Może, choć wierzę.
A ja bym się nie kłócił.
Nie mam wpływu i nie chcę mieć na to czy coś ma czy nie ma być grzechem. Są mądrzejsi, ułaskawieni duchem, którzy o tym decydują.
W najlepszym wypadku rozwój wewnętrzny, poszukiwanie i poznawanie siebie, prawdziwego siebie; w najgorszym egoizm, narcyzm, sukcesyzm.
Wiara w Boga, przynajmniej w ujęciu w jakim ja To ogarniam, zakłada wyrzeczenie się siebie i poniekąd porzucenie własnej woli na rzecz Woli Bożej.
„Uwierz w siebie” oznacza uwierz we własne siły, decyzje, sprawstwo, panowanie nad swoim życiem.
„Uwierz w Boga” oznacza (moim zdaniem) uwierz w Bożą siłę, sprawstwo, panowanie (Chrystus mym Panem), Bóg daje życie.
Nie chodzi o zrzucenie odpowiedzialności na Boga, na ubezwłasnowolnienie woli własnej w Jego Woli, a na paradoksalne i niedualne „zjednoczenie”. Wciąż masz możliwość decyzji i wyboru i wciąż ponosisz odpowiedzialność; permanentnie poszukujesz Jego Woli jako jedynej Prawdziwej Drogi w Chrystusie odzwierciedlonej w Twoim życiu.
To Bóg, nie ja, jest końcem i początkiem i drogą.
Nie chciałem by tak zabrzmiało i chyba tak bym tego nie ujął. Nie wiem czego chcą ateiści. Może chcą odpowiedzi lecz te, które otrzymują są zbyt proste, może prostackie, głupie, niedojrzałe, zbyt małe na ich umysły. …
Dla mnie, swego rodzaju „ateizm” był formą buntu, nienawiścią do Boga, ludzi i świata.
Nazwałbym go chrześcijaninem.
To dość abstrakcyjne pytanie. Musiałbym z nim pogadać, pobyć.
Może chrześcijaninem z inną pojemnością duchową; chrześcijaninem, który przeżywa kryzys wiary; może „suchym” chrześcijaninem.
Ale mógłbym się mylić. Przecież moja postawa jest moją postawą.
Każdy z nas jest inny i właśnie dlatego wszyscy jesteśmy tacy sami.
Rozumiem, że religia Ci zaszkodziła?
Obrzędy to obrzędy, a postawa to postawa.
Jeśli nie wskoczysz, choć na chwilkę, to nie przekonasz czy warto.
Zgadzam się.