Mam dokładnie ten sam problem. Na pewno czuję kiedy zjem zdecydowanie za dużo. Ale ta potrzeba do życia... W ogóle według jakich zasad mam to określic? witamin, minerałów, kalorii do trybu życia? Czy zapchania czymkolwiek "układu pokarmowego"? Jak objem się na Wigilię to jest grzech? A jak zjem pięć małych, ale sytych i bogatych w różne białka, węglowodany, kalorie (np niepozorny smoothie może być kaloryczny i "zapcha" żołądek/czuć sytość), to też jest już obżarstwo bo mogłam zjeść dwa skromne posiłki, ale które ostatecznie nie dają mi zbytnio wartości odżywczych?
A np zbyt ubogie jedzenie prowadzi do niedoborów, które mogą pomagać w osłabieniu, albo utraty odporności, albo jelit w złym stanie (co za tym idzie również do utraty odporności) itd.
Nie chodzi mi o rozdmuchanie problemu, ale wyjątkowo tutaj mam jakąś zagwostkę jak to traktować?
Tak samo mam problem z emocjami, raz mówią żeby nie spowiadać się z emocji, które są naturalne, ale nic się nie stało (czyjąś krzywda) przez to, a tutaj podają, że gniew jest sporym grzechem. Czy to jest doprecyzowane? Gniewam się nagle, ale ostatecznie nie wykorzystuję tego przeciwko komuś albo później jest mi przykro z tego powodu i upominam siebie samą. Wtedy to jest grzech?