Post
autor: Andej » 2022-05-08, 10:24
Dotknięcie. Dla mnie, to było coś, jak podanie ręki. Ale raczej w treści niż formie. To znaczy tak, jak ma się (ja tak miewam w stosunku do osób darzonych szczególną atencją) potrzebę dotknięcia. Pogłaskania, klepnięcia w ramię, przytulenia. Po prostu taki poufały gest łączności, miłości. Pożegnania.
Jako małoletnie dziecko, wiek przedszkolny, zmarła ciocia (zapamiętałem jej imię) była wystawiona w otwartej trumnie w domu, w którym mieszkała. Na pewno wtedy nie dotarło do mnie czym jest śmierć. Widok nie spowodował traumy, czy nawet smutku. A jednak zapadł w pamięć, nie wiem czy nie jako jedyny lub jeden w niewielu obrazów z tamtego czasu. Było to czymś normalnym. Tak jak to, że po nocy wstaje dzień. Wydaje mi się, że dobrze jest zaznajamiać dzieci ze śmiercią. O wiele lżej to znoszą od dorosłych. A przez całe życie wciąż kiedyś kogoś każdy żegna. Samego pogrzebu nie pamiętam.
Pogrzeby stały się dla mnie czymś trudnym dopiero, gdy dojrzałem. Najtrudniejszy był moment opuszczenie zmarłego do grobu i początek przysypywania. Takie ostateczne zatrzaśnięcie drzwi (które przecież już były zamknięte). A po latach i wielu pogrzebach, znów pogrzeby stały się czymś naturalnym.
Jestem zwolennikiem zabierania dzieci na pogrzeby, śluby, chrzciny, pierwsze komunie, bierzmowania, procesje, uroczyste i zwykłe msze.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.