Wyznam szczerze, że nie lubię, gdy mówi się o nawróceniu. Bo nawrócenie to akt jednorazowy. A jestem przekonany, że człowiekowi potrzebny jest ciągły proces nawracania. Jedna literka zmieniona i dotyczy albo jakiegoś przebłysku, albo ciężkiej mozolnej pracy przez całe życie.
Wielki post, to nie namawianie do nawrócenia, ale przypomnienie o potrzebie ciągłego nawracania. Ten proces ma trwać dłużej, niż niż okresy kuszenia. Każdy etap życia musi się kończyć nawróceniem. Ciągłym powtarzaniem nawrócenia. Dlatego za właściwe uważam nawracanie.
Dlaczego zewnętrzna i wewnętrzne? To uzmysławia mi, że w tym roku jestem bardziej skoncentrowany na ciele. Na zmianie pewnych nawyków. Na wprowadzenia pewnego reżimu i rytmu życia. A gdy się zacznie udawać, to będę mógł przejść do drugiego etapu jakim jest ofiarowania Bogu tych zmian. Ofiaruję zarówno wyrzeczenia, związane z tym cierpienia, obronę przed pokusami, jak też radość z wytrawiania, z osiągania celów. I wtedy przejdę do etapu trzeciego, do duchowego wymiaru. Jeszcze nie wiem jak. Ale mam nadzieję, że pierwsze dwa etapy mnie ukierunkują.
I osobna kwestia. Wydaje mi się, że nic na postanawiam na post. Ale dokonuję pewnego wyboru. Nie postanawiam, ale zaczyna wprowadzać w czyn. Nie akcja, tylko proces. A Środa Popielcowa jest doskonałym początkiem. Jest bodźcem. Silnym bodźcem. Progiem przez który trzeba przejść, aby rozpocząć nową drogę. Nowy odcinek drogi.
Dodano po 12 minutach 15 sekundach:
Prześmiewcze, ale słuszne.
W samym cierpieniu nie ma dobra. Cierpienie jest bezsensowne. Ale czy przyjemności mają jakiś sens? Wszystko zależy od naszych reakcji. Jedno i drugie można ofiarować Bogu. Można i trzeba.
Ofiarować to co cieszy i to co boli. W różny sposób. I samych doznań nie stawiać w centrum. W centrum jest Bóg i pośrednio to, co Mu ofiarujemy.
A propos ofiary. Czy nasze ofiary mają jakąś wartość? To kojarzy mi się z laurkami robionymi przez dzieci swoim rodzicom. Bo tak jak wszystko co posiadamy należy do Boga, tak i wszystko co posiada dziecko należy do nas. I ta nabazgrana laurka jest skarbem przechowywanym przez lata. Wyciekającym łezkę wzruszenia i c=szczęścia, gdy przeglądając stare papierzyska natrafimy na nią.
Kiedyś ktoś na tym Forum posługiwał się nickiem Konik i miał rozpoznawczy rysuneczek. Bazgrolę dziecinną. Jest na tym Forum ktoś używający jako wizytówki swój portret spod kredki dziecka. Prymitywny. Ale najpiękniejszy. Dla artysty kicz. Dla osoby związanej uczuciowo skarb. Patrząc na te obrazki czuję ciepło, falę miłości. Firma nie ma znaczenia. Liczy się treść. Liczy się to, co dziecko chciało przekazać. Takie same są nasze laurki oddawana Bogu. Kicze naszych rąk i umysłów. Ale liczy się tylko miłość, która w ten sposób ofiarujemy. I zaufanie. Nie trzeba się bać, że dajemy Bogu za mało. Jemu chodzi o nasze serca i umysły, a nie wielkie monumenty, które czasem są puste. Albo kupione z przeceny.