Życie niewierzącego pośród katolików

Jeśli nie wiesz gdzie zamieścić swój temat lub nie psuje on nigdzie indzie to napisz go tutaj.
ODPOWIEDZ
BoKo
Przybysz
Przybysz
Posty: 2
Rejestracja: 19 sty 2024
Been thanked: 1 time

Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: BoKo » 2024-01-19, 20:41

Witam!
W temacie zawarłem najważniejsze stwierdzenie. Tak, mam ogromny problem z zaakceptowaniem Boga, Jezusa, wszelkich dyskusji o cudach itp. Przez wiele lat temat "być katolikiem" nie interesował mnie w żadnym aspekcie, później była choroba żony i nieśmiała próba zwrócenia się do Boga o jej ratowanie. Całkowicie załamałem się po krótkiej rozmowie z księdzem. Byłem z nim umówiony prosząc o ostatnie namaszczenie dla żony. W chwili gdy ten moment nadszedł ksiądz był uprzejmy powiedzieć mi, że nie ma czasu. Nie będę przytaczał co wtedy mu powiedziałem. Po kilku latach poznałem inną kobietę, katoliczkę. Przyszła żona zażądała abym wrócił na łono kościoła i abyśmy zawarli ślub przed ołtarzem. Z oporami ale zgodziłem się. Minęło kilka lat i ponownie odsunąłem się od kościoła nie widząc w kultywowaniu wiary żadnego sensu. Niczego to nie zmieniało w moim życiu. Wbrew zapewnieniom tych wszystkich otaczających mnie katolików nie odczuwałem żadnej radości, spokoju czy szczęścia z tytułu przynależności do kościoła. Wszyscy koniecznie chcieli wiedzieć dlaczego odszedłem. Na początku próbowałem tłumaczyć, że nie widzę w tym życiowego sensu ale to tylko dolewało oliwy do ognia. Spokój zapanował dopiero wtedy, gdy zacząłem odpowiadać agresywnie i mało kulturalnie. W międzyczasie miało miejsce jeszcze pewne zdarzenie, które dla mnie również było sygnałem, że nie mogę pozwolić sobie na to aby ktokolwiek "wchodził " mi na głowę. Od kilku lat miałem problemy z kolanem, coraz częściej utykałem i stękałem z bólu. Pewnego dnia żona zabrała mnie do kościoła na mszę o uzdrowienie. W jej trakcie poczułem się dziwnie, miałem wrażenie, że ksiądz zwracał się tylko do mnie i mówił o moich problemach zdrowotnych. Na zakończenie mszy ksiądz wypowiedział słowa, które odebrałem dosłownie: ... a teraz tchnę w Was Ducha Świętego (zrobił coś w rodzaju .... chuuuuuuch) po czym dodał: wstańcie, jesteście uzdrowieni. Odebrałem to bardzo osobiści i z pełną ufnością wstałem. Ból kolana rzucił mnie na ścianę, z trudem pozbierałem się aby zejść schodami z pierwszego piętra. Ja, dorosły człowiek popłakałem się z bólu. Rok później miałem okazję polecieć do Polski (mieszkam w USA). I tam w trakcie jakiejś rozmowy ze znajomymi wskazano mi lekarza ortopedę. Poszedłem do niego dla wszelkiego spokoju. Wszak wizyty u lekarza w USA zawsze kończyły się krótkim zdaniem - nie mogę panu pomóc. A w Polsce spotkała mnie niespodzianka. Otrzymałem kilka zastrzyków w kolano i gwarancję, że ból zniknie na co najmniej dwa lata. Minęło od tego czasu kolejnych sześć lat i nie mam żadnych problemów. Napisałem o tym zdarzeniu dlatego, że moja żona - a dzięki niej również nasi znajomi -jest głęboko przekonana, że było dokładnie odwrotnie. Najpierw był lekarz, nieskutecznie a potem msza o uzdrowienie i zdarzył się cud. Mam już serdecznie dość mówienia o tym i prostowaniu każdej wypowiedzi na ten temat. Teraz żona uczepiła się wspólnej wieczornej modlitwy. Próbowałem oponować, tłumaczyć ale doszedłem do wniosku, że nerwy z tym związane i nie pozwalające później zasnąć nie są warte funta kłaków. Tylko jaka jest "wartość" takiej modlitwy?? Może Wy potraficie mi na to odpowiedzieć? I jeszcze jedna rzecz - tyle słyszę, że katolicy są zastraszani a tymczasem co ja mam powiedzieć o zachowaniu katolików wobec mnie? Czyżbym stracił (już to słyszałem) prawo do godnego życia? Bo kto nie jest z nami ten przeciwko nam??
Przepraszam Was jeśli ktokolwiek poczuł się urażony tym, co napisałem. Nie było i nie jest moim zamiarem obrażanie kogokolwiek. Ot, po prostu chciałem coś z siebie wyrzucić! i zrobiłem to tak.
I przepraszam też za ten przydługi post - po prostu tak jakoś wyszło. Bo nie dało się inaczej.

Awatar użytkownika
Marek_Piotrowski
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 19130
Rejestracja: 1 cze 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 2635 times
Been thanked: 4643 times
Kontakt:

Re: Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: Marek_Piotrowski » 2024-01-19, 21:02

Sądzę, że bliscy chcą dla Ciebie dobrze, ale chyba wybrali niewłaściwą metodę.
Owszem, modlitwa na zasadzie "Boże, jeśli jesteś, to..." ma wielką wartość, ale chyba nie w tej formie, że ktoś Cię przymusi.
Osobiście uważam również, że skupianie się (a tym bardziej "poszukiwanie") cudów też jest dla większości ludzi przeciwskuteczne (i, co najważniesze, dość często po prostu nie opiera się na prawdzie). Choć oczywiście staramy się zobaczyć Boga w codzienności.

Myślę, że jeśli byś chciał (to kluczowa kwestia - to Twoja decyzja) "spróbować" wiary, to trzeba by zacząć od początku - od ewangelizacji, od Kerygmatu. I to nie w jakiejś "odjechanej" grupie z cudami. Namawiam Cię do tego, ale to musi być w dobrowolności.

Ale... nie gniewaj się na Żonę. To jest najważniejsza sprawa w naszym życiu, ba! dla nas ważniejsza od życia. Ciężko jest zapewne jej patrzeć, że mąż, którego kocha, jest tego pozbawiony. To jest z Jej strony przejaw miłości do Ciebie.

Albertus
Złoty mówca
Złoty mówca
Posty: 6020
Rejestracja: 12 mar 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 456 times
Been thanked: 919 times

Re: Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: Albertus » 2024-01-19, 21:05

Witaj!

Z tego co piszesz to wygląda na to że ty po prostu nigdy nie byłeś wierzący a ewentualne nawrócenie jest jeszcze przed tobą.

Po prostu oszukałeś swoją drugą żonę zgadzając się na powrót do Kościoła a ona albo dała się oszukać albo liczyła że cię nawróci tak jak Ligia Winicjusza( bohaterowie Qvo Vadis) Kobiety często mają takie trochę naiwne oczekiwania ze ich miłość do mężczyzny sprawi że on się radykalnie zmieni.

Gdybyś jej nie oszukał to nie miałbyś takiej żony i nikt nie nakłaniałby cię do modlitwy i praktyk religijnych.

Taka sytuacja wynika właśnie z tego że sam ten powrót do Kościoła zadeklarowałeś i potwierdzałeś udziałem w praktykach religijnych dopóki korzyści z relacji z żoną przeważały nad twoją niechęcią do religii katolickiej.

Nie bardzo rozumiem o co ci chodzi i o co i do kogo masz pretensje?

Przecież żona do niczego cie nie może zmusić a to że próbuje cię do wiary zachęcać wynika z twojej obietnicy złożonej jej przed ślubem.
Ostatnio zmieniony 2024-01-19, 21:09 przez Albertus, łącznie zmieniany 3 razy.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4218 times

Re: Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: Andej » 2024-01-19, 21:08

BoKo pisze: 2024-01-19, 20:41 Wbrew zapewnieniom tych wszystkich otaczających mnie katolików nie odczuwałem żadnej radości, spokoju czy szczęścia z tytułu przynależności do kościoła.
Wiara nie polega na emocjach. I nie każdy musi je odczuwać. Wydaje mi się, że każdemu wiara może dawać coś innego. Sens życia, stosunek do bliźniego, chęć czynienia dobra... I takie postawy wcale nie są zarezerwowane dla wierzących. Dla wierzących jest wiara w nieskończone szczęście. Po przejściu przez śmierć. I poczucie słuszności dążenia do tego.
(Zapewne zaraz ktos mnie skrytykuje za taki minimalizm. Trudno. Najważniejsze, że dadzą lepsze świadectwo.)
BoKo pisze: 2024-01-19, 20:41 Na zakończenie mszy ksiądz wypowiedział słowa, które odebrałem dosłownie: ... a teraz tchnę w Was Ducha Świętego (zrobił coś w rodzaju .... chuuuuuuch) po czym dodał: wstańcie, jesteście uzdrowieni.
A jakie uzdrowienie miał na myśli? Czy nie duchowe? Wydaje mi się, że tak to poczułeś. A może zapoczątkował jakiś proces?
Szczerze mówiąc boję się takich pokazów, chuchnięć.
BoKo pisze: 2024-01-19, 20:41 I jeszcze jedna rzecz - tyle słyszę, że katolicy są zastraszani a tymczasem co ja mam powiedzieć o zachowaniu katolików wobec mnie?
Nie wiem, jak bywałeś zastraszany. Namolnym przekonywaniem? Czy to nie tak, że okazywałeś jakieś niezdecydowanie, które nakręcało kogoś do przekonywania? Wydaje mi się, że w przypadku zastraszania powinieneś odważnie i jednoznacznie wyjaśnić sytuację. Wiara udawana na skutek zastraszenie nie ma żadnej wartości. Uważam, że ten, kto zastrasza, szantażuje, popełnia poważny grzech.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Arek
Zasłużony komentator
Zasłużony komentator
Posty: 2390
Rejestracja: 29 sie 2022
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 300 times
Been thanked: 321 times

Re: Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: Arek » 2024-01-19, 21:19

Myślę, że zbytnio jesteś spięty. Wyluzuj. Daj małżonce więcej wiary w to, że naprawdę Ci na Niej zależy. Nie szukaj materialnego Boga, a poprostu rób o co Cię Twoja kobieta prosi. Przecież Ciebie nie ubędzie, a i relacje się będą układać. Nie wmawiają sobie, że ktoś chce Ciebie do Boga skierować. Sprawiaj radość innym tym, że poprostu spełniasz ich prośby. Możesz mechanicznie wykonywać o co Ciebie proszą. Idź z żoną do Kościoła, klękaj jak Ona klęka, czyń znak Krzyża jak Ona czyni. Chce wspólnej modlitwy to się pomódlcie itd. Zobaczysz jaką masz wspaniałą kobietę, jaką wdzięcznością się odwzajemni. Poprostu bądź i rozmawiaj, bez przygniatania się tym czy tamtym, bo to faktycznie może strasznie męczyć.
Powodzenia do dzieła ;)

Dzięki Tobie @BoKo to i ja będę bardziej odpuszczał w sprawach małżeńskich, bo ostatnio jestem zbyt spięty.
Dzięki za Twój post :-bd
Ostatnio zmieniony 2024-01-19, 21:26 przez Arek, łącznie zmieniany 1 raz.
Jezus Chrystus jest moim Królem.

Awatar użytkownika
Tek de Cart
Biegły forumowicz
Biegły forumowicz
Posty: 1601
Rejestracja: 4 wrz 2017
Lokalizacja: szczęśliwy mąż i ojciec, Warszawa
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 202 times
Been thanked: 638 times
Kontakt:

Re: Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: Tek de Cart » 2024-01-19, 21:23

Ja jestem katolikiem, wierzę, modlę się a i tak moja żona próbuje mnie przekonać że trzeba więcej ;) jak to mówią 'w świecie' "kobiety nie zmienisz, możesz co najwyżej zmienić kobietę, ale to i tak nic nie zmieni" ;) czego w sumie doświadczyłeś trochę.
Dobra modlitwa to modlitwa szczera. Nie musi być długa. Tak możesz żonie powiedzieć :) ja swojej tak mówię. I że mężczyzna inaczej przeżywa swoją relację z Bogiem niż kobieta, i niech nie próbuje 'swojego' sposobu wciskać Tobie, bo to jak próbowanie ubrania Cię w damskie ciuchy... (no chyba że lubisz ;) )
A to jak swoją wiarę / niewiarę przeżywasz - to dla niej jest ważne, bo Ty jesteś dla niej ważny. Możesz jej powiedzieć prawdę, że masz kryzys, że nie wiesz co z tym Bogiem itd. Niech się za Ciebie modli, ale powiedz jej wprost że próby przymuszania czy namolnego namawiania są dla Ciebie odpychające bardziej niż przyciągające.
Męskie podejście jest często bardzo inne od kobiecego - między innymi dlatego taki sukces odniosły męskie wspólnoty - jak 'Wojownicy Maryi' 'Rycerze Kolumba' itd. Może warto gdzieś w swojej okolicy znaleźć jakichś katolików zaangażowanych w Kościele?
A może zagościsz tu u nas dłużej? W internecie jest dużo bardzo dobrych treści katolickich, np. dotyczących małżeństwa - warto np. posłuchać takiego człowieka jak Jacek Pulikowski:
Nie sprzedawaj duszy diabłu, Bóg da Ci za nią więcej!

Albertus
Złoty mówca
Złoty mówca
Posty: 6020
Rejestracja: 12 mar 2016
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 456 times
Been thanked: 919 times

Re: Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: Albertus » 2024-01-19, 21:25

Skoro jesteś w takiej sytuacji i skoro wszedłeś na to forum to jest to znak że Bóg z ciebie nie rezygnuje. Nie ma przypadków.

Zrobisz z tym co zechcesz i możesz to odrzucić ale nie musisz. :D

Awatar użytkownika
AdamS.
Super gaduła
Super gaduła
Posty: 1422
Rejestracja: 4 lis 2021
Lokalizacja: Bieszczady
Wyznanie: Katolicyzm
Has thanked: 549 times
Been thanked: 787 times

Re: Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: AdamS. » 2024-01-19, 21:51

BoKo pisze: 2024-01-19, 20:41 Może Wy potraficie mi na to odpowiedzieć? I jeszcze jedna rzecz - tyle słyszę, że katolicy są zastraszani a tymczasem co ja mam powiedzieć o zachowaniu katolików wobec mnie? Czyżbym stracił (już to słyszałem) prawo do godnego życia? Bo kto nie jest z nami ten przeciwko nam??
No nie masz lekko, Bracie! Przepraszam, że zwracam się tak poufale, ale od razu poczułem do Ciebie sympatię - może dlatego, że jesteś w tym wyznaniu bardzo autentyczny, a może po prostu doskonale Cię rozumiem, bo dla mnie wiara też musiała płynąć z wewnętrznego przekonania - i walczyłem z każdą formą jej narzucania. Do dzisiaj reaguję mimowolnym oporem, gdy ktoś mnie próbuje do czegoś przymusić, choć jestem już daleko po pięćdziesiątce... Myślę, że w tej sytuacji dobrze by było przeprowadzić szczerą rozmowę z Żoną, aby przekonać ją do tego, że wymuszane rozwiązania nie zbliżają Cię do Boga.

Masz rację, że takie narzucane formy religijności nie tylko obciążają, ale też zaburzają zdrowe relacje. Ufam, że jeśli zostaniesz tak szczery, a jednocześnie otwarty, jak się tu zaprezentowałeś - Bóg znajdzie do Ciebie drogę i nie musi nią być spektakularny cud, bo wiara - jak już Andej wcześniej napisał - to nie teatr, ani emocje. To postawa absolutnej szczerości! A do tego potrzebna jest cierpliwość i akceptacja - tak z Twojej strony, jak i Twojej żony. Rozmawiajcie z sobą dużo, ale się do niczego nie zmuszajcie, bo każde dobro, jakie może między ludźmi wyrosnąć potrzebuje być zanurzone w wolności - tym bardziej wolności potrzebuje wiara, by mogła w niej wzrastać. Pozwól,że będę się modlił za Ciebie, a Ty po prostu bądź sobą. :)
Ostatnio zmieniony 2024-01-19, 21:53 przez AdamS., łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Dezerter
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 15002
Rejestracja: 24 sie 2015
Lokalizacja: Inowrocław
Has thanked: 4220 times
Been thanked: 2960 times
Kontakt:

Re: Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: Dezerter » 2024-01-19, 22:00

@BoKo - witaj na forum
Co ma ci powiedzieć jako długoletni małżonek :)
wciskanie ateiście, że został uzdrowiony cudownie przez Boga, to rzeczywiście grubo
Mi na kolano też żadne modlitwy nie pomogły a ortopeda i owszem B-)
Masz kochającą żonę, więc porozmawiaj z nią szczerze i
poproś by nie robiła rzeczy, które ty nie akceptujesz,
ale mów o sobie, że ciebie to boli, że uraża, że czujesz się ...
nie mów nic o niej,
tylko przytul na koniec i powiedz, że ją kochasz i też chciałbyś czuć się kochany i szanowany.
jeśli pozwolisz, to pomodlimy się w twojej intencji, czyli dobrego rozwiązania tej trudnej sprawy

Napisz kilka zdań jak wygląda w mediach chrześcijaństwo w USA, chodzi mi o jakieś aktualne trendy, bo bardzo różnie się słyszy
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.

Awatar użytkownika
Adam01
Dyskutant
Dyskutant
Posty: 364
Rejestracja: 13 gru 2023
Has thanked: 6 times
Been thanked: 14 times

Re: Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: Adam01 » 2024-01-19, 22:22

Powiem Ci jak facet facetowi. Chcesz mieć cudowną żonę: esencję racjonalności, czystą logiczne, doskonale poukładaną, wspaniałego przyjaciela, który widząc, że siedzisz sobie wieczorem skoczy bez proszenia do CPNu po kilka browarków i nie będzie odzywał się po próżnicy? To niestety musisz ożenić się z facetem. Ale jak chcesz mieć piękną i kochającą kobietę za żonę, to niestety będzie czasem rollercoaster bez trzymanki. Msza od czasu do czasu i kilka paciorków jeszcze nikogo nie zabiło dlatego, jak mawiał miszcz Kobuszewski, lepiej nie być rurka i nie pękać.

Awatar użytkownika
CiekawaXO
Złoty mówca
Złoty mówca
Posty: 6289
Rejestracja: 12 mar 2023
Has thanked: 877 times
Been thanked: 712 times

Re: Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: CiekawaXO » 2024-01-20, 12:58

Jedyne co możesz zrobić, jeśli np. Chciałbyś wierzyć, to modlić się o Dar Wiary. Nikt zmusić cie nie może, a żona podeszła bardzo lekkomyslnie,, każąc,, ci wracać, a ty z miłości uległeś. Rozumiem to.
Nie da się nic zrobić niestety, tylko Ty możesz chcieć to zmienić. Nikomu nic do tego. A żona ponosi teraz konsekwencje swojego zmuszenia ciebie do wiary i Kościoła.
Ostatnio zmieniony 2024-01-20, 12:59 przez CiekawaXO, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Abstract
Zasłużony komentator
Zasłużony komentator
Posty: 2544
Rejestracja: 27 cze 2021
Has thanked: 154 times
Been thanked: 412 times

Re: Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: Abstract » 2024-01-20, 17:33

@BoKo a gdzie znalazłeś sens w swoim życiu?
Bóg nie adoptował nas po innym bogu.

BoKo
Przybysz
Przybysz
Posty: 2
Rejestracja: 19 sty 2024
Been thanked: 1 time

Re: Życie niewierzącego pośród katolików

Post autor: BoKo » 2024-01-27, 07:29

Wybaczcie, że nie odpowiedziałem szybciej. Po pierwsze byłem kilka dni poza domem i miałem nadzieję, że otrzymam jakąś wiadomość na e-mail o tym, że ktoś odpisał na mój post a po drugie zaskoczony jestem ilością odpowiedzi.
Nie mam jak odpowiadać każdemu z osobna więc odpowiem poruszając sprawy, o których nie wspomniałem w swoim pierwszym poście. Moja żona jest osobą bardzo silną psychicznie. Ona nie rozumie, że na wieść o śmierci mojego młodszego zięcia po prostu rozpłakałem się. A ja nie rozumiem jak można być osobą, która w takiej sytuacji nie okazuje żadnego smutku. Praktycznie niczego. Może jeszcze dodatkowe wyjaśnienie - nie mam dwudziestu czy trzydziestu lat. Przekroczyłem już siódmy krzyżyk co przy okazji oznacza, że zdecydowanie większą część życia mam za sobą. Oznacza to również, że moja psyche ukształtowała się też wystarczająco mocno abym nie był podatny na pewne zachowania. Byłem już raz żonaty i z pierwszą żoną spędziłem ponad 33 lata. A to zostawia mocny ślad na przyszłość. Niestety żona odeszła po ciężkiej, kilkuletniej chorobie gdy świat stawał się dla nas łaskawszy, dzieci poszły na swoje i mogliśmy pomyśleć o wygodnym ułożeniu sobie reszty życia. Dwa lata później poznałem moją drugą żonę ale zaślepiony nie rozumiałem, że poznałem osobę, która o małżeństwie, mężczyźnie czy dzieciach może powiedzieć tylko tyle ile przeczytała w książkach. Żadnego doświadczenia życiowego. Po czasie zdałem sobie sprawę, że zderzyły się ze sobą dwie osobowości tak różne jak niebo i ziemia. Poza tym moja żona ..... nie wiem jak to opisać ..... żyje często w świecie wyznawców przeróżnych teorii spiskowych (wszystkiemu winni są Żydzi i esbecy itp.) a ja stąpam tylko po ziemi. Z większości rozmów wynika, że szansa na wzajemne zrozumienie oscyluje wokoło cyfry 0 (słownie zero). Oczywiście, że próbowałem wielokrotnie rozmawiać o tym, że nie jestem ulepiony z takiej samej gliny jak ona, że myślę często zupełnie inaczej i mam całkowicie odrębne zdanie niż ona. Oczywiście, że bardzo chciałem być asertywny bo jak sami piszecie tylko wspólna rozmowa i wyjaśnienie wszelkich niejasności w życiu daje szansę na spokojne porozumienie. Nic z tych rzeczy. Głównie dlatego, że według niej asertywność zabija (to jej słowa) małżeństwo. Jak w takiej sytuacji wyobrażacie sobie próby porozumienia? To nie pierwszy i nie ostatni kwiatuszek z jej zachowania. Na wiele jej zachowań macham ręką dla świętego spokoju ale przychodzi moment gdy mój spokój zostaje zburzony i wtedy topór wojenny wisi nad głowami. Wyobrażacie sobie - co zresztą sugerujecie w kilku postach - że powinienem być spolegliwy, przytulić, pogłaskać i jeszcze przeprosić. Ale znam życie - każde takie zachowanie wywołałoby tylko efekt odwrotny od zamierzonego. Coś wedle powiedzenia - podaj dłoń a rękę ci urwie wraz z płucami. Nie, nie i jeszcze raz nie. Niemniej moja odmowa "odpowiedniego zachowania" zawsze wywołuje silne napięcia, po których trudno mi się uspokoić przez wiele godzin. A moja żona po pięciu minutach jest jak do rany przyłóż. Jak to ktoś z Was napisał - bo ona mnie kocha. Serdeczne dzięki za taką miłość wpędzającą powoli do grobu. Przecież nic się nie stało! I mógłbym tak pisać i pisać ale dam już spokój Pewnie będzie jeszcze niejedna okazja aby coś wyjaśnić.
Wolę już pozostać przy tym co robię i co sprawia mi ogromną przyjemność - książki, sudoku, budowa modeli samolotów i brzdąkanie na gitarze.

I tak przy okazji odpowiem Dezerterowi bo to również ciekawy temat. Wielokrotnie próbowałem porównać to, co dzieje się w kościele amerykańskim z tym co widziałem w Polsce. Myślę, że sensowniej byłoby założyć nowy wątek. Pomyślę o tym. Generalnie idąc na mszę amerykańską mogę być pewien, że zobaczę dziewczynki ministrantki (w niektórych polskich parafiach również) jak również kobiety pomagające księdzu podczas komunii - tak, tak - one również rozdają komunikanty, kręcą się po całym prezbiterium i bez zastanowienia sięgają do tabernakulum. Reszta w innym wątku. Myślę, że zatytułuję go "co widziałem w kościele amerykańskim". Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim za wypowiedzi.
Ostatnio zmieniony 2024-01-27, 07:30 przez BoKo, łącznie zmieniany 1 raz.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Pozostałe Tematy Chrześcijańskie”