ŚWIATŁO GRUDNIOWEJ NOCY
Nad światem stała noc cicha i mroźna, usiana gwiazdami. W chłodnym półmroku betlejemskiej stajenki rodziło się Dzieciątko. Gdy Matka położyła Je w żłóbku, na nieboskłonie rozbłysło nieziemskie światło. Było potężne, a zarazem delikatne i miękkie.
Zobaczyli je pasterze, strzegący trzód, ujrzały je wszystkie ludy całej ziemi, także te nie znające jeszcze Jedynego Boga, widzieli je Mędrcy, królowie. Cała ziemia zajaśniała ciepłym, mocnym blaskiem. Ujrzała je także mała dziewczynka, kuląca się z zimna pod murem dostatniego domu. Zgrabiałymi od chłodu rączkami poprawiła na ramionach wytartą, połataną chuścinę, jedyną pamiątkę po matce, której nawet nie znała. Sierota nie miała schronienia od niespełna godziny. Zamożna gospodyni, u której służyła, na ile pozwalały jej wątłe siły, aby zapracować na skromny posiłek i twarde wyrko na strychu, właśnie wyrzuciła ją za drzwi, kazała się wynosić i więcej nie wracać.
– Na oczy mi się więcej nie pokazuj, ty utrapienie! – krzyczała purpurowa z gniewu. –
Skaranie boskie z tobą! Żałuję, że ci kiedykolwiek okazałam litość!
Sierota westchnęła ciężko. Nawet nie miała już siły zapłakać. Zresztą, wypłakała już chyba wszystkie łzy, kiedy gospodyni wrzeszczała na nią nad skorupami rozbitego dzbana.
Ale przecież ten dzban był taki ciężki, a ona miała ręce zdrętwiałe z wysiłku i chłodu, bo przed chwilą nabierała wody ze studni. I naprawdę nie chciała go rozbić…
Dziewczynka zadrżała z zimna i podniosła głowę. Nie mogła tu dłużej siedzieć. Mróz brał na noc, a ona nie miała schronienia. Spojrzała na wzgórza, nad którymi jaśniało tajemnicze światło. Wstała i zrobiła kilka kroków w tym kierunku. Obejrzała się na dom, z którego ją wyrzucono i zacisnęła blade wargi.Równie dobrze mogła iść przed siebie aż do utraty sił.Nie miała przecież nic do stracenia…Postanowiła tak właśnie zrobić. Pójdzie w kierunku światła i może je znajdzie, a wraz z nim jakichś dobrych ludzi, którzy użyczą jej dachu nad głową i dadzą coś do zjedzenia. Odpracuje im to, na pewno! Przecież odkąd pamiętała, nie jadła darmo chleba… A jeśli nie dotrze do miejsca, skąd wydobywało się światło? Jeśli to za daleko? Wzruszyła chudymi ramionkami. Równie dobrze może umrzeć z wyczerpania po drodze,zanim dotrze do blasku.I tak tutaj, gdzie była, nie czekało jej nic innego, niż śmierć z zimna i głodu… Ruszyła więc przed siebie, potykając się i kalecząc bose stopy o kamienie.
W miarę, jak wędrowała ku światłu, coraz więcej ludzi spotykała po drodze. Byli to pasterze i rolnicy, kupcy i rzemieślnicy.Wszyscy zapatrzeni, z sercami pełnymi dziwnej, niewytłumaczalnej radości, podążali w tym samym kierunku. Ktoś dał dziewczynce kromkę chleba, ktoś inny stare chodaczki. Otucha wlała się w serce sieroty. Tak dotarła do światła.
Była już bardzo zmęczona i słaba, więc kiedy inni przyspieszyli kroku, ona, nie nadążając, została w tyle. Kiedy zatem przybyła do stajenki, skąd wydobywał się ten niezwykły blask, nie miała możliwości przecisnąć się przez wielki tłum ludzi i zobaczyć, co tam się dzieje. Wsunęła się więc przez szparę pomiędzy deskami, bez trudu, bo przecież była chudziutka, i przycupnęła w kąciku.
Szeroko otwartymi oczami patrzyła na niezwykły widok. Wokół pełno było aniołów!
Aż powietrze drżało od trzepotu anielskich skrzydeł! A na środku, na samym środeczku stajenki.. Och! Dziewczynce zaparło dech w piersiach! W żłóbku, takim zwyczajnym, do jakiego kładła nieraz paszę krowom gospodyni, leżało Dzieciątko przecudnej urody.To od Niego biło to światło, które rozjaśniało mroki nocy! Nad Maleństwem pochylała się Jego Matka,słodka i śliczna, a obok wysoki, przystojny, milczący mężczyzna, z delikatnym uśmiechem odbierał od przybyłych jakieś zawiniątka. Czego tam nie było! Wełna i ciepłe futra, pękate od pierza poduszki, wszelkie domowe sprzęty, a między nimi najróżniejsze pyszności- garnuszki masła, bochny chleba, beczułki miodu, sery, wędzonki… Ach!
Głodnemu dziecku ślinka pociekła na ten widok!
Każdy z przychodzących witał Dziecko i składał swoje dary. Maleństwo było tak śliczne i pełne uroku, że sierotka zapragnęła również podejść bliżej i przywitać Je. Wysunęła się ze swojego kącika, zapatrzona w Dzieciątko. Przeciskając się między deskami do stajenki, zgubiła gdzieś chustkę i chodaczki,trochę za duże, więc teraz,bosa i w cienkiej tylko,spłowiałej sukienczynie, znalazła się w kręgu światła. Mężczyzna, który odbierał dary, wyciągnął ku niej dłoń.
I wtedy sierota struchlała. Z przerażeniem pojęła,że ona jedna niczego Dzieciątku nie przyniosła! Niczego! A tak Je przecież kochała!Tak! Kochała! Pokochała to słodkie Dziecko od pierwszej chwili, kiedy Je ujrzała na sianku, tak cudnie uśmiechnięte, takie urocze i śliczne!
Spojrzała dziewczynka na swoje puste ręce i zalała się łzami żalu. Poczuła,ja k jej małe, osierocone serduszko rozpada się na milion kawałków!
– Ja nie mam nic!–wyjąkała przez łzy, nie śmiejąc nawet podnieść spłakanych oczu–Nic,zupełnie! Nic! Mam tylko swoje serce…
I nagle rozśpiewały się chóry anielskie! Ach! Jaka cudna to była melodia! Blask,który wydawał się tak potężny,stał się jeszcze mocniejszy! Sierota zadrżała i bezwiednie przysunęła się bliżej, aż do samego żłóbka. Zobaczyła, że Dzieciątko spogląda wprost na nią i wyciąga ku niej drobne rączki. Nagle nastała cisza. Dzieciątko patrzyło na nią, a ona znów wyszeptała, ledwie będąc w stanie wydobyć z siebie głos, tak się wstydziła:
– Niczego Ci nie przyniosłam… Mam tylko to moje serce…
I wtedy w ciszy rozległ się Głos Dzieciątka,słodki i mocny,a tak przedziwnie cudny,że cudniejszego wieczność nie słyszała:
– Serce? O, moje dziecko najmilsze! Ja tylko tego pragnę!