Trochę pochopna opinia.
A w ogóle: czy to musi być w ogóle czyjaś "wina"?
Trochę pochopna opinia.
Wiesz co umówiłabym się z Tobą z czystej ciekawości. Jestem ciekawa co byś mówił i jakbyś się zachowywał na żywo, jakbyś był ze mną twarzą w twarz i czy byś dalej snuł teorie.
Co ty na toWiesz co umówiłabym się z Tobą z czystej ciekawości. Jestem ciekawa co byś mówił i jakbyś się zachowywał na żywo, jakbyś był ze mną twarzą w twarz i czy byś dalej snuł teorie.
popieram jak najbardziej!Nona@123 pisze: ↑2023-07-03, 19:29Wiesz co umówiłabym się z Tobą z czystej ciekawości. Jestem ciekawa co byś mówił i jakbyś się zachowywał na żywo, jakbyś był ze mną twarzą w twarz i czy byś dalej snuł teorie.
Poza tym, uwierz mi wiele razy się zastanawiałam czy coś że mną nie tak. Kiedyś mój znajomy, kumpel z pracy, jak już byłam 3 miesiace po rozstaniu z moim narzeczonym, pytał się czy mam kogoś. Odpowiedziałam, że nie. I on na to, że jak to możliwe, a ja ze po prostu. I on czy nikt mi się nie podoba tu u nas w pracy (duży magazyn, sporo Polaków, Czechów, Słowaków, Rumunów I Węgrów i pary zmieniały się jak rękawiczki) , a ja ze nie wiem, nie rozglądałam się tak bardzo, może i ktoś by był fajny. A on na to, że do niego ciągle przychodzą jacyś kolesie i pytają o mnie. Wyobraź siebie moje zdziwienie. I mówię do niego, to dlaczego oni nie przyjdą z tym do mnie? A on na to "bo mają do mnie zbyt duży respekt". I wiesz co wtedy faktycznie byłam bardziej niewinna, bo byłam po pierwszym rozstaniu z facetem, które też musialam przeboleć, ale moja rodzina uważała od początku, że nie traktował mnie dobrze i bardzo się ucieszyli z tego rozstania. Ja teraz już sobie nie wyobrażam być w takim związku o nawet w ogóle nie tęsknie tylko Bogu dziękuję, że już z nim nie jestem i życzę mu szczęścia. W każdym razie zanim z nim byłam marzyłam, że będę z jednym mężczyzną do końca życia. No cóż. Wyszło inaczej, uwierz że cały czas nad tym ubolewam i zazdroszczę tym, którzy są dla siebie tymi pierwszymi i jedynymi i są ze sobą tak długo, bo to coś wyjątkowego. Coś czego ja nigdy już nie będę miała. Wiesz co, zanim byłam w tym związku, modliłam się sporo do Boga i sie pytałam czy to jest droga którą mam iść i otworzylam książkę w losowym miejscu, w którym było napisane, że to wiele wycierpię, ale ze Bóg będzie że mną. Kompletnie tego nie rozumiałam w tamtym czasie. Teraz już zaczynam rozumieć.
W kazdym razie, mój ojciec twierdzi to samo, cały czas mi mówi że faceci boją się do mnie zagadać, a ja tego nie ułatwiam, bo nie wysyłam im sygnałów. Wiem że tak jest, ale ja dopiero wysyłam sygnały, jak wiem że ja się komuś spodobałam. To jest typowo introwertyczne. Nie będę wysyłać pierwsza sygnału. Albo facet się odwayz albo nie.
Dzisiaj, byłam na spotkaniu z nowym kolesiem. Kompletnie tego nie czułam. Nie zamierzam się zmuszać i udawać, że ktoś mi się podoba, skoro tak nie jest.
Niewazne z resztą i tak już za dużo tu się "ekshibicjonowalam", wystarczy juz.
To nie znaczy, że do każdego przyjdzie i ciężko stwierdzić czy to miłość czy zaakceptowanie sytuacji.Tek de Cart pisze: ↑2023-07-03, 23:12 ech się jakiejś chemii czepiacie... naoglądali się romansów czekają na jakieś pioruny...
moja babcia wprost mówiła, że nie kochała dziadka jak się jej oświadczał, ot młody, w miarę przystojny chłopak, z kawałkiem własnego pola, a ona młoda ładna dziewczyna, która mu 'wpadła w oko' na potańcówce.
Ale przeżyli razem 54 lata, 6 dzieci, 18 wnuków i jeszcze prawnuki. Jak mówiła "miłość przyszła później" - podczas wspólnego życia, wspólnej pracy, modlitwy itd.
A przyjaciel 'chodził' za swoją obecną żoną ze 2 lata (o ile dobrze pamiętam). Początkowo nie była w ogóle zainteresowana, a teraz już ponad 10 lat są świetnym małżeństwem.
No nie zgodzę się, nie zakrywa. Nawet nie zakrywa złości na tę drugą osobę. Ta osoba jest nam bliższa niż inne, np tak jak rodzina, dlatego kiedy coś robi źle, to nas może drażnić (jej postępowanie).
Ja na szczęście mam pojęcie i być może doświadczam czegoś dość mało popularnego po prostukrz30 pisze: ↑2023-07-04, 10:56 To ja też podam przykład rodzinny. Moja babcia zakochała się w dziadku „na zabój”, niestety zbagatelizowała przez to szereg niepokojących sygnałów, bo taki miała chemiczny pęd ku niemu. No i cóż, niestety lekkiego życia z nim nie miała, mówiąc delikatnie. Wniosek mam z tego taki, że zakochanie może być zarówno pomocne, jak i niezwykle zwodnicze. A czy jest warunkiem koniecznym do zbudowania dobrego związku? Myśle, że nie
A jeżeli chemią nazywasz jakis inny stan niż zakochanie, to nie mam pojęcia o czym mówisz, @Lwica