Marek_Piotrowski pisze: ↑2022-06-01, 00:01
Zatem, podsumowując: człowiek z epoki, mówiący językiem biblijnym (którego dziś nikt w sposób żywy nie zna), zanurzony w kulturze w której został napisany Nowy Testament,, jednogłośnie uznawany za świętego przez wspólnoty istniejące od czasów apostołów (katolicyzm i prawosławie, który oddał życie za wiarę - jest wg Pytającego niewiarygodny.
W przeciwieństwie do Marcina Lutra, który żył 15 wieków później, w zupełnie innej kulturze, był mordercą, złamał własne śluby zakonne, sabarytą, usiłował usunąć księgi Nowego Testamentu które zaprzeczały jego nauce (co mu się nie udało), usunął 7 ksiąg Starego Testamentu (co mu się niestety udało).
Myślę, ze to zestawienie mówi wszystko.
Problemem z przyjęciem powyższego wyjaśnienia jest to, że wspominany apologeta, który głosił słowo: "w płaszczu filozofa", niestety n i e był chrześcijaninem pierwszego pokolenia. Pierwsi byli żydami. Mieli ukształtowaną mentalność poprzez wielki czytania natchnionego słowa. On, nie pochodził z rodu żydów. Nie miał doświadczenia w słuchaniu interpretacji rabinów. Nie posiadał zakorzenienia w zwyczajach żydowskich i ich wyobrażeniach.
I jeśli nawet istniały pomiędzy nimi różnice np. faryzeusze, saduceusze. To on, jeśli nawet odwoływał się do natchnionego słowa, czynił to wielce wybiórczo. Jak jego oponenci, w jego oczach. Niestety nie był "zanurzony w kulturze" spisanych nowotestamentowych sprawozdań. Zanurzony został w greckiej filozofii, którą studiował. To prawda, że wybrał chrystianizm. Jak i przedstawiał go za pomocą wyuczonych sposobów itd.
To prawda, że zginął za wiarę. Jak i tysiące innych. Za wiarę zginął np. Jan Hus. I wielu innych z rąk...
Tak w istocie uważam, ze jego sposób interpretacji jest niewłaściwy. Nie zasługuje na uznanie. I z punktu widzenia współczesnej egzegezy, jest "naciąganiem". I dałem temu wyraz.
Jeżeli idzie o M.Lutra, to był jednym z wielu reformatorów. I nic ponad to. Zarzuty mu stawiane w obliczu zepsucia wielu mu współczesnych duchownych, w tym papieży, nie zasługują na komentarz. Zarzut, że wybrał wygodny styl życia, w obliczu prawdy, że wielu zakonników, żyło wbrew swoim ślubom, jest dziwaczny.
Jego niechęć do...nie świadczy za nim, czy przeciw niemu.
I sytuacja, gdy setki lat po decyzjach synodów itd. pojawiali się ich oponenci. Nie świadczy samo w sobie przeciw nim. Dowodzi istnienia wątpliwości co do...nawet uchwalonych na synodach, czy soborach.
I wyobraźmy sobie sytuację, zakładu mechanicznego, dosł. stacji kontroli pojazdów, w którym dokonuje się od dawna przeglądów np. rejestracyjnych, czy technicznych.
W nim jak należy zwracano uwagę, na wszystko co jest niezbędne do wydania pozwolenia na użytkowanie samochodu. Identyfikację pojazdu, kontrolę dodatkowego wyposażenia, kontrolę stanu technicznego podzespołów itd. Zawracano uwagę na oświetlenie, układ hamulcowy, amortyzacji, układ jezdny, nadwozie, wycieki, emisję spalin itp.
Niestety w przypadku niektórych pojazdów dokonywano przeoczeń, pomijano pewne wymogi. Jednym z nich było pomijanie identyfikacji pojazdu. Pomijano potrzebę konieczności numeru vin z dokumentami pojazdu, jak i jego czytelności. Uczyniono tak moim zdaniem w przypadku ksiąg deuterokanonicznych.
I w późniejszych czasach, znalazł się diagnosta [np. M.Luter], który zauważył, że w przypadku niektórych ksiąg [deuterokanonicznych] pominięto pewne wymogi, i dopuszczono do użytku księgi wątpliwego pochodzenia i wartości. Dopuszczono do jazdy pojazd z ułomnościami. Z niedostatecznym wynikiem.
Czy mielibyśmy pretensje do diagnosty, który zakwestionował pozwolenie do użytkowania pojazd, ponieważ nie przeszedł pozytywnie nawet identyfikacji pojazdu? Wymawialibyśmy mu, że inni wcześniej nic nie kwestionowali?
Jeśli istnieją obawy, że nr. identyfikacji został podrobiony, chociaż został wcześniej dopuszczony. Potem jednak zakwestionowany. Z takich i innych powodów. Powrócono do konieczności weryfikowania pojazdu, poprzez ...Powrócono do potrzeby sprawdzenia w dawny sposób. Tak uczynił to n o w y diagnosta. On sam n o w y, jednak, powrócił do s t a r y c h zasad [wymogów]. Pewne jednak, że "wiele [lat] wieków p ó ź n i e j" .
Czy za to, że poddał samochód badaniu technicznemu z uwzględnieniem wszystkich trzech części. I stwierdził, że istnieje podejrzenie [ w jego ocenie pewność], że ponieważ pojazd nie przeszedł pozytywnie wszystkich wymogów tzn.jest w nagannym stanie technicznym, o d m a w i a mu prawa do jazdy. Nawet nie przeszedł badania identyfikacji. Nie przeszedł go pozytywnie. Tak w ocenie wielu księgi deuterokanoniczne, nie przeszły pozytywnie testu, i przez to...
I na nic wypominanie, że przez lata diagności akceptowali pojazd. Na nic, że zakwestionowano to: "po wiekach". Zakwestionowano z zastosowaniem zasadnych wymogów. I na nic odwoływanie się do decyzji podejmowanych przez wcześniejszych diagnostów. Na nic, gdy pojawiły się dowody na wątpliwości. I tak jak nie ma prawa diagnosta dopuścić do użytkowania pojazdu tylko z p o d e j r z e n i em wad. Tym bardziej ujawnionych wad. Tak samo podejrzewanie o "nienatchnienie" ksiąg, czyni je wątpliwej jakości. Tym bardziej uzasadnione wątpliwości.
Tak to widzę.