Śmierć przychodzi na myśl tym częściej, im więcej lat na karku. Śmierć wydaje się coraz milszą, w miarę utraty zdrowia. Ale nie tylko, doświadczenie NDE, też ją przybliżają. Jednak zanim przyjdzie wybawienie, przez śmierć, trzeba przejść końcowy etap.
I tu pytanie: Czy mają rację ci, którzy twierdzą, że
Panu Bogu starość się nie udała. Zawsze mnie to oburzało. Ale trudno oponować, gdy ktoś ledwo się rusza. Gdy widać, że cierpi i wiadomo, że jedynym lekarstwem jest śmierć.
Wciskać kit, że tak jest dobrze? Że ma się cieszyć?
Najpierw trzeba zrozumieć taką osobę. Ale to niemożliwe, bo każdy ma inaczej. Zatem, jedynym co można zrobić, to kierować uwagę na Boga i Jego miłość. O Jego troskę ukierunkowaną, przede wszystkim, na wieczność. Na to, co nieprzemijające.
Im bardziej osoba wierząca, tym bardziej otwiera się na Boga. I na nasze starania. Trzeba w tym pomagać. Uczciwie. Nie udawać. Nie pocieszać, gdy wiadomo, że termin się zbliża.
Moje smutno wesołe rozważania o starosci i śmierci:
https://andej.zchrystusem.pl/uncategori ... e-starosc/
Z bólem zażenowanie przypomina mi się scena, gdy zgromadzeni śpiewali: Sto lat. Chorej terminalnie. Żyła jeszcze kilka dni. Świeć Panie nad jej duszą.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.