Wspólne życie z chłopakiem..

Czyli rozmowy na temat planowania rodziny, czystości w małżeństwie, ile powinniśmy mieć dzieci, czy powinniśmy je karać.
Antoni79
Przybysz
Przybysz
Posty: 12
Rejestracja: 5 kwie 2023
Been thanked: 1 time

Re: Wspólne życie z chłopakiem..

Post autor: Antoni79 » 2023-04-05, 09:01

Genova pisze: 2023-03-30, 22:36 Witam
Chcę w jak największym skrócie opisać moją sytuację życiową, w której się znajduję.
Mam 26 lat i mieszkam z chłopakiem od 3 lat, a jesteśmy parą 5 lat. Wynajmujemy razem mieszkanie.
Jestem wierząca, ale zaniedbałam moją wiarę, od kilku lat nie chodzę nawet do kościoła..
Wiem, że żyję w grzechu, poprzez wspólne mieszkanie z partnerem. Mamy w planach wziąć w przyszłości ślub, choć wiem, że pewnie sobie poczekam na zaręczyny, bo mojemu chłopakowi się aż tak nie spieszy Zdaję sobie sprawę, że wspólna decyzja o zamieszkaniu razem na pewno przyczyniła się do tego, że jemu aż tak bardzo nie zależy na ślubie (teraz) jak mi, ale czasami rozmawiamy o naszej przyszłości i mówił że juz i tak jest bardziej gotowy niż np rok temu :)
Ale nie o tym do końca jest ten wątek. Do czystości przedmałżeńskiej już nie wrócę, ale bardzo chciałabym zmienić swoje życie, być bliżej Boga, a także kościoła. Teraz nie czuję się do końca szczęśliwa, nie wiem czym jest to spowodowane, ale może właśnie ten grzech w którym żyję pogłębia we mnie to uczucie pustki..
Jakoś pół roku temu, nastąpiło we mnie takie pierwsze podłamanie tym wszystkim. Poszłam do spowiedzi, ale nie dostałam rozgrzeszenia, dlatego, że mieszkam z chłopakiem bez ślubu.
Teraz nie wiem co mam robić, z jednej strony dobrze nam razem, mieszkać wspólnie, dogadujemy się świetnie, ale jeśli mielibyśmy wrócić do swoich domów rodzinnych, to prawie równa się rozstaniu... On jest z innego miasta, a nawet województwa. Znalazł w moim mieście pracę, musiałby wszystko zmienić, wiem że bardzo by przeżył to wszystko, nie chcę mu tego robić.. gdyby to nastąpiło, widywalibyśmy się pewnie raz na tydzień max, przez między innymi pracę. Ale z kolei mieszkanie razem w absolutnej czystości pewnie by się nie sprawdziło... Nie wiem co robić..
Czy macie jakieś rady dla takiej zagubionej istoty jak ja? x_x Może warto porozmawiać z księdzem, nie u spowiedzi, ale tak po prostu?
Czy jest jakaś rada, by żyć w zgodzie ze sobą, ale również bliżej Boga?
Ależ fajną dziewczynę sobie znalazł. Wszystkie erotyczne sny mu się spełniły. Żyje jak starożytny Rzymianin z niewolnicą i służbą. Nie jestem księdzem, ale powiem Ci jak to się zakończy. Zostawi Cię. Jak nie za 10 lat to niebawem, a Twoja wartość na rynku matrymonialnym może już wtedy być żadna, bo ona spada z każdym rokiem. On już się rozgląda, tylko szkoda mu porzucić takie wygody. Chcesz się z tego wyplątać? Bierzesz 100 zł w kieszeń, zwabiasz go pod pozorem jakiejś sprawy urzędowej do Urzędu Stanu Cywilnego i jak będziecie na miejscu to urzędnikowi mówisz, że chcecie ślub cywilny. Zobaczysz jak będzie wiał. A wtedy w domu jasna sytuacja-walizki za drzwi. U katolików jest przeświadczenie nieważności ślubu cywilnego, jednak niesie on za sobą głębokie prawne konsekwencje na całe życie. Kościelny sobie możecie dobrać, jak będzie on już gotowy. Zapamiętaj-facetowi nie są potrzebne w życiu żadne śluby, czy dzieci. Dziecko pocznie, ale na początku musi wychować je matka. Ślub i obowiązki alimentacyjne są dla kobiet, żeby zabezpieczyć życie im i dzieciom. Naiwnością jest zaniechanie tego przez kobiety i zawsze źle się kończy. W tej dziedzinie nie wolno mieć skrupułów. On nie ma, jawnie wykorzystując Cię.

recki
Bywalec
Bywalec
Posty: 195
Rejestracja: 11 kwie 2023
Lokalizacja: Wrocław
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 16 times
Been thanked: 124 times

Re: Wspólne życie z chłopakiem..

Post autor: recki » 2023-04-12, 00:14

Genova pisze: 2023-03-30, 22:36 Mam 26 lat i mieszkam z chłopakiem od 3 lat, a jesteśmy parą 5 lat. Wynajmujemy razem mieszkanie.
Jestem wierząca, ale zaniedbałam moją wiarę, od kilku lat nie chodzę nawet do kościoła..

...

Rozmawialiśmy o ślubie kilka razy, na poważnie. On ma w planach się ze mną ożenić, tylko teraz nie czuje się na to w pełni gotowy, ja też nie chcę wywierać na nim presji, chciałabym aby było to jego świadomą decyzją. On czuje się tym trochę przytłoczony, ciągłymi pytaniami rodziny, kiedy ślub itd... ale gdy go pytam czy w ogóle chce, to pewnie odpowiada że chce, kiedyś na pewno..
Droga Genova, przyjmij radę nieco starszego kolegi - faceta ;) Nie będę Ci prawić morałów, bo sama dobrze czujesz że sytuacja w której jesteś, nie jest najciekawsza. Nie chodzi tu nawet (chociaż oczywiście to jest też ważne) o współżycie i wspólne mieszkanie. Ale w podobnej sytuacji byłaby para która ze sobą nie mieszka, a jej związek też się przeciąga - dlatego chcę pokazać kilka rzeczy od innej strony. Uważaj i weź pod uwagę kilka spraw:

1) Od strony relacyjnej, po około 6-8 latach związku zaczyna się etap wypalenia i znudzenia partnerem - jest to normalny etap związku, który jest obecny u większości par (niezależnie czy są to związki kościelne, małżeństwa cywilne czy związki nieformalne) - jeśli w tych pierwszych 6-8 latach nie dochodzi do formalizacji relacji, to szanse na trwałość związku później, są mniejsze w związkach nieformalnych, niż w związkach sakramentalnych - łatwo się rozstać, jeśli "nic" was nie łączy. Nie chcę straszyć, ale takie są statystyczne realia i zbliżacie się do tego etapu który prawdopodobnie przyjdzie.

2) Przez 5 lat poznaliście się już chyba bardzo dobrze, prawda? Więc decyzja, czy to ma być twój mąż, oraz z jego strony, czy ty masz być jego żoną - powinna być w miarę łatwa do odpowiedzi. Jeśli odpowiedź nie jest łatwa, to można odwrócić to pytanie: czy wyobrażasz sobie innego faceta na jego miejscu, czy chciałabyś, żeby zamiast twojego chłopaka był ktoś inny, mający inne cechy charakteru, inny wygląd, inne poczucie humoru, inne podejście do przyszłości, inne spojrzenie na dzieci, obowiązki, pracę? Tak samo z jego strony - czy on chciałby żeby na twoim miejscu była jakaś inna dziewczyna, mająca inne umiejętności, inne poczucie humoru, inne zainteresowania, inne spojrzenie na życie niż twoje? Takie pytania trzeba sobie postawić, aby odpowiedzieć na to jedno kluczowe - czy związek przeradza się w narzeczeństwo, czy nadal będzie etap wiecznego "nastoletniego zakochania" bez żadnych decyzji, tylko z motylami w brzuchu? Bo jeśli tak by miało być, że decyzji nie ma i nie ma, to może najwyższy czas to skończyć, zamknąć, przeboleć i zacząć inną dojrzalszą relację? (tak wiem, brzmi brutalnie, ale szkoda czasu na życie iluzją czegoś, co ma nigdy nie nastąpić, łudzeniem się że może za rok, albo za dwa, albo za trzy - i obudzisz się w wieku lat 30 że jednak ten facet nic nie chce zrobić, a ty straciłaś młodość, a on tylko się bawił w rodzinę... - jest wiele takich smutnych historii).

3) To JEST normalne, i możesz mu to powiedzieć, że chłopak odczuwa pewien lekki "strach" przed decyzją o małżeństwie - wątpliwości przed takim krokiem (dużym) że oto się oświadcza i się pobieracie, mogą się jemu (czy tobie) po głowie obijać i chyba nigdy nie jest tak że ktoś ma absolutnie 100% niezachwianej pewności - to jest duża zmiana w życiu, ale nie można takiego momentu odwlekać na kolejne X lat. Zawsze jest taki lekki lęk "czy nam wyjdzie" - ale po to się przez ileś lat poznajemy razem, żeby już wiedzieć, że wyjdzie :)

4) Pięć lat to jest - w moim własnym odczuciu - już o rok za długo, żeby być gotowym podjąć decyzję o narzeczeństwie. Przynajmniej zrobić oświadczyny i ustalić perspektywiczną datę ślubu - perspektywiczną, tzn. działamy i pobieramy się w przyszłym roku na wiosnę, albo po wakacjach, a nie "może za 3 lata". Jeśli będziecie szukać wymówek, że nie teraz bo nie macie większego mieszkania, a teraz nie macie pieniędzy na wesele, albo nie macie tego i tamtego - to można tak się bujać przez następnych 5 lat i nie idź na to. Dajcie sobie czas na przemyślenie i podejmijcie konkretne decyzje.

5) Piszesz że nie chcesz "naciskać" - a właśnie przeciwnie, masz prawo do tego aby on się jasno zdeklarował, jeśli dla Ciebie to już jest "ten" czas. "Kiedyś na pewno" brzmi jak wymówka. Albo facet wie że jesteś dziewczyną jego życia, albo niech nie ściemnia. A jeśli wie - i mam nadzieję że tak jest - że Ty jesteś tą jedyną, ukochaną, to jego obowiązkiem jako faceta jest posiadać jaja że tak to ujmę i zdecydować się. "Naciskanie" byłoby złe, jeśli miałoby być wymuszaniem na zasadzie: "no oświadcz się w końcu, bo moja mama już pyta kiedy będą wnuki". Natomiast poważne rozmowy o przyszłości nie są wymuszeniem, tylko poważnym i uczciwym traktowaniem siebie nawzajem. Musisz mu uświadomić, że Ty za niego nie podejmiesz decyzji, bo nie wypada w naszej kulturze, aby to dziewczyna się oświadczała facetowi, ale jeśli on chce się zdecydować, to niech zrobi to sam. I niech zrobi to tak, żebyś nie miała wątpliwości, czy on naprawdę chce, tylko że rzeczywiście naprawdę tego chce i pragnie abyś była jego żoną, a on pragnie być twoim mężem. Oświadczyny mają być takie, żebyś nie musiała się zastanawiać, czy on naprawdę tego pragnie czy nie - to ma być widać, słychać i czuć ;) Możesz mu to powiedzieć, albo pokazać ten fragment. Jest mężczyzną w tym związku i ma brać na siebie odpowiedzialność za waszą relację. A ty nie możesz żyć w wiecznym zawieszeniu, czekając aż chłopakowi się zachce małżeństwa - pozwól mu dorosnąć do wzięcia odpowiedzialności. W tym kontekście "mieszkanie razem" trochę go mogło rozleniwić (bo wszystko ma tak jak w małżeństwie, więc po co się spieszyć, nie? ;)

6) Może jeden punkt odnośnie czystości - jeśli współżyjecie i nie chcecie tego zmienić, to nie ma opcji na otrzymanie rozgrzeszenia w spowiedzi. Ale ten fakt nie musi i nie powinien przeszkadzać w chodzeniu do kościoła. Powinnaś uczęszczać na mszę razem z chłopakiem, nawet pomimo tego że występuje to współżycie. Jeśli jesteście oboje osobami wierzącymi, to zacznijcie żyć z Panem Bogiem. Współżycie, jeśli nie umiecie go od razu zaprzestać, nie jest czymś co wam zabiera wstęp do kościoła, albo zabrania się modlić - właśnie zróbcie odwrotnie i rozmawiajcie o tym. Także o kwestiach waszej wiary i podejścia do niej. Rozmawiacie w ogóle o takich tematach? Modlicie się może razem jakkolwiek? Może warto byłoby razem pójść na mszę i razem odmówić Ojcze nasz, razem poprosić Pana Boga o pomoc w waszym związku? Przecież Pan Bóg nie odwraca się od was plecami, nie jesteście gorszym sortem katolików - jesteście oboje ukochanymi dziećmi Boga, które tylko postanowiły że sobie zrobią od Pana Boga mały urlop, ale On czeka zawsze i Jemu zależy na was. Jeśli chcecie tylko sami sobie radzić - to jesteście "skazani" wyłącznie na ludzką miłość. A jeśli zaprosicie Pana Jezusa do waszej relacji, to macie wielkie, wielkie oparcie w Nim i możecie czerpać miłość od Niego, kiedy po ludzku będzie brakować sił.

Zacznijcie więc od powrotu do kościoła oraz następnie od próby odłożenia współżycia - przynajmniej na pewien czas, w tym celu aby móc się wyspowiadać z tych kilku lat, z taką perspektywą że chcielibyście tą czystość zachować (czy wyjdzie - to inna sprawa), ale do ważności spowiedzi jest potrzebna intencja, że chcielibyście przerwać grzech, wyrwać się z tego w co się sami wpakowaliście. Ściśle biorąc, jeśli jest decyzja i chęć, aby poczekać ze współżyciem, to wspólne mieszkanie nie musi być warunkiem braku rozgrzeszenia - trudno jest w takich sytuacjach wyprowadzić się do innego miasta, czy znaleźć inny osobny lokal, kiedy w grę wchodzi też kwestia niemałych finansów, nie każdy będzie mógł nawet finansowo sobie pozwolić na to. Więc waszym postanowieniem poprawy może być nawet "tylko" to że śpicie w osobnych pokojach w tym mieszkaniu, nie we wspólnym łóżku. I że postanawiacie spróbować wytrwać w czystości, że chcecie tej czystości - i takie warunki powinny być wystarczające do tego, aby móc uzyskać rozgrzeszenie i zrobić restart w temacie powrotu do Jezusa. Porozmawiaj na ten temat szczerze zarówno z chłopakiem jak i z księdzem - najlepiej na jakiejś dłuższej rozmowie, żeby dobrze przedstawić całość sytuacji i okoliczności.

Szczególnie do takich przypadków jak wasze stosuje się podejście stopniowania, wyrażone w adhortacji Amoris Laetitia, która opisuje różne sytuacje nieidealne, w których stopniowo prowadzi się osoby do tego aby uczestniczyły w pełni w kościele i w sakramentach. I myślę że wasz przypadek taki może być.

7) "Do czystości przedmałżeńskiej już nie wrócę" - a właśnie spróbuj wrócić, jak wyżej. To będzie trudne, będzie wymagać prób, może będą potknięcia, ale cnotą nie jest bycie chodzącym ideałem, tylko umiejętność przyznania się do błędu i powstawanie po każdym upadku. Nawet jak nie umiesz i nawet jak nie wychodzi - to próbujcie, nie odpuszczajcie. Może znasz takiego ojca jak o. Adam Szustak - na youtube ma kanał "Langusta na palmie" i tam są jego konferencje dla narzeczonych (o nazwie Pachnidła - tą nazwę wystarczy wpisać żeby się znalazło) - zobacz sobie, weź do serca to co on mówi i próbuj, próbujcie razem trwać w czystości. Wiele jest takich par które współżyją przed ślubem, nawet chyba większość, ale to nie przekreśla ludzi - o czystość trzeba walczyć, jest cenna i jest trudna, tak jak wszystko co ma wartość jest trudne. Posłuchaj sobie jego, jeśli nie mnie ;)

Jakieś pytania co do tego?
Ostatnio zmieniony 2023-04-12, 00:25 przez recki, łącznie zmieniany 2 razy.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Rodzina, małżeństwo, narzeczeni”