Zacytowana uwaga podważa autorytet Kościoła , a przynajmniej osłabia. Co nie znaczy, że jest bez racji. Bo na dobrą sprawę obecne zasady obejmuja zaledwie tysiącleynia tradycję.
Na wstępie gorąco dziękuję za tę uwagą. Sam nie wypadłbym na taki pomysł, a temat jest wart dyskusji i przemyśleń.
O ile Kościół od zawsze d=głosił nierozerwalność małżeństwa, to kwestia samego ślubu nie była uregulowana w żaden sposób. Właściwie tylko jedno przetrwało od czasów chrystusowych, a mianowicie przyjęcie wzajemnych zobowiązań. Jak wyglądał ślub w czasach, gdy Jezus chodził po ziemi? Trudno mi sięgac pamięcią do taj=k dawnych czasów, ale przypomina sobie obrzędy polegające na wprowadzeniu panny młodej do domu. Do domu w którym mieli zamieszkać lub do symbolicznego domu, jakim była namiot (niewielki, mógł być kawałkiem 2 x 2 metry płótna zawieszonym na tyczkach) Po wprowadzeniu pod dach (domu lub namiotu) następowało potwierdzenie wzajemnych zobowiązań (zwykle szczegóły były domawiane wcześniej). I do tej pory bili małżeństwem.
W czasach wczesnochrześcijańskich ludzie dawali sobie słowo. Zwykle przy świadkach. Zaciągali wzajemne zobowiązania. Dopiero po paruset latach do obrzędów dołączono błogosławieństwo biskupa. Potem rozszerzało się to na uczestnictwo w mszy świętej (po ślubie = przyrzeczeniu w domu). Dopiero 1000 lat ślub stał się sakramentem udzielanym w obecności księdza. Ale wciąż, tak jak na początku udzielany sobie naw-zajem przez narzeczonych. Ksiądz nie udziela tego sakramentu. Zatem 10 wieków temu nastąpiło sformalizowania związku małżeńskiego.
Zatem słusznie Dez pyta, czy przez połowę okresu istnienie chrześcijaństwa ludzi żyli w grzechu. To pytanie retoryczne, ale skłaniające do refleksji. Czym jest życie na kocią łapę? Grzechem? Ale jakim? To prowadzi mnie do pytania, czy łamanie przykazań kościelnych, czy łamanie zasad ustanowionych przez Kościół jest grzechem? Czy nie? Do czego jesteśmy zobowiązani? Tylko do przestrzegania Dekalogu? I to literalnie? Czy czegoś więcej? Czy teologia prowadzi do Boga? Czy do rozdzielania włosa na czworo? Cze zagadnienia scholastyczne (w pejoratywnym rozumieniu) mają sens?
Czy nie komplikujemy sobie życie zbytnim przejmowaniem się Nauka Kościoła?
Troszkę ostro pojechałem. Na gorąco. Bo z jednej strony całkowicie przyznaję rację Dezowi, a z drugiej stanowczo się buntuję. Podchodzę ambiwalentnie. Targany sprzecznościami. Gotów walczyć zarówno przecie temu co napisał Dez, jak też stanąć u jego boku i wraz z nim bronić jego zdania.
Myślę, że temat zasługuje na oddzielny wątek. I dobrze byłoby, gdyby w tym wątku i ścieraniu się przeciwnych zdań nie zginęło sedno, jakim jest zaciąganie wzajemnych dożywotnich i niezbywalnych zobowiązań.