Zdecydowanie tak. Takie jest podejście katolickie. Ale to pragnienie. Starania. Bo z drugiej strony świadomość tego, że nigdy nie będziemy tak przygotowani, jakbyśmy chcieli. Zawsze mamy cos za uszami. I to całkiem sporo. Zawsze jest obawa. Z jednej strony tęsknota za śmiercią, jak bramą do nieba, a z drugiej obawa, przed czyśćcem. Karą, pokutą.
Dla niektórych śmierć jest pragnieniem, bo jest ucieczką od trudów życia, cierpień, chorób.
Przyznam, że z jednej strony chciałbym uciec już teraz. Bo nie sądzę, abym potrafił cos teraz odpokutować. Także strach przed kolejnymi grzechami, za które będę musiał pokutować w czyśćcu. Tęsknota za wszechogarniającą miłością. Wydaje mi się, że mogę już teraz odejść. Zostawić cały bałagan innym. Ale jak to wpłynie na tych innych? Gdy zabraknie tych malutkich dobrych akcencików, których jestem autorem. Czy coś się rozpadnie?
No i świadomość tego, że choć gotów, to jednak nie gotów. Chcę (umrzeć), ale się boję. Umierania, czyśćca. Niech się dzieje wola Boża.
Pisząc powyższe przypomniał mi się wiersz związany z gotowością na śmierć. Przypomnę. Długi. Ale każdy go zna. Zatem sądzę, że z przyjem,nościa przeczyta, przypomni sobie. I zastanowi się na swoim życiem, śmiercią i zaufaniem Bogu.
Czy człowiek prawdziwie ufający Bogu może się bać śmierci? Czy może nie być na nią gotowy?
Jeśli potrafisz uczciwie, z całą mocą i przekonaniem uklęknąć przed obrazem Miłosierdzia i wyznać: Jezu ufam Tobie, to znaczy, że w każdej chwili jesteś gotów na śmierć.
Józef Ignacy Kraszewski
Dziad i baba
I
Był sobie dziad i baba,
Bardzo starzy oboje,
Ona kaszląca, słaba,
On skurczony we dwoje.
Mieli chatkę maleńką,
Taką starą jak oni,
Jedno miała okienko
I jeden był wchód do niéj.
Żyli bardzo szczęśliwie
I spokojnie jak w niebie,
Czemu ja się nie dziwię,
Bo przywykli do siebie.
Tylko smutno im było,
Że umierać musieli,
Że się kiedyś mogiłą
Długie życie rozdzieli.
II
I modlili się szczerze,
Aby Bożym rozkazem,
Kiedy śmierć ich zabierze.
Brała oboje razem. —
„Razem! to być nie może,
Ktoś choć chwilą wprzód skona” —
„Byle nie ty nieboże”.
„Byle tylko nie ona”.
„Wprzód umrę, woła baba,
Jestem starsza od ciebie,
Co chwila bardziej słaba,
Zapłaczesz na pogrzebie”.
„Ja wprzódy, moja miła,
Ja kaszlę bez ustanku
I zimna mnie mogiła
Przykryje lada ranku”. —
„Mnie wprzódy”. „Mnie, kochanie”.
„Mnie mówię”. „Dość już tego,
Dla ciebie płacz zostanie”.
„A tobie nie? dlaczego?”
I tak daléj i daléj,
Jak zaczęli się kłócić,
Tak się z miejsca porwali,
Chatkę chcieli porzucić. —
III
Aż do drzwi — puk powoli.
„Kto tam?”
IV
„Otwórzcie proszę,
Posłuszna waszéj woli,
Śmierć jestem: skon przynoszę”.
V
„Idź babo drzwi otworzyć!”
„Ot to: Idź sam, ja słaba,
Ja pójdę się położyć”,
Odpowiedziała baba. —
„Fi! śmierć na słocie stoi,
I czeka tam nieboga”,
„Idź otwórz z łaski swojéj” —
„Ty otwórz moja droga”
VI
Baba za piecem zcicha
Kryjówki sobie szuka,
Dziad pod ławę się wpycha,
A śmierć stoi i puka.
I byłaby lat dwieście
Pode drzwiami tam stała;
Lecz znudzona nareszcie,
Kominem wleźć musiała.