Zdecydowanie nie, nie powinno się wprowadzać w błąd spowiednika.
Można - dla spokoju - powiedzieć na końcu, że żałujesz za grzechy ktorych nie pamiętasz.
Spowiednik wie, że masz problem ze skrupułami.
Zdecydowanie nie, nie powinno się wprowadzać w błąd spowiednika.
Jeśli nie wiesz czy popełniłaś grzech lekki czy ciężki to najprawdopodobniej nie popełniłaś grzechu ciężkiego. Nie znajdę teraz tego ale jest dosyć dobry artykuł o skrupułach, tylko w języku angielskim. Po drugie, kompulsywne (natarczywe) chodzenie do spowiedzi tylko pogłębia twój stanKatarzyna1234 pisze: Czuję się fatalnie.Powraca do mnie myśl o beznadziejności,która się nie skończy.Skrupuły trochę się zmniejszyły,ale po spowiedziach mam wrażenie,że to wraca na nowo.Po ostatniej spowiedzi z powtarzanymi grzechami z którymi nie byłam pewna czy je wyznawałam-myśli o tym mnie dręczyły spowiednik zasugerował nie wyrzucać kartek tak,żebym już nie miała wątpliwości czy coś wyznawałam.Ale gdy widzę tą kartkę to przypomina mi się wszystko od nowa.Już nie pozbędę się myśli o świętokradztwie.Ja wogóle nie wiem,wogóle nie mam pewności,kiedy popełniam grzech lekki,a kiedy ciężki.W Święta ciężko było mi się ruszyć z ławki do Komunii.Odwlekałam to.Bo nie wiem czy powinnam przystąpić do Komunii.Już niczego nie jestem pewna
I co z tego?Byłabym w stanie tylko cząstkę grzechów zapamiętać.
Bardzo ładnie napisane:)Marek_Piotrowski pisze: ↑2024-04-14, 12:54I co z tego?Byłabym w stanie tylko cząstkę grzechów zapamiętać.
Czy spowiedź by na tym ucierpiała?
Wyznanie grzechów jest aktem skruchy, a nie spisem powszechnym grzechów.
Popatrz na to tak: spowiedź ma na celu odbudowanie nadwątlonej więzi (relacji) z Bogiem. Czy takie "księgowe" podejście faktycznie się do tego przyczynia? Czy nie lepiej - zamiast na skrupulatności w "liście grzechów" z wszystkimi niuansami skupić się na tym, że przychodzisz do Przebaczającego Boga, by powiedzieć "przepraszam" i się przytulić?
Czy naprawdę sądzisz, że zamiast Cię przygarnąć, Bóg klepnie Cię w czoło i powie "spadaj, zapomniałaś jednego grzechu, jeszcze raz od początku, nie liczy się"?!
Wiem, że tak nie myślisz - ale skrupulantyzm tak de facto wygląda (wiem po sobie, nie fantazjuję). Uświadomienie sobie, że jest inaczej, i pójście za tą świadomością konsekwentnie jest warunkiem wychodzenia ze skrupulanctwa.
Inaczej cały czas będziesz przypominać akrobatę, który niesie na głowie talerz, na niej szczotkę, na tym miskę, kolejne trzy talerze i kota. I balansuje, żeby to wszystko utrzymać, zamiast skupić się na obecności Miłosiernego Boga.