A jakie ruchy wykonuje Kościół katolicki ? ( pytam szczerze, bo nie wiem ). Czy np jest w stanie oddać władzę za jedność i wybrać papieża spośród wspólnego zgromadzenia popów i biskupów ? Licząc się z tym, że pop zostanie wybrany i władza przejdzie do Konstantynopola ?
A dlaczego nie?
Przecież jakby to był jeden Kościół, to wszystko jedno skąd jest papież. A czy siedzi tu czy tam...
Rozmawiamy na razie o Kościele Pielgrzymującym - więc odniesienie się kto będzie ostatecznie w Kościele - Niebieskim Jeruzalem nie ma zastosowania.
Nie wiem czy to rozróżnienie jest prawidłowe. Jeśli ktoś jest ostatecznie w Kościele niebieskim, a za życia trafiło mu się urodzić w prawosławnym czy w buszu, to nadal uważał bym go za część Kościoła Pielgrzymującego. W końcu jest w pielgrzymce do niebieskiego. A jest częścią ciała Chrystusa.
Jest prawidłowe. Mówimy o stanie obecnym.
Ale są nadal w piśmie rzeczy, które nie wpływają na przekaz o łasce Jezusa. Wpływają jedynie na spójność naszego wyobrażenia o tym co się tam stało. No bo np. jeśli jeśli Jezus jest synem Boga, to jak mógłby być synem człowieka. Więc niepokalane poczęcie.
A jednak niektórzy żyją z jakąś inną wizją w głowie. Może taką, że wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, więc Jezus będąc w pełni dzieckiem Boga, nadal mógł być dzieckiem Józefa.... i nadal mógł przekazać objawienie o Bożej łasce.
I ludzie szczerze tą łaskę przyjmują i oczyszczają swoje życia, pomimo, że ich wyobrażenie jest nieco inne niż nasze.
Ale to nie znaczy że są w Kościele. To zresztą mógłbyś znów pociągnąć dalej: buszmen wymyślający sobie Mzimu (niewątpliwie ze względu na intuicję Boga) też jest szczery. Ale to nie znaczy, że jest w Kościele.
A to co wymieniłeś, ma jak najbardziej fundamentalne znaczenie.
Do podobnych koncepcji rzekomej "jedności" odniósł się św. Jan Paweł II w encyklice
Ut unum sint., i uczynił to w bardzo stanowczych słowach:
"Jedność, jakiej pragnie Bóg, może się urzeczywistnić tylko dzięki powszechnej wierności wobec całej treści wiary objawionej.
(...)Kompromis w sprawach wiary sprzeciwia się Bogu, który jest Prawdą.
W Ciele Chrystusa, który jest drogą, prawdą i życiem (por. J 14, 6), któż mógłby uważać, że dopuszczalne jest pojednanie osiągnięte kosztem prawdy?
(...)„bycie razem”, które zdradzałoby prawdę, byłoby sprzeczne z naturą Boga, który obdarza swoją komunią oraz z potrzebą prawdy, zakorzenioną w głębi każdego ludzkiego serca.(...)
Umiłowanie prawdy jest najgłębszym wymiarem autentycznego dążenia do pełnej komunii między chrześcijanami. (...)
Oczywiście, pełna komunia będzie musiała opierać się na przyjęciu całej prawdy, w którą Duch Święty wprowadza uczniów Chrystusa. Należy zatem absolutnie unikać wszelkich form redukcjonizmu albo łatwych „uzgodnień”. Poważne kwestie muszą zostać rozwiązane, gdyby bowiem pozostały nie rozstrzygnięte, ujawniłyby się ponownie w innym momencie — czy to w tej samej formie, czy też pod inną postacią."
Nawiasem mówiąc, już Pius IX potępił w
Syllabusie błędów zdanie: "
„Protestantyzm nie jest niczym innym, jak tylko jedną z różnych form tej samej prawdziwie chrześcijańskiej religii, w której tak samo można się podobać Bogu, jak i w Kościele katolickim.”
Proszę, przesłuchaj/przeczytaj to, co napisał bp. Siemieniewski, bo on tam porządkuje pewne sprawy.
Mi się Pismo bardzo podoba
Zwłaszcza jak odpowiada na moje prywatne rozterki życiowe, co często czyni
Bardzo się więc cieszę, że jest i uznaję je w całości.
Chyba nie całkiem, sądząc po tym, co napisałeś w poprzednim poście o fragmencie z Listów Pawła.
Po drugie - zauważ, że raczej niewiele jest wspólnot, które Kościół odłączył. Większość odłączyła się sama (w tym, niestety, Prawosławie).
Jak tak czytam sobie wikipedię, to równie dobrze Prawosławie może sądzić, że to Katolicyzm odłączył się od Prawosławia
Pierwszy ekskomuniką rzucił nasz Papież
, a władzy wcześniej nie chcieli uznać sobie nawzajem. [/quote]No właśnie takie są skutki czytania Wikipedii... pociągnę, choć to w moim przekonaniu nie ma nic wspólnego z tematem.
Pewnie Cię zdziwi, że w momencie, kiedy Leon IX rzekomo rzucił tę anatemę (lipiec 1054), już od 3 miesięcy nie żył...
Ale zacznijmy od początku: sprawa zaczęła się od Ormian (Armenia - najstarsze państwo chrześcijańskie na świecie - została wówczas podporządkowana Bizancjum). Patriarcha Kerularios (zwany także "Ceruliusz”) zakazał Ormianom używania przaśnego chleba do Eucharystii (takiego, jakiego używał Jezus w trakcie Ostatniej Wieczerzy i jakiego używali Ormianie w swej starożytnej liturgii). Oczywiście Ormianie nie zastosowali się do tego żądania. W odpowiedzi patriarcha zamknął w 1052 roku ich kościoły (a także kościoły łacińskie).
W tej sytuacji papież Leon IX wysłał swoich legatów do Konstantynopola. Niestety, mimo mediacji cesarza, patriarcha odrzucał jakikolwiek kompromis. Jego upór wzburzył cesarza i legatów. 11 lipca 1054 złożyli rzucili oni anatemę na patriarchę i jego zwolenników (inna rzecz że była ona nieważna, gdyż w chwili składania na ołtarzu Hagia Sophia zawierającej ją bulii papież już nie żył, a więc pełnomocnictwo legatów nie było ważne).
Z kolei patriarcha przetłumaczył pismo z anatemą modyfikując jego treść tak, by wyglądało że anatema dotyczy nie tylko jego, ale całego Kościoła bizantyjskiego i wykorzystał je do wywołania rozruchów. Wreszcie na treść bulli zastała rzucona klątwa.
Wzajemna ekskomunika została cofnięta przez obie strony 5 grudnia 1965 roku (podczas Soboru Watykańskiego II).
Już o parę herezji mnie kiedyś podejrzewałeś i wyszło, że jednak jest ok, ale zanim odniosę się do tej musiałbyś mi wyjaśnić o co z nią chodzi
Tak, uważam, że to co w duchu to jest podstawa bycia jednością jako struktura fizyczna. Ale nie wiem czy o to chodzi.
Odnoszę sie do tego, co napisałeś.
Chodzi dokładnie o to, co zacytowałem z Dominus Iesus.
A także do tego, co pisał św.Jan Paweł II:
„Prawdziwy wysiłek ekumeniczny nie stara się omijać trudnych zadań, takich jak rozbieżność doktrynalna, poprzez pochopne tworzenie czegoś w rodzaju autonomicznego "Kościoła Ducha", w oderwaniu od widzialnego Kościoła Chrystusowego. Prawdziwy ekumenizm służy raczej spotęgowaniu naszej tęsknoty za kościelną jednością wszystkich chrześcijan w jednej wierze, tak aby "świat zwrócił się do Ewangelii i w ten sposób zyskał zbawienie na chwałę Bożą.”/Jan Paweł II, „Wszczepieni w Kościół”
Próbujesz zrobić z Kościoła Pielgrzymującego jakiś sztuczny, amorficzny,
de facto nieuchwytny i nie istniejący realnie, nie mający granic twór.
No cóż, sprawdźmy, czy rozumienie Kościoła jako „wszystkich ludzi dobrej woli” lub „wszystkich ludzi wierzących w Chrystusa” zgadza się z tekstem biblijnym:
”Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik „ (Mt 18,15-17).
Jak odnieść „słuchanie Kościoła” do amorficznej grupy
„wszystkich kochających Jezusa”? Co to w praktyce miałoby znaczyć? Jak można tak rozumianemu Kościołowi cokolwiek
„donieść”?
Charakterystyczne, że Jezus kończy tę wypowiedź słowami skierowanymi do apostołów:
”Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 18,18).
Wygląda na to, że ustanowieni przez Jezusa przełożeni mają prawo do reprezentowania Kościoła (a nawet Jezusa!). Nic zresztą dziwnego, skoro Pismo mówi do przełożonych Kościoła:
”Uważajcie na samych siebie i na całe stado, w którym Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią” (Dz 20,28).
Zwolennicy amorficznej wersji Kościoła powinni chyba wziąć pod uwagę, że zaraz po tych słowach – jakby przeczuwając niektóre przyszłe koncepcje teologiczne – Paweł dodaje:
"Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając stada. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów" (Dz 20,29-30).
Jak Nowy Testament buduje obraz Kościoła?
Nie jest to wizerunek jakiejś nieokreślonej masy wiernych, lecz raczej
organizmu, ciała, w którym każdy ma swoje określone miejsce:
”Ciało bowiem to nie jeden członek, lecz liczne [członki].
Jeśliby noga powiedziała: Ponieważ nie jestem ręką, nie należę do ciała – czy wskutek tego rzeczywiście nie należy do ciała? Lub jeśliby ucho powiedziało: Ponieważ nie jestem okiem, nie należę do ciała – czyż nie należałoby do ciała? Gdyby całe ciało było wzrokiem, gdzież byłby słuch? Lub gdyby całe było słuchem, gdzież byłoby powonienie?
Lecz Bóg, tak jak chciał, stworzył [różne] członki, rozmieszczając każdy z nich w ciele. Gdyby całość była jednym członkiem, gdzież byłoby ciało? Tymczasem są wprawdzie liczne członki, ale jedno ciało.(…)
Tak więc, gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współradują się wszystkie członki.
Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi [Jego] członkami” (1 Kor 12,14-20.26-27).
Tylko taki Kościół, w którym wiadomo kto jest kim, może wypełnić rolę filaru prawdy, jaką przeznaczył Mu Bóg:
”Gdybym zaś się opóźniał, [piszę], byś wiedział, jak należy postępować w domu Bożym, który jest Kościołem Boga żywego, filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3,15).
Jakim Kościół byłby „
filarem” i jaką „podporą prawdy”, gdyby sprawa polegała na tym, iż każdy indywidualnie ma własne rozeznanie? Mielibyśmy to, co mamy w obecnym protestantyzmie – wszyscy twierdzą że „wierzą dokładnie wg Biblii” i „mają rozeznanie, bo mają Jezusa (wersja charyzmatyczna: „Ducha Świętego”) w sercu” i… każdy twierdzi co innego.
Jeśli Kościół ma na poważnie być „
filarem i podporą prawdy”, musi mieć jakąś wykładnię, kogoś, kto się w Jego imieniu wypowiada. W czasach apostolskich byli to apostołowie (nawet bezpośrednio powołany przez Jezusa Paweł udał się do nich przedstawić to, co głosi, by sprawdzili, czy nie głosi czegoś źle (
”czy nie biegnę lub nie biegłem na próżno” – Gal 2,1). W lokalnych społecznościach głosem Kościoła byli owi przełożeni z 1Tm 3,15 odpowiedzialni za swoje „owieczki”, którym one miały być posłuszne.
Inny nowotestamentowy obraz Kościoła to
dom czy raczej świątynia. I znów podkreślony jest brak przypadkowości, określona struktura budowy:
”A więc nie jesteście już obcymi i przybyszami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga – zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie głowicą węgła jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha” (Ef 2,19-22).
Kresem opisanego tu budowania Kościoła jest obraz „Górnego Jeruzalem” – miasta-świątyni będącego synonimem Nieba. Owo Niebo zbudowane jest na fundamencie… apostołów:
”I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte - Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę Boga. Źródło jego światła podobne do kamienia drogocennego, jakby do jaspisu o przejrzystości kryształu (…) A mur Miasta ma dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów Baranka”(Ap 21,10-14).
Idźmy dalej:próbujmy zbadać, co Ewangelie rozumieją pod słowami „przyjąć Jezusa”.
Jezus powiedział do uczniów:
Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał (Mt 10,40).
I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje (Mt 18,5).
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto przyjmuje tego, którego Ja poślę, Mnie przyjmuje. A kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał (J 13,20).
Mamy także fragment opisujący sytuację odwrotną:
Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał (Łk 10,16).
Czyli – przyjąć Jezusa znaczy również słuchać tych, których Jezus posyła i czynić miłosierdzie. Przedstawianie Kościoła nie jako realnego bytu, lecz
„wspólnoty ludzi podobnie przeżywających wiarę” o
„podobnych doświadczeniach duchowych” jest w sposób jaskrawy sprzeczne ze wszystkimi wypowiedziami Pisma na temat przewodniczenia, przełożonych itp.
Ale nie to jest najważniejszym błędem.
Sprawą pierwszorzędną jest lansowanie wizji Kościoła jako czegoś w gruncie rzeczy nieistniejącego, o nieprecyzyjnie zarysowanych granicach. Jest to oczywiście wizja z gruntu fałszywa. Spójrzmy choćby na wersety mówiące o wykluczaniu poniektórych ze wspólnoty ku opamiętaniu – a nawet sądzeniu członków Kościoła:
A wy unieśliście się pychą, zamiast z ubolewaniem żądać, by usunięto spośród was tego, który się dopuścił wspomnianego czynu. (...) Napisałem wam w liście, żebyście nie obcowali z rozpustnikami. Nie chodzi o rozpustników tego świata w ogóle ani o chciwców i zdzierców lub bałwochwalców; musielibyście bowiem całkowicie opuścić ten świat. Dlatego pisałem wam wówczas, byście nie przestawali z takim, który nazywając się bratem, w rzeczywistości jest rozpustnikiem, chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą. Z takim nawet nie siadajcie wspólnie do posiłku. Jakże bowiem mogę sądzić tych, którzy są na zewnątrz? Czyż i wy nie sądzicie tych, którzy są wewnątrz? Tych, którzy są na zewnątrz, osądzi Bóg. Usuńcie złego spośród was samych (Kor 5,2.9-13).
Jeśli Kościół to po prostu wszyscy wierzący, to w jaki sposób można by było kogokolwiek z Niego wyrzucić?
Wizja Kościoła, jaką prezentujesz, to wizja czegoś w rodzaju "fanklubu Jezusa" – i nie ma wielkiej różnicy, w którym fanklubie się jest (a można przecież także nie należeć do fanklubu, lecz realizować swoje chrześcijaństwo w domu). Tylko, że taki "kościół" nie ma nic wspólnego z tym biblijnym.