A co to ma wspólnego z Odnową w Polsce, to tylko Kamil i Marek wiedzą
Dezerterze, jaja sobie robisz?
Przeciez w Odnowie praktyki Torronto Blessing jak najbardziej występują.
Powszechne są:
- "spoczynek"
- "dar śmiechu"
Mniej powszechne, ale już dziś nikogo nie dziwią:
- wydawanie odgłosów
- drgawki, słanianianie się itd
Parham przekazał tę pseudosukcesję Seymourowi, potem ich uczniowie dalej (jest to dość dobrze opisane w literaturze). Ruch charyzmatyczny został przeniesiony do Kościoła katolickiego za sprawą dwu wykładowców z katolickiego uniwersytetu Duquesne w Pittsburghu, którzy zafascynowali się książką "Krzyż i sztylet" Dawida Wilkersona . Nawiązali kontakt z zielonoświątkowcami i poczęli chodzić na ich spotkania,
przyjęli także „chrzest w Duchu Świętym” (właśnie tę pseudosukcesję).
Nawet jeśli pominąć - niepomijalny - fakt, iż w świetle obowiązującego wówczas KPK zrobili to wbrew jasnemu stanowisku Kościoła, zabraniającego wówczas kategorycznie (pod grzechem ciężkim!) katolikom uczestnictwa w obrzędach niekatolickich (nie mówiąc już o przyjmowaniu podobnych "namaszczeń"), był to akt przekazania swoistej parodii sukcesji (zielonoświątkowcy – czterej wykładowcy ).
----
W (obowiązującym wówczas!) Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1917 roku uczestnictwo w obrzędach niekatolickich (communicatio in sacris) było jednym z najcięższych grzechów, zagrożonym ekskomuniką z powodu tego, iż pociąga za sobą uznanie herezji (Kanony 1258 i 2316):
1258 "Zakazane jest wiernym w jakikolwiek sposób czynnie uczestniczyć czyli mieć udział w niekatolickich obrzędach”
2316 "Każdy kto z własnego popędu i świadomie wspiera propagowanie herezji, albo kto uczestniczy (wbrew postanowieniom Kanonu 1258) w niekatolickich obrzędach, jest podejrzanym o herezję”
To (podobno) prawda, że jak potem przyprowadzili na "weekend Duquesne" swoich studentów, ci wówczas nie byli poddani nałożeniu rąk.
Niezwykle symptomatyczny jest komentarz do opisu tych zdarzeń, zawartego na portalu
www.odnowa.org: „Osoby, którzy otrzymały chrzest w Duchu Świętym pozostały
w większości w Kościele katolickim. "
Zatem dla części "napełnienie Duchem Świętym" zaowocowało wyjściem z Kościoła?
Widoczna jest swoista - na nowo uczyniona przez tych, którzy negują biblijną sukcesję kościelną - „sukcesja”. Sukcesja, pochodząca w sposób ciągły od Charlesa Parhama i ciągnąca się dziś - w ten czy inny sposób, przez Wimbera czy nie - do każdego uczestnika ruchu charyzmatycznego.
W materiałach do sesji 2018 cytowałem bardzo trzeźwą wypowiedź siostry Marii Kominek OPs:
„Jeszcze istotniejsze jest to, że nałożenie rąk jest przekazywalne, jeśli można się tak wyrazić. Dla większej jasności porównam ze święceniami kapłańskimi. Są one ważne, ponieważ nałożenie rąk rozpoczęte od Apostołów trwa nieprzerwanie przez ich następców. (…) Otóż w Odnowie nałożenie rąk trwa nieprzerwanie od pastora Parhama, bowiem ci, na których on nakładał ręce i otrzymywali charyzmat tworzyli dalej nowe grupy, przekazywali ten tzw. charyzmat nakładając ręce i w ten sposób mnożyły się i mnożą grupy Odnowy.
(…)można prześledzić ciąg nakładania rąk i otrzymywania charyzmatycznych owoców chrztu w Duchu Świętym. Można prześledzić rozprzestrzenianie się ruchu w środowiskach luteranów, metodystów, anglikanów itd. Zawsze będzie tak samo – przekazywanie daru przez nakładanie rąk przez kogoś, na kogo uprzednio nałożono ręce. Rzec by można sukcesja metodysty Parhama. O tym się nie mówi, jakoś się tego nie zauważa. Ale jest to bodajże najistotniejszy element ruchu Odnowy.”
Podobnie jak dla każdego wyświęconego kapłana można znaleźć „linię sukcesji” prowadzącą przez święcącego go biskupa, do biskupa wkładającego na niego ręce i tak dalej, aż do apostołów, tak ową „charyzmatyczną sukcesję” można znaleźć w każdym charyzmatyku, na którego ręce wkładał innych charyzmatyk, na tego inny – aż do zdarzenia w Topeka, z udziałem pastora Parhama. Taką linię, niestety, posiadam i ja od chwili gdy nałożono na mnie ręce.
Jest to sprawa kluczowa; gdy w II wieku Kościół walczył z gnozą, święty Ireneusz powołał się na sukcesję apostolską:
Święty Ireneusz, Przeciw herezjom pisze:(…) tradycja Apostołów, która została objawiona na całym świecie, jest dostępna w każdym Kościele dla wszystkich, którzy prawdziwie chcą zobaczyć prawdę. Możemy wyliczyć tych, którzy zostali ustanowieni przez Apostołów jako biskupi w poszczególnych Kościołach i są ich następcami aż do naszych czasów. I niczego takiego nie uczyli ani też nie poznali, o czym śnią tamci [gnostycy]. Gdyby Apostołowie znali jakieś ukryte tajemnice, których nauczaliby potajemnie doskonałych, oddzielnie od innych, to przede wszystkim przekazaliby je tym, którym powierzyli także same Kościoły. Postanowili bowiem, by całkowicie doskonałymi i nienagannymi byli ci, których ustanowili swymi następcami, gdy przekazali im swoje zadanie nauczania, gdyż ich nienaganna działalność mogłaby być bardzo pożyteczna, tak jak upadek największym nieszczęściem (…).
Dlatego trzeba słuchać prezbiterów, którzy są w Kościele i mają swe następstwo od Apostołów, jak już ukazaliśmy. Razem z następstwem biskupstwa otrzymali godny zaufania charyzmat prawdy, tak jak to się spodobało [Bogu] Ojcu. Wszyscy inni, którzy nie chcą nic wiedzieć o owym następstwie, sięgającym aż do początków, i zbierają się osobno w jakimś miejscu, są podejrzani; są albo heretykami o fałszywych poglądach, albo schizmatykami, wyniosłymi i zadufanymi w sobie, albo działają jak hipokryci, tylko dla zysku i próżnej chwały (św. Ireneusz, Przeciw herezjom).
Ksiądz Grzegorz Strzelczyk komentuje:
ks.Strzelczyk pisze:Ireneusz pomógł Kościołowi uświadomić sobie rzecz fundamentalną: mamy dostęp do Jezusa dzięki nieprzerwanemu ciągowi świadków, dzięki nieprzerwanej reinterpretacji doświadczeń wewnątrz wspólnoty Kościoła, której to ciągłości gwarantem jest nieprzerwana linia następców apostołów.
Naruszanie autorytetu apostolskiego to nie jest kwestia administracyjna. To uderzenie w samo centrum kościelnej wiarygodności. Jeżeli nie jest wiarygodne nauczanie biskupów, to możemy zamknąć wspólnotę zwaną Kościołem katolickim, powołującą się na Jezusa Chrystusa.
Każde „wylanie” z nałożeniem rąk, po którym następują charyzmaty jest w jakiś sposób potomne wobec sylwestrowej nocy 1900 roku w Topeka, kiedy to obecnym wydawało się że „mówią językami” i piszą po chińsku.
Mamy więc niewiadomego w gruncie rzeczy pochodzenia „namaszczenie”, przekazywane w porządku władzy duchowej (czego wyrazem jest nałożenie rąk), „wyprowadzające” sukcesję (czy też jej uzurpację) poza Kościół.
Żeby było straszniej, warto dodać, że nie ma ŻADNYCH wątpliwości co do tego, że zjawiska, które owej sylwestrowej nocy 1900 roku pastor Parcham wziął za "charyzmaty" były fałszywe.
Kamil pisze: MZ powtarza tezy Ks Recława i Ks. Szałandy.
Jest odwrotnie. Takie czasy nastały, ze księża papugują "namaszczonych liderów".
Dezerter pisze:Biskup Siemieniewski był na tym spotkaniu i według niego nic niewłaściwego tam się nie stało.
Niczego podobnego Ksiądz Biskup nie powiedział. Uchylił się nieco od pytania Magnolii o Marcina, kierując uwagę na winę niektóych "odlwciałych" przełożonych.
Magnolia pisze: ↑2019-11-11, 08:17
Kamil, jesteś bardzo uparty w swoich przekonaniach i nic do Ciebie nie trafia, z tego co piszą interlokutorzy.
Może dlatego, że Kamil - w przeciwieństwie do "interlokutorów" - zbadał zagadnienie?
Dezerter pisze:Nie manipuluj, to ty sugerujesz, że to namaszczenie od 1993 roku rozeszło się po całej Odnowie w Polsce - taki jest logiczny wniosek z twojego tytułu wątku i faktu, że ci uczestnicy rozjechali się po Polsce i nakładali ręce w modlitwie na ramiona dziesiątek i setek ludzi z Odnowy, a oni na innych i min prawdopodobnie i na mnie i na Andeja, a może i na Marka i wielu innych uczestników Sesji , których większość ma korzenie w Odnowie.
więc zdaj sobie sprawę ze skutków tezy jaką propagujesz!
To namaszczenie rozeszło się - głównie drogą sukcesji przez "nakładanie rąk" - różnymi drogami (nie tylko przez Wimbera). I tak, niestety, zarówno Wy jak i ja daliśmy się w to wkręcić - ja również zostałem w tej "pseudosukcesji" "namaszczony".
Tylko dla mnie to, ze tego doświadczyłem nie jest argumentem że to jest dobre - co najwidoczniej usiłujesz Dezerterze zasugerować.
@Magnolio, jesli idzie o zgniłe owoce w działalności Marcina, to jest nimi przede wszystkim to, co głosi - ta góra bzdur rodem z Bethel, które opowiada, te fałszywe historie o Parhamie, bzdury o rzekomym darze języków który ma być rzekomą "bramą" do innych charyzmatów itd. Nie najmniejszym problemem jest zafałszowanie znaczenia tak choroby jak i uzdrawiania, które sprowadza wiarę chrześcijańską do zjawisk pokrewnych szalbierstwu typu Harris czy Kaszpirowski.
To prawda, że twierdziłem - i dalej tak uważam - że Marcin jest tylko jednym z objawów choroby toczącej ruch charyzmatyczny. Niemniej trzeba przyznać, że jest objawem bardzo jaskrawym.
NIE przesądzam co do Jego intencji, czy robi to cynicznie (jak chcą niektórzy) czy też jest zwiedziony, jak twierdzą inni (osobiście skłaniam się do tej drugiej tezy, choć wywiad o którym tu wspomniano, w którym w sposób ewidentnie manipulacyjny wykręcał się z Toronto Blessing mocno nadszarpnął moje mniemanie o szczerości Marcina).
Dodano po 12 minutach 58 sekundach:
Jeszcze a propos sukcesji: Dezerterze, mamy inne zdania, ale wiem że szukasz prawdy. Proponuję Ci zatem eksperyment - spróbuj dojść swojego "drzewa genealogicznego" w kwestii nałożenia rąk/chrztu w Duchu (jak zwał tak zwał). Kto nałożył na Ciebie, kto nałożył na tego który na Ciebie nałożył i tak dalej. Oczywiście nie zdradź się, po co do tego dochodzisz.
Wyniki mogą być fascynujące...