale byli tak uzaleznienie ( chocby wlasnie praca ) , ze lekali sie nawet odejsc, bo nie mieli dokad.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 23218
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 3358 times
Been thanked: 5614 times
Kontakt:

Re: Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2025-04-07, 12:02

Też to znam.
Poza tym nie należy mylić potrzeb socjologicznych z wiarą. To może się łączyć, ale kryterium to żadne.

Awatar użytkownika
AdamS.
Elitarny komentator
Elitarny komentator
Posty: 3044
Rejestracja: 4 lis 2021
Lokalizacja: Górskie pustkowia
Wyznanie: Chrześcijanin
Has thanked: 1144 times
Been thanked: 1448 times

Re: Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Post autor: AdamS. » 2025-04-07, 13:39

Dziękuję Ci, Przemku, że podzieliłeś się z nami swoim osobistym odczuciem w tej kwestii - zrobiłeś to z wysoką kulturą, szczerze i bez wartościowania chrześcijan ze względu na ich denominację. Masz absolutną rację, że duże wspólnoty stają się bardziej anonimowe, co siłą rzeczy osłabia więzy między wiernymi. Tradycyjne nurty chrześcijaństwa są też bardziej sformalizowane. Czy to jednak musi gasić wiarę? Można tu mówić o emocjach czy spontaniczności, ale na temat samej wiary trudno się wypowiadać, dopóki się nie wejdzie w człowieka, który może mieć powściągliwą ekspresję, a jednocześnie zachowywać w sobie głęboką relację z Bogiem. Piszesz, że:
Przeemek pisze: 2025-04-07, 11:10 Z moich byłych "lat katolicyzmu" i latach uczęszczania na Msze św. - dostrzegam kontrast między sformalizowaną liturgią a tym, co według mnie jest istotą Kościoła – budowaniem więzi nie tylko z Bogiem, ale i między sobą. Msza jest piękna i ważna, ale często ogranicza się do rytuału – ludzie przychodzą wypełnić niedzielny obowiązek, a potem wracają do swojego życia, pozostając sobie obcy. Przecież jesteśmy wspólnotą dzielącą "jeden chleb", jednym Ciałem Chrystusa, a nie zbiorem jednostek, które mijają się bez słowa. Patrząc z perspektywy protestanckiej, w dużych parafiach nie było tej ludzkiej, codziennej relacyjności, którą widzę w protestantach, mimo ich wad.
Sformalizowanie liturgii osłabia spontaniczny sposób reagowania, co może sprawiać pozory, że wiara tej społeczności jest przygaszona. Sam tak właśnie czułem, gdy w młodości porównywałem katolików do protestantów, zachwycając się ożywioną formą nabożeństw u tych ostatnich. Trzeba było czasu, żeby odkryć głębię Mszy świętej - a jednocześnie dostrzec w zgromadzonych na niej wiernych autentycznych braci i siostry, którzy pragną żyć w Chrystusie. Msza wcale nie ogranicza się do rytuału. Tak ją postrzegamy, gdy sami nie nawiązujemy żywej relacji z Chrystusem.


A rodzaj relacji między wiernymi różni się nie tyle z powodu tradycji wyznania, co z powodu liczebności, za którą idzie anonimowość. Jestem przekonany, że gdyby u protestantów liczba wiernych wzrosła do takiego poziomu, jak u katolików, proces anonimowości (i wzajemnej obojętności) życia osiągnąłby ten sam poziom. Zaznaczę tu od razu, że owa obojętność to zjawisko statystyczne, bo w każdym dużym kościele istnieje zawsze grupa osób, która funkcjonuje w żywych relacjach nie tylko z Bogiem, ale też z braćmi w wierze. Lecz obserwator z zewnątrz będzie widział to, co dominuje.

Ostatnio zdarza mi się uczestniczyć we mszy na przemian w dwóch parafiach - w dużej parafii miejskiej (ok. 4000 osób) i małej, wiejskiej (ok. 300 osób). Wierz mi, że na wsi czuję się jak w rodzinie - mimo, że się nie znamy. Otwartość w nawiązywaniu relacji, bezpośredniość, a także swobodniejsza postawa księdza przy ołtarzu i wobec wiernych, który czuje tu jakby mniejszą presję. Tak więc opisany przez Ciebie problem ma raczej naturę socjologiczną i nie należy go mylić z zanikiem wiary. Kto wie, być może przyszłość Kościoła katolickiego również będzie prowadzić do takich małych wspólnot?

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 23218
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 3358 times
Been thanked: 5614 times
Kontakt:

Re: Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2025-04-07, 15:28

Czyli potrzeby socjologiczne. Pomieszanie pojeć

Przeemek
Super gaduła
Super gaduła
Posty: 1378
Rejestracja: 11 maja 2022
Wyznanie: Protestantyzm
Has thanked: 49 times
Been thanked: 178 times

Re: Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Post autor: Przeemek » 2025-04-07, 16:16

Pompieri pisze: 2025-04-07, 12:00 Moze byc i tak, i calkiem na odwrot - jesli na szefa ( czyli pastora albo kaznodzieje ) dorwie sie despota, to zegnaj Chrystusie - zaczyna sie kult jednostki, co prowadzi nawet do przemocowosci ... w tym fizycznej.
Poznalem kilka takich "malych, hmmm- rodzinnych niby to wspolnot-kosciolow".
W niektorych ludzie po prostu bali sie o swoja prace, dzieci , ale byli tak uzaleznienie ( chocby wlasnie praca ) , ze lekali sie nawet odejsc, bo nie mieli dokad.
Marek_Piotrowski pisze: 2025-04-07, 12:02 Też to znam.
Poza tym nie należy mylić potrzeb socjologicznych z wiarą. To może się łączyć, ale kryterium to żadne.
Zgadzam się, że każda wspólnota może stać się miejscem nadużyć, gdy duchowe przywództwo zamienia się w system kontroli i korzyści. Historia Kościoła katolickiego zna "swoje przypadki" – tak jak i znają je małe wspólnoty, w których pojawiają się własne odmiany analogicznych zjawisk: pastor-zawodowiec robiący karierę, duchowe dziedziczenie pozycji, liderzy wspierani przez pieniądze lub politykę. Historia pokazuje, że nadużycia zdarzają się zarówno w małych kościołach domowych, jak i w wielkich strukturach kościelnych.

Ale zastanawiam się, czy nie stosujemy podwójnych standardów? Gdy mowa o nadużyciach w Kościele katolickim, często słyszę "sławną" maksymę, że 'Kościół składa się z grzesznych ludzi'. Dlaczego więc pojedyncze przypadki toksycznych pastorów miałyby dyskredytować ideę małych wspólnot jako taką?
Co jest lepsze - despotyczny pastor czy kupione stanowisko kapłańskie, z którego ktoś ciągnie korzyści? A może jeszcze gorzej - przepychanie kariery dla podparcia jakiejś doktryny? Tu w zasadzie nie ma dobrych wyborów, ale jest "system" złożony przez Chrystusa, który ma działać pomimo ludzkich słabości. A grzech pozostaje grzechem...... więc kwestia rozchodzi się o to, czy ludzie w Kościele naprawdę szukają Chrystusa, czy tylko pozycji, wpływu albo potwierdzenia swojej doktryny?

Jest też dość wyróżnijąca się na tym tle kwestia - kapłan katolicki (czy innych wyznań uznających "sukcesję") ma święcenia wywodzące się od apostołów, co teoretycznie ma dawać gwarancję. A jednak, czy to automatycznie czyni go lepszym przewodnikiem duchowym niż pastor wybrany i wspierany przez swoją wspólnotę? Czy struktura, w której kler stanowi odrębną, zamkniętą grupę, faktycznie sprzyja budowaniu autentycznej wspólnoty, o jakiej mówił Jezus?


Co do uwagi o mieszaniu potrzeb socjologicznych z wiarą - czy naprawdę można je tak łatwo rozdzielić? Przecież Jezus nie nawoływał do indywidualnej, prywatnej religijności, ale budował wspólnotę uczniów. Pierwsza wspólnota wierzących w Dziejach Apostolskich to nie była tylko grupa ludzi o podobnych poglądach teologicznych - oni razem jedli, dzielili się dobrami, wspierali się nawzajem.
Jezus odnosił się do potrzeb społecznych ludzi i uczył o wspólnocie, która te potrzeby zaspokaja - czyli właśnie o Kościele jako wspólnocie wierzących. Np. potrzeba przynależności i wspólnoty - Jezus zapraszał ludzi do wspólnoty, nie odrzucał nikogo, "Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich" (Mt 18,20). Albo potrzeba miłości i akceptacji - "Miłujcie się wzajemnie, tak jak Ja was umiłowałem" (J 13,34). Kościół jako wspólnota ma być miejscem miłości, akceptacji i przebaczenia. Także fundamenetem Jego przesłania była potrzeba uznania i sensu - Jezus dawał ludziom poczucie godności, nawet tym odrzuconym przez społeczeństwo.
Po zmartwychwstaniu uczniowie tworzyli pierwsze wspólnoty – dzielili się wszystkim, wspólnie się modlili, wspierali się nawzajem, "Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach" (Dz 2,42).

Myślę, że zarówno model katolicki, jak i protestancki mają swoje mocne i słabe strony. Może dobrze byłoby spojrzeć na "źródło" - choć to znowu prowadzi nas do fundamentalnej różnicy: dla katolików jest to rozwijająca się w ciągu 2000 lat Tradycja plus Publiczne Objawienie w kontekście Objawienia Bożego, dla protestantów niezmienne biblijne objawienie Jezusa i apostołów, które nie podlega 'rozwojowi', a ma być wiernie przekazywane dalej.

Niezależnie od tych różnic w pojmowaniu źródeł wiary, może pierwszym krokiem do zrozumienia byłoby szczere szukanie równowagi - łącząc głębię pierwotnej "liturgii", która łączy nas z wieczną ofiarą Chrystusa, z autentyczną wspólnotowością, która czyni Kościół żywym Ciałem Chrystusa tu i teraz.
AdamS. pisze: 2025-04-07, 13:39 Dziękuję Ci, Przemku, że podzieliłeś się z nami swoim osobistym odczuciem w tej kwestii - zrobiłeś to z wysoką kulturą, szczerze i bez wartościowania chrześcijan ze względu na ich denominację. Masz absolutną rację, że duże wspólnoty stają się bardziej anonimowe, co siłą rzeczy osłabia więzy między wiernymi. Tradycyjne nurty chrześcijaństwa są też bardziej sformalizowane. Czy to jednak musi gasić wiarę? Można tu mówić o emocjach czy spontaniczności, ale na temat samej wiary trudno się wypowiadać, dopóki się nie wejdzie w człowieka, który może mieć powściągliwą ekspresję, a jednocześnie zachowywać w sobie głęboką relację z Bogiem.
Widać nie tylko "statystycznie", ale i doświadczalnie, że wielkość wspólnoty ma ogromne znaczenie dla jakości relacji. Nie chodzi tu tylko o suche dane, ale o coś, co można zaobserwować w codziennym życiu. Jest to widoczne nie tylko w Kościele, ale i w środowiskach zawodowych, nawet w zwykłych grupach znajomych i w wielu innych.
Np. w małych zespołach (5-8 osób) ludzie zwykle lepiej znają swoje mocne strony - jeden może być świetny w organizacji, inny w kreatywnych pomysłach. Komunikacja jest bardziej bezpośrednia, a zadania realizowane sprawniej. A gdy grupa się rozrasta do 20-30 osób, często zaczynają się tarcia – pojawiają się pytania o zakres odpowiedzialności, ludzie przestają się dobrze znać, a atmosfera staje się bardziej formalna i zdystansowana. W edukacji także widać tę zależność -mniejsze klasy (10-15 uczniów) pozwalają na bardziej zindywidualizowane podejście – nauczyciele mają czas dla każdego, a uczniowie tworzą bardziej zżytą grupę. W większych klasach (25-30 osób) częściej pojawia się anonimowość i powierzchowne relacje.
Przykłady można mnożyć....... kolejny widać w kulturze lokalnej – tradycyjne mniejsze społeczności wiejskie, gdzie ludzie znali się osobiście, kultywowały głębsze więzi sąsiedzkie i zachowały lokalne tradycje przez stulecia. Mieszkańcy małej wsi (100-200 osób) znali się z imienia, wiedzieli, kto potrzebuje pomocy przy żniwach, kto jest dobry w stolarce, a kto w leczeniu ziołami. Gdy te same społeczności przeniosły się do miast lub rozrosły do tysięcy mieszkańców, te więzi zostały zastąpione anonimowością i formalnymi instytucjami. Folklor, gwara, lokalne zwyczaje – przetrwały dłużej w małych, zintegrowanych społecznościach niż w wielkich aglomeracjach.

To samo można zaobserwować w Kościele - w małej grupie modlitewnej (6-8 osób) łatwiej o otwartość i szczerość, podczas gdy w wielkiej parafii liczącej 2000 wiernych trudno nawet zapamiętać twarze osób siedzących w pobliskich ławkach. Ta zasada zdaje się sprawdzać w każdej społeczności – kulturowej, edukacyjnej czy ideowej.

W dużych strukturach zarządzanie staje się bardziej skomplikowane, a różnorodne, często sprzeczne opinie trudniej pogodzić. Im więcej ludzi, tym trudniej koordynować ich działania – zarówno praktycznie, jak i na poziomie emocjonalnym. W rozbudowanych grupach pojawia się presja większości, która chce przeforsować swoje stanowisko, podczas gdy mniejszość czuje się zmarginalizowana lub pomijana. Mechanizm "demokratycznego" podejmowania decyzji w dużych zespołach często prowadzi do wyboru łatwiejszych, ale niekoniecznie lepszych rozwiązań, gdyż większość może preferować mniej wymagające podejście. To przy okazji pokazuje niebezpieczeństwo związane z mitem demokracji – przekonaniem, że większość zawsze ma rację.
Sama historia Biblijna dostarcza wielu przykładów, gdy większość była w błędzie - tłum domagający się ukrzyżowania Jezusa, mimo Jego niewinności (Mt 27,22-23), to jeden z najbardziej wymownych przypadków. Biblia wielokrotnie pokazuje, że Bóg działa przez mniejszość - Gideon z zaledwie 300 wojownikami pokonał potężną armię Midianitów (Sdz 7,7-8). W dużych grupach łatwiej o chaos, mieszanie się różnych wpływów i rozmywanie pierwotnego celu. Małe wspólnoty sprzyjają większej jasności i jedności, nawet przy istniejących różnicach zdań.

Poza tym, wydaje mi się, że to spojrzenie można odkryć w Biblii........... Jezus wysyłał uczniów po dwóch (Łk 10,1) – taka para mogła się wzajemnie wspierać i dawać wiarygodne świadectwo, zgodnie z zasadą, że "świadectwo dwóch lub trzech jest prawdziwe" (J 8,17). A grupa 12 apostołów nie była przypadkowa – liczba ta symbolizuje pokolenia Izraela, ale też jest praktyczna - to grupa, w której można skutecznie się komunikować i podejmować decyzje. Mimo różnych charakterów (porywczy Piotr, refleksyjny Jan, wątpiący Tomasz), Jezus utrzymywał ich jako zgraną wspólnotę. Gdy pierwotny Kościół rozrósł się do 120 osób (Dz 1,15), pojawiła się potrzeba wybrania diakonów, ponieważ wystąpiły problemy z zarządzaniem (Dz 6,1-7). Ale bez tych problemów byli pierwsi chrześcijanie, którzy gromadzili się po domach (Dz 2,46; Rz 16,5; 1 Kor 16,19) – tworząc małe, dynamiczne grupy, gdzie ludzie naprawdę się znali i dzielili codziennym życiem.

Gdy piszesz, że 'na temat samej wiary trudno się wypowiadać, dopóki się nie wejdzie w człowieka', wskazujesz właśnie na zaletę małych wspólnot :) . Gdzie łatwiej naprawdę poznać drugiego człowieka? Czy na niedzielnej Mszy/wielkich nabożeństwach z setkami uczestników, czy we wspólnocie kilkunastu osób, które regularnie się spotykają, rozmawiają, wspólnie mierzą się z trudnościami? W dużej parafii można przez lata znać tylko księdza i kilka najbliżej siedzących osób. W małej grupie biblijnej czy modlitewnej po kilku spotkaniach można poznać historie, zmagania i radości każdego uczestnika.

Jezus powiedział 'Po owocach ich poznacie' (Mt 7,16). Ale jak poznać owoce, jeśli nie widzi się drzewa na co dzień? Małe wspólnoty tworzą środowisko, gdzie owoce Ducha (miłość, radość, pokój, cierpliwość...) mogą być widoczne w codziennym życiu, nie tylko podczas niedzielnych nabożeństw. Obserwowanie, jak inni wierzący reagują na stres, jak traktują swoich bliskich, jak radzą sobie z porażkami – to właśnie pozwala autentycznie poznać ich wiarę.

W małych wspólnotach wierzących częściej widać konkretne przejawy wzajemnej pomocy - gdy ktoś traci pracę, otrzymuje nie tylko modlitwę, ale też praktyczne wsparcie w poszukiwaniu nowego zajęcia czy doraźną pomoc finansową. Młoda matka zmagająca się z trudnościami może liczyć na opiekę nad dzieckiem, a starszy człowiek na pomoc w codziennych czynnościach. To praktyczny wymiar wiary, który łatwiej realizować w mniejszych, bliższych sobie grupach - łatwiej też realizujesz przykazanie miłości i praktyczne uczniostwo Chrystusa. :)

Rozumiem, że lider, ksiądz czy pastor, może też wychylić się i powołać fundację, zachęcić ludzi do pomocy i sam być łącznikiem. Ale czy nie łatwiej w małych społecznościach oddać to w ręce pojedynczych ludzi, tak aby każdy element tego Ciała Bożego mógł się wykazać? Każdy może poczuć się przydatny, zachęcony, a ludzie mają szansę rozwijać indywidualnie ten dar Ducha w sobie - ale też wiarę? Daje im to możliwość przełamywania własnych barier. Widzę tu same zalety dla Kościoła, bo tak właśnie realizuje się biblijna wizja wspólnoty, gdzie każdy członek pełni swoją rolę, a nie tylko hierarchiczni liderzy (1 Kor 12,12-27).
AdamS. pisze: 2025-04-07, 13:39 Piszesz, że:
Przeemek pisze: 2025-04-07, 11:10 Z moich byłych "lat katolicyzmu" i latach uczęszczania na Msze św. - dostrzegam kontrast między sformalizowaną liturgią a tym, co według mnie jest istotą Kościoła – budowaniem więzi nie tylko z Bogiem, ale i między sobą. Msza jest piękna i ważna, ale często ogranicza się do rytuału – ludzie przychodzą wypełnić niedzielny obowiązek, a potem wracają do swojego życia, pozostając sobie obcy. Przecież jesteśmy wspólnotą dzielącą "jeden chleb", jednym Ciałem Chrystusa, a nie zbiorem jednostek, które mijają się bez słowa. Patrząc z perspektywy protestanckiej, w dużych parafiach nie było tej ludzkiej, codziennej relacyjności, którą widzę w protestantach, mimo ich wad.
Sformalizowanie liturgii osłabia spontaniczny sposób reagowania, co może sprawiać pozory, że wiara tej społeczności jest przygaszona. Sam tak właśnie czułem, gdy w młodości porównywałem katolików do protestantów, zachwycając się ożywioną formą nabożeństw u tych ostatnich. Trzeba było czasu, żeby odkryć głębię Mszy świętej - a jednocześnie dostrzec w zgromadzonych na niej wiernych autentycznych braci i siostry, którzy pragną żyć w Chrystusie. Msza wcale nie ogranicza się do rytuału. Tak ją postrzegamy, gdy sami nie nawiązujemy żywej relacji z Chrystusem.


A rodzaj relacji między wiernymi różni się nie tyle z powodu tradycji wyznania, co z powodu liczebności, za którą idzie anonimowość. Jestem przekonany, że gdyby u protestantów liczba wiernych wzrosła do takiego poziomu, jak u katolików, proces anonimowości (i wzajemnej obojętności) życia osiągnąłby ten sam poziom. Zaznaczę tu od razu, że owa obojętność to zjawisko statystyczne, bo w każdym dużym kościele istnieje zawsze grupa osób, która funkcjonuje w żywych relacjach nie tylko z Bogiem, ale też z braćmi w wierze. Lecz obserwator z zewnątrz będzie widział to, co dominuje.

Ostatnio zdarza mi się uczestniczyć we mszy na przemian w dwóch parafiach - w dużej parafii miejskiej (ok. 4000 osób) i małej, wiejskiej (ok. 300 osób). Wierz mi, że na wsi czuję się jak w rodzinie - mimo, że się nie znamy. Otwartość w nawiązywaniu relacji, bezpośredniość, a także swobodniejsza postawa księdza przy ołtarzu i wobec wiernych, który czuje tu jakby mniejszą presję. Tak więc opisany przez Ciebie problem ma raczej naturę socjologiczną i nie należy go mylić z zanikiem wiary. Kto wie, być może przyszłość Kościoła katolickiego również będzie prowadzić do takich małych wspólnot?
Adam, zgadzam się, że liczebność wspólnoty ma kluczowe znaczenie - ale czy to naprawdę tylko kwestia socjologiczna, niezwiązana z doktryną i tradycją? Może częściowo, ale nie całkowicie. Struktura Kościoła katolickiego nie jest przypadkowa - system parafialny, podział na diecezje, hierarchia - wszystko to zostało zaprojektowane dla dużych wspólnot. Nie jest to tylko efekt uboczny popularności, ale świadomy model eklezjologiczny.

Twoje spostrzeżenie o różnicy między parafią miejską a wiejską jest cenne, ale czy nie widać tu głębszego problemu? Nawet jeśli mała wiejska parafia oferuje lepsze relacje, wciąż funkcjonuje w ramach tego samego systemu. Proboszcz może być bardziej swobodny, ale nadal pozostaje centralną, niezastępowalną postacią. Wierni mogą się lepiej znać, ale ich rola w liturgii i we wspólnocie jest ściśle określona i ograniczona.
Pytanie czy to 'tylko socjologia' wydaje się pomijać istotny problem - dlaczego w ogóle dopuszczamy do takich olbrzymich parafii, gdzie niemożliwe staje się budowanie autentycznej wspólnoty?
Jezus nie powiedział - 'zbierzcie tysiące ludzi w eleganckich budynkach, gdzie nie będą się znać'. Wręcz przeciwnie - stawiał na małe, żywe grupy. W przypowieści o zagubionej owcy (Łk 15,4-7) szukał jednostki, nie tłumu – w małej wspólnocie ktoś zauważy, że "Janka nie ma", w wielkiej parafii przepadnie bez śladu. Obiecał: "Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich" (Mt 18,20) – to intymna obietnica dla garstki, nie tysięcy. Gdy wysyłał 72 uczniów po dwóch (Łk 10,1), wybrał zgrane zespoły, a nie hierarchię – bliskość i prostota były kluczem. Jeśli obecne struktury oddalają nas od tej wizji, a obecna socjologia wspólnoty przeszkadza w realizacji tego modelu, to może czas zastanowić się nad zmianą, zamiast uznawać anonimowość za nieuniknioną?
Co o tym myślisz – czy wielkie systemy to nie bardziej ludzka tradycja niż wola Jezusa?

Twoja intuicja, że 'przyszłość Kościoła katolickiego również będzie prowadzić do takich małych wspólnot' wydaje się trafiać w sedno. Ale czy nie jest to przyznanie, że obecny model jednak nie spełnia najgłębszych potrzeb duchowych i wspólnotowych wierzących? ;)



Drogi Adamie :) , po drugie, to porównanie trochę mi przypomina dojrzewanie intelektualne człowieka. Rzeczywiście, formalizm liturgii może być dla niektórych jak lekcja zaawansowanej matematyki dla dziecka – trudna do uchwycenia na początku. Z wiekiem możemy docenić piękno i głębię liturgii, podobnie jak ktoś zaczyna rozumieć złożoność symfonii czy architekturę katedry. Ale czy o to właśnie chodzi w relacji z Bogiem? Czy nie jest to raczej podziwianie dzieła sztuki z dystansu, zamiast żywej relacji z Osobą?

Spójrzmy na ten formalizm....... w katolicyzmie sakrament może być nieważny, jeśli ksiądz zmieni słowa konsekracji, użyje niewłaściwej materii jak chleb ryżowy zamiast pszennego, lub nie ma właściwej intencji. A wierni? Oni również muszą przestrzegać ścisłych rytuałów - klękać w odpowiednich momentach, wstawać gdy trzeba, siadać na komendę, odpowiadać dokładnymi formułami. Próba spontanicznej modlitwy podczas liturgii byłaby nie na miejscu. Opuszczenie gestu bicia się w piersi podczas 'Spowiadam się Bogu' albo pominięcie znaku pokoju często spotyka się z dezaprobatą. Nawet moment przyjęcia komunii jest ściśle uregulowany - dyskusje czy przyjmować ją na rękę czy do ust trwają latami, a przecież Jezus po prostu podał chleb i powiedział 'Bierzcie i jedzcie'.

Porównując to z obrazem Kościoła w Dziejach Apostolskich, gdzie wierzący 'łamali chleb po domach i przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca' (Dz 2,46). Czy Jezus na Ostatniej Wieczerzy był skupiony na formule, czy na relacji? Powiedział po prostu - 'To czyńcie na moją pamiątkę' – nie podając szczegółowej liturgii ani nie zastrzegając, że tylko specjalnie wyświęceni mogą to robić.

Relacja to nie tylko kontakt czy modlitwa – to dzielenie się życiem, wspólne przeżywanie radości i trosk. Trudno to osiągnąć w sformalizowanej liturgii, gdzie nawet podniesienie rąk czy spontaniczny okrzyk mogą być postrzegane jako zakłócenie porządku. Czy naprawdę redukowalibyśmy naszą relację z Ojcem do oddawania czci jakiemuś odległemu władcy? Czy nie lepiej szukać równowagi między szacunkiem a bliskością?

Wydaje mi się, że w kontekście różnic kulturowych – tu masz rację, czyli "tradycja wyznania" odgrywają dużą rolę. Nasze sposoby wyrażania wiary wynikają często z naszych korzeni i wychowania. Katolik wychowany w ciszy i powadze może się czuć nieswojo podczas spontanicznego uwielbienia, a protestant przyzwyczajony do ekspresji może odbierać tradycyjną liturgię jako chłodną. Ale może właśnie różnimy się formą, podczas gdy istota pozostaje ta sama? Może obaj chcemy oddać cześć temu samemu Ojcu, tylko wyrażamy to inaczej? Może być ciężko oceniać, która forma jest 'właściwsza' i warto zapytać: czego Bóg oczekuje od nas? Jak On chce, byśmy Go wielbili? Tam trzeba szukać odpowiedzi, a nie w naszych przyzwyczajeniach - ja szukałem i zapytałem... a Ty?


Jest też kolejna kwestia, do której nawiązali moi poprzedni rozmówcy. Rozumiem obawy związane z małymi wspólnotami – @Pompieri, słusznie wskazujesz, że despota na czele może zamienić je w toksyczną pułapkę, gdzie ludzie boją się odejść z powodu zależności czy presji. Ale warto zauważyć coś kluczowego - w mniejszych grupach łatwiej o przejrzystość. Ludzie znają się nawzajem, mają realny kontakt. Pastor czy lider nie jest odległą figurą za pulpitem – jest częścią wspólnoty, widoczny w codziennym życiu, rozliczalny przez tych, którzy widzą jego "owoce" (Mt 7,16). Gdy coś idzie nie tak, reakcja może być szybsza i bardziej naturalna, bo nie ma sztywnej hierarchii chroniącej "nietykalność" urzędu. W dużej strukturze nadużycia – jak skandale finansowe czy moralne – mogą latami pozostawać ukryte, a Jezus ostrzegał: "Strzeżcie się fałszywych proroków (…) po owocach ich poznacie" (Mt 7,15-20) – w małej grupie te owoce widać od razu, trudniej je zamaskować.
Oczywiście, żaden system nie jest idealny – grzech dotyka wszystkich, jak mówi Paweł "Wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej" (Rz 3,23). Ale małe wspólnoty mają przewagę, są bliższe temu, jak Jezus budował Kościół. Wybrał 12 apostołów – małą grupę, którą znał i formował w codzienności (Mk 3,14), a potem wysyłał ich po dwóch (Łk 10,1), by się wspierali i dawali świadectwo. Wczesne wspólnoty spotykały się po domach, dzieląc się życiem - "Łamali chleb po domach i przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca" (Dz 2,46).
Czy nie jest praktyczniej uczyć się wiary od kogoś, kogo znamy? Od ojca rodziny, który wychowuje dzieci i pokazuje, jak radzi sobie z trudnościami? Od siostry w wierze, która przeszła próbę i dzieli się, jak Bóg ją przeprowadził? Paweł wzywał "Bądźcie naśladowcami moimi, jak ja jestem naśladowcą Chrystusa" (1 Kor 11,1) – w małej wspólnocie widzisz przykład na co dzień, nie tylko teorię z ambony.

Jezus obiecał - "Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich" (Mt 18,20) – zobacz jak niewielu trzeba, aby formalnie tworzyć Kościół Boży? Nie? To w małych grupach ta obecność jest żywa, namacalna. To właśnie uczniostwo, na którym opiera się chrześcijaństwo – nie sama liturgia, ale praktyczne naśladowanie Chrystusa w relacjach.

Co myślisz – czy taki model może być odpowiedzią na dzisiejsze wyzwania Kościoła?
Ostatnio zmieniony 2025-04-07, 16:26 przez Przeemek, łącznie zmieniany 5 razy.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 23218
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 3358 times
Been thanked: 5614 times
Kontakt:

Re: Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Post autor: Marek_Piotrowski » 2025-04-07, 16:31

Przeemek pisze: 2025-04-07, 16:16 Ale zastanawiam się, czy nie stosujemy podwójnych standardów? Gdy mowa o nadużyciach w Kościele katolickim, często słyszę "sławną" maksymę, że 'Kościół składa się z grzesznych ludzi'. Dlaczego więc pojedyncze przypadki toksycznych pastorów miałyby dyskredytować ideę małych wspólnot jako taką?
Dlatego, że CAŁE wyznanie to jest ta wspólnota tego gościa.
Nie czepiam się przecież tego, że jakiś biskup anglikański coś-tam, albo jakiś pastor baptystyczny coś innego.
Problem jest z wspólnotami, które są zakładane i prowadzone jako niezależne sekty.

I nie mów mi, że taka była wizja Jezusa, bo nie była.

Dodano po 57 sekundach:
powiedział po prostu - 'To czyńcie na moją pamiątkę' – nie podając szczegółowej liturgii
Poczytaj o liturgii sederowej - czyli tej przy Ostatniej Wieczerzy i nie pisz takich rzeczy.

Przeemek
Super gaduła
Super gaduła
Posty: 1378
Rejestracja: 11 maja 2022
Wyznanie: Protestantyzm
Has thanked: 49 times
Been thanked: 178 times

Re: Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Post autor: Przeemek » 2025-04-07, 16:51

Marek_Piotrowski pisze: 2025-04-07, 16:32 Dlatego, że CAŁE wyznanie to jest ta wspólnota tego gościa.
Nie czepiam się przecież tego, że jakiś biskup anglikański coś-tam, albo jakiś pastor baptystyczny coś innego.
Problem jest z wspólnotami, które są zakładane i prowadzone jako niezależne sekty.
Twój komentarz sugeruje, że problem dotyczy tylko niezależnych wspólnot założonych przez pojedynczych pastorów - ale czy to sprawiedliwe rozróżnienie?

Po pierwsze, skąd to założenie, że każda mała wspólnota to 'sekta' założona przez jakiegoś gościa'? Wiele małych społeczności chrześcijańskich powstaje organicznie - ludzie zaczynają się spotykać, studiować Biblię, modlić się razem i wzajemnie wspierać - powoliodgrywają prawdy i widzą wzór według które podążali ucząc się z Biblii.
Czy Jezus wymagał 'pozwolenia od biskupa' zanim ludzie mogli gromadzić się w Jego imię?
'Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich' (Mt 18,20) - bez wzmianki o formalnych strukturach czy autorytetach.


Po drugie, dlaczego uznajesz wyznania jak anglikanizm czy baptyzm, a odrzucamy inne? Tylko dlatego, że istnieją dłużej? A już "zapomniałeś", że kiedyś te 'uznane' denominacje też były postrzegane jako 'sekty'. Czy naprawdę chodzi o historyczną legitymizację, czy może o owoce Ducha w życiu wspólnoty?


Jezus wyraźnie mówił: 'Po owocach ich poznacie' (Mt 7,16). Nie powiedział: 'Poznacie ich po tym, czy mają pozwolenie od ustanowionych autorytetów religijnych, albo udokumnetowaną ciągłość historyczną'. Nauczał rozpoznawania prawdziwych uczniów po miłości, jaką okazują (J 13,35), nie po ich powiązaniach instytucjonalnych.

Czy to nie jest stosowaniem podwójnych standardów? Z jednej strony bronisz katolickiego Kościoła argumentem 'składa się z grzesznych ludzi', z drugiej - dyskredytujesz całe wspólnoty tylko dlatego, że powstały niedawno lub niezależnie. Może zamiast oceniać wspólnotę po jej nazwie, historii czy strukturze, powinniśmy patrzeć na to, czy jej członkowie autentycznie starają się naśladować Chrystusa?
Marek_Piotrowski pisze: 2025-04-07, 16:32 Poczytaj o liturgii sederowej - czyli tej przy Ostatniej Wieczerzy i nie pisz takich rzeczy.
A Ty czytałeś?

Ostatnia Wieczerza odbywała się w kontekście żydowskiej uczty paschalnej, która miała swoją strukturę i rytuały - i czy Jezus nakazał kontynuowanie całej "liturgii sederowej"? Czy, powiedział: 'Kontynuujcie wszystkie elementy sederu dokładnie tak, jak to teraz robimy'?
Nie. Wybrał dwa konkretne elementy z tej uczty - chleb i wino - i nadał im nowe, głębokie znaczenie. Następnie powiedział po prostu: 'To czyńcie na moją pamiątkę'. Nie mówił: 'Upewnijcie się, że używacie dokładnie takich gestów, takich słów, takiej struktury'.

Wczesny Kościół zrozumiał to jako polecenie powtarzania tego prostego, ale głębokiego aktu łamania chleba i dzielenia wina na Jego pamiątkę. Dlatego czytamy w Dziejach Apostolskich, że chrześcijanie 'łamali chleb po domach' (Dz 2,46).
Oznacza to, że pierwotne nakazy Jezusa były znacznie prostsze i bardziej dostępne niż rozbudowane rytuały, które rozwinęły się później. Forma jest ważna, ale nie powinna przesłaniać istoty.

Pompieri
Elitarny komentator
Elitarny komentator
Posty: 3230
Rejestracja: 28 wrz 2020
Has thanked: 914 times
Been thanked: 464 times

Re: Jak postrzegacie chrześcijan innych wyznań?

Post autor: Pompieri » 2025-04-07, 19:20

Takie malutkie niby to koscioly tak naprawde praktycznie w prawie 100 procentach w czasie nieledwie jednego pokolenia wchodza na droge samouwielbiajacych sie religijnych grajdolkow.
I zamiast isc na swiat i glosic Ewangelie, glosza w krajach katolickich antykatolicyzm, luteranskich antyluteranizm, prawoslawnych antyprawoslawie itd.

ODPOWIEDZ