Magdo, nie obwiniaj się - nie musiałaś popełniać żadnego błędu, żeby tak się stało. Mój syn też kiedyś tak powiedział (może innymi słowami) i przestał chodzić do kościoła. Poczułem wtedy dojmującą bezradność, bo żaden z argumentów do niego nie trafiał. Poczułem wtedy takie tchnienie Ducha, żeby nie przekonywać go do niczego, tylko modlić się w jego intencji i zawierzać go Maryi (powziąłem postanowienie, by codziennie odmówić choć jedną dziesiątkę różańca). Syn był wtedy na studiach i gdy przyjechał na Wielkanoc, kupiłem mały krzyżyk na łańcuszku i poszedłem poświęcić go w Wielką Sobotę (czas bardzo znamienny, gdy według tradycji Jezus zstępuje do otchłani). Dając mu ten krzyżyk powiedziałem tylko, że nie musi go nosić, ale żeby go zachował jako materialny znak mojej modlitwy za niego. Przyjął i już nie wracaliśmy do tematu. Po kilku (kilkunastu?) miesiącach zobaczyłem u niego ten krzyżyk na szyi. W tym też czasie wyznał, że był u spowiedzi i że dokonał się w nim jakiś ważny zwrot. Teraz nie tylko wrócił do Kościoła, ale przyjął wiarę z pełną świadomością i pragnieniem jej pogłębiania (a różaniec odmawiam po dziś dzień - teraz bardziej w postawie dziękczynienia i uwielbienia). Ufam, ze tak właśnie będzie również z Twoim synem - ważne, by z Twojej strony nie zabrakło dwóch rzeczy: modlitwy i cierpliwości.MadziaGasior pisze: ↑2022-07-19, 01:24 Nie wiem gdzie zrobiłam błąd? To przyszło jakby znikąd. Jednego dnia wszystko było dobrze a drugiego coś takiego. Co mogę na to zaradzić?
Myślę, że każdy człowiek musi przejść przez czas takiej "Wielkiej Soboty", kiedy Bóg zdaje się być martwy, nieobecny. Jeśli ten czas przejdziemy mądrze, jeśli będziemy mądrze w tym czasie towarzyszyć zbuntowanym osobom, doczekamy się u nich pięknego świtu Zmartwychwstania.