Nie zadawałem sobie nigdy takiego pytania "dlaczego ja?"Gzresznik Upadający pisze: ↑2023-09-12, 16:55Próbowałeś sprawdzić dlaczgo pil?? Co było jego raną ze uciekal w znieczulenie alkoholowe?Ojciec.Pablito pisze: ↑2023-09-12, 11:51Siedzenie jako dziecko przy obszczanym ojcu alkoholiku skutecznie wyleczyło mnie z emocji współczycia akurat ludziom pijanym.Gzresznik Upadający pisze: ↑2023-09-12, 11:41 Zacznijcie od podstaw..Siadzcie sobie obok obeszczanego kloszarda i spróbujcie wytrzymać iles minut. Tsk by nie czuł ze znowu komuś jego obecność przeszkadza...By nie czul sie jak trędowaty, Odrzucony. Przegoniony.
ZACZNIJCIE OD PODSTAW.
Ile razy widziałem jak płacze rzewnymi łazami tylko po to by coś dla siebie ugrac i iść zaraz zalać mordę.
Wiem, że alkoholizm to choroba.
I dlatego wkur***a mnie jak widzę te małpki z kolorową wódką w Biedronce. Te setki butelek na półkach. Tak, żeby włożyć do kieszeni by nikt nie widział. Tak, żeby łyknąć w pracy.
To produkowanie alkoholizmu.
Chętnie pomogę instytucjom, które zajmują się pomocą alkoholikom, ale osobiście mam takeigo nerwa gdy mnie zagadują "kierowniku daj parę złotych", że mocno się pwostrzymuję by nie wywrzeszczeć na niego: "Idź do pracy!"
Moja żona miała również dom przemocowy i alkoholowy.
Brrrrr....
Moze warto byłoby zapytać żeby wiedzieć zrozumieć.To pozwla wyzdrowieć bo przestajesz sobie zadawać durne pytanie dlaczego. Dlaczego ja.
No tak, co było jego raną że przepijał wszystkie pieniądze w domu?
Co było jego raną, że przystawiał matce nóż do szyi? Przy pięcio/sześcio-letnich dzieciach?
Co było jego raną, że zamierzał się widłami na swojego ojca?
Gdy umarł to nic nie czułem.
Nawet dzisiaj nic nie czuję.
Może ulgę.
Może jego raną było to, że wszyscy mężczyźni w wiosce pili wódkę? A niektórzy denaturat.
W rodzinie nie był pierwszym, który zmarł przez wódkę.
Imprezy od nastolatka.
Wszystkie świeta i zjazdy rodzinne - wódka.
Cała wieś to taki podminowany wódką i fałszem, udawany obłudny pseudokatolicyzm.
Na marginesie - ksiądz też łoił wódę.
Nie musze ojca usprawiedliwiać. Ani mojej matki, która trwała w takim związku zbyt długo.
Może był po prostu złym człowiekiem?
Lubiłem go nawet gdy był trzeźwy.
A gdy sie upił to jak dr Jeckyl i mr Hyde - przemieniał się w drugą osobę.
Ale zazwyczaj gdy był trzeźwy to był holerycznym agresywnym krzykaczem. Cała rodzina się go bała.
Gdy był pijany był wesołkiem.
Gdy się zaszczał i obrzygał a potem wytrzeźwiał był wk***wiony.
Wieczny krzyk, płacz, nasze ucieczki z matką z domu.
I powroty gdy ze łzami błagał i mówił, że się poprawi.
Zje***ł mi psychę.
Teraz mam 47 lat i gdy ktoś przy mnie krzyknie, to wracam mentalnie do tamtych czasów. Boję się.
ale ... koniec ztym
Jestem po dwóch latach psychoterapii.
Dużo mi to dało by odbudować się i czuć się lepiej.
Ale nie każ mi współczuć alkoholikom.
Bo nie umiem. Rozumem umiem, ale sercem nie.