MONOLOG

Tutaj będą pisane felietony przez redaktorów forum. Katolickie spojrzenie na świat, na Boga, na sprawy wiary. Zapraszam do czytania.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-04, 09:52

Miłe złego początki
Już jutro przypomnimy sobie słowa z z Księgi Rodzaju: Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy ... I ja je usłyszę. A wtedy uświadomię sobie, jak wspaniale nęci nas zło. I jak czyni to stopniowo i podstępem.
Najpierw nie zauważam zła. Wystarcza mi to, co jest dobre. Zaspokaja moje potrzeby. Zupełnie nie zwracam na nie uwagi. Wtedy wkracza Zły. Niewinnie. Zupełnie "mimochodem" zwraca uwagę, że oprócz dobra jest jeszcze "inne dobro". Działa podobnie jak reklama. Z reklamy dowiaduję się o nowym proszku, przyprawie czy gadżecie. Dotychczas żyłem spokojnie. Nie potrzebowałem tego. A czasem nawet uważałem to coś, za głupotę (nowa gra) lub coś wręcz szkodliwego (nowa używka). W pierwszym kroku Zły chce tylko, abym dostrzegł istnienie czegoś nowego. Nowego dla mnie. Alkoholu, którego jeszcze nie piłem. Albo jointa, który do tej pory mnie nie interesował. A może piękna kobietę albo młodzieńca. On nie namawia do niczego złego. Mówi tylko: Zobacz. Wiem, że cię to nie interesuje. Ale mądry człowiek musi poznawać wszystko. Powinieneś mieć na ten temat swoje zdanie. Mówią, że jest to złe? A jeśli tak, to musisz rozpoznać, jak się tego wystrzegać. Naucz się to rozpoznawać. I to jest pierwszy krok. Widzę w gablocie sklepowej produkt pełen obrzydliwego cholesterolu i jakichś tam substancji. Tysiąc razy przechodziłem i tego nie dostrzegałem. Ale teraz zauważam, że ludzie to jedzą. To ciekawe. Czemu? Przecież widać, że to niezdrowe jest.
Gdym głodny w markecie kupuję zwykle bułkę i ją konsumuję. I nagle jedząc bułkę zauważam, że to coś w gablocie jest niewiele droższe, a może lepiej głód zaspokoić. No tak, ale bułkę już ugryzłem. Idę dalej. Ale w pamięci został obraz. To coś wygląda apetycznie. Jest ładne. Nie wiem, jak to się dzieje, ale powoli zapominam o tym, że zdrowe to to nie jest. Estetyczny wygląd wypiera z mojego umysłu ostrzeżenie.
Jakie to dziwne. Najpierw nie widziałem tego czegoś. Potem uświadomiłem sobie, że niezdrowe jest. Potem zacząłem dostrzegać urodę tegoż. Aż, któregoś razu, czując głód, najpierw dostrzegłem to, zanim do bułek dotarłem. Kupiłem. Posmakowało. I dopiero wtedy dostrzegłem zalety. Niewielkie, smaczne, sycące. I nie sypię się okruchy na ubranie. Wracając do domu poczułem zgagę. No cóż, trafia się. Kilka razy tak się zdarzyło. A kiedyś, spóźniony wracając do domu, kupiłem tego więcej. Zamiast obiadu. Szybciej, łatwiej, a do tego smacznie. Doskonałe rozwiązanie. Potem już zawsze, na wszelki wypadek, miałem to w lodówce. Zawsze, gdy czasu brakowało, to mogłem sięgnąć. Gdy wpadli niespodziewani goście, to miałem czym poczęstować. Gdy spieszyłem się na transmisję meczu lub w przerwie wyświetlanego serialu miałem szybki sycący posiłek.
Zgaga zagościła na dobre. Ale są leki. Ranigast, Controloc ... Pomagają. Jest OK. Aż kiedyś przyszedł czas na analizę. A tu low density lipoprotein skoczył do 200 mg/dl. Trochę strachu napędził lekarz. Zawał, udar i wiele innych. Ale chyba kłamał. Bo patrzcie. Już minął tydzień, a mi nie się nie stało. Te analizy, cholesterole LDL to jakiś zabobon. Ile życia by tracił, gdyby zrezygnował? Jakoś to będzie. Ale od jutra, zacznę się ograniczać. Od jutra! Nie rozumiesz? Od jutra. To znaczy, że dziś jeszcze mogę. Przecież nie wyrzucę tego, co w lodówce mam. A w sklepie. Kurczę. Okazja. Cena promocyjna. W końcu nic się nie stanie, gdy raz jeszcze kupię. Jedno. Może dwa? Nie, taka okazja. Biorę 10.
A potem Mateusz opisuje kuszenie Jezusa.
To niesamowite. Ja mam dokładnie to samo. Tyle tylko, że nie potrafię się tak zdecydowanie obronić. Wszak Szatan nie namawia do niczego złego. On tylko przypomina Jezusowi: TY WSZYSTKO MOŻESZ! Powiesz słowo, a kamienie w chleb się zamienią. Ulżysz sobie i nikt się nie dowie. Po cichutku. Po co cierpieć, skoro tak łatwo można temu zaradzić. Sam postanowiłeś, to i sam możesz złagodzić rygor. Po co masz się katować. Wybierz łatwiejszą drogę.
A potem Szatan mówi: ZRÓB COŚ SPEKTAKULARNEGO, WTEDY WSZYSCY UWIERZĄ W TWOJĄ MOC! Pragnienie dokonanie czegoś wielkiego. Aby telewizja bębniła o mnie. Cokolwiek. Dobrego, złego, sensownego czy bez znaczenia - nieważne. Liczy się tylko medialny szum. I podpucha, gdy wszyscy skupią się na mnie, wtedy powiem coś bardzo mądrego. I ludzie to kupią. Więc czynie dobro. Ten pierwszy akcent nie ma zaspokoić mojej próżności, on jest tylko wstępem do czynienia dobra. A więc dobry jest. Cel uświęca środki! Czy aby na pewno?
A Szatan nie odpuszcza: MOŻESZ WSZYSTKO, ALE ODRZUĆ NIEPOTRZEBNY BALAST! WYBIERZ TO, CO CHCESZ OSIĄGNĄĆ!
Szatan nie wspomniał, że mam zaprzeć się samego siebie. Nie namawia do złego. Wprost przeciwnie. Mówi, że jak mam w zasięgu ręki, to mam brać, korzystać. I nie oglądać się na jakieś zasady. Zasłaniać się Bogiem. Tym bardziej, że pomodlić mogę się jutro. A dzisiaj mogę się napić. Pójść do łóżka z przygodną osobą. Najeść się ciasteczek. Wciągnąć kreskę. Mam to wszystko w zasięgu ręki. Wystarczy, abym zmienił hierarchię wartości. Uznał za dobre to, co sprawia mi przyjemność. Zapomniał o tym, co prowadzi do Boga. Bo to jet tym, co nie ogranicza. Bóg mnie ogranicza. Nie pozwala ćpać, szlajać się, dogadzać sobie. Wystarczy tylko, abym uznał, że Bóg mnie ogranicza. Że pozbawia mnie czegoś.
Tak, czasem tak myśl przychodzi do głowy. Dobitnie udowadnia to Mateusz. Ale po to otrzymałem rozum, abym myślał. Abym nie wybierał tombaku zamiast złota. Abym dostrzegał drogę. I Cel. A wtedy wszystko mi się układa. Wiem, wtedy co wybierać, a co odrzucać. Nie nabiorę się na plewy. Na plewy doraźnych przyjemności, chwilowych korzyści, łatwiznę.
Jezu dopomóż mi na drodze, którą mi wskazałeś.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-05, 07:46

Dzisiejsza Ewangelia kojarzy mi się z Amazonką i Pegazem. Amazonka o wszystkim decydować chce. Wymarzyła sobie kanon szczęścia i usilnie do niego dąży. Dąży na przekór sobie. Albowiem zna bariery, których pokonać nie zdoła. W tej sytuacji obarcza winą same mury oraz ich budowniczych. Pegaz przeciwnie. Większość barier może pokonać dzięki skrzydłom. Silne kopyta zaniosą na kraj. Czy mógłby przenieść Amazonkę do Edenu? Może tak. Ale musiałby być na gwizdek. Bo gdyby Eden Jeden przestał spełniać wyobrażenia marzeń, musiałby przerzucać Amazonkę do Edenu Dwa. Apetyt podobno rośnie. Czy starczyłoby Edenów? Czy Pegazowi sił by starczyło.

Czy to oznacza, że Jezus był słabszy? Bo kamieni nie zamienił na jedzenie? Może nie potrafił? Nie, nie, nie. Jezus był KONSEKWENTNY. I nadal JEST konsekwentny. Nie po to udał się w miejsce odosobnione, aby korzystać z dóbr świata. Postanowił ograniczyć potrzeby ciała i wyostrzyć możliwości ducha. Raz ustanowioną zasadę zachował. Nie motał się. Owszem, miał świadomość, że wystarczy wyciągnąć rękę, a głód zaspokoi. Ale, czy wtedy byśmy Mu wierzyli? Gdyby złamał postanowienie wtedy, to Jego obietnica Nieba dla nas miałaby wartość? Czy nasze słowo ma wartość? A ile znaczy nasza przysięga? Jeśli przysięgam, świadomie i rozumnie, to muszę dotrzymać. Albo stracę wiarygodność. Tak jest z rozwodami. A unieważnienie małżeństwa, nie jest rozwodem. Polega na przeprowadzeniu dochodzenia i udowodnienia wad prawnych. A słowo pozostaje jedno.
Każdy potrzebuje akceptacji. Szuka chwały, zrozumienia. Chciałby, aby ludzi doceniali. Szli za nim podzielając głoszone tezy. A Jezus też chciał. Chciał, aby za Jego przewodnictwem WSZYSCY poszli do Domu Boga Ojca Wszechmogącego. Wszyscy bez wyjątków. Jezus miał moc. Mógł zmusić wszystkich. Bóg stwarzając świat mógł zamiast WOLNEJ WOLI dać imperatyw ślepego wykonywania zasad. Mógł, ale dał rozum i wolną wolę. Czy Jezus miał reperować ten "błąd"? Miał zagrać rolę IDOLA. Pokazywać cyrkowe sztuczki. Fruwać jak Supermen. Przenosić góry na oczach tłumów? Budować świątynie jednym skinieniem palca? Mateusz opisuje, że miał pokusę, aby wykorzystać nadzwyczajne środki. Stanąć na świeczniku. A on, jako am haarec, skromnie chodził wśród ludzi. Nie spełnił swojej zachcianki. Nawet tej, jak najbardziej uzasadnionej, na drodze realizacji celu. Bo raz ustalona zasada nie miała ulec zmianie. Tak jak raz dana przysięga, musi być zachowana. Tak jak przysięga małżeńska. Jezus zachował. Nie zmienił ani joty, nie bacząc na to, że ludzie wciąż majstrowali i majstrują przy Prawie. Pytany czy wolno oddalić, powiedział, że prorok zgodził się tylko przez zatwardziałość. Ale wcale nie znaczy, że zrobił właściwie. Imperatyw sytuacji został wyraźnie wyprostowany przez Pana.
Co jest najważniejsze? Tak, to moja mantra. Szczęście tu, czy tam? Szczęście teraz, czy zawsze? Czy szczęściem jest to, co sam sobie określiłem jako szczęście? Czy to, co Bóg zdefiniował? A w końcu: Kto jest ważniejszy? Kto jest najważniejszy? Ja czy Bóg? Oddaj mi pokłon! Oddaj mi swoje wartości? Zrezygnuj z tego, co boże. A będziesz szczęśliwy. Zrezygnuj z praw bożych, będzie łatwiej. Po cóż być wiernym niewiernemu małżonkowi? Lepiej popłynąć. Lepiej uznać, że jego wiarołomstwo zwalnia mnie z wszelkich zasad i ograniczeń. Ach, jak przyjemnie. A gdyby uczynił tak Bóg? Gdyby powiedział, ten lud o twardym karku wciąż łamie Moje prawa. W takim razie rozwalam Niebo. Nie będę ich wpuszczać. Nie chcą przestrzegać Dekalogu, niech żrą się w walczą ze sobą. Niech pożądliwość zapanuje nad ich umysłami, dokładnie tak, jak tego pragną. Nie chcą Dekalogu, to ponownie wyślę Mojżesza, aby porozbijał wszystkie tablice, spalił wszystkie zapisy. Człowiek jest najmądrzejszy, niech sam ustanawia prawa. Człowiek wybiera prymat Szatana, więc niech konsekwentnie idzie za Nim. Do samego końca. Kwestionując trwałość przysięgi złożonej w przytomności umysłu, kwestionują cały ład i prawo. Albo kwestionują swoją poczytalność. Żądając zwolnienia z przysięgi małżeńskiej głoszę tezę, że jestem, byłem niepoczytalny. Czy tak było na prawdę? Czy tego na prawdę chcesz?
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-08, 12:59

Dzień Kobiet
Zwyczaj? Konwenans? Konotacja?
Nie zagłębię się w przeszłość. Tu i teraz. A właściwie tu i tam.
Czyli co ja, a co co poniektórzy. Właściwie co poniektóre.

Dla mnie dzień ten jest konwenansem. Zwyczajem. Obojętnym dla mnie. Ale niezupełnie. Bo okazją jest do sprawienia komuś przyjemności, wywołania uśmiechu na twarzy. Powiedzenie dobrego słowa. I to jest pozytywne. A jak jest takie, a nie inne, to znaczy, że dobre jest. A to co dobre czynić na trzeba.
Czynię więc to skromne dobro tradycyjnie. Jakiś kwiatek rano na giełdzie kupiony. Właściwie wiąchę, bo tam inaczej nie da się. I przyjemność mi sprawi czyjś uśmiech. Nic więcej. Bez oczekiwań na jakikolwiek rewanż. Czy podziękowanie. Ot tak. Skromnie, dyskretnie podrzucam ziele. Takoż i dziś uczyniłem. W pracy, rzecz jasna. Bo żona doczeka się później. Z zakupionej wiązki wyjąłem po trzy sztuki i zanim panie pojawiły się w pracy ciepnąłem im na biurka. I spoko. Anonimowo. Dyskretnie. Wszak chodzi ino o sprawienie przyjemności. Lecz zaskoczyły mnie one. Jedna z pań przyszła do mnie z kilkoma ciasteczkami na talerzyku. Nie powiedziała w cziom dzieło. Ino dała. Powiedziała ino, cobym się sam domyślił. Widać i ona się domyśliła.
Niebieski wprawdzie nie jestem, ale na słodycze się rzucam. A dzieje się tak od dnia, w którym lekarz zabronił używania cukru. I jaki to ma sens? Czyż życia nie powinno się osładzać? No różne sposoby.

Pominąć nie sposób odczuć samych pań. Zwłaszcza tych pań, które z wielkim hukiem twierdzą, że są one jedyną reprezentacją tejże płci. Pań poruszających się samochodami. Czemu nie na miotłach? Ubranych na czarno. Obsesyjnie nienawidzących całego świat, który im nie przyklaskuje. Głoszą wierutne bzdury. Zastanawiam się, czy one myślą? No myślą. Ale tylko o swoich korzyściach. Ale dziś coś się zmieniło. Brak wulgarnych plakatów. Hasła sprytniejsze. Już nie żądają prawa do mordowania dzieci (w ramach tzw. aborcji). Nie negują praw biologicznych twierdzeniem, że embrion posiadający swój odrębny kod genetyczny jest częścią ich organizmu. Właściwie wszystkie hasła są w pełni akceptowalne.
I nie rozumiem przeciw czemu protestują (z jednym wyjątkiem, o którym potem). Bo wszystkie ich żądania są zrealizowane. Mam na myśli nadania wypisywane na plakatach. Czyżby nastąpiło przewartościowanie? Obawiam się, że nie. Obawiam się, że to tylko zmiana metody i retoryki. Teraz żadna nie żąda aborcji. Teraz będą żądały, aby zmian w embriologii, genetyce ...
A wyjątkowe hasła? To hasła antypisowskie. "Nie ma zgody, na PISu metody". Ani słowa, o jakie metody chodzi? I czego dotyczą. Jest też hasło "Spieprzaj dziadu" - bardzo merytoryczne. Czy to przytyk osobisty? Czy odnosi się do wszystkich panów?
I jeszcze jeden wątek: "Chcemy lekarzy, nie misjonarzy". Czy jedno koliduje z drugim? W zasadzie nie. I tak odpowiedzą, zapewne, na zarzut, że żądają zniesienia klauzuli sumienia. Dlaczego nie ma hasła z żądaniem zakazu postępowania zgodnie z sumieniem? Czy nie powinno to być karalne? A jeśli tak, to już krok do penalizowania myślozbrodni.
Kobiety, dokąd idziecie? Quo vadis mulieres?
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-11, 08:53

Dziś konsumując śniadanie słyszał żem w telewizorze jak prawią o marnowaniu żywności. Mię to też wkurza. Na kilku poziomach. Tem własnem i tem wyższem.
Na moim poziomie przejawia się to w dwójnasób. Że jogurt przed datą przydatności spleśnieje trzymany w lodówce, czuję się niewinnym. Ale z powodu tego, że kupił, jeść zaczął, i o kontynuacji dnia następnego zapomniałem, czuję się winnym. Ale i tak większa w tym wina żony, która musi mieć lodówkę pełną. I która przestawia rzeczy. A ja jem to co widzę. Biorę to, po co najłatwiej sięgnąć. Nie staram się pamiętać, czegom nie dokończył. Na pociechę powiem ino, że czego sam nie dokończę, uczyni to pies.
Oczywiście bardziej drażni źdźbło w oku bliźniego, niż belka we własnym. I tu mam większą skale. Sklepy. Z racji cen i bliskości odwiedzam jedną z niemieckich (a może jakichś innych) sieci. Tam w kąciku są przecenione towary. O 5 % - 10 %. Rzadko więcej. Nawet, gdy kilka dni handlowej przerwy rozpocznie się za kilka godzin. Prowokacyjnie (zwracając się do żony) nazywam to towarem przeterminowanym. Słysząc to kierowniczka sklepu, aż podskoczyła. Zaprzeczyła. Bo faktycznie, data dzisiejsza. Więc dziś jeszcze można spożywać. Wdałem się w dyskusję Nie jeden raz i nie tylko tam). Najsampierw spytałem co się dzieje, gdy towar zostanie na półce. Ano, standard. Komisyjnie niszczą. Więc pytać zacząłem; Dlaczego, tego samego dnia, zamykajac sklep, nie wystawią towaru na zewnątrz sklepu? Dlaczego nie zgłoszą bankowi żywności? Bo kierownictwo firmu=y nie pozwala na to. I koniec. Nie ma dyskusji.
Zaczynam, więc, z innej beczki. Dlaczego, gdy termin przydatności liczony w godzinach, nie przecenią o 50%, nawet 70% czy więcej procent? Czy nie lepiej zyskać cokolwiek, niż marnować? Marnować towar, czas, energię i dodatkowo zatruwać środowisku lub pomnażać rzesze szczurów żyjących na wysypiskach. Regulamin niemiecki nie dopuszcza takiej możliwości. Nie można sprzedawać bez zysku. Niechby był to symboliczny grosz. Ale musi być. Ordnung muss sein! Lepiej zmarnować. Aby tylko ktoś nie mógł skorzystać.

Ale to nie tylko w niemieckich sklepach. W polskich też. Tam wprawdzie czasem wystawiają przeterminowane rzeczy. Nie za płot, ale w miejscu, do którego łatwo się "włamać". Zgodnie z prawem. Wyrzucone do śmietnika na własnym terenie, ale w całych i czystych opakowaniach. I bez trudu da się tam dostać. Ale, gdy pracownica sięgnęła po taki jogurcik, jeszcze nie wyrzucony, ale już z wczorajszą datą, została podkablowana. Straszna chryja. Awantura. Nurkowanie po koszach na śmieci, aby udowodnić datę. I całkowity zakaz powielania. Jeśli głodna, niech kupi. Jak chce za darmo, to niech idzie do śmietnika. Ale dopiero po zamknięciu sklepu. Na pewno to rozwiązanie jest o niebo lepsze od niemieckiego. Ale i to doskonałe nie jest.

Jedni głodują inni marnują. A przecież swoją postawą, artykułowaniem stanowiska możemy wydrążyć skałę. To nic nas nie kosztuje. Rozmawiajcie z kierownictwem. Piszcie maile do sklepów. I nie spodziewajcie się żadnych odpowiedzi. Przynajmniej od niemieckich sieci.

Dopóki starcza jedzenia dla nas, możemy spać spokojnie. A co nas reszta obchodzi ...
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-12, 07:23

Niedziela zaufania
Taka nazwa mi przyszła do głowy, gdym przeczytał dzisiejsze czytania.
Abram oszalał. Pan powiedział: Wyjdź. A on poszedł. Porzucił wszystko to, co miał. Wszystko to, co znał. Udał się w nieznane. Pan nawet nie powiedział mu dokąd ma się udać. Powiedział idź. A on poszedł. Czyste szaleństwo. Przecież do takiej drogi nie da się przygotować. Bo co ze sobą zabrać, jeśli nie wiem jak długa droga. Gdy nie wiem, czy przyjdzie mi przebywać morza czy góry. A Bóg nie pomaga. Nie instruuje jak się przygotować. Tylko krótkie polecenie. Ale i obietnica. Obietnica gwarantująca dotarcie na miejsce. Obietnica nagrody. Bóg obiecuje, że jak Abram wypełni jego nakaz, to spełnią się jego wielkie marzenia.
Ale jak wielkie trzeba mieć zaufanie do Pana, aby tak zrobić? Co bym zrobił, gdybym usłyszał głos Boga: Wstań, idź. Wskaże ci drogę. Nie bierz niczego ze sobą. Zatroszczę się o wszystko na tej drodze. Ale idź dokładnie tam, gdzie wskazują.
Ale jaki związek z zaufaniem ma przemienienie Jezusa i spotkanie z Mojżeszem i Eliaszem? Sądzę, że było to bardzo trudnym przeżyciem dla Izraelity, który był przekonany, że spotkanie z Bogiem musi kończyć się śmiercią. Jezus wybrał tych, którzy z racji swej miłości do Niego byli w stanie to przejść. I wzmocnić się. Uzyskać potwierdzenie wybranej drogi. Znowu, drogi dokądkolwiek. Ale nie na oślep. Dokądkolwiek pójdzie Jezus. To już nieco łatwiejsza droga, gdyż możemy podążać śladem. Śladem Jezusa. Jezus pokazał i udowodnił, że przez życie da się przejść zgodnie z bożą wolą. Dał przykład jak kierować się w drodze miłością do Boga i ludzi. Przekonał, że słowa mogą być spójne z czynami. I wskazał cel. A celem tym Bóg, Niebo i Zmartwychwstanie. Ale konieczne zaufanie. Totalne zaufanie.
Boże, jakie to trudne. Mam ciepełko domowe. Spyże na dziś i jutro. Czy muszę to wszystko porzucić, aby pójść za Tobą? Wydaje mi się, że zarówno tak i nie. Czuję, że Bóg nie wymaga ode mnie porzucenia wszelkich dóbr, które udało mi się zgromadzić. Nie muszę wszystkiego rozdać biedniejszym. Co nie znaczy, że mogę powstrzymać się od dzielenia się z innymi. Mam wrażenie, że Bóg oczekuje ode mnie oderwania się od spraw materialnych. Przeniesienia uwagi na sprawy wyższego rzędu. Na potraktowanie swojego posiadania jako narzędzia, jako środka w drodze do celu. I zaufania. Wiary w to, co Bóg obiecuje. Pełnej wiary. Pozbycia się wciąż pojawiających się wątpliwości. Tym bardziej, że wątpliwości te nie dotyczą sedna sprawy.
Bóg nie obiecuje, że gdy pójdę za Nim, szedł będę szeroką wygodną drogą, gdzie nogi nie obetrę, ani nie skręcę. Gdzie nie zranię się, ani nie upadnę. Nie obiecuje żadnego luksusu, ani gwarancji bezpieczeństwa. Chce, abym szedł za Jego głosem. Chce, abym naśladował Chrystusa. Nie w sposób doskonały, ale najlepszy, na jaki jest mnie stać.
Bóg nie oczekuje tego, abym zrozumiał cele Jego Objawienie. Nie zależy Mu na tym, abym dokładnie zrozumiał każde słowo Pisma. Ale chce, abym zrozumiał przekaz Pisma. Główną myśl, jaką jest określenie Drogi i Celu. Chce, abym zaufał, że jest to droga dobra.
Wielokrotnie czytając dzisiejszą Ewangelie myślałem sobie, że Bóg urządza cyrk. Jakieś pokazy. Po co takie spotkanie? Dlaczego gdzieś tam, a nie po drodze. Teraz wydaje mi się, że są w tym dwie myśli. Wzmocnienie, upewnienie apostołów, że kroczą właściwą drogą. Oraz to, że aby otrzymać wskazówki od Boga, konieczny jest jakiś wysiłek z mojej strony. Ale to nie wyczerpuje nauki z tego zdarzenia. Potrzebne jest zaufanie. Wszak Jezus nie zabrał ze sobą wszystkich. Tylko tych, których zaufanie było wystarczające do tego, aby uwierzyć w widzenie. I wyciągną z tego sensowne wnioski.
Panie pomóż mi otworzyć się na Twój głos. Pomóż mi codziennie odczytywać Twoją wolę. Pomóż mi podążać Twoim śladem. Spraw, abym rozdzielając na czworo każde słowo zapisane w Biblii nie zabłądził. Abym zamiast udowadniać rozumiane przez mnie tezy szukał drogi. Szukał najważniejszego przekazu. Żebym z Biblii znajdował nakaz wyjścia, udania się w drogę i kontynuowania jej aż do końca. Abym za bagaż wziął zaufanie. Boże, spraw, abym za Faustyną potrafił wyznać z całą mocą: JEZU, UFAM TOBIE!
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-13, 09:16

Radosne drążenie tajemnic - odwiedziny Elżbiety
Na pierwszą myśl, wyjątkowo prosta tajemnica. Niemal tajemnica bez tajemnic. Ale to pozory.
W trakcie zwiastowania Anioł, niemal mimochodem, wspomniał o zaawansowanej ciąży Elżbiety. Dalekiej krewnej Maryi.
Po co powiedział o tym? Jakoś nie bardzo wyobrażam sobie, że chciał tylko wzmocnić swój przekaz. Bo i po co. Skoro Maryja obdarzała Boga Stworzyciela pełną oddania miłością, skoro uwierzyła Aniołowi, że jest posłańcem Boga, to po cóż było wzmacniać przekaz? Skłaniam się ku temu, że Posłaniec chciał przekazać coś więcej. I nie wprost. Chciał podkreślić szczególna rolę Maryi. Ale także to, że zwiastowanie i poczęcie nie jest jej sprawą prywatną. Sądzę, że chciał wzmocnić świadomość szczególnej roli i szczególnej opieki, jaką Maryję otacza Pan.
Co mogła pomyśleć sobie Maryja? Dwie informacje. Pierwsza nokautująca, wywracająca Jej życie do góry nogami. Zmieniająca dosłownie wszystko w Jej życiu. I druga, niemal bez znaczenia. Informacja o ciąży krewnej, z którą nie utrzymywano kontaktu. Maryja miała dylemat. Chciała i musiał rozpoznać sens mowy. Skoro Anioł przekazał informację, to znaczy, że należy wykorzystać tę informację. Przepraszam za trywialne skojarzenie. Ale to jak w filmie Hitchcocka. Jeśli na początku pojawi się rekwizyt lub postać, to z pewnością odegra istotną rolę w części późniejszej. Anioł nie mógł rzucić, ot tak sobie, słów bez znaczenia. OK. Maryja o tym wiedziała. Ale co one dla Niej miały znaczyć? Kolejna próba? Kolejna decyzja? Ale tym razem decyzja podejmowana na zimno, z dłuższym namysłem. Na zwiastowanie odpowiedziała z przekonaniem, ale spontanicznie. Kierując się miłości, wiarą i zaufaniem. Ale później, cóż miała począć?
Właściwie odpowiedź była jedna. Jeśli krewna jest na przełomie drugiego i trzeciego trymestru to może potrzebować pomocy. Tym bardziej, że jest w podeszłym wieku. Ale jakiej pomocy? Dla Maryi Elżbieta była kimś bardzo bogatym. Miała do swojej dyspozycji służbę. Miała do dyspozycji fachową opiekę medyczną. Miała wszystko. Kochającego męża. I zapewne też wielu krewnych i znajomych w otoczeniu. Do czegóż mogłaby się przydać pomoc Maryi? Ubogiej i nieznanej krewnej?
Cóż mogła pomyśleć Maryja? Sądzę, że skro Anioł powiedział, to znaczyło, że należy działać. A działanie mogło być tylko jedno. Iść do Elżbiety. Tak wniosek. Ale dlaczego, po co i jakie będą tego konsekwencje i skutki? O tym też musiała myśleć Maryja.
Pomyślałem najpierw o skutkach dla samej Maryi. Wyobraź sobie młodziutką dziewczynę wyrastającą w bogobojnym domu, ze wszelkimi zasadami. Grzeczna, cnotliwa, uczynna. I nagle dziewczynka ta, to za sprawą bożą, zachodzi w ciążę. Ona wie, kto sprawcą jest. Ale czy ktokolwiek uwierzy? Czy ktokolwiek uwierzy, że została wybrana przez samego Boga? Ona, taka mała szara skromna myszka? To wielki problem osobisty. A tu sugestia udania się w podróż. Samotnie. Pójdzie natychmiast, wróci za pół roku w zaawansowanej ciąży. Już lekko widocznej. Co powiedzą ludzie? Co powiedzą rodzice? Co powie Józef? Co powiedzą mieszkańcy Nazaretu? Wszak wszyscy się tu znają? Pomyślą, wyjechała, dała się zbałamucić. Ma wrócić w infamii?
Alternatywą natychmiastowe poinformowanie wszystkich o anielskiej wizycie i jej skutkach. Kto uwierzy, gdy jeszcze nie ma żadnych potwierdzeń biologicznych? A jeśli uwierzą, to kto jej pozwoli na taka podróż? A podróż daleka. Do przebycia około 150 kilometrów. Pieszo. Tydzień. Tygodniowa wędrówka. Jak dobrze pójdzie. Siedem noclegów. Siedem etapów z przygodnymi podróżnymi. W różnych warunkach pogodowych. Niezbyt wygodnymi drogami. To wielkie wyzwanie. I do tego nie wiadomo, co na końcu drogi. Czy Elżbieta jej nie pogoni? Co sobie pomyśli widząc ubogą krewną? Czy nie pomyśli, że ta przyszła aby ją wykorzystać? Coś uzyskać w zamian za pomoc, której wcale nie potrzebuje? I czy uwierzy w pokrewieństwo. Maryja miała świadomość, że wkracza do innego świata. Nieznanego sobie wielkiego i bogatego świata.
Właściwie wszystko przemawiało za tym, aby zignorować słowa anioła. Poczekać w domu. Zastanowić się, jak wytłumaczyć ciążę. Jak przekonać, że to skutek interwencji bożej?
Ale Maryja podjęła decyzję. Zaważyło zaufanie do Boga. Skoro przekazał informację, to znaczy, że należy iść. I poszła. A tam niespodzianka. Szokująca niespodzianka. Takiego powitania nie mogła się spodziewać. Została rozpoznana jak Matka Zbawiciela. Jako Matka Pana. To Elżbieta jako pierwsza złożyła jej hołd. Elżbieta była pierwszym człowiekiem, który okazał Maryi swoją pokorę i oddanie. Bogaczka wywyższa biedaczkę.
Czy właśnie to powitanie nie było bożym zamysłem? Czy nie po to zasugerował podróż, aby umocnić? Aby przekonać, że TO SIĘ STAŁO! Że Syn Boży już jest na Ziemi! Kolejny dowód na to, że Bóg WSZECHMOCNY jest.
Zazdroszczę Maryi, że potrafiła usłyszeć głos Boga i bez zastrzeżeń podążyć za Jego wolą. Matko Boża, wstaw się za mną u Pana, abym potrafił podążać śladami Jego Syna w swoim życiu.

Jakim kosztem pomagać
Dlaczego nie kontakt
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-14, 14:57

Manipulacja
Jestem na nią uczulony. Nie chcę jej wykorzystywać, gdyż uważam to za nieetyczne. Na poddawanie się jej jestem dość odporny. Ale zawsze wywołuje reakcje uczuleniową. Zawsze mnie wkurza. A jeszcze bardziej wkurza mnie to, że ludzie tego nie zauważają. Łykają ją jak gęś pety.
Zwykle ma ona związek z relatywizacją. W ten sposób następuje rozmywanie odpowiedzialności. Zmiana oceny. Obojętność.

Dziś wyczytałem, że ginekolodzy wystosowali list protestacyjny do Radziwiłła w obronie tabletki EllaOne. Oczywiście nie nazywają jej wczesnoporonna. Nie używają tez potocznego określenia "dzień po". Używają natomiast określenia "antykoncepcja awaryjna". Sprytne. Już nie upierają się, że jest to antykoncepcja. Ten przymiotnik ma ich uchronić przed zarzutem sugerowania nieprawdy. Dlatego jest to antykoncepcja specjalna. Awaryjna. Wartowałoby napisać rozprawkę na temat procedur i metod awaryjnych.
Sprytnym też zabiegiem jest nawoływanie do kompromisu. Sprzedaż tylko pełnoletnim. Albo przynajmniej wyglądającym na pełnoletnich. Dlaczego tylko pełnoletnim? Tego nie wyjaśniają. Może następnym krokiem będzie sprzedaż tabletek wczesnoporonnych w sklepach z używkami. Obok alkoholu i tytoniu. Takie sklepy dla pełnoletnich. Można byłoby sprzedawać całe zestawy. Flaszeczka, tytoń do sziszy, prezerwatywy i tabletki. W jednym estetycznym opakowaniu. Tylko dla pełnoletnich.
Zapewne oburzycie się, że jestem zwolennikiem dyskryminacji osób niepełnoletnich. Kajam się. I w ramach samokrytyki proponuję stopniowe obniżenie wieku, od którego uznaje się pełnoletniość. Im niższy wiek, tym lepiej. Dla liberolewicy, która posiada dominującą cześć środków produkcji. Zwiększą się obroty, gospodarka zacznie się żywiej rozwijać. Dogonimy świat.
Ucieszą też osoby kochające dzieci. Nawiasem mówiąc powinno się zabronić używania słowa pedofil, tak jak nie wolno używać słowa pedał. Demokracja powinna dotyczyć wszystkich. Także nielatów.

Właśnie demokracja. Na czym polega? Tym zajmuje się Bruksela. Właśnie postanowiono, że można dyskryminować wierzących. Można zabronić posiadania w miejscach widocznych symboli religijnych. Z tym że, aby było demokratycznie, jakichkolwiek. Nie tylko krzyżyka, także hidżabu. A co z jingjang? Ciekawym czy też. Albo medalik z matką trzymającą dziecko? Wszak może to przypominać Matkę Boską. Mam jeszcze problem z tym, jak zakwalifikować pentagram i odwrócony do góry nogami krzyż? Czy są to symbole religijne? A Gwiazda Dawida? Symbol to religijny czy narodowy? Kurcze, ależ ta Bruksela robi sobie koło pióra. Teraz sądy będą musiały rozstrzygać, co jest symbolem religijnym, a co nie.

No, ale to jest krok pierwszy. A jaki będzie drugi? Czy symbolem nie jest krzyż św. Andrzej? A droga nie jest miejscem pracy? Trzeba będzie zmienić Kodeks Drogowy. Na innych znakach drogowych też pojawia się znak krzyża. Więc, do zmiany. Najtrudniej będzie przebudować skrzyżowania. Przecinające się pod kątem prostym drogi są oczywistym nawiązaniem do religii. A oprócz skojarzeniem z Jezusem także sugeruję możliwość wyboru drogi. A przecież Europejskiej Komunie jest tylko jedna słuszna droga.

Nawoływanie do przywrócenia tabletek "dzień po" jest motywowane "dobrem" pacjentek. Dyskryminacja wierzących jest też spowodowana troską o "dobro" wierzących. Wszystko to dla dobra ludzi. Co jeszcze można dla "dobra" ludzi? Może tabletki eutanazyjne? Albo nawet wczesnoeutanayzyjne. Boję się.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-15, 11:52

Świąteczne sensacje
Okres oczekiwania na święta jest okazją do robienia sensacji wokół Chrystusa i Jego Męki. Choć szukanie sensacji nie jest dobre, a robienie sensacji na siłę jest zdecydowanie złe, to można jednak to zło przemienić na dobro. To zależy od nas. I należy do nas. Jest naszym obowiązkiem.
Jakiś czas temu czytałem w internetach o znalezieniu szczątków doczesnych Jezusa, a także Jego Matki. A dzisiaj, ktoś wpadł na spopularyzowania kolejnej kwestii. Temat, w zasadzie ten sam. Czyli obalenie wiary w Zmartwychwstanie Jezusa. Tym razem wyczytałem hipotezę, że Jezus wcale nie umarł na krzyżu, a tylko zemdlał. Potem szybciutko zabrano Jego Ciało, do grobu. Grób, wcale nie był grobem. Był miejscem przygotowanym przez Józefa z Arymatei do wyleczenie Jezusa. A wonności przyniesione przez niego nie miały służyć do balsamowania Ciała, lecz do leczenia. Wspaniała teoria spiskowa. Wprawdzie nie trzyma się kupy, ale nie dla wszystkich. Zastanawiam się, czy w ogóle warto pisać na ten temat. Wszak ci, którzy mogą przeczytać ten tekst są świadomi i mają wiedzę na znacznie wyższym poziomie niż przeciętny oglądacz seriali telewizyjnych. Nie wiem też, ze podawać link do tekstu, w którym przewija się taka teza. Z drugiej strony, jeśli przytoczę pewne kwestie, oraz swoje zdanie na ich temat, to może sprowokuję Marka do jego wypowiedzi. A cenię je sobie ze względu na poziom merytoryczny oraz bardzo dobrą dokumentację. Czynię to też z tego względu, że działanie mediów przypomina mi postępowanie węża w Raju. On zasiewał wątpliwości. Początkowo nie podważał słowa. Tylko kierował uwagę w odpowiednim dla siebie kierunku. A potem już tylko drążył. Podpuszczał. Podsuwał argumenty.
Rany na rękach. To temat do dyskusji o wyższości formy nad treścią. Albowiem dla mnie osobiście nie ma znaczenia miejsce, w którym gwoździe przebiły Jego ręce. Czy były to dłonie, czy nadgarstki, to nie zmienia znaczenia i sensu Jego Ofiary. Nie mam też pewności, czy oprócz gwoździ, nie było sznurów. Nie wiem dlaczego gwoździe nie rozerwały Jego rąk. I nie jest to przedmiotem mojej wiary. Choć z ciekawością czytam wyniki różnych doświadczeń i badań. Jedna z hipotez twierdzi, że gwoździe przechodziły częściowo przez nadgarstek, częściowo przez dłoń ponieważ w momencie wbijanie ich Jezus kurczowo zaciskał pięści.
Śmierć na krzyżu. Teza sugerująca możliwość przeżycia zadaje kłam mojej wierze. To kwestia zasadnicza. Skąd biorą się takie pomysły, skoro badania wykluczają taką możliwość? To nie dziwi. Każdy nadnaturalne zdarzenie można przedstawić jako wyjątek. Czy Jezus mógł przeżyć? Wycieńczony torturami. Bez jedzenia i picia. W pozycji niemal uniemożliwiającej oddychanie. A do tego ze znacznym ubytkiem krwi. Rany cały czas krwawiły. Każdy ruch, nawet najmniejszy powodował otwieranie naczyń krwionośnych. Nie tylko na rękach i nogach, także w miejscach stykających się z drewnem krzyża. Raczej zdziwienie powinno wzbudzać to, że tak długo cierpiał na krzyżu. Jak to możliwe, że przetrwał tyle godzin? Wyjątkowo silny organizm. Wyjątkowa wola Odkupienia. Autor publikacji najpierw wyjaśnia, że powodu utraty krwi, odwodnienia i niewyobrażalnego bólu, Jezus na przemian tracił przytomność i ją odzyskiwał. I zupełnie mu to nie przeszkadza w przedstawienie kwestii o rzekomym omdleniu Jezusa. Rzekomym omdleniu, które zostało odebrane jako śmierć. Czy Rzymianie wykonujący egzekucję byli idiotami? Sądzę, że byli fachowcami. Doskonale wiedzieli jak zadać największe cierpienie, oraz jak przedłużać to cierpienie. Musieli też doskonale wiedzieć, kiedy ich praca się kończy. Nie wyobrażam sobie, aby mogli dopuścić do złej diagnozy. Konsekwencje służbowe spowodowane niewykonaniem rozkazu byłyby zbyt straszne. Poza tym, panowała tam dyscyplina. Z pewnością nie mogliby dopuścić do uratowania skazańca. W ten sposób ucierpiała by potęga Rzymu. Jak, więc, autor wyjaśnia sposób stwierdzenia zgonu. Najprościej, jak się da. Po prostu pomija fakt przebicia Boku Jezusa. Pomija postępujący rozkład objawiający się rozdzieleniem krwi i osocza. Niewygodne dla teorii fakty zostają przemilczane.
Ciekawa też spiskowa teoria roli Józefa z Arymatei. Jakoby wcześniej przewidział sytuację i na wszelki wypadek wykuł grotę w skale. I zamówił kamień do zablokowania wejścia. Zdumiewający też poziom hipotetycznej opieki medycznej. Reanimacja za pomocą balsamów i wonności. Czy współczesna medycyna pozwoliłaby na postawienie na nogi człowieka w stanie agonalnym? Z porozrywanymi ścięgnami i mięśniami. Z pogruchotanymi kośćmi. Jak stanąć na przebitych nogach? Kiedyś czytałem, że gwoździe przechodziły przez pięty. A chirurg, który kiedyś zajmował się moimi piętami powiedział, że odbudowa większości uszkodzeń pięty jest dla współczesnej medycyny niemożliwa. Powiedział, że to kość w formie wydmuszki. Dopóki cała, przenosi wiele. Gdy uszkodzona, wytrzymałości nie ma żadnej. Nijak nie potrafię sobie ułożyć w rozumie, że kości się zrosły w ciągu kilkudziesięciu godzin. A i rany po biczowaniu także znikły. Wszak nikt by Go nie wziął za "ogrodnika", gdyby ociekał krwią.
Cóż innego niż Zmartwychwstanie mogło spowodować taką przemianę Ciała. Jezus pokazał się w nowym, zmartwychwstałym ciele, które zachowało najważniejsze atrybuty. I zyskało nowe możliwości. Bo tak jak Jezus był (jest) doskonały, tak i Jego Zmartwychwstałe Ciało było (jest) doskonałe.
Marku, proszę o Twoje stanowisko. O silniejsze argumenty, niż moje myśli. Dla tych, którzy będą musieli odpirać zarzuty wrogów Kościoła.
A skorom tyle napisał, podam jednak link do Interii: http://facet.interia.pl/historia/news-z ... Id,2367173.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-17, 15:15

Różaniec - klepaniec
Czy różaniec to coś dla starych dewotek? I o co w tym chodzi? Jam przez wiele lat chodził z dala. Zupełnie nie rozumiałem. I nie zrozumiałem (mam nadzieję, że już rozumiem) dopóki nie zacząłem używać. I to też z oporami. Najpierw wzbraniałem się przed samym przedmiotem. Wprawdzie razem z Mamą odmawiałem prze parę lat. Włączaliśmy TV Trwam i modliliśmy się wraz z nimi. Mama z różańcem w ręce. Ja na palcach. Albo licząc, że oni liczą.
Rzeczywiście, najpierw klepałem. Czasem nawet myślą odpływałem lub przydrzemywałem. Potem zainteresowała mnie ikonografia. Odmawiałem, patrzyłem na obrazy i zauważałem to, co mi się nie podobało. Np. to, że Matka Boska ma włosy koloru jasny blond. Niezłe. Aż tu nagle zabrakło telewizji. I prądu. A pora przyszła. Trzeba było jakoś sobie poradzić. To nie było łatwe. Wszak modląc się wraz z TV nie musiałem przypominać sobie tajemnic, ani tekstu Wierzę w Boga. Wspólnymi siłami, jakoś się udało. Lepiej czy gorzej, to nie ważne. Ważne jest to, że krok został zrobiony. Potem jeszcze kilkakrotnie sytuacja się ponawiała. Ale wtedy już byłem przygotowany. Już pamiętałem tekst modlitwy, już pamiętałem tajemnice. Wtedy zacząłem przykładać większą wagę do rozważań. I całe szczęście. Mam przeprowadziła się do brata. A ja zapomniałem o różańcu. Do czasu. Brat przywiózł z Fatimy poświęcony różaniec. Jakiś taki niewygodny. Taniutki. Małe drewniane kuleczki bardzo ciasno spięte sznureczkiem. Spróbowałem go użyć. Raz. Drugi. I wciągnęło. Jak narkotyk. Codziennie, wieczorem, przed snem. Biorę do ręki. Po wieczornej modlitwie. Biorę i odmawiam. Odmawiam i rozmyślam. Zwykle ciemno jest, więc nie wiem jak płynie czas. Kilka razy sprawdziłem. To trwa od 20 do 100 minut. Te rozważania wciągają. Co najdziwniejsze, często przychodzą nowe myśli. Jak to możliwe, skoro powtarzam w kółko to samo. 4 razy po pięć tajemnic. W kółko. Można zgłupieć? Albo zmądrzeć. Można też wyłowić bożą myśl.
No tak. Ale to są dwie sprawy. Modlitwa i rozważanie. Klepanie i rozmyślanie? Początkowo tak było. Albo odmawiałem różaniec, albo rozmyślałem. Ale z czasem coś się zmieniło. Najpierw klasyka: nazwa tajemnicy, rozważanie, modlitwa. Ale po jakimś czasie zdumiałem się, gdyż to wszystko się splotło. Albo przedłużyło rozważanie. A może to rozdwojenie jaźni? Rozważanie trwało w trakcie modlitwy. Nie, to nie tak. Nie tyle rozważanie, co świadomość tego, o czym rozmyślałem. Po prostu, w trakcie zdrowasiek, jestem świadom różnych wątków tajemnicy, którą rozważałem. Dopiero wtedy poczułem jakość. Różaniec stał się nieodzowny. Trudno bez niego pójść spać. To ważny element dnia.
Gdym ostatnio w szpitalu był, też towarzyszył mi. W czasie bezsennych nocy. W okresie oczekiwania. Jak wiele daje tych parę koralików na sznureczku? Sam się dziwuję. Ale pomaga rozumieć świat. Pomaga znajdować drogę. Pomaga w znajdowaniu odpowiedzi na pytania. Pomaga w bólu i cierpieniu. Pomaga też w radości. Panaceum. Pokorne panaceum.
Wciąż zdumiewa mnie bogactwo różańca. Różaniec jest jak niekończące się schody. Wciąż wyżej i wyżej. Bez szukania szczytu. Bez oczekiwania na koniec. Po prostu, schodek po schodku. Tak jak życie. Dzień po dniu. Miesiąc po miesiącu. Cały czas do przodu. Proces trwa.
Ale aby do tego dojść, trzeba było klepać. Bezmyślnie klepać. Po prostu zacząć iść po tych schodach. Najpierw pod przymusem sytuacji. Dla sprawienia przyjemności Mamie. Po to, by być przy niej. Towarzyszyć w tym, co uznaje za ważne. Wspominać też Tatę, który cenił sobie bardzo modlitwę różańcową. Wychodzili nieraz z Mamą na wieczorne spacery różańcowe. Myślę, że to miało znaczenie. To było takim maleńkim ziarenkiem. Rzuconym na glebę. Obumarłym na wiele dziesiątków lat. Zapomnianym. Mimo tego jakoś przetrwało. Leżało spokojnie i czekało. Na odrobinę wilgoci. Na promyk słońca. Wystarczyło trochę starań. Najpierw byle jakich. Z każdym krokiem, z każdym schodkiem zyskiwały na jakości. Ziarenko wykiełkowało. Czy wyda owoc? Szkoda, że tak późno. Szkoda, że synowie tego nie widzą. Szkoda, że nikt tego nie widzi. A jeśli widzi, to sporadycznie. Moja wina, że nie pobudziłem ziarenka wcześniej. Całe szczęście, że inne ziarenka zasiałem. Jednym z nich była modlitwa przy dziecku. Od niemowlęcia. Klękałem przy łóżeczku i modliłem się przy nim. Zawsze. Potem modliłem się z synami. Zawsze. Najpierw z jednym przy łóżeczku drugiego. Potem już w trójkę. I teraz, gdy zdarza się, że goszczę ich w domu, to zwyczaj powraca. Znów modlimy się w trójkę, jeśli obaj zjadą. I tak jak od czasów niemowlęcych, błogosławię ich czyniąc znak krzyża na czołach. Stare dorosłe chłopy. Nie wstydzą się tego. Dla nich to normalne. I mam nadzieję, potrzebne.
Boże, dzięki Ci za to.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Dezerter
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 15036
Rejestracja: 24 sie 2015
Lokalizacja: Inowrocław
Has thanked: 4232 times
Been thanked: 2966 times
Kontakt:

Re: MONOLOG

Post autor: Dezerter » 2017-03-17, 22:05

Zacząłem czytać jak zawsze twój blog ;-)
Różaniec - łee nudy, no nie miał o czym :roll: :-(
... a na końcu miałem łzy w oczach - ja twardziel Dezerter
Ech Andeju zawstydzasz mnie ojca :oops: ... ale dobrze, że dajesz świadectwo, bo to mnie pobudza do bycia lepszym chrześcijaninem i ojcem
dziękuje za chrześcijańskie pouczenie takie z miłością i bez pouczania :idea:
Niech ci Bóg błogosławi i obdarza
szalom
Nie czyńcie tak jak ci przeciw którym występujecie.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-17, 22:08

Jeśli uznajesz to za podanie ręki, to poczuj serdeczny uścisk.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-18, 10:02

Dziewictwo
Cóż facet może powiedzieć o dziewictwie? Wygłup jakiś? Czy facet może cokolwiek wiedzieć na ten temat? Albo czuć? Brednie. Totalne brednie. Ale, jak mówił Bronisław Bozowski, z każdej głupoty można wyciągną jakiś konstruktywny wniosek dla siebie. Może i ja znajdę taki w tym co napiszę? (A jeszcze nie wiem, co napiszę. Na razie jest temat.)
Ten temat od kilku dni krąży wokół mnie. Bez werbalizacji. Ale pojawiają się różne barwy. A czasem zdaje mi się, że ten medal ma więcej niż dwie strony. Ale nie o wszystkim mogę napisać.
Najpierw chciałbym zastanowić się, czym jest dziewictwo? Co to znaczy? Co kryje się pod tym pojęciem?
Gdy byłem nastolatkiem, to pojęcie to ograniczało się do istnienie nienaruszonej błony dziewiczej. Nie bardzo wiedziałem co i jak. Wiedziałem, że stosunek seksualny zwykle ją niszczy. A znakiem jest krwawienie. Ale czas płynął, a ja rosłem i uczyłem się. Dowiadywałem się, że utrata błony dziewiczej może nastąpić także w innych okolicznościach. Badaniu ginekologicznym, w sporcie, wypadku. No cóż, o ginekologii nie mam pojęcia. I niezbyt mnie interesuje ta dziedzina.
Gdy myślałem na poziomie prymitywnego nastolatka błona dziewicza jednoznacznie kojarzyła się z dziewictwem. Było jeszcze związane z tym określenie: cnotka. I odnosiło się wyłącznie do dziewcząt. Minęły wieki. Dzisiaj widzę to diametralnie inaczej.
Czy kobieta pozbawiona błony dziewiczej jest dziewicą? Czy może być dziewicą? Tak, może być. Tak, często jest. Bo błona dziewicza niewiele wspólnego ma z dziewictwem. Fragment materii, ciała. Nic więcej. Liczy się psychika. Nastawienie. Nie ochrona błony, tylko sposób życia. Hierarchia wartości. Nie sztuka dla sztuki. Bez wartości jest zachowanie błony dziewiczej, gdy psychicznie, w marzeniach, myślach, pragnieniach, została ona już dawno przerwana. Dziewictwo jest stanem umysłu. Jest określonym nastawieniem się do świata.
Czy dziewictwo dotyczy tylko kobiet? Uważam, że nie. To samo dotyczy mężczyzn.
Nie dotyczy tych, kobiet i mężczyzn, którzy nie mogą uprawiać seksu z różnych przyczyn. Dotyczy tych, którzy mają jakiś system wartości i są mu wierni. Dotyczy tych, którzy powstrzymują się od seksu w sposób świadomy. Dla wyższych wartości. Powstrzymują się od seksu jakiegokolwiek. Nie tylko od stosunków płciowych. Od innych form seksu też. Na tym polega dziewictwo.
Czy Matka Boska była dziewicą? Mądrale zaprzeczają. Nawet dopuszczając możliwość bezdotykowego zapłodnienia, nie wierzą w bezdotykowy poród. Kiedyś, dawno, dawno temu, w jakiejś dyskusji, prowadzący powiedział: zostawmy sprawy ginekologiczne ginekologom, a wiarę wierzącym. Otóż to. Nie interesuje mnie ginekologia. Nie interesuje mnie dziewictwo Maryi rozpatrywane od strony ginekologicznej. Choć także i w tym zakresie uważam i mocno wierzę w to, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.
Matka Boska byłą dziewicą z własnego wyboru. Z miłości do Boga. To był Jej akt poświęcenia. Oddała Bogu tę sferę życia. Więcej. Oddała Bogu całe swoje życie. Wszystko. Plany wiązane z Józefem. Jakże inaczej się one potoczyły. Czy przestała Go kochać? Nie sądzę. Kochała Go nadal. Ale inaczej. Czyściej. A Józef? Czy przymuszony sytuacją został dziewicą? Jeśli przymuszony, to nie. Ale, jeśli został przekonany, to tak. Miał sen wyjaśniający. Sugestywny. Kochając Boga uwierzył w przekaz. Uwierzył w posłannictwo. W ten sposób zachował dziewictwo. I miłość do Maryi. I Miłość do Bożego Syna. I do samego Boga Ojca.
Dziewictwo jest wyborem. Nieco podobnie jak abstynencja. Wszak osoba nie pijąca alkoholu wcale nie musi omijać leków sporządzonych na alkoholu. Dziewictwo to ślubowanie. To wybór drogi życia. Tymczasowej lub stałej. Tymczasowej, to znaczy do czasu spełnienia określonych warunków.
Dziewictwo musi mieć sens. Jaką ma wartość, gdy jeno fanaberią jest? Albo jakimś niezrozumiałym reliktem z dalekiej przeszłości dzieciństwa? Może też zabobonem być.
Wiara nadaje sens. Wszystkiemu. Każdemu aspektowi życia. Jest jak sól. Co ja bredzę. Jest nie tylko jak sól. Jest także jak sama potrawa. Zawiera i smak i treść. Forma nierozerwalnie powiązana z treścią. Tylko wtedy ma sens.
Co jakiś czas czytuję w internetach, że jakaś pani wystawia swoje dziewictwo na licytację. Odda je temu, kto najwięcej zapłaci. Czy one sprzedają dziewictwo? Czy tylko pozwolenie na penetrację połączone ze zniszczeniem błony? A kto wie ile razy już to robiły? Czy kobieta ze zrekonstruowaną błoną dziewiczą jest dziewicą? I niezależnie od ginekologii. Czy kobieta wystawiająca się na sprzedaż jest dziewicą? Czy jej postawa nie jest zaprzeczeniem wszelkich wartości dziewictwa?
Za wszystko odpowiada rozum. Nie fragment ciała. Sens i wartość tkwi w naszej jaźni. Ciało, aby trafiło do Nieba musi obumrzeć. Musi w proch się rozsypać, aby móc znowu powstać. A dusza, wraz ze wszystkimi wartościami wypracowanymi w trakcie życie staje przed LUSTREM. W którym widzi WOLĘ BOŻĄ. W lustrze tym prawdziwe dziewictwo będzie widoczne, a błona dziewicze nie.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-19, 08:53

Śmierć
Czy śmierć jest czymś złym?
Śmierć poznałem w młodości. I nie ma to na musli widoku osób zmarłych. Choć z dzieciństwa ma taki obraz w pamięci. Ale na nim Śmierć jest obca, zimna, daleka. Jak nastolatek poznałem ją bliżej. W Dunajcu. Przyszła (a może przypłynęła, do mnie na środku zakola. Najpierw broniłem się przed nią. Ale ona była silniejsza. Przytuliła mnie do siebie. Delikatnie. Opór wszelki ustał. Strach odpłynął. Ogarnęło mnie błogie ciepło. Poczucie przytulności, zadowolenia. Zaprosiła mnie do kina, na film z mojego życia. Film był bez fabuły. I wydaje mi się, że także bez dźwięku. To była składanka epizodów. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie widziałem tak pięknych barw. To było piękne. I dobre. Takie miłe. Niestety, gdy leżąc na kamienistym brzegu oczy otworzyłem zobaczyłem tylko wianuszek głów wpatrujących się we mnie. Gdy sie poruszyłam, wianuszek zaczął się rozpraszać. Zostały tylko rzucane z boków ciekawskie spojrzenia. Został coś więcej. Uczucie sympatii do Śmierci. Polubiłem ją, choć do tego, abym to sobie uświadomił musiał minąć trochę czasu. Potem pojawiała się jeszcze kilka razy. W różnych okolicznościach. Ale nigdy nie wroga, ani zimna. I choć piszę o uczuciach, to zawsze zachowywała jakąś obojętność, neutralność. I poza pierwszym razem nie miałem już odruchu ucieczki, obrony. Przychodziła, więc ją obserwowałem. Spokojnie. Zapewne dlatego nie uważam śmieci za zło. Uważam, że śmierć jest dobra. Ale, ale! Nie insynuuj, że pochwalam zabijanie. Zabijanie jest zawsze złem. I jestem zdecydowanym przeciwnikiem zabijania. Niezależnie od okoliczności. Uważam to za zło, za zło bezwzględne. Ale tu nie piszę o zabijaniu, nie poruszam sprawy zabierania życia. Interesuje mnie sama śmierć. Czym jest. Jaka jest. I czym spowodowany jest strach przed nią.
To strach podobny do strachu przed wejściem do pogrążonego w totalnym mroku nieznanego pomieszczenia. W którym nie wiadomo, co się znajduje. Może jadowite żmije, może puszysty dywan. Albo rozbite szkło, zapadnia, wygodny fotel, zastawiony smakowitościami stół. I czy ktoś w nim jest? Wróg, przyjaciel? Pomocna dłoń czy zdrada?
Kto tam czeka? Na to pytanie każdy łatwo odpowie. Ten do kogo idę przez całe życie. Jeśli idę do Niego, to On tam jest. Kim jest on? Na to pytanie nie odpowiem. Sam(a) wiesz. Nikt poza Tobą nie wie, dokąd zmierzasz.To suma Twoich wyborów. I szczególnie ważny wybór ostatni. Światło czy ciemność? Każdy sam wyznacz cel. Albo Cel. Doraźny lub transcendentalny. Obliczony na teraz lub na zawsze. Wyznaczony drogą miłości lub nienawiści. Współczucia lub zazdrości. Rzekł Pan: Wybieraj sam(a). Już na samym początku trzy wielkie możliwości na wzór i podobieństwo: Wolna Wola, Rozum, Kreatywność. Pan dając rzekł: Teraz są Twoje. Wykorzystaj je. Najpierw przeczytaj uważnie instrukcję obsługi. Postępuj zgodnie z nią. Od tej pory sam(a) odpowiadasz z swoje czyny. Rozumiesz, że nie będę interweniować, gdyż byłoby to odbieraniem tych darów. Będę konsekwentnie szanować Twoje wybory. A interweniować tylko w wyjątkowych sytuacjach. Ale za interwencje sam odpowiadam, więc sam decyduję kiedy, co i jak. To jednak są wyjątki. Regułą jest to, że sami musicie decydować. I sami decydujemy obierając cele naszego życia. A przede wszystkim cel nadrzędny. Cel, do którego dążymy całym życiem.
Śmierć jest jedynym pewnym zdarzeniu w życiu człowieka. W życiu każdej istoty. Nikt nie ucieknie. A skoro nieunikniona, to czy jest sens uciekać przez nią. I tak dopadnie. Nie jest to dobre porównanie, ale inne mi teraz nie przychodzi do głowy. Co zrobić na widok biegnącego psa? Uciekać, stanąć, zaprzyjaźnić się. Najlepsza jest ucieczka, gdyż gwarantuje rezultat. Wiadomo, że pies jest szybszy, więc dogoni. Stawiając na ucieczkę mamy gwarancję tego, co się stanie. Musi kiedyś dopaść, musi chwycić zębami. Gdy staniemy w bezruchu, to pies (jeśli nie był specjalnie szkolony) będzie obszczekiwać. Szczerzyć kły. Nie pozwoli się ruszyć. Ale raczej nie zrobi krzywdy. I tu jest niepewność. A może jest wściekły? A może jednak jest nauczony agresji? Jednak jest szansa, że nie ugryzie. Można też spróbować okazać przyjaźń. Spróbować rozładować niepokój (zwykle mylimy niepokój z agresją). Pozwolić się obwąchać. Oblizać. A może dać coś do jedzenia. Też niepewne. Ale dające największe szanse.
No tak, ale jako rzekłem, przed śmiercią nie ma ucieczki. Ale można ją obłaskawić. Może być straszna, może być miła. Myślisz, że nie mama racji? Myślisz tak dlatego, że nie myślisz teraz o samej śmierci, tylko o tym co ją poprzedza. Owszem, to może być bardzo nieprzyjemne. Ale mam na myśli samą Śmierć. Gdy już przyjdzie, stanie obok, poda rękę. Aby pomóc przejść. Obojętnie, ale troskliwie. Śmierć nie sugeruje wyboru. Tylko przeprowadza. Po wykonaniu swej pracy żegna się mówiąc: Idź dalej. - Dokąd? - Wiesz sam(a). I stajesz na brzegu. Na brzegu wieczności. I widzisz rozległy krajobraz. Świat zastygły o poranku. Z jednej strony wschodzące słońce. Z drugiej mrok nocy. Zastanawiasz się dokąd iść. W stronę światła? No tak, ale idąc wschodzące słonce świeci wprost w oczy. Łatwo się potknąć, nie zauważyć przeszkody. Poza tym, to dyskomfort iść w stronę intensywnego światła. Albo w kierunku mroku. Aksamitnego mroku. Bezpieczniej. Słońce świecące w plecy dobrze oświetla drogę. Nie razi. I ten miły, bezpieczny mrok. W uszach dźwięczą słowa: Wybór należy do Ciebie.
Ale odszedłem od tematu. Popłynąłem. A słów już za dużo. Może jeszcze wrócę do śmieci. Lubię ją. Śmierć nie jest zła.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-22, 13:55

Tym razem wklejam apel organizacji PRO LIFE. Otrzymałem go mailem. Uważam, że jest to na tyle ważna sprawa, że mogę tutaj wkleić jego treść. Bez komentarza i zmian treści.

Szanowny Panie Andeju,
otrzymałam wstrząsające informacje. Nasza Fundacja wysłała pisma do wszystkich szpitali w kraju, domagając się podania danych na temat dokładnej ilości wykonywanych aborcji. Zaczęły spływać odpowiedzi a razem z nimi przerażające wieści. Wiemy już kto, gdzie i ile dzieci zamordował. Niektóre przypadki wprawiają w osłupienie.
Największą rzeźnią w Polsce okazał się warszawski Szpital Orłowskiego przy ul. Czerniakowskiej. Wie Pan, ile niewinnych, ludzkich istnień mają na sumieniu? Aż 120 nienarodzonych rocznie! To oznacza, że mordują średnio kilkoro dzieci tygodniowo. Dla pracowników tego ?szpitala? to musi być już rutyna? Podczas tego samego dyżuru komuś pomagają się urodzić a kogoś zabijają. Koszmar?
Na ?drugim miejscu? tej krwawej hierarchii znalazł się szpital w Rudzie Śląskiej ? w ostatnim roku zarżnięto tam 98 dzieci.
Ta mordercza lista jest niestety bardzo długa. Ciężko uwierzyć w to, że znalazł się na niej również Instytut Matki i Dziecka! W 2016 r. zamordowano tam 44 chorych dzieci. Jako matka często spotykam się z pozytywnymi opiniami, jakie Instytut wystawia rozmaitym produktom dla dzieci i rodziców. Teraz czuję się bardzo oszukana.
Trzeba z tym skończyć ? szpitale powinny ratować ludzi a nie ich zabijać!
Czy to możliwe, skoro Sejm odrzucił projekt naszej ustawy i wciąż wolno im legalnie odbierać życie? Tak! W tej chwili nie możemy zmienić prawa ale możemy wpłynąć na szpitale, aby przestały mordować. To da się zrobić!
W rzeszowskim szpitalu Pro Familia zabijano nienarodzonych. Dzięki wywieranej przez nas presji, wszyscy tamtejsi lekarze zaprzestali uśmiercania. Stało się tak ponieważ nieustannie pokazywaliśmy prawdę na temat aborcji ? na plakatach, billboardach, pikietach i demonstracjach, bezpośrednio przed budynkiem szpitala.
Skoro udało się w Rzeszowie, może udać się również w każdym innym szpitalu w Polsce. Dlatego zamierzamy w najbliższym czasie zorganizować ogólnokrajową akcję: Szpitale bez aborterów!
Będziemy przypominać władzom szpitali i mieszkańcom miast, że w ich placówkach morduje się nienarodzonych. Aż do skutku.

Chcemy to zrobić na trzy sposoby:
- Wykupimy miejsca reklamowe obok szpitali i powiesimy na nich kilkumetrowe billboardy, aby bez przerwy przypominały o morderstwach w danym szpitalu. Koszt jednego takiego billboardu to ok. 1100 zł.
- Tam, gdzie powieszenie billboardu nie będzie możliwe, chcemy zaparkować pod szpitalami samochodowe lawety oklejone identycznymi informacjami. Koszt jednej lawety wraz z nadrukiem to ok. 3200 zł.
- Oprócz billboardów i lawet chcemy nieustanie pikietować przed szpitalami z antyaborcyjnymi plakatami, tak jak przed rzeszowską Pro-Familią. Koszt jednego plakatu to ok. 230 zł.

Wiem, że nie ma w tej chwili lepszej metody aby ratować życie. Sami nie będziemy jednak w stanie zapłacić za billboardy, lawety i plakaty. Jeśli nie staniemy pod jakimś szpitalem to sam z siebie nie przestanie on zabijać?
Panie Andeju, pokładam wielkie nadzieje w akcji Szpitale bez aborterów. Dlatego zwracam się do Pana z prośbą o przekazanie 25 zł, 50 zł, 100 zł, lub dowolnej innej kwoty, abyśmy mogli kupić potrzebne materiały i zmusić kolejne szpitale do zaprzestania torturowania dzieci.
Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro - Prawo do życia
pl. Dąbrowskiego 2/4 lok. 32, 00-055 Warszawa
Dla przelewów zagranicznych - Kod BIC Swift: INGBPLPW

Akcję Szpitale bez aborterów chcemy zacząć jeszcze w marcu, gdyż każdego dnia w Polsce zabija się 3 dzieci i w najbliższym czasie nie zanosi się na zmianę prawa, które by tego zakazywało. Liczę na Pana pomoc, liczę na Pana wsparcie! Jesteśmy jedyną szansą, którą mają dzieci.

Serdecznie Pana pozdrawiam,
Kinga Małecka Prybyło
Fundacja PRO - prawo do życia
[email protected]

PS: Zmusiliśmy Pro-Familię do zaprzestania mordowania dzieci. Dzięki akcji Szpitale bez aborterów możemy zrobić to samo również z innymi szpitalami. Z Panem nam się uda!
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

Awatar użytkownika
Andej
Legendarny komentator
Legendarny komentator
Posty: 22636
Rejestracja: 20 lis 2016
Been thanked: 4220 times

Re: MONOLOG

Post autor: Andej » 2017-03-23, 13:41

Narodzin tajemnica trzecia
Najważniejsze, że radosna. Wyobrażam sobie podróż. A właściwie - nie wyobrażam.
Maria i Józef, jak poznajemy to dzięki Pismu, byli praworządnymi obywatelami. Starali się jak najlepiej wypełniać wszelkie zalecenia i rozporządzenia władzy. Zarówno religijnej, jak też świeckiej. Nagle wyszło rozporządzenie nakazujące udanie się w podróż. A Maria spodziewała się rozwiązania. Lada dzień. Taka podróż to wielkie zmęczenie dla ciężarnej w ostatniej fazie ciąży. Około tygodnie marszu lub jazdy na ośle. Czy było ich stać na osiołka? Tego nie wiem. Ale wiem, że dla Marii było to wielkim obciążeniem. Maria i Józef zdawali sobie sprawę, że rozwiązanie może nastąpić w każdej chwili. Zdawali sobie sprawę z wielkiego ryzyka. Dlaczego odważyli się na tę podróż? Tydzień w drodze. W kurzu, spiekocie za dnia, w nocy w zimnie. No i sam wysiłek. Nawet jeśli na ośle, to jednak wstrząsy, utrzymywanie równowagi, otarcia. I bark możliwości przyjęcia wygodnej pozycji. Matkę musiało wszystko boleć. Myślę, że decyzję podjęli tylko dlatego, że mieli wielkie zaufanie do Boga Ojca. Słowo wielkie, to jednak za mało. Musieli mieć TOTALNE zaufanie do Boga. Alternatywą jest tylko bezgraniczna beztroska i ignorancja. Ale to jest akurat wykluczone. Bóg wybrał odpowiednie osoby. A odpowiedzialność wyrażone w akcie zwiastowania świadczy o wybitnej odpowiedzialności Marii.
Wybierając się w drogę musieli wiedzieć, na co się narażają. Musieli też wiedzieć, że idąc drogą wyznaczoną przez Boga, uda się zrealizować Jego plan. Jakże zazdroszczę IM tej wielkiej ufności. Mieć świadomość, że wypełniam wolę bożą i że Bóg sprawi to, że wypełnię ją właściwie.
Po długiej wędrówce w końcu dotarli. A tam tłumy ludzi. Wszystkie miejsca pozajmowane. Zarówno w gospodach, jak też w domach prywatnych. Oblężenie. Może jeszcze dałoby się gdzieś rzucić derkę i na niej położyć. Ale rodzić w takich warunkach? Wiesz jak wyglądała gospoda? Bardzo rzadko bywały w nich pokoje gościnne. Czasem była jakaś przegroda oddzielająca część pomieszczenia. Ale nie zapewniała izolacji ani intymności. Wszyscy ludzie, a może i zwierzęta, stłoczeni w jednym pomieszczeniu. W pomieszczeniu tym jedli, pili, spali. Rozmawiali, śpiewali, handlowali, kłócili się. I tak na okrągło. Czy w takim miejscu można zapewnić podstawową higienę? Zdecydowanie nie. Czy to oznacza, że Maria i Jófef byli skrajnie nieodpowiedzialni? Czy mogli nie przewidzieć takiej sytuacji? To niemożliwe. Musieli być na to przygotowani. Sądzę, że nawet nie próbowali szukać miejsc w gospodach. Także dlatego, że nie było ich na to stać. Nie szukali też miejsca w domach prywatnych. Wiedzieli, że także one są wypełnione do granic możliwości. Że w jednej izbie śpię pokotem kobiety, mężczyźni i dzieci. Jedynym rozwiązaniem było znalezienie jakieś groty, jaskini. Rodzice wierzyli, że Stworzyciel pomoże im znaleźć jakąś grotę, która została przerobiona na stajenkę, ale jeszcze nie zostało zbyt zanieczyszczone przez zwierzęta. Pomieszczenie, które dałoby się wysprzątać, wyczyścić, wyposażyć w czystą słomę czy siano. Po znalezieniu miejsca konieczne było znalezienie położnej i kobiet asystujących. Też było ryzyko, czy w przepełnionym mieście uda się znaleźć taką ekipę.
Na szczęście, w tamtych czasach, reszta należało do położnej. Była zobowiązana przyjść na miejsce z krzesłem porodowym, szczypcami i odpowiednimi naczyniami. Musiała zapewnić wymaganą czystość, aby móc bezpiecznie przyjąć połóg. Położna zwykle owijała sobie dłonie kawałkami miękkich szarpi, aby dziecko nie wyślizgnęło się z dłoni. Potem odcinanie pępowiny, mycie, łożysko i becik. Nie mogło się to odbywać na oczach pijanej i ciekawskiej gawiedzi. I nie odbyło się. Święci Rodzice znaleźli właściwe miejsce. A może nie tyle znaleźli, co Bóg im je wskazał. Nie ma ten temat informacji w Piśmie. Ale z Pisma wynika, że wszystko robili zgodnie z wolą bożą. Wypełniali jak najściślej to, czego Bóg od nich oczekiwał. Bez wahania spełniali Jego wolę. Dzięki temu unikali przykrych niespodzianek. Ale, żeby nie było, że wpuszczam w maliny. Oni spełniając wolę bożą nie zaniechali własnej inicjatywy i działania. Oni jedynie je ukierunkowali. Wierząc Bogu, mając do Niego zaufanie kierowali się tym, czego On od Nich oczekiwał. Dzięki temu, bez trwogi udali się w podróż. Byli pewni, ze znajdą miejsce narodzin Najważniejszego. Oraz to, że święte narodziny odbędą się zgodnie z planem.
Marzę sobie o tym, co by było, gdybym potrafił się podobnie otworzyć na Boga. Gdybym umiał Mu totalnie zaufać. Gdybym słyszał Jego głos i miał zdolność podążać za nim. Gdybym miał odwagę spełniania Jego woli w każdej chwili mojego życia.
Gdybym, gdybym, gdybym ... Proszę jedynie o łaskę. Proszę usilnie i permanentnie. I proszę, aby i inni prosili o nią dla mnie i dla wszystkich innych.
Wszystko co piszę jest moim subiektywnym poglądem. Nigdy nie wypowiadam się w imieniu Kościoła. Moje wypowiedzi nie są autoryzowane przez Kościół.

ODPOWIEDZ