Odkąd moje życie nabrało sensu i przybliżyłem się do Boga zauważyłem w swoim myśleniu i postępowaniu jakieś nowe "zjawisko". Otóż kiedyś nie mogłem panować nad emocjami, teraz nie to, że podnoszę czasem głoś czy lekko się uniosę to w każdej chwili mogę panować nad sobą. Tj. złagodzić ton głosu, kogoś od razu przeprośić, a nawet uśmiechąć się do drugiego po chwili lub w trakcie gdy się unoszę. Dobrym przykładem jest to, że czasem powiem coś żonie co nie jest po jej myśli, ale wydaje mi się, że jest w tym jakiś przekaz. Gdy skończę mówić niemal natychmiast chcę z Nią rozmawiać, a nawet przepraszam. Nigdy tak nie miałem, a zauważyłem to we mnie od jakiś 2 lat po mojej przemianie. Zacząłem zdawać sobie z tego sprawę niedawno. Wydaje mi się, że to jest dobre. Kiedyś mieliśmy ciche dni. Dziś ich nie mamy.
Dodano po 3 minutach 4 sekundach:
A co więcej nie czuję niepokoju.
Panowanie nad swoimi emocjami
- AdamS.
- Super gaduła
- Posty: 1413
- Rejestracja: 4 lis 2021
- Lokalizacja: Bieszczady
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 542 times
- Been thanked: 780 times
Re: Panowanie nad swoimi emocjami
Osobiście to samo odczuwam, ale nie powiedziałbym, że sam panuję nad swoimi emocjami. Panuje nad nimi Chrystus - o ile potrafię mu się zawierzyć, o tyle jestem Nim silny. Cała wymowa KRZYŻA na to właśnie wskazuje, że mamy codziennie umierać w Chrystusie i z Chrystusem - umierać dla swojej "racji", dla swojego gniewu, dla przyjemności i ambicji, nawet dla swojej wolności (tej zewnętrznej, bo wewnętrzna wolność może wtedy tylko wzrastać).Arek pisze: ↑2022-12-24, 08:57 Odkąd moje życie nabrało sensu i przybliżyłem się do Boga zauważyłem w swoim myśleniu i postępowaniu jakieś nowe "zjawisko". Otóż kiedyś nie mogłem panować nad emocjami, teraz nie to, że podnoszę czasem głoś czy lekko się uniosę to w każdej chwili mogę panować nad sobą.
Ostatnio zmieniony 2022-12-24, 09:55 przez AdamS., łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Zasłużony komentator
- Posty: 2368
- Rejestracja: 29 sie 2022
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 298 times
- Been thanked: 319 times
Re: Panowanie nad swoimi emocjami
Panować tutaj oznacza, że Ktoś ingeruje w sposób niezrozumiały dla mnie w taki sposób, że się zastanawiam nad swoim postępowaniem.AdamS. pisze: ↑2022-12-24, 09:54Osobiście to samo odczuwam, ale nie powiedziałbym, że sam panuję nad swoimi emocjami. Panuje nad nimi Chrystus - o ile potrafię mu się zawierzyć, o tyle jestem Nim silny. Cała wymowa KRZYŻA na to właśnie wskazuje, że mamy codziennie umierać w Chrystusie i z Chrystusem - umierać dla swojej "racji", dla swojego gniewu, dla przyjemności i ambicji, nawet dla swojej wolności (tej zewnętrznej, bo wewnętrzna wolność może wtedy tylko wzrastać).Arek pisze: ↑2022-12-24, 08:57 Odkąd moje życie nabrało sensu i przybliżyłem się do Boga zauważyłem w swoim myśleniu i postępowaniu jakieś nowe "zjawisko". Otóż kiedyś nie mogłem panować nad emocjami, teraz nie to, że podnoszę czasem głoś czy lekko się uniosę to w każdej chwili mogę panować nad sobą.
Jezus Chrystus jest moim Królem.
- Andej
- Legendarny komentator
- Posty: 22636
- Rejestracja: 20 lis 2016
- Been thanked: 4218 times
Re: Panowanie nad swoimi emocjami
Panowanie nad emocjami jest świadectwem dojrzałości i odpowiedzialności. Człowiek odpowiada za swoje czyny. Konsekwencje naszych czynów spadają na nas jak też na inne osoby. Emocje sa przelotne (także wtedy, gdy bardzo powoli przelatują). Ale to rozum powinien decydować. A nie emocje.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.
- sądzony
- Legendarny komentator
- Posty: 13779
- Rejestracja: 20 lut 2020
- Lokalizacja: zachodniopomorskie
- Wyznanie: Chrześcijanin
- Has thanked: 2020 times
- Been thanked: 2199 times
Re: Panowanie nad swoimi emocjami
Mam podobnie.Arek pisze: ↑2022-12-24, 08:57 Odkąd moje życie nabrało sensu i przybliżyłem się do Boga zauważyłem w swoim myśleniu i postępowaniu jakieś nowe "zjawisko". Otóż kiedyś nie mogłem panować nad emocjami, teraz nie to, że podnoszę czasem głoś czy lekko się uniosę to w każdej chwili mogę panować nad sobą. Tj. złagodzić ton głosu, kogoś od razu przeprośić, a nawet uśmiechąć się do drugiego po chwili lub w trakcie gdy się unoszę. Dobrym przykładem jest to, że czasem powiem coś żonie co nie jest po jej myśli, ale wydaje mi się, że jest w tym jakiś przekaz. Gdy skończę mówić niemal natychmiast chcę z Nią rozmawiać, a nawet przepraszam. Nigdy tak nie miałem, a zauważyłem to we mnie od jakiś 2 lat po mojej przemianie. Zacząłem zdawać sobie z tego sprawę niedawno. Wydaje mi się, że to jest dobre. Kiedyś mieliśmy ciche dni. Dziś ich nie mamy.
Dodano po 3 minutach 4 sekundach:
A co więcej nie czuję niepokoju.
Choć ja miałem nieco inny problem. Słabo odczytywałem emocje. Generalnie działałem rozumowo, a to co czułem było automatycznie wypierane, a następnie oczywiście wracało z nienajlepszym efektem.
Dziś rozpoznaje emocje i jestem świadom, że należą one do tego z czym identyfikuję swoje "ego". Dlatego bardzo trudno mnie zdenerwować, a nawet jeżeli to się jakoś udaje dzieje się to raczej na płaszczyźnie zewnętrznej. Gdy mam kogoś przeprosić co prawda czuję jak "ego" się wije i stawia opór, ale potrafię to przemóc z dość dużą łatwością.
Doświadczam również "głębszych" uczuć. Najczęściej: wzruszenia, radości, dużo rzadziej lęku. Nie wywołują one jednak jakichś hiperreakcji, a raczej refleksję.
Dlaczego tak jest.
Wydaje mi się, że coraz mniej identyfikuję się z tym co "zewnętrzne" (np. trudno obrazić mnie-inżyniera, mnie-mężczyznę, mnie-męża ... ), a coraz bardziej z tym co "wewnętrzne" (ja - przyjaciel Chrystusa, ja - dziecko Boże).
Wszystko to nie oznacza, że jestem oazą spokoju.
Żona potrafi mnie "zagotować"
"W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was." J 14.20
-
- Zasłużony komentator
- Posty: 2368
- Rejestracja: 29 sie 2022
- Wyznanie: Katolicyzm
- Has thanked: 298 times
- Been thanked: 319 times
Re: Panowanie nad swoimi emocjami
Znalazłem coś takiego kiedy coś może nas zdenerwować, poniższa wypowiedź jest w pełni cytatem:sądzony pisze: ↑2022-12-25, 09:11Mam podobnie.Arek pisze: ↑2022-12-24, 08:57 Odkąd moje życie nabrało sensu i przybliżyłem się do Boga zauważyłem w swoim myśleniu i postępowaniu jakieś nowe "zjawisko". Otóż kiedyś nie mogłem panować nad emocjami, teraz nie to, że podnoszę czasem głoś czy lekko się uniosę to w każdej chwili mogę panować nad sobą. Tj. złagodzić ton głosu, kogoś od razu przeprośić, a nawet uśmiechąć się do drugiego po chwili lub w trakcie gdy się unoszę. Dobrym przykładem jest to, że czasem powiem coś żonie co nie jest po jej myśli, ale wydaje mi się, że jest w tym jakiś przekaz. Gdy skończę mówić niemal natychmiast chcę z Nią rozmawiać, a nawet przepraszam. Nigdy tak nie miałem, a zauważyłem to we mnie od jakiś 2 lat po mojej przemianie. Zacząłem zdawać sobie z tego sprawę niedawno. Wydaje mi się, że to jest dobre. Kiedyś mieliśmy ciche dni. Dziś ich nie mamy.
Dodano po 3 minutach 4 sekundach:
A co więcej nie czuję niepokoju.
Choć ja miałem nieco inny problem. Słabo odczytywałem emocje. Generalnie działałem rozumowo, a to co czułem było automatycznie wypierane, a następnie oczywiście wracało z nienajlepszym efektem.
Dziś rozpoznaje emocje i jestem świadom, że należą one do tego z czym identyfikuję swoje "ego". Dlatego bardzo trudno mnie zdenerwować, a nawet jeżeli to się jakoś udaje dzieje się to raczej na płaszczyźnie zewnętrznej. Gdy mam kogoś przeprosić co prawda czuję jak "ego" się wije i stawia opór, ale potrafię to przemóc z dość dużą łatwością.
Doświadczam również "głębszych" uczuć. Najczęściej: wzruszenia, radości, dużo rzadziej lęku. Nie wywołują one jednak jakichś hiperreakcji, a raczej refleksję.
Dlaczego tak jest.
Wydaje mi się, że coraz mniej identyfikuję się z tym co "zewnętrzne" (np. trudno obrazić mnie-inżyniera, mnie-mężczyznę, mnie-męża ... ), a coraz bardziej z tym co "wewnętrzne" (ja - przyjaciel Chrystusa, ja - dziecko Boże).
Wszystko to nie oznacza, że jestem oazą spokoju.
Żona potrafi mnie "zagotować"
„Święty gniew”
Według Katechizmu Kościoła Katolickiego (1765), uczucie miłości wywołuje w nas „pragnienie nieobecnego dobra i nadzieję jego uzyskania”. Na co dzień jednak nasze „upodobanie do dobra” jest wystawiane na ciężką próbę. Wystarczy włączyć telewizor, przejrzeć prasę, czasem tylko wyjrzeć przez okno, by spostrzec, jak wiele jest wokół nas przejawów niesprawiedliwości. Co więcej, często ta sytuacja nie jest spowodowana niewystarczającą ilością odpowiednich środków, które mogłyby zapewnić sprawiedliwość, ale zwykłą ludzką bezmyślnością lub brakiem dobrej woli.
Dojrzały emocjonalnie człowiek nie może przecież przejść obojętnie obok ludzi, którzy doznają krzywdy albo ją wyrządzają. Jeśli zaś doświadczają jej szczególnie dzieci, osoby chore czy bezbronne, rodzi się w nas smutek i poczucie sprzeciwu. Odczuwamy zatem „święty gniew”. Święty, bo wywołany przez naruszenie porządku miłości, który ustanowił Bóg. Można zatem podsumować, że czasem gniew wynika wprost z miłości.
Przykład „świętego gniewu” daje nam sam Jezus z Nazaretu, kiedy gwałtownie i kategorycznie sprzeciwia się handlowaniu w świątyni jerozolimskiej (por. Mt 21, 12-17; J 2, 13-22). A zatem, gdy ktoś bezcześci to, co święte, lub gdy dzieje się niesprawiedliwość, „święty sprzeciw” wydaje się po prostu naszym obowiązkiem. W Pierwszej Księdze Samuela odnajdujemy postać Helego, który tego obowiązku nie dopełnił i został surowo ukarany śmiercią swoich synów.
Jezus Chrystus jest moim Królem.