Czasem nie wiem, czy bardziej śmieszne, czy straszne. Są środowiska w Polsce domagające się ślubów monopłciowych.
Ale, ale. Najpierw skok w odległą przeszłość. Mianowicie do Napoleona, który wprowadził instytucję, nie wiedzieć czemu nazwaną ślubem cywilnym. Uważam, że ślub, to tylko przed obliczem Boga. Czyli kościelny. A cywilne związki nie powinny być nazywane ślubami. Z drugiej strony każdy przymiotnik ogranicza i wykrzywia znaczenie słowa. Tak jak w sławnym dowcipie "obóz" i "obóz koncentracyjny". Tak samo "ślub" i "ślub cywilny". Toteż przyznaję się do błędu, jakim jest używanie określenia "ślub kościelny". Po prostu ślub, to ślub.
Oprócz ślubów cywilnych, niektórzy, chcą ślubów monopłciowych. Ale zawsze jest to kontrakt dwóch osób. Przynajmniej tek było dotychczas. USC w Strzegomiu poszedł radykalnie dalej. Otóż umożliwi śluby jednoosobowe. Nie wiem, jak je nazwać? Narcystyczne? Egoistyczne? A może hedonistyczne? Ślub jednoosobowe. I bez świadków. To jest osiągnięcie. Gratuluję.
Chociaż może nie są oni aż tak postępowi? Ponoć w Japonii można wziąć "ślub" z przedmiotem. Np. Poduszką. Albo laką erotyczną. Gdzieś tam można brać "śluby" ze zmarłymi. Kiedy można będzie ze zwierzętami?
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.