miłośniczka Faustyny pisze: ↑2023-05-04, 14:09
recki pisze: ↑2023-04-11, 17:34
Z ilością i częstotliwością, o które też pytałaś - mów, ale ostrożnie i ogólnie (bez jakichś przesadnych szczegółów, które nie są w ogóle potrzebne). W innym wątku napisałem Ci, że jeśli to jest sprawa która wydarza się u ciebie często, to owszem powiedz że ma to miejsce kilka razy/wiele razy, ale bez ścisłego liczenia i sumowania czy kategoryzowania co ile razy ma miejsce.
recki pisze: ↑2023-05-04, 12:57
Chodząc do tej spowiedzi co tydzień lub dwa, i mówiąc o masturbacji kilkukrotnie w ciągu tego tygodnia czy dwóch (bez liczenia statystyki) - byłoby to wystarczająca informacja.
Ale przecież to nie jest Martynki pomysł, żeby mówić tak dokładnie. W ten sposób nakazują jej spowiednicy. I to nie jeden, a chyba niemal wszyscy, u których była. Jeśli odmówi, to może mieć problem, bo jeśli tamci księża bardzo tego pilnują, to mogą jej nawet odmówić rozgrzeszenia. Tylko sobie narobi kłopotów, jeśli będzie się buntować.
Z jednej strony, trochę się zgadzam, że w spowiedzi nie powinno chodzić o skrajnie szczegółowe liczenie tego, to znaczy nie to powinno być najważniejsze. Ale z drugiej strony, nie rozumiem co jest niestosownego w tym, że trzeba podać dokładną ilość. W katechizmie tak jest napisane, że w przypadku grzechów ciężkich, należy podać liczbę. To jest istotne, to ważna informacja. Mnie też trochę dziwi, że aż tak na Martynkę naciskają, ale, moim zdaniem, mają prawo do tego.
Jest ważną informacją, czy grzech się powtarza wielokrotnie, czy incydentalnie. Czy ktoś celowo otruł 2 czy 4 psy sąsiadom, czy ukradł 3 czy 6 samochodów, czy włamał się do 2 czy do 7 mieszkań - ma ogromne znaczenie dla zadośćuczynienia i pokazuje stopień deprawacji jakimś ciężkim grzechem. W przypadku - jak bardzo słusznie zauważasz - kiedy "problemy Martynki nie są niczym oryginalnym, w tym znaczeniu, że wiele osób ma takie trudności i nałogi", które z definicji zdarzają się wielokrotnie w przypadku tego właśnie grzechu, liczenie i podawanie liczby razów co do jednego, jest nonsensem. Poza tym dotyczy to bardzo intymnej sfery człowieka, do której nie wolno się pakować z butami.
Dlatego staram się tłumaczyć, że w tym przypadku żadne szczegółowe wyliczenia i statystyki nie są potrzebne, wbrew neurotycznym wpisom niektórych komentujących. Grzech należy określić tak, aby było wiadomo o co chodzi i aby nie ściemniać, tylko pokazać tak jak jest naprawdę. Poza tym, czyjeś neurotyczne sumienie może nakazywać zliczanie każdego razu w Excelu, a czyjeś inne będzie uważać że się źle wyspowiadało jeśli powiedziało się "kilkanaście razy", zamiast dokładnej liczby 16. Oba podejścia są obsesyjne.
Następnie jeśli ksiądz wymagałby liczb - i autentycznie pyta o dokładną ilość masturbacji, to też jest nienormalne. Ma zacząć to spisywać i robić metryczkę? Dla ważności spowiedzi i dla działania Łaski Pana Boga, nie ma znaczenia czy była to liczba 3 czy 4 na tydzień - wystarczy powiedzieć że zdarzyło się kilka razy. Taki aptekarski sposób podejścia do spowiadania się wynika z lękowości i skupia na grzechu zamiast na Bogu.
Gdyby takie pytania rzeczywiście padały, uważam je za nadużycie. Oczywiście potrzebny jest cały kontekst, którego już nie będę teraz rozwijać bo o nim pisałem. Natomiast jeśli ktoś mówi tak ogólnie, że nie wiadomo jaka jest skala tego problemu dotyczącego masturbacji i ksiądz nie ma żadnego konkretu, to mogą się pojawić pytania o jakąś ogólną częstotliwość, aby mieć rozeznanie, z jakiego rodzaju problemem przychodzi dana osoba. Bo między masturbacją 3 razy a 50 razy w ciągu miesiąca jest różnica. Między ilością czy było 7 czy 9 albo 15 czy 19 nie ma różnicy - i to próbuję uświadamiać. Nie robi się też ze spowiedzi przesłuchania, domagając się szczegółów które są przekroczeniem granic intymności penitenta. Osoba która się spowiada powinna być traktowana z delikatnością i doświadczać nieustannego przebaczenia i zachęty do wytrwania w dobrym, pewnego pokierowania i pomocy, a nie sądu w czasie spowiedzi. Spowiedź nie jest trybunałem, a ksiądz nie jest prokuratorem. Może niektórym się te funkcje mylą.
Martynka, jak ją czule określasz, powinna skupić się dużo dużo bardziej na bliskości z Panem Jezusem, na spokojnym uczeniu się wytrwania w czystości, a nie na liczeniu "średniej tygodniowej ilości masturbacji potrzebnej do spowiedzi". No błagam
Wydaje mi się, że to może nie w podaniu ilości jest problem, a w tym, że Martynka przesadnie się stresuje. I jej się wydaje, że jej sytuacja jest bardziej wstydliwa niż innych, a to nieprawda. Każdy, kto przychodzi do spowiedzi, mówi tam o sobie złe rzeczy i wyznaje to, czego raczej nie ma ochoty oznajmiać światu. A problemy Martynki nie są niczym oryginalnym, w tym znaczeniu, że wiele osób ma takie trudności i nałogi. Poza tym, istnieją o wiele gorsze grzechy, spowiednicy słuchają tego codziennie i nie powinna przerazić ich żadna liczba, nawet gdyby było tego 1256 w miesiącu. Choć też rozumiem obawy Martynki, bo z tego, co opisywała, wynika, że czasem trafiała na niezbyt empatycznych spowiedników, którzy potraktowali ją zbyt ostro (nie mówię, że wszyscy tacy byli, ale zachowanie co najmniej jednego z nich oceniam w ten sposób).
To chyba normalne, że jeśli umie się określić dokładną ilość np. w tygodniu, to należy to wyznać.
Zgadzam się z tym akapitem. Co do ostatniego zdania, osobiście nie skupiałbym się w ogóle na konkretnych liczbach tego grzechu - jeśli jest kilka razy w tygodniu, to taka informacja jest w zupełności wystarczająca.