rozpacz, lęk (praca)
rozpacz, lęk (praca)
Po chorobowym, podczas ktorego czułam bezgraniczny pokój, dzisiaj wracam do pracy. Boję się. Proszę o westchnienie za mnie. Znowu muszę udawać silną i stabilną. Udając pełną energii i wychodząc do ludzi, czuję się wyczerpana. Nie jestem w tym sobą.
Re: rozpacz, lęk (praca)
Życzę siły i spokoju. W dłuższej perspektywie chęci, siły i możliwości do zmiany pracy na taką do której chcesz wracać.
- sądzony
- Legendarny komentator
- Posty: 13805
- Rejestracja: 20 lut 2020
- Lokalizacja: zachodniopomorskie
- Wyznanie: Chrześcijanin
- Has thanked: 2023 times
- Been thanked: 2206 times
Re: rozpacz, lęk (praca)
Powodzenia.
"W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was." J 14.20
Re: rozpacz, lęk (praca)
Po drugiej już chorobie, w poniedziałek kolejne podejscie do pracy. Nie czuje sie jeszcze do końca zdrowa, ale do poniedziałku na pewno bede. Obecnie schowałam sie pod kołdrą i się trzęsę ze strachu. Najtrudniejsze w pracy jest udawanie starszej i mądrzejszej i mniej wrażliwej od nastolatków. Jestem bardzo wrażliwa, a musze udawać silną. Jestem atakowana, że mam być wsparciem dla młodzieży w lęku przed wojną. To koszmar. Musiałabym mieć pracę, gdzie nie odpowiadam za ludzi. Lubie ciszę i samotność. Nie wiem, gdzie znajdę pracę w ciszy i samotnosci. Do fizycznej pracy sie nie nadaje, jestem słaba, obolała i mam przepukline od zaparć nerwicowych. Nie wiem gdzie szukac pracy. W tej musze wytrzymac do czerwca jeszcze... Nie jest w sumie źle, bo nie mam duzo godzin i mam pieszo do pracy. Ta praca to cud od Boga. Na razie jednak czuje się źle. Ciagle jeszcze kaszle, a na to nakłada się lęk.
- Andej
- Legendarny komentator
- Posty: 22636
- Rejestracja: 20 lis 2016
- Been thanked: 4218 times
Re: rozpacz, lęk (praca)
Dlaczego nie skorzystasz z leków obniżających napięcie? Zmniejszających poczucie strachu? To pomaga. Co prawda powili zaczyna działać i działanie nie jest łatwo zauważalne. Ale po paru miesiącach brania, zwykle można lek odstawić i próbować funkcjonować normalnie.
A Bożą pomocą uda Ci się przejść przez próbę. Będzie dobrze.
Nie wiem jednak, czy powinno udawać się, że się nie boi. Człowiek normalny się boi. Nie musi ukrywać strachu. Ale musi umieć go opanowywać. Strach nie powinien skłaniać do irracjonalnych zachować. Ale do zapobiegania, przygotowania się.
Przyznam, że i ja się boję. I mówiąc o tym oswajam ten strach. Racjonalizuję. Uczę się z tym żyć.
A Bożą pomocą uda Ci się przejść przez próbę. Będzie dobrze.
Nie wiem jednak, czy powinno udawać się, że się nie boi. Człowiek normalny się boi. Nie musi ukrywać strachu. Ale musi umieć go opanowywać. Strach nie powinien skłaniać do irracjonalnych zachować. Ale do zapobiegania, przygotowania się.
Przyznam, że i ja się boję. I mówiąc o tym oswajam ten strach. Racjonalizuję. Uczę się z tym żyć.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.
Re: rozpacz, lęk (praca)
Musze udawać po to, żeby np. nie powiedzieć nastolatce, która do mnie przyjdzie po pomoc: "odejdź, jestem smutna, chcę być teraz sama" (mowiac tak, nie bede udawac - wszak bede tak wlaśnie czuć... ale tak nie moge)
Nie raz tak chciałam powiedzieć, jeszcze na długo przed wojną. Wtedy, gdy człowiek smutny, trzeba udawać, chociaż smutek rozdziera serce. Smutek samotności. Smutek bierze sie z tego, że o te nastolatke wszyscy się troszczą, a ja - choć równie wrażliwa i słaba - nie mam prawa do troski. Dostaję jednak pieniądze, więc połykam łzy rozpaczy i samotnosci - i udaje. Udaje, zeby nie kraść tych pieniędzy, tylko otrzymać je słusznie, za prawdziwą pracę
To smutek. Z kolei lęk jest o to, że znowu przyjdzie ktoś smutny i mnie ostatecznie pogrąży. I nikt się o mnie nie zatroszczy. A rozpacz doprowadzi mnie do szlochu.
Musze udawać, by otrzymać pieniadze sprawiedliwie.
Nie raz tak chciałam powiedzieć, jeszcze na długo przed wojną. Wtedy, gdy człowiek smutny, trzeba udawać, chociaż smutek rozdziera serce. Smutek samotności. Smutek bierze sie z tego, że o te nastolatke wszyscy się troszczą, a ja - choć równie wrażliwa i słaba - nie mam prawa do troski. Dostaję jednak pieniądze, więc połykam łzy rozpaczy i samotnosci - i udaje. Udaje, zeby nie kraść tych pieniędzy, tylko otrzymać je słusznie, za prawdziwą pracę
To smutek. Z kolei lęk jest o to, że znowu przyjdzie ktoś smutny i mnie ostatecznie pogrąży. I nikt się o mnie nie zatroszczy. A rozpacz doprowadzi mnie do szlochu.
Musze udawać, by otrzymać pieniadze sprawiedliwie.
- miłośniczka Faustyny
- Mistrz komentowania
- Posty: 4453
- Rejestracja: 26 sie 2018
- Lokalizacja: Ulica Sezamkowa
- Has thanked: 1081 times
- Been thanked: 1150 times
Re: rozpacz, lęk (praca)
@myśl moze powinnaś sama poddać się terapii? Wiem, że psycholodzy często sami korzystają z terapii, i jest to w tym zawodzie nawet polecane i korzystne, aby uporać się z własnymi problemami i móc też lepiej pomóc pacjentom.
Ostatnio zmieniony 2022-04-09, 14:31 przez miłośniczka Faustyny, łącznie zmieniany 1 raz.
Odkąd umiłowałam Boga całą istotą swoją, całą mocą swego serca, od tej chwili ustąpiła bojaźń, i chociażby mi nie wiem już jak mówiono o Jego sprawiedliwości, to nie lękam się Go wcale, bo poznałam Go dobrze: Bóg jest Miłość a Duch Jego- jest spokój"
- sądzony
- Legendarny komentator
- Posty: 13805
- Rejestracja: 20 lut 2020
- Lokalizacja: zachodniopomorskie
- Wyznanie: Chrześcijanin
- Has thanked: 2023 times
- Been thanked: 2206 times
Re: rozpacz, lęk (praca)
Jeśli czujesz, że nie dasz rady weź L4 od psychiatry.
Znam ten stan.
To również znam. Rzeczywistość często wymaga od nas "masek", a lęk uniemożliwia pokazanie się "nagimi", bez nich.
Uwierz mi, że można to przezwyciężyć, a lekkość której wtedy doświadczasz jest niesamowita.
Wymaga to jednak pracy i czasu.
Nic nie musisz. Wrażliwość jest bardzo istotna w pracy z drugim człowiekiem. Bez niej to w zasadzie niemożliwe. Spróbuj ją wykorzystać.
Potrzeba Ci (wybacz) siły, wynikającej z relacji z Bogiem.
Cóż może Ci zaszkodzić jeżeli nie może zaszkodzić Twojej przyjaźni z Chrystusem.
W człowieku szukaj Chrystusa na krzyżu i nawet jeżeli nie rozumiesz trwaj przy nim pod krzyżem.
Nie musisz być silna, a "pojemna". Musisz nauczyć się przyjmować lęki człowieka, magazynować lecz nie integrować, a sublimować lub bezpiecznie odreagowywać.
Masz to? Masz komu to "wylać"?
(żona często wylewa to na mnie; poza superwizjami)
Przez kogo?
Może i masz być lecz w granicach jakich możesz nim być. To Ty je wyznaczasz.
Wsparciem jest Bóg.
Nawet jeżeli młodzież jest daleka od katolicyzmu, a Ty tak myślę, winnaś być religijnie (nie wiem jak to nazwać) "bezstronna", możesz nawiązywać do Boga "ogólnie".
Podobnie jest w terapii AA:
"Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec wojny – że nasze życie stało się zagrożone(lęk).
Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam poczucie bezpieczeństwa.
Podjęliśmy decyzję, aby powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, tak jak Go rozumieliśmy."
Chyba wiem o czym piszesz. To paraliżujące.
Nie chcę by to zabrzmiało dziwnie, ale nie przesadzaj z tą odpowiedzialnością. Zdystansuj się. Staraj się pomóc, ale nie wszystko, a nawet niewiele zależy od ciebie.
Co sprawia Ci szczególną trudność? Konkretnie... przykłady?
Miałem bardzo podobnie. Wszystko jednak się zmieniło. Pomału.
Zawsze możesz chyba odejść z tej roboty lub wziąć L4 czy się mylę?
Też się nie nadaję, też mam przepuklinę ale kręgosłupa od dźwigania za młodu pustaków na budowach.
Czy ja dobrze pamiętam, że jesteś psychologiem? Czy mi się pokićkało?
A w czym się widzisz ze swoim wykształceniem?
W końcu coś pozytywnego
Powrotu do zdrowia życzę.
W Duchu i milości.
"W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was." J 14.20
Re: rozpacz, lęk (praca)
Wiem, że kiedy zrzucę maskę i zaczynam zachowywać się naturalnie... czyli biegać i szlochać, trzymając się za głowę, z nadzieją, że ktoś mnie w tym biegu złapie i przytuli..., to lekkość jest... ale wtedy trace prace. A - jesli dodatkowo jestem "tą od wsparcia" - wtedy także inni coś tracą (poczucie bezpieczenstwa np.) Przerabiałam to już.
Jestem pracowita, ale poszukuję miejsca, gdzie w razie mojego szlochu, nikt nie będzie cierpiał. I takiego, gdzie w razie mojego szlochu, ktoś mnie przytuli, a nie wywali z roboty.
Tak, jestem psychologiem. Lubię i umiem rozmawiać z ludźmi. Ale - nie - jednostronnie na zasadzie, że ja jestem tylko tą od wsparcia, a mnie nikt nie wspiera. To ostatnie stwarza we mnie poczucie głębokiej samotności.
Ostatnio zmieniony 2022-04-09, 15:00 przez myśl, łącznie zmieniany 1 raz.
- sądzony
- Legendarny komentator
- Posty: 13805
- Rejestracja: 20 lut 2020
- Lokalizacja: zachodniopomorskie
- Wyznanie: Chrześcijanin
- Has thanked: 2023 times
- Been thanked: 2206 times
Re: rozpacz, lęk (praca)
Piszesz o "zrzuceniu" maski. Ja mam na myśli jej bezpieczne, delikatne, procesowe "zdejmowanie".
To o czym piszesz w moim przypadku kończyło się również utratą pracy, znajomych, pieniędzy, kłopotami z prawem, psuciem relacji, a raz nawet pobytem zakładzie psychiatrycznym.
Musisz nad sobą pracować. Myślę, że to wiesz, ale pracy nad sobą nie wykonasz sama.
Nie poniesiesz krzyża, z którym się identyfikujemy. Sama siebie nie oderwiesz od ziemi. A gdy to już ogarniesz to uświadomisz sobie, że nawet Jezusowi pomagano targać go na czaszkową górę.
Moim zdaniem, główną pracą, którą musisz teraz wykonać to praca ze sobą przed lustrem zwanym psychoterapią.
Czujesz się "tą co wspiera" czy czujesz, że to maska?
Nie wiem czy w pracy można płakać. Znaczy się gdybym był prezesem to niemiałbym nic przeciwko.
A nie lepiej spróbować zapanować nad szlochem?
Ty po prostu potrzebujesz miłości. I to nic nadzwyczajnego. Każdy dostał jej zbyt mało. Moim zdaniem możesz dostać ją jedynie od Boga. On tylko czeka. Jeżeli to jednak niemożliwe coś musi być na rzeczy w Twej osobowości. Znów polecam psychoterapie.
Rozumiem, że nie masz przyjaciela. ...
Jak myślisz dlaczego?
"W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was." J 14.20
Re: rozpacz, lęk (praca)
@sądzony
Wyjaśniłes idealnie, czym jest psychoterapia.
Ja uzupełnię to o szczegóły na moim przykładzie:
Otóż w moim przypadku psychoterapia jest stopniowym pozbywaniem się nadziei, że ktoś mnie przytuli tak, jak się przytula małe dziecko. Psychoterapia jest uczeniem się życia bez tego. Psychoterapia jest stopniowym pogłębianiem świadomości, że nie jestem dzieckiem i nigdy już nim nie będę. Psychoterapia jest tym samym stopniowym zstępowaniem w odchłań rozpaczy, a następnie próbą zneutralizowania tej rozpaczy przez stopniowe godzenie się z tym, że tak już będzie zawsze.
Psychoterapia nie zadziała, jeśli ktoś nie chce takiej "zmiany".
(...)
L4 wziąć mogę, ale oprócz liceum jest jeszcze przedszkole. Chce dać sobie szanse, bo w przedszkolu mam dobry zespół (w szkole jest mobbing, w przedszkolu zespół jest wspaniały) i odbiorcy (maluszki) są fajni. Nikt nie przedłuży mi umowy w przedszkolu po wzieciu L4 od psychiatry. A nie można wziąć L4 tylko na szkołę.
(...)
Nie, nie mogę tak po prostu "odejść z tej roboty", bo wcześniej nie pracowałam naście lat (a raczej pracowałam co jaki czas przez miesiac - potem szlochałam i mnie zwalniali). I teraz, jakbym rzuciła robotę, nikt mnie nie zatrudni.
(...)
Pytaliscie o lekarstwa. Ja się czuję dobrze, jak jestem w domu z rodzicami. Czuję się źle tylko w pracy, albo mając w perspektywie pójście do pracy. Nie ma lekarstw, ktore działają np. od 8:00 do 15:00, a potem przestają działać. Lekarstwa działają cały czas.. A ja ich caly czas nie potrzebuję.
(...)
Dlaczego nie mam męża? Bo mężczyźni chcą seksu. A ja chcę być córką. Takiej miłości pragnę. Opiekuńczej. Nie spotkałam człowieka, który chciałby być ze mną do końca życia, chciałby się mną zaopiekować i nie chciałby seksu. Całkiem niedawno dowiedziałam się też, że taki ślub jest w Kościele niemożliwy, jeśli kobieta nie chce seksu. Dla mnie to koszmar, że taki wymóg w Kościele jest. Że kobiete się zmusza do obnażania się i spółkowania, a jak ona tego nie chce, to odbiera się jej prawo do bycia w związku, bycia kochaną. Ale przełknęlam to. Na razie moi rodzice żyją. Nie wyobrażam sobie samotnosci. Męża mieć nie mogę, bo to by w moim przypadku oznaczało współżycie pod przymusem (wzięłabym ślub, to bym musiała to robić). Nie rozumiem więc w tym względzie Kościoła, ale jestem wierna Kościołowi bo dzięki niemu mam możliwość spotykać się z Jezusem w Komunii Świetej. To moja największa Miłość. Choć też przez tę wojnę tracę grunt pod nogami i czasem nie jestem już tak pewna Boga.
(...)
Pisałeś, że miłość Boga może być moją siłą w pracy. Ona jest moją siłą. W pracy też, ale głównie poza pracą. Poza pracą, jak mowiłam, czuję się dobrze; czuję się dobrze, będąc w domu z rodzicami. Czuję się w ogóle głęboko dobrze, modląc się w kościele. Ale jak się ode mnie czegoś wymaga (praca), niemal wszystko, co jest z Boga, ze mnie wyparowuje. Zaczynam mieć nawet żal do Boga, że mnie rzuca w wir w pracy, w samodzielność; gdy tymczasem ja potrzebuję tak bardzo opieki i czułości. I przez ten nie do końca świadomy żal tracę z Nim kontakt i staję się tym bardziej czułości pozbawiona. Dodatkowo przytłacza mnie w pracy obecność młodzieży, która odrzuca Boga, promuje satanizm i LGBT. W tej szkole nie ma Boga. Jest za to przytłaczające poczucie, że w obecnym pokoleniu nikt nie wierzy już w Boga. Nawet jak ide do pracy z poczuciem Boga w sercu, to konieczność podjęcia obowiązków z automatu unicestwia we mnie Boga. A środowisko ateistyczne do tego unicestwienia też się przyczynia. Jestem tam bardzo samotna.
Dodano po 21 minutach 52 sekundach:
Jest to straszne. Ale zawsze pocieszam się w pracy, patrząc na zegarek i licząc sobie, że za tyle i tyle czasu wrócę do domu i tam będę bezpieczna.
Wyjaśniłes idealnie, czym jest psychoterapia.
Ja uzupełnię to o szczegóły na moim przykładzie:
Otóż w moim przypadku psychoterapia jest stopniowym pozbywaniem się nadziei, że ktoś mnie przytuli tak, jak się przytula małe dziecko. Psychoterapia jest uczeniem się życia bez tego. Psychoterapia jest stopniowym pogłębianiem świadomości, że nie jestem dzieckiem i nigdy już nim nie będę. Psychoterapia jest tym samym stopniowym zstępowaniem w odchłań rozpaczy, a następnie próbą zneutralizowania tej rozpaczy przez stopniowe godzenie się z tym, że tak już będzie zawsze.
Psychoterapia nie zadziała, jeśli ktoś nie chce takiej "zmiany".
(...)
L4 wziąć mogę, ale oprócz liceum jest jeszcze przedszkole. Chce dać sobie szanse, bo w przedszkolu mam dobry zespół (w szkole jest mobbing, w przedszkolu zespół jest wspaniały) i odbiorcy (maluszki) są fajni. Nikt nie przedłuży mi umowy w przedszkolu po wzieciu L4 od psychiatry. A nie można wziąć L4 tylko na szkołę.
(...)
Nie, nie mogę tak po prostu "odejść z tej roboty", bo wcześniej nie pracowałam naście lat (a raczej pracowałam co jaki czas przez miesiac - potem szlochałam i mnie zwalniali). I teraz, jakbym rzuciła robotę, nikt mnie nie zatrudni.
(...)
Pytaliscie o lekarstwa. Ja się czuję dobrze, jak jestem w domu z rodzicami. Czuję się źle tylko w pracy, albo mając w perspektywie pójście do pracy. Nie ma lekarstw, ktore działają np. od 8:00 do 15:00, a potem przestają działać. Lekarstwa działają cały czas.. A ja ich caly czas nie potrzebuję.
(...)
Dlaczego nie mam męża? Bo mężczyźni chcą seksu. A ja chcę być córką. Takiej miłości pragnę. Opiekuńczej. Nie spotkałam człowieka, który chciałby być ze mną do końca życia, chciałby się mną zaopiekować i nie chciałby seksu. Całkiem niedawno dowiedziałam się też, że taki ślub jest w Kościele niemożliwy, jeśli kobieta nie chce seksu. Dla mnie to koszmar, że taki wymóg w Kościele jest. Że kobiete się zmusza do obnażania się i spółkowania, a jak ona tego nie chce, to odbiera się jej prawo do bycia w związku, bycia kochaną. Ale przełknęlam to. Na razie moi rodzice żyją. Nie wyobrażam sobie samotnosci. Męża mieć nie mogę, bo to by w moim przypadku oznaczało współżycie pod przymusem (wzięłabym ślub, to bym musiała to robić). Nie rozumiem więc w tym względzie Kościoła, ale jestem wierna Kościołowi bo dzięki niemu mam możliwość spotykać się z Jezusem w Komunii Świetej. To moja największa Miłość. Choć też przez tę wojnę tracę grunt pod nogami i czasem nie jestem już tak pewna Boga.
(...)
Pisałeś, że miłość Boga może być moją siłą w pracy. Ona jest moją siłą. W pracy też, ale głównie poza pracą. Poza pracą, jak mowiłam, czuję się dobrze; czuję się dobrze, będąc w domu z rodzicami. Czuję się w ogóle głęboko dobrze, modląc się w kościele. Ale jak się ode mnie czegoś wymaga (praca), niemal wszystko, co jest z Boga, ze mnie wyparowuje. Zaczynam mieć nawet żal do Boga, że mnie rzuca w wir w pracy, w samodzielność; gdy tymczasem ja potrzebuję tak bardzo opieki i czułości. I przez ten nie do końca świadomy żal tracę z Nim kontakt i staję się tym bardziej czułości pozbawiona. Dodatkowo przytłacza mnie w pracy obecność młodzieży, która odrzuca Boga, promuje satanizm i LGBT. W tej szkole nie ma Boga. Jest za to przytłaczające poczucie, że w obecnym pokoleniu nikt nie wierzy już w Boga. Nawet jak ide do pracy z poczuciem Boga w sercu, to konieczność podjęcia obowiązków z automatu unicestwia we mnie Boga. A środowisko ateistyczne do tego unicestwienia też się przyczynia. Jestem tam bardzo samotna.
Dodano po 21 minutach 52 sekundach:
Tak, robie to. Na tym właśnie polega udawanie silnej. Muszę udawać, jesli chcę brać pieniądze uczciwie.
Jest to straszne. Ale zawsze pocieszam się w pracy, patrząc na zegarek i licząc sobie, że za tyle i tyle czasu wrócę do domu i tam będę bezpieczna.
Ostatnio zmieniony 2022-04-09, 17:03 przez myśl, łącznie zmieniany 6 razy.
- sądzony
- Legendarny komentator
- Posty: 13805
- Rejestracja: 20 lut 2020
- Lokalizacja: zachodniopomorskie
- Wyznanie: Chrześcijanin
- Has thanked: 2023 times
- Been thanked: 2206 times
Re: rozpacz, lęk (praca)
To Twoja psychoterapia. Nie wypada mi się z Tobą nie zgodzić.myśl pisze: ↑2022-04-09, 16:35 Ja uzupełnię to o szczegóły na moim przykładzie:
Otóż w moim przypadku psychoterapia jest stopniowym pozbywaniem się nadziei, że ktoś mnie przytuli tak, jak się przytula małe dziecko. Psychoterapia jest uczeniem się życia bez tego. Psychoterapia jest stopniowym pogłębianiem świadomości, że nie jestem dzieckiem i nigdy już nim nie będę. Psychoterapia jest tym samym stopniowym zstępowaniem w odchłań rozpaczy, a następnie próbą zneutralizowania tej rozpaczy przez stopniowe godzenie się z tym, że tak już będzie zawsze.
Wydaje mi się jednak, że Twój problem polega na zbyt kruchym, mało stabilnym, niepewnym, ukrywającym się ego. Terapia powinna rozpocząć się od jego wzmacniania, a więc na "dawaniu miłości zastępczej" (nauce miłości), na przytulaniu, a nie jak piszesz nauce życia bez tego.
1. Ale może spowodować zmianę chciejstwa, a wtedy zadziała.
2. Może zadziałać na płaszczyźnie nieświadomej i wtedy zadziała.
3. Może doprowadzić do działania wbrew własnej woli (ego) i zadziała.
Zgadza się. To Twoja decyzja.myśl pisze: ↑2022-04-09, 16:35 L4 wziąć mogę, ale oprócz liceum jest jeszcze przedszkole. Chce dać sobie szanse, bo w przedszkolu mam dobry zespół (w szkole jest mobbing, w przedszkolu zespół jest wspaniały) i odbiorcy (maluszki) są fajni. Nikt nie przedłuży mi umowy w przedszkolu po wzieciu L4 od psychiatry. A nie można wziąć L4 tylko na szkołę.
Rozumiem.
Czy to nie daje Ci do myślenia?
A jak czujesz się w innych sytuacjach społecznych?
W kościele, w urzędzie, w sklepie, na koncercie, w knajpie, w parku, na kursie gotowania?
A co jest w seksie nie tak? Boisz się go? Czy uważasz, że to że facet chce iść z kobietą do łóżka stanowi o tym, że ma w nosie jej osobość? O co chodzi? Jesteś psychologiem czy nie uważasz, że to dość dziwne podejście?myśl pisze: ↑2022-04-09, 16:35 Dlaczego nie mam męża? Bo mężczyźni chcą seksu. A ja chcę być córką. Takiej miłości pragnę. Opiekuńczej. Nie spotkałam człowieka, który chciałby być ze mną do końca życia, chciałby się mną zaopiekować i nie chciałby seksu. Całkiem niedawno dowiedziałam się też, że taki ślub jest w Kościele niemożliwy, jeśli kobieta nie chce seksu.
Chyba niewłaściwie pojmujesz pewne kwestie. Albo ja pojmuje je niewlaściwie.
Myślałaś o zakonie? Po przepracowaniu problemów to byłoby jakieś wyjście.myśl pisze: ↑2022-04-09, 16:35 Na razie moi rodzice żyją. Nie wyobrażam sobie samotnosci. Męża mieć nie mogę, bo to by w moim przypadku oznaczało współżycie pod przymusem (wzięłabym ślub, to bym musiała to robić). Nie rozumiem więc w tym względzie Kościoła, ale jestem wierna Kościołowi bo dzięki niemu mam możliwość spotykać się z Jezusem w Komunii Świetej. To moja największa Miłość. Choć też przez tę wojnę tracę grunt pod nogami i czasem nie jestem już tak pewna Boga.
Czy poniesienie odpowiedzialności poza pracą również Cię dezintegruje?myśl pisze: ↑2022-04-09, 16:35 Pisałeś, że miłość Boga może być moją siłą w pracy. Ona jest moją siłą. W pracy też, ale głównie poza pracą. Poza pracą, jak mowiłam, czuję się dobrze; czuję się dobrze, będąc w domu z rodzicami. Czuję się w ogóle głęboko dobrze, modląc się w kościele. Ale jak się ode mnie czegoś wymaga (praca), niemal wszystko, co jest z Boga, ze mnie wyparowuje.
Wydaje mi się, że jesteś w jakiś sposób (wybacz) "niedojrzała". Zresztą każdy z nas po części jest. Powinnaś iść na psychoterapię.
Jest w Tobie.
Rozumiem. To trudne.myśl pisze: ↑2022-04-09, 16:35 Jest za to przytłaczające poczucie, że w obecnym pokoleniu nikt nie wierzy już w Boga. Nawet jak ide do pracy z poczuciem Boga w sercu, to konieczność podjęcia obowiązków z automatu unicestwia we mnie Boga. A środowisko ateistyczne do tego unicestwienia też się przyczynia. Jestem tam bardzo samotna.
Dodano po 1 minucie 1 sekundzie:
Nie na siłę. Nie sika się pod wiatr. To wymaga przepracowania.
"W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was." J 14.20
Re: rozpacz, lęk (praca)
Nie zgodziłabym się na takie instrumentalne przytulanie, którego celem nie byłaby miłość tylko urabianie gruntu pod zmienienie mnie.sądzony pisze: ↑2022-04-09, 17:26 Wydaje mi się jednak, że Twój problem polega na zbyt kruchym, mało stabilnym, niepewnym, ukrywającym się ego. Terapia powinna rozpocząć się od jego wzmacniania, a więc na "dawaniu miłości zastępczej" (nauce miłości), na przytulaniu, a nie jak piszesz nauce życia bez tego.
Dodano po 3 minutach 25 sekundach:
Również dobrze. Urzędów np. nie lubię, bo jest tam "zimne", "twarde", "nieczułe" podejscie do ludzi. Ale nie boję się chodzić do urzędu. Już prędzej boję się hałaśliwych miejskich ulic, gdzie indywidualizm człowieka ginie i każdy jest sam. Szczególnie kiedy np. na takiej ulicy nie mogę gdzieś trafić i nikt nie ma czasu pomóc. Czasem się wtedy poryczę - niestety nadal nikogo to nie obchodzi, co pogłębia stan przygnębienia. Zresztą nawet, jak wiem gdzie dojsc, zwykle czuje się na ulicy zagubiona, samotna. Jakby z innej planety. Wszak wiem, że nikt mnie tam na tej ulicy nie kocha, każdy ma swoje życie, więc pędzę co prędzej do domu, gdzie mnie kochają. Chyba, że idę ze znajomymi gdzieś do miasta do kawiarni. Wtedy nawet na miescie czuję się fajnie. Ale pandemia mi te spotkania towarzyskie zabrała. Z kolei w kościele w moich dotychczasowych wspólnotach akademickich i postakademickich czułam się zawsze cudownie. Szczegolnie w ostatniej czułam się kochana. Ale przyszla pandemia, spotkania ustały, a ludzie powychodzili za mąż i pożenili się. Zostałam znowu sama.
Podsumowując, nie lubie sytuacji odczłowieczających, hałaśliwych, szybkich oraz sytuacji, w ktorych człowiek zostaje sam.
Owszem, tak.
Ostatnio zmieniony 2022-04-09, 19:37 przez myśl, łącznie zmieniany 5 razy.
- sądzony
- Legendarny komentator
- Posty: 13805
- Rejestracja: 20 lut 2020
- Lokalizacja: zachodniopomorskie
- Wyznanie: Chrześcijanin
- Has thanked: 2023 times
- Been thanked: 2206 times
Re: rozpacz, lęk (praca)
Po pierwsze "przytulanie" było metaforą. Nie chodzi o przytulanie fizyczne.myśl pisze: ↑2022-04-09, 19:18Nie zgodziłabym się na takie instrumentalne przytulanie, którego celem nie byłaby miłość tylko urabianie gruntu na zmienienie mnie.sądzony pisze: ↑2022-04-09, 17:26 Wydaje mi się jednak, że Twój problem polega na zbyt kruchym, mało stabilnym, niepewnym, ukrywającym się ego. Terapia powinna rozpocząć się od jego wzmacniania, a więc na "dawaniu miłości zastępczej" (nauce miłości), na przytulaniu, a nie jak piszesz nauce życia bez tego.
Ja nie wierzę w to, że właściwie prowadzona psychoterapia jest urabianiem.
Dla mnie bliższa jest (a przynajmniej powinna) możliwie prawdziwej miłości pomiędzy ludźmi.
Tak pojmuję pomoc psychoterapeutyczną.
Dodano po 5 minutach 12 sekundach:
Bóg kocha Cię niezależnie od miejsca, w którym jesteś.
Myślisz o psychoterapii?
"W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was." J 14.20