Od około pół roku uczęszczam do kościoła w sąsiedniej miejscowości, głównie przez fakt, że tryb moich studiów uniemożliwia mi wstanie na mszę na 6 w moim kościele, dlatego jeżdżę na 8 w sąsiedniej miejscowości. Msze o 12 w moim kościele są bardzo hm... dziecinne powiedziałbym, mało wyciągam z kazań, sama modlitwa czy używane instrumenty podczas pieśni też są mało ortodoksyjne. Jedyne godziny w moim kościele to 12 i 6. Dodatkowo sam fakt spowiedzi mnie martwi, gdyż w mojej parafii ławki są tak blisko konfesjonału, że nie raz słyszało się jak lokalna grupa 60+ dyskutuje o grzechach wypowiadanych w Świętym Sakramencie Spowiedzi. Ksiądz starał się coś z tym zrobić, ale ostatecznie kościółek jest za mały na sensowne ustawienie konfesjonału. Odpowiadam dodatkowo- nie mam możliwości spowiedzi w tygodniu.
Dlatego też przy zmianie miejsca spowiedzi, zmieniłem kościół do którego chodzę. Nie mam nic przeciwko mojemu proboszczowi, to wybitny człowiek który sam mi mówił aby szukać sobie dogodnego miejsca spowiedzi- ale dzisiaj w kościele do którego chodzę usłyszałem po raz pierwszy od pół roku od spowiednika (jest parę konfesjonałów, dzisiaj byłem wyjątkowo u innego spowiednika niż chodzę zazwyczaj, gdyż tamten się nie pojawił), że mam wrócić do swojego kościoła, bo w tym nie modli się za innych ludzi niż jego parafian.
Dlatego też pytanie jak z tematu- czy nie mogę chodzić do innych parafii? Co w sytuacji gdybym chciał uczestniczyć na Msze Trydenckie, które nie są odprawiane nigdzie w pobliżu? Czy jest to grzech?
Dla kontekstu dodam, że nawróciłem się plus minus 2 lata temu i nie wszystko jest dla mnie jeszcze zrozumiałe w kontekście takich tradycji czy przyzwyczajeń- dlatego proszę o dokładne tłumaczenie i nie denerwowanie się gdy coś jest dla mnie jeszcze obce

Bóg zapłać za wszystkie rady i odpowiedzi!