Marek_Piotrowski pisze: ↑2021-12-12, 20:25
Nie gniewaj się, ale jeśli wiesz, że to bzdura, to jakie ma znaczenie dla wiary, chodzenia do kościoła itd to, że czujesz inaczej? To problem wyłącznie emocjonalny, bez związku z wiarą.
Nie, to nie problem emocjonalny. Po prostu jeśli przeczytam, że Eucharystia daje życie, a potem nie mogę iść do kościoła, bo jestem chora, to oczywiście nie idę, ale po pierwsze, czuję wtedy, że Pan Bóg coś mi odbiera, a po drugie, gorsze, zaczynam mieć wątpliwości, czy rzeczywiście Eucharystia daje życie. To jest jeden z wielu przykładów. Powietrze też daje życie i człowiek nie może żyć bez powietrza, bo umrze. Nawet przez chwilę nie może żyć bez powietrza, chyba że z powodów medycznych dostaje czysty tlen. I tak samo Eucharystia daje życie nadprzyrodzone, a czasem pomaga w życiu doczesnym, więc jeśli jestem chora i nie ma mnie na Mszy niedzielnej, to znaczy, że jestem pozbawiona łask Bożych. I tak jest u mnie niemal z każdą kwestią. Niezrozumienie, a potem wątpliwość. Jestem tym zmęczona, a nie wiem, dlaczego tak się dzieje.
Marek_Piotrowski pisze: ↑2021-12-12, 20:25
W jaki sposób :o tym samym" skoro ja nic podobnego nie napisałem?
Tak, ale Pan Bóg dopuścił skutki grzechu pierworodnego. Nawet Pan Jezus cierpiał. Na rekolekcjach o. Szustak tłumaczył to tak, że jeśli nas nie potrąci auto, to jest to Opatrzność, ale jeśli potrąci, to też.
Ortodoksyjnie, czyli wykluczam wszelkie kompromisy. Wszystko musi być jednoznaczne.
Dezerter pisze: ↑2021-12-12, 20:51
2 tygodnie, więc zdążysz i się wyspowiadać i wyzdrowieć - spokojnie
Jutro jedna osoba z domu idzie do lekarza. A co, jeśli nas skierują na testy?
Nie dam rady przejść tego testu, żeby mi gardła dotykali. Jestem na to zbyt wrażliwa.
A jeśli będziemy mieć COVID, to kto nam zniesie z drugiego piętra psa i wyprowadzi 3 razy dziennie na spacer? Psa, którego mamy ze schroniska, który boi się obcych, szczególnie mężczyzn, i który wejdzie po schodach, ale pod warunkiem, że się go powoli prowadzi na smyczy, ale nie zejdzie w ogóle, bo jest prawie ślepy? Który ufa tylko domownikom, nawet nie komuś z rodziny, kto z nami nie mieszka?
Denerwuję się... martwię się...
A spowiedź: jak znam siebie, będę chorować ok. 2 tygodnie. Tak też chorowały dwie osoby w domu przede mną, w tym jedna na antybiotyku. I co ja poradzę, że tylko w piątki na uwielbieniu mogę iść do spowiedzi? Chciałabym się spowiadać normalnie: krótko, przed Mszą, nieważne, jaki ksiądz... A ciągle jest to samo: strach, który mi wszystko utrudnia. Ja się w spowiedzi czuję upokorzona. Wiem, że spotykam się z Bogiem miłosiernym, ale i tak czuję się źle z tym, że muszę mówić coś bardzo osobistego. To jest jak otwieranie ran, nawet jeśli to tylko moje grzechy! I mówię sama, jedna... Spowiedź kojarzy mi się z czymś zimnym, ciemnym...