Mam już dość

Rozmowa na temat upadłego anioła, czyli szatana, jego cel w świecie, początek jego istnienia, itp.
ODPOWIEDZ
Ctrl
Bywalec
Bywalec
Posty: 135
Rejestracja: 6 sie 2021
Has thanked: 15 times
Been thanked: 8 times

Mam już dość

Post autor: Ctrl » 2022-06-29, 19:44

Witam, chciałem tu napisać o moich problemach z wiarą i nie tylko i dlaczego mam już dość życia z nimi.
Mam 17 lat, od małego jestem wychowywany w katolickiej rodzinie jednak jako dziecko nie byłem wierzący. Pamiętam jak byłem mały i mówiłem bez żadnego problemu, że jak będę dorosły to nie będę chodził do kościoła. Gdy byłem już nastolatkiem szanowałem kościół, w miarę regularnie się spowiadałem, ale nie starałem się poprawić za bardzo z grzechów. Można powiedzieć, że byłem wierzącym-niepraktykującym. Wszystko zmieniło się jak miałem ok. 14 lat, gdy usłyszałem że masturbacja to grzech, a robiłem to już od kilku lat. Uświadomiłem sobie wtedy też jak kruche jest życie i że ludzie odchodzą. Zacząłem zwyczajnie bać się śmierci, która mogła przyjść na mnie z każdej strony. Nawróciłem się próbując jednak wierzyć z miłości do Boga, a nie że strachu. Być może po takim czasie udało mi się choć trochę to osiągnąć. Udało mi się wtedy rozwiązać największe problemy mojego życia, związane z różnymi, bardzo wstydliwymi grzechami. Z czasem jednak przypominały mi się różne grzechy z przyszłości. Bardzo dręczyły mnie wyrzuty sumienia i często chodziłem do spowiedzi. Bardzo często, co tydzień, dwa, co kilka dni, a zdarzyło się też, że na drugi dzień po spowiedzi. Nabawiłem się skrupułów i można powiedzieć, że do dzisiaj chyba w tym gniję. Zeszły rok był okropny, szczególnie wakacje. W Grecji na plaży zdawało się, że publicznie się popłaczę, bo już nie miałem siły. Dręczył mnie grzech, że obejrzałem coś nieczystego. Najlepsze było to, że rozwiązałem problem bez spowiedzi, ludzie na forum odpisali mi, że to nie był grzech ciężki i już sie tym nie przejmowałem. Przez ostatnie 2/3 lata dręczyły mnie różne, czasami podobne sprawy, wydaje mi się jednak że niezbyt poważne. W roku szkolnym tak jakby to ucichło. Może dlatego, że musiałem się skupić na nauce i obowiązkach. Pierwszy raz od dawna chodziłem wtedy do spowiedzi co miesiąc, a nawet trochę rzadziej. Od miesiąca albo kilku, znowu zaczęły mnie dręczyć różne sprawy. Doszły do tego problemy z życiem w społeczeństwie. Nie mam właściwie prawdziwych przyjaciół. Niby w szkole jestem całkiem lubiany, ale mam wrażenie, że nikogo nie obchodzę i nikt nie chce się ze mną spotkać. Może nawet nie, że nie chce, ale ma lepszych ode mnie znajomych. Nikt do mnie nie pisze, a ja od małego miałem problemy z poznawaniem nowych ludzi. Z problemów społecznych to jeszcze doszły w ciągu ostatnich 7/8 miesięcy problemy z nieudanymi miłościami. Czułem i czuję, że bardzo potrzebuję, kobiety która będzie mnie kochać. Próbowałem z dwoma, z którymi nie wyszło. 1,5 miesiąca temu zacząłem próbować z trzecią dziewczyną, ale jak zobaczyłem w jakim kierunku to idzie to znowu sobie odpuściłem. Stwierdziłem, że nie warto się nawet starać, bo nawet jeśli spodobam się jakiejś to skutecznie zniechęcę ją swoją osobowością. Wstydzę się samego siebie. Muzyki, której słucham, filmów, które oglądam itp. Przez to dochodzi do braku szczerości z mojej strony i relacja się niszczy z wiadomych przyczyn.
Teraz jestem w takim stanie, że budzę się rano, o 9/10, nie chce mi się nawet robić śniadania, to jem coś co można szybko zrobić. Nie liczę, że w ciągu dnia spotka mnie coś fajnego, bo nie mam znajomych, z którymi mógłbym spędzić czas. Siedzę przed komputerem, telefonem. Niby przyjemność - ale pozorna, chwilowa. Nie jest to żadne szczęście. Nie mówię, że to złe, ale nie powinno mi to zajmować całego dnia. Teraz to w sumie nawet grać mi się mniej chce. Posiedzę trochę w basenie żeby się ochłodzić i porozmawiam z rodziną. Rozmowy te czasami dadzą mi trochę przyjemności, ale ja chcę mieć też do czynienia z rówieśnikami. Dzień się kończy. Każdy wygląda prawie tak samo. W dodatku raz na jakiś czas pojawi się "grzech" (piszę w cudzysłowiu, bo nie wiem czy to rzeczywiście grzech czy nie), który będzie mnie dręczył. Spowiedź to dla mnie okropny stres, próbuję myśleć, że tam jest Pan Bóg, który chce się ze mną pojednać, ale fakt, że muszę mówić tak osobiste rzeczy jest dla mnie mega stresujący. Męczy mnie też takie zjawisko, że czuję, że w ciągu dnia poświęcam Bogu zbyt mało czasu. Zaczynam poświęcać więcej. Po czasie staje się to męczące, trudne. I znowu zaczynam poświęcać mniej tego czasu. I tak w kółko. Moje życie to stres, i samotność. Trwam tylko w nadziei na to, że stanie się "cud", że napisze do mnie jakiś kolega żeby gdzieś wyjść, że nagle spotkam miłość swojego życia, że przestaną mnie dręczyć "grzechy". Niestety wiele z tych rzeczy najprawdopodobniej sama się nie "zrobi". Nie wiem jak się za to zabrać, bo z kontaktami społecznymi od zawsze miałem problem, a skrupulantem najprawdopodobniej jestem od dłuższego czasu i nie wiem jak sobie z tym poradzić.
Najchętniej odszedłbym już z tego świata do Pana Boga, do nieba, gdzie nie ma cierpienia, gdzie człowiek jest cały czas radosny.
Nie bójcie się, że popełnię samobójstwo czy coś w tym stylu. Boję się śmierci mimo, że chciałbym już być w niebie. Zdaję sobie sprawę też, że jako samobójca prawdopodobnie nie poszedłbym od razu do nieba. Nie chciałbym też robić problemu mojej licznej rodzinie, bo wiem że mnie kochają. Nie widzą jednak chyba moich problemów. W takie najgorsze dni mama się czasami spyta czy coś się stało, ale ja zazwyczaj odpowiadam, że nic ważnego, że mam gorszy dzień (co właściwie jest prawdą).
Nie chcę już cierpieć. Gdy przypominam sobie swój stan z zeszłych wakacji to żal mi samego siebie i nie chce tego przeżywać ponownie.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22634
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4213 times

Re: Mam już dość

Post autor: Andej » 2022-06-29, 20:02

Twoja droga. niestety, nie jest wyjątkowa. W taki czy inny sposób każdy przechodzi ją. Załamania, zwątpienia, poczucie beznadziei.

Najgorsze jest zamknięcie w sobie. Czekanie na cud. Na czyjąś inicjatywę. Niestety, tak nie dojdzie się do niczego. Budowanie murów wokół siebie z równoczesnym marzeniem, aby ich nie było. Wydaje mi się, że tak mają wszyscy, którzy nie chcą się podporządkować bezwartościowym trendom, zwyczajom. Którzy szanując cos, co jest ignorowane przez innych.

Konieczne działanie. W jakiejś społeczności, w jakiejś grupie. Wspólne budowanie. Cokolwiek. Czy nie ma jakichś wspólnot w parafii? Podpytaj księdza. Jak głupio Ci podejść do zakrystii lub kancelarii, to zrób to w trakcie spowiedzi. Wprawdzie nie powinno się tak czynić, ale jeśli nie widzisz innego sposobu, to spróbuj tak. Albo spytaj, czy możesz się z nim spotkać na chwilę po mszy św. i porozmawiać na osobności. Bez świadków.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
sądzony
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 13688
Rejestracja: 20 lut 2020
Lokalizacja: zachodniopomorskie
Wyznanie: Chrześcijanin
Has thanked: 2004 times
Been thanked: 2176 times

Re: Mam już dość

Post autor: sądzony » 2022-07-01, 08:42

W Twoim wieku pewne rozterki są naturalne. Ja chciałem umrzeć i zabijałem się (dosłownie, za pomocą używek - autodestrukcja, w marzeniach - myślenie życzeniowe oraz poprzez "niewłaściwy" sposób narracji wobec siebie) przez ponad 20 lat. Nie będę opowiadał swojego życia, bo nie o to chodzi. Co najważniejsze:

Zaakceptuj siebie takiego jakim jesteś.
Bóg Cię kocha nawet gdy jesteś w swych grzechach, nawet gdy właśnie je popełniasz. On jest przy Tobie.
Nie ma ludzi, którzy nie grzeszą. Nawet święci to robią.
Nie jesteś w stanie zniszczyć Bożej Miłości do Ciebie.
Nie wstydź się siebie, a grzechów, które zdarz Ci się popełniać. Czynisz również dobro. Dla Boga to że jesteś to już b. dużo.
Trwaj w lub przy Bogu.
Módl się tak jak potrafisz, niekoniecznie tak jak ktoś od Ciebie oczekuje.
Bądź z nim w sposób jaki podpowiada Ci serce - gdziekolwiek jesteś i cokolwiek robisz - słuchaj śpiewu ptaków, szumu wiatru plątającego się w gałęziach drzew, kropel deszczu uderzających o parapet, wody w strumieniu, szumu morskich fal, oglądaj gwiazdy w nocy, mrówki zjadające ogryzek, pająka pracującego nad swą pajęczyną, swego oddechu czy bicia serca... Buduj relacje z Bogiem na wszystkim, na uśmiechu ekspedientki, pogłaskaniu psa sąsiadki, przepuszczeniu kogoś na pasach, zagadaniu do starszej pani, zmyciu kubka w pracy za koleżankę, zrobieniu zakupów głodnemu, wykonaniu drobnej pracy za kogoś ....

A ja ze swojej strony się pomodlę, choć z pewnością o Tobie pamięta, porozmawiam z Tata na temat brata.

Nie poddawaj się. Wiem, że łatwo się mówi. Słyszałem to nie raz: "będzie dobrze" ... i wiesz co w końcu Jest :)

Pozdrawiam
W miłości
"W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was." J 14.20

zdrogi
Bywalec
Bywalec
Posty: 111
Rejestracja: 4 lut 2019
Been thanked: 14 times

Re: Mam już dość

Post autor: zdrogi » 2022-07-01, 16:52

Samotność to taka ciężka sprawa…. Jak piszesz masz liczną rodzinę, ale czujesz się okropnie samotny co tak młodego chłopaka nie powinno spotkać. Podejrzewam, że twoje rozterki z Wiarą biorą się stąd, że próbujesz żarliwie poświęcić się Bogu, podświadomie oczekując, że dobry Bóg odmieni twoje życie czyli da przyjaciół trochę radości, coś zmieni, ale gdy to nie następuje wpadasz w sinusoidę. Przede wszystkim przestań zadręczać się grzechami, których pewnie najwięcej pochodzi z neta, to nic nie zmieni, grzech-spowiedź-grzech-spowiedź to nie jest czarodziejska formuła odpuść trochę nawet jeśli miało to być kosztem wiary. Zanim będziesz szukał pomocy u innych zacznij od własnej matki jeszcze jesteś młody na pewno cię wysłucha jak dziecko, a nie jak dorosłego faceta, łatwiej mamie się wypłakać niż obcej osobie. A przede wszystkim małymi kroczkami zacznij zmieniać sam coś wokół siebie, idź na siłkę, albo zacznij biegać, albo rower, dwie godziny takiego oderwania się od wszystkiego da ci oddech, bo jaki masz wybór siedzieć przy kompie i się zadręczać czy styrać się na rowerze wybór jest oczywisty. A jeżeli będziesz chciał znaleźć Boga to na pewno Go znajdziesz, ale nie na siłę.

Awatar użytkownika
Viridiana
Biegły forumowicz
Biegły forumowicz
Posty: 1705
Rejestracja: 6 sie 2018
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 552 times
Been thanked: 419 times

Re: Mam już dość

Post autor: Viridiana » 2022-07-03, 09:55

Hmm... W Twoim wpisie poruszyłeś sporo wątków, więc pewnie swoim postem wszystkich problemów nie rozwiążę, ale spróbuję może wskazać na pewne tropy.
Ctrl pisze: 2022-06-29, 19:44 Z czasem jednak przypominały mi się różne grzechy z przyszłości. Bardzo dręczyły mnie wyrzuty sumienia i często chodziłem do spowiedzi. Bardzo często, co tydzień, dwa, co kilka dni, a zdarzyło się też, że na drugi dzień po spowiedzi. Nabawiłem się skrupułów i można powiedzieć, że do dzisiaj chyba w tym gniję.
Kiedy byłam w gimnazjum, również miałam spore problemy ze skrupulantyzmem, więc myślę, że rozumiem Twój ból.
U mnie ten problem ustąpił dzięki zdobywaniu wiedzy na temat katolicyzmu oraz dzięki temu, że wraz ze wzrastaniem w wierze Duch Święty chyba zaczął mi coraz bardziej pomagać w rozeznawaniu tego. Niektórzy skrupulanci od psychologów otrzymują diagnozy np. nerwicy natręctw, więc konsultacja ze specjalistą też może pomóc.
Ctrl pisze: 2022-06-29, 19:44 Stwierdziłem, że nie warto się nawet starać, bo nawet jeśli spodobam się jakiejś to skutecznie zniechęcę ją swoją osobowością. Wstydzę się samego siebie. Muzyki, której słucham, filmów, które oglądam itp.
Nie warto się wstydzić swoich własnych zainteresowań. Taki wstyd sprawia, że inni ludzie nie będą mieli jak Cię poznać.
Wydaje mi się, że jeżeli nie wychodzą Ci kontakty międzyludzkie, to nie musi to od razu oznaczać, że coś jest nie tak z Twoją osobowością, raczej może Ci brakować po prostu kompetencji interpersonalnych. Może trening umiejętności społecznych mógłby pomóc?
Ctrl pisze: 2022-06-29, 19:44 Posiedzę trochę w basenie żeby się ochłodzić i porozmawiam z rodziną. Rozmowy te czasami dadzą mi trochę przyjemności, ale ja chcę mieć też do czynienia z rówieśnikami.
Dobrze, że podtrzymujesz relację z rodziną. Czy masz wśród swoich domowników kogoś, komu ufasz na tyle, aby opowiedzieć mu o swoich problemach? Osobom, które znają Cię od lat, na pewno będzie trochę łatwiej okazać Ci wsparcie, niż obcym ludziom na forum. ;)
Przesyłam mnóstwo wsparcia. @};-
Miłość nie wyrządza zła drugiemu człowiekowi. Miłość więc jest wypełnieniem Prawa (Rz 13, 10)

ODPOWIEDZ