Niegodna pisze: ↑2023-05-26, 08:50Dawał mi uwagę i czułość, której potrzebowałam od narzeczonego...
Niegodna pisze: ↑2023-05-26, 08:50Niczego nie szukaliśmy, przyszło samo.
Te dwa zdania się wykluczają - albo potrzebowałaś czułości, więc nawet mimowolnie jej szukałaś, albo to, co dawał ci tamten facet, było czymś innym i sama nie wiesz, co to było.
Niegodna pisze: ↑2023-05-26, 08:50
(cierpię na nerwicę lękową).
Z powyższego krótkiego wywodu ja wnioskuję, że możesz mieć problemy z poznaniem siebie i trzeźwą oceną własnych potrzeb. Mogłabyś spróbować skonsultować to ze specjalistą. Definitywnie, powinnaś o swoich potrzebach i problemach porozmawiać z narzeczonym. Jeśli nie będzie potrafił lub chciał im sprostać, będzie lepiej rozeznać to teraz, a nie w trakcie, oby nie, separacji czy rozwodu.
Niegodna pisze: ↑2023-05-26, 08:50Nie chce mówić, o tym narzeczonemu, bo wiem, że to przekreśli nasz związek i naszą przyszłość,
Tak, z tym że problematyczne byłyby może niekoniecznie same pocałunki, ale to, że zamiast zwrócić się do niego, ukochanego, dobrze by było, gdyby przyjaciela do śmierci, zwróciłaś się do obcej osoby.
Wiedząc o tym, może zacząć się zastanawiać, czy uznałaś go wtedy za "impotenta" (nie mógł ci pomóc - trzymając choćby za rękę i słuchając), czy za egoistę (nie chciał ci pomóc), czy za kogoś, kto cię nie pociąga i wychodzisz za niego bardziej z rozsądku (
nie chcę być sama, znalazłam ciebie - dużo ci brakuje, ale ujdziesz w tłoku, przemęczę się). Ale to nie znaczy, że nie ma prawa wiedzieć.
Może podjąć niewłaściwą decyzję? Może, ale dając sobie kredyt i "prawo" zbłądzenia wtedy, milczeniem o tej sprawie odbierasz mu "prawo" zbłądzenia teraz. Potraktuj go jak dorosłego, a nie jak dziecko, które "nie zrozumie" i "na złość mi odmrozi sobie uszy", więc do tak ważnych spraw jego świadomość nie ma mieć dostępu.
Niegodna pisze: ↑2023-05-26, 09:31
Ale korzystaliśmy z chwili, aby móc napawać się właśnie tą czułością i "bliskością"... jakkolwiek to brzmi
Jaką narzeczony ma gwarancję, że przy kolejnym przypadku, kiedy będziesz w dołku (lekkomyślnie wzięta chwilówka, nieuleczalna choroba, ciężki wypadek z twojej winy - cokolwiek), nie zwrócidz się do innego "przyjaciela", zamiast do niego? Tu nie chodzi nawet o to, że on nie miałby zaufania do ciebie - po prostu on zauważyłby, że to ty masz problemy z zaufaniem mu.
Zobacz na to z perspektywy relacji Boga z jego ludem. W Liście do Efezjan i w Księdze Objawienia masz przedstawioną metaforę (uproszczoną, jak to metaforę) związku Chrystusa z Kościołem na kształt małżeństwa.
Kiedy masz jakieś problemy, to naturalnie zwracasz się od "ludzkich specjalistów", ale zawsze jakoś powierzasz to Bogu, bez którego wsparcia tamci nie daliby rady. Podobnie tu - jeśli nie szukasz wsparcia w narzeczonym/mężu (
bo nie zrozumie, bo nie chcesz przytłaczać go swoimi sprawami), to jak on ma poczuć, że jesteś jego żoną? Bo jeśli nie będzie pewien, że oprócz pieniędzy, seksu, dzieci będzie mógł dać Ci też bliskość i przyjacielskość, jego decyzja o ślubie będzie dość mocno nadwątlona, mniej wolna, a mówiąc po pół-prawniczemu - mniej ważna.
Mówiąc mu o tamtym (rozpoznając wcześniej, czym to dla ciebie było) uczciwie dasz mu zdecydować. Jeśli nawet zerwie zaręczyny, nie oznacza to, że się później nie pobierzecie. Jeśli będzie potrzebował czasu, bądź szczodrobliwa i daj mu czas.
Niegodna pisze: ↑2023-05-26, 09:31
Chciałabym zrobić wszystko, abyśmy mogli być wartościowym małżeństwem, opartym na wsparciu...
Dlaczego więc nie szukałaś wsparcia u niego? Musisz sobie na to odpowiedzieć.
Niegodna pisze: ↑2023-05-26, 08:50z drugiej strony wchodząc w małżeństwo powinniśmy chyba być przed sobą transparentni.
To, definitywnie, powinnaś skonsultować ze specjalistą od prawa kanonicznego, najlepiej praktykującego w sądzie biskupim, który by mógł orzec, czy coś takiego kwalifikuje się jako przeszkoda zrywająca (wtedy małżeństwo zawarte przy zatajeniu tego faktu przed narzeczonym byłoby nieważne).