Dezerter pisze: ↑2023-10-20, 18:10
Cieszę się, że cię rozbawiłem choć dla mnie to śmieszne nie jest, dla mnie tragiczne jest czytać coś takiego:
według aktualnej wykładni: użycie narządów płciowych tylko w obszarze małżeństwa bez oderwania od funkcji prokreacji
o miłości dwojga osób - myślę, że Bóg za taki tekst kogoś ukarze
@Dezerter-ze, jak mam to rozumieć? W sensie że ukarze mnie, bo tak napisałem, czy ukarze tego kto wymyślił taką normę moralną?
Pisząc powyżej zacytowane zdanie mówiłem o normie moralnej w kontekście ogólnej odpowiedzi na pytanie jaki grzech jest "gorszy", a nie o miłości między dziewczyną a chłopakiem. Norma jest wprost obecna w Katechizmie w kilku punktach - według niej jakiekolwiek użycie narządów płciowych w kontekście seksualnym może się realizować tylko i wyłącznie w relacji małżeńskiej i to pod warunkiem zachowania ich prokreacyjnej funkcji (bo tylko taką perspektywę akceptuje nauczanie w kościele - to nie mój pomysł).
W tym sensie ten grzech jest taki sam - wynika z przekroczenia tej samej normy, która nie wartościuje na ogólnym poziomie co jest lepsze, gdyż nie może tego zrobić - obie alternatywy (masturbacja i współżycie poza małżeństwem) są przez tą normę niedopuszczalne, a wynikają z tego samego paradygmatu (refleksji filozoficzno - teologiczno - moralnej, do czego służy seksualność człowieka). To czy mamy w kościele dobrze zdefiniowany ten paradygmat, czy pewne założenia mogą się zmienić czy nie, to jest przedmiotem możliwej dyskusji, która tu i ówdzie się pojawia.
Wiadomo jednak że miłość osób nie ma zawsze odwzorowania w perfekcyjnym zachowaniu normy moralnej - życie to nie równanie matematyczne
Niektórzy mają bardzo mocne tendencje do tego, aby ogólną normą mierzyć to czy ktoś jest wierzącym człowiekiem, a nawet odmawiają prawa do mianowania się katolikiem, jeśli osoba nie umie danej normy zachować (także na tym forum takie mniej i bardziej przesadzone opinie się pojawiają).
mógłbym polemizować z
1/ nie angażuje to w grzech drugiej osoby (a takie zaangażowanie występuje podczas współżycia) - w sytuacji masturbacji tylko jedna osoba (sama) ponosi tą odpowiedzialność
bo z twoją matematyką coś nie tak i raz 1+1=2 gdy robią to razem normalnie i drugi 1+1=2 - jak onanizują się osobno, a twierdzisz, 2 nie jest równe 2 i normalność jest gorsza od samogwałtu
To zależy jak definiujesz "normalność". Nie wiem czy to było zrozumiałe, ale chodziło mi w tym punkcie o współżycie dwóch osób, a nie o masturbację razem tych dwóch osób... Jeśli masturbacja (jednej osoby) miałaby być czymś "nie-normalnym" w dosłownym znaczeniu, to nie obserwowalibyśmy w naturze tak dużego odsetka takich zachowań, które cechują szczególnie okres dojrzewania (ale wiadomo że nie tylko). Chyba że rezonuje tu echo dawnych uzasadnień zła masturbacji jako poważnego grzechu contra-naturam (chyba dziś tak już się nie mówi, ale zamiast tego odnosi tylko do przeznaczenia spełniania się seksualności w małżeństwie).
Z punktu widzenia "moralnego" argument przywołanego punktu jest dość prosty - "lepiej" mieć na sumieniu tylko osobisty grzech (wiedząc że jest to spowodowane napięciem którego ktoś nie mógł wytrzymać - a w relacjach narzeczeńskich mogą się pojawić takie okoliczności), niż jeszcze aktywnie zaangażować w grzech drugą osobę (wtedy jeśli mamy układać równania, to nie jest 1+1, tylko co najmniej 1.5+1.0
).
Czy poradziłbyś narzeczonym (załóżmy że takim którzy planują ślub), żeby lepiej zaczęli współżyć ze sobą, niż któraś strona miałaby się uciekać do masturbacji, jeśli naprawdę nie mogą już wytrzymać wstrzemięźliwości przed ślubem? (jako rozwiązanie bardziej "naturalne")?
PS. Choć utarło się że onanizm i samogwałt to synonimy na określenie masturbacji (takie określenia znajdują się w wielu szacownych encyklopediach), to jest to zaszłość wynikająca z dawnego sposobu wartościowania i postrzegania tego zagadnienia. "Onanizm" bardziej jednak pasuje do opisania stosunku przerywanego a nie masturbacji (
"ilekroć [Onan] zbliżał się do żony swego brata, unikał zapłodnienia, aby nie dać potomstwa swemu bratu", wyd. Pallotinum), choć również nie do końca o sam przerywany akt chodzi tylko o cel. Cel działania Onana jest tu wyraźnie pokazany - uniknięcie zapłodnienia w celu by nie dać potomstwa bratu, co miało swoje poważne konsekwencje dla tamtej społeczności (a co również jest niestety pomijane). Z kolei określenie "samogwałt" to taki język opisu świata z przed 200 lat
Rozumiem etymologię tych terminów, szczególnie kiedy aktowi masturbacji przypisywano w minionych wiekach rozliczne choroby fizyczne i psychiczne, co się przekładało ze wzajemnością na posuniętą do absurdu surowość w podejściu do tego zagadnienia, ale dziś już gdy wiedzę mamy pełniejszą, raczej powinno się używać bardziej neutralnego określenia.