Marek_Piotrowski pisze:Potforze, naprawdę myślisz że nieszczęścia życiowe dotyczą tylko Ciebie?... ;-)
A stawiamy się na znacznie mocniejszej podstawie, niż to, że te sprawy nas rzekomo "nie dotyczą" (choć to miało by sens, bo jak wiadomo nikt nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie...) . Znacznie mocniejszej.
I gdybyś też stanęła na tej mocnej podstawie, na Opoce, jaką jest Bóg, nie miotałabyś się tak - przy okazji próbując dotknąć każdego, kto jest w zasięgu.
Naprawdę warto...
Marku - próbowałąm, niejeden raz, zawsze spotykało mnie srogie rozczarowanie. Ja już nie mam sił, żeby się w takie coś bawić. Nie mam już sił nikomu zaufać ani nikogo pokochać, bo wiem, zym to się skończy, niezależnie od wyznawanej religii. Najbardziej rozczarowują mnie katolicy, niestety. Albo zachowują się jak jacyś niedoszli księża, albo łamią wszystkie zasady katolicyzmu, albo są zdesperowanymi facetami, których nikt nie chce, bo są zwyczajnie beznadziejni jako ludzie i winią za to kobiety.
Może i jestem młoda, tylko co z tego, tak czy owak nie wiem, ile pożyję, być może krótko. Wisi nade mna wizja pewnej choroby, a do specjalisty dostać się praktycznie nie da. Jak mam ufać, że Bóg mi pomoże - skoro do teraz nie pomagał? Czy Bóg nie ma na tyle mądrości by wiedzieć, że człowiek nie rozumie jego pomysłów? Że trzeba mówić jasno? A może po prostu nie chce pomóc?