Od dziecka prowadzono mnie do Kościoła, byłem ministrantem od Komunii Świętej do początków studiów. W między czasie i następstwem dalszym oddalałem się od Boga i było mi źle. A potem coraz gorzej. Byłem zniewolony, nerwowy, wulgarny, skupiałem się na swoich korzyściach po drodze raniąc wielu ludzi. Chodziłem do Kościoła, ale tylko chodziłem bez większych korzyści duchowych. I przyszedł czas zmiany w momencie mojej totalnej niemocy.Dezerter pisze: ↑2023-12-11, 22:07 Miłośniczko wrażliwa , ale ja wcale nie pisze o skrupulantach ani jednym słowem, więc nie musisz ich bronić, ...przede mną
Dodano po 2 minutach 23 sekundach:
Arku , a jaka duchowość, albo co ukształtowało twoja wiarę(sumienie)?, bo jesteś bardzo oryginalną i ciekawą osobą
Dodano po 1 minucie 23 sekundach:
Był czas, że pomyślałem, że jesteś księdzem
Tak mówiono mi, że będę księdzem ale ja się buntowałem i zdarzyło się, że rzuciłem Krzyżem buntując się przeciw Bogu. Wiem, że Bóg mnie uchronił, bo nie byłbym dobrym księdzem. Odczytuję to, że będąc mężem i ojcem jestem na drodze doskonalenia się i ta droga jest drogą mojego powołania. Przez wiele lat obracałem się w gronie środowiska księży i ludzi związanych z Kościołem. Jako dziecko doświadczałem pewnych rzeczy, których do dziś nie mogę wyjaśnić ale wiem, że były mi potrzebne, ale nie tylko mi.
Nie jest ważne to co mnie spotkało, ważne jest to co Bóg chce przez nas powiedzieć. Myślę, że Twoje spostrzeżenie może być w jakiś sposób bliskie sformułowania, tego, że myślałeś, że mogę być księdzem. Nie jestem nim, ale mam pewnego rodzaju więź ze stanem kapłańskim. Chodzi o to kim są z powołania Ci ludzie. Ja nie widzę ich przez pryzmat klerykałów pomimo, że mogą błądzić. Ja widzę w nich ludzi, którzy są realnym wcieleniem Chrystusa podczas Eucharystii, Sakramentów. Gdyby nie oni, nie mógłbym doświadczyć Żywego Boga. Dlatego dziękuję, że ich mamy, choć nie zawsze w oczach Boga spełniają swoją posługę w sposób godny. Ale nie jestem wcale lepszy, by stawiać się w roli oceniającego i sędziego. Oni mogą stawać się lepszymi, gdy ją będę lepszy.
Sumienie jest poddawane nieustannym próbom. Czasem gorliwie upomina człowieka czasem jest uciszone, by pozwolić mu odejść. Ale jest nieustannie do końca życia człowieka. Każdy stan cielesny i duchowy jest przyczyną do zmiany kursu w stronę Boga. Ja tak to odbieram. W naszej ułomności i niemożności jest moc Boga. Na takiej drodze człowiek staje się pokorny. Traci się pychę. Jeśli człowiek nie upadnie w swej niegodziwości może nie zrozumieć istoty Boga.
Dlatego uważam, że człowiek, który pokazuje wyższość i siłę intelektualną czy fizyczną nad drugim nie doświadczył Wszechmocy Boga. Gardzi drugim człowiekiem myśląc, że dużo wie, dużo doświadczył, przeżył i ma prawo pokazywać wyższość w imię czegoś, czego z pewnością nie docenia i nie rozumie. Usprawiedliwia i tłumaczy swoje postępowanie. Nie słucha lecz mówi, nie przyjmuje lecz gardzi.
Podtrzymuję słowa, które już wcześniej mogłem powiedzieć. Jeśli Eucharystia będzie przeżywana z czystym sercem człowiek dozna uzdrowienia. Nic na świecie nie większej mocy w tej kwestii. Tylko Chrystus prawdziwe leczy i duszę i ciało. Szukamy leku we wszystkim ale nie w Chrystusie lub na szarym końcu. To jest błąd z naszej strony. Wierzymy i ufamy szarlatanom, uzdrowicielem nawet w medycynie, ale jeśli nie czynią to w imię Chrystusa to czy mogą leczyć? Wierzymy bardziej człowiekowi niż Chrystusowi.
I kolejny raz za długa wypowiedź z mojej strony