Czy to dopuszczacie? Czy o tym myślicie? Czy rozmawiacie?
Uważam, że to bardzo grząski grunt. Dużo bardziej niż adopcja.
Z tego co rozumiem to chyba grzech. Z psychologicznego punktu widzenia to b. trudna sytuacja.
Wydaje mi się, że nie do „ogarnięcia” przez 98% par.
Z biologicznego punktu widzenia dziecko będzie z twego ciała i krwi. Nie będzie natomiast z ciała i krwi twego męża.
Co gorsze, będzie z ciał i krwi innego mężczyzny.
Na płaszczyźnie duchowej (zapominając o grzechu in vitro) wydaje się to nieistotne. Józef kochał Jezusa.
Któż z nas potrafiłby temu podołać.
Zawsze może dojść do sytuacji, w której mówisz do męża: „To nie twoje dziecko.”
Lub on mówi do Ciebie: „To nie mój syn.”
Nieświadomie złe cechy możesz zrzucać na nieznanego ojca biologicznego, a zalety przypisywać sobie.
Siłą rzeczy twój mąż może czuć się „wykluczony” z rodziny.
To trudna sytuacja, niezły bałagan.
Znam taki związek. Identyczna sytuacja. Zdecydowali się na bank nasienia. Nie są już razem. Są w trakcie rozwodu.
To oczywiście o niczym nie przesądza, ale to b. niebezpieczna droga.
Nie prawda. Dzieci czekają. Moja żona jest psychologiem w ośrodku adopcyjno-opiekuńczym.
To rodzice mają zbyt duże wymagania. Dziecko ma być najlepiej niemowlakiem, w 100% zdrowe, pochodzące ze zdrowej rodziny (szczególnie matki), bez obciążeń genetycznych.
Niestety takie dzieci nie trafiają do adopcji.
Zdrowe rodziny nie oddają zdrowych dzieci. A nawet jeśli zdarzy się jakieś zdrowe niemowlę to zanim matkę pozbawi się praw rodzicielskich (chyba 18 miesięcy) w dziecku już rodzą się zaburzenia więzi.
Telefon dzwoni zawsze. Często rodzice podczas szkolenia uświadamiają sobie, że nie dadzą rady.
Czekają długo Ci, którzy oczekują, że to będzie dzieciak idealny.
Problem w tym, że nawet ich biologiczny nie byłby idealny.
To oczywiste, że tak się czuje. Myślałbym podobnie na jego miejscu.
Jakieś 9 lat temu gdy staraliśmy się z żoną o dziecko poddałem się badaniom nasienia. Wynik był katastrofalny. Nasienie badane było na pięciu płaszczyznach: ilość, ruchliwość …. I jakieś tam jeszcze inne. W każdym aspekcie była katastrofa. Doktor powiedział, że nic z tego nie będzie. Zona też miała problemy. Umówił nas do kliniki in vitro. Wtedy zaszliśmy w ciążę.
Wierzę, że wam się uda. Jedyne co to zdystansujcie się, odpuśćcie i módlcie się.
Co dalej. Umówcie się do ośrodka adopcyjnego i przejdźcie kwalifikacje. Nic nie tracicie. Trochę czasu, a w porządnym ośrodku wiele dowiecie się o rodzicielstwie, partnerstwie i o sobie samych.
No i co najważniejsze. W zeszłym roku z 6 procesów adopcyjnych prowadzonych przez moją żonę 4 zakończyły się sukcesem, mianowicie 4 pary zaszły w ciążę
To dość powszechne, proces adopcji i sama adopcja otwiera ducha rodzicielstwa.
Tu trochę o adopcji nawija moja żona (pani psycholog):
https://prk24.pl/58574889/wieczorne-spo ... rqGIYzduOc
W adopcji chodzi o Was. Czy czujecie się gotowi.
Przez całe życie wiedziałem, że nie będę ojcem. Nie chciałem. Bałem się.
A jestem. I nawet żona jest zadowolona.
Jesteś kobieta więc jednym z twoich powołań jest bycie matką.
Ale pomału.
Niech wszystko trochę ostygnie.
Kochaj go i dawaj mu tego świadectwo. Pewnie czuje, że ta sytuacja uderza w jego męskość. Przekonaj go, że tak nie jest.
Jeżeli nie chce się kochać pozwól mu na to. Wszystko trzeba przetrawić.
Co wspomniał już @Dez uważam, że moglibyście spróbować psychoterapii par lub indywidualnej.
Oczywiście kogoś sprawdzonego.
Co więcej. To strata. Strata, którą musicie przepracować, odbyć żałobę.
Wydaje mi się, wierzę i w zasadzie tak to u mnie działa, że dopiero pogodzenie się z faktem, że sam nic nie mogę Bóg „wkłada” w me życie Swój „palec”.
W Duchu Miłości
Pozdrawiam
Daniel Tomczyk
Dodano po 7 minutach 36 sekundach:
Może tak być. Ale jak napisałem "śmiem twierdzić".
Napisałem: "z tego co piszesz".