Repart pisze: ↑2021-10-20, 14:53
Podoba mi się kryterium Sądzonego. Dojrzałość to gotowość na śmierć. Jednak z drugiej strony, niewielu jest gotowych na śmierć, a mogą być jednocześnie dojrzali.
No nie wiem. Nie będąc gotowy na śmierć jesteś po prostu martwy.
Repart pisze: ↑2021-10-20, 14:53
To samo w relacji. Nie zawsze postawienie siebie na końcu świadczy o dojrzałości w związku (zapewne o takich relacjach myślałeś).
Także o takich, wzorując się na relacji z Bogiem.
Repart pisze: ↑2021-10-20, 14:53
Ciągłe zaspokajanie przede wszystkim swojej drugiej połówki, może u niektórych obniżyć swoją wartość.
Stawianie siebie na końcu nie oznacza zaspokajania potrzeb drugiej osoby.
Zaspokajanie, kosztem siebie, potrzeb drugiej osoby nie jest czynieniem dobra ani jej, ani sobie.
Trudno obniżyć wartość dojrzałego człowieka gdyż nie leży ona w nim, a w Bogu.
Repart pisze: ↑2021-10-20, 14:53
Taki ktoś może stwierdzić, że już niczego nie potrzebuje i może stać się obojętny. Na swoje potrzeby jak i na potrzeby ukochanej/go. Na zasadzie, skoro mi to niepotrzebne do szczęścia, to jej/jemu zapewne też.
Dojrzałość polega również na tym, że stajesz się coraz bardziej potrzebny, bo to ty pomagasz "nieść krzyż" drugiemu i bierzesz za niego odpowiedzialność. Oczywiście nie tykamy krzyża innych nie mając wiary sprawiającej, iż swój potrafimy nieść z "radością".
Repart pisze: ↑2021-10-20, 14:53
Na zasadzie, skoro mi to niepotrzebne do szczęścia, to jej/jemu zapewne też.
Dojrzałość rośnie w wolności. Narzucanie kajdan na nic się zda.
Repart pisze: ↑2021-10-20, 14:53
Ale może się mylę, nie wiem.
I ja.