Browsed by
Kategoria: Świadectwa

Marta Mazurkiewicz – świadectwo.

Marta Mazurkiewicz – świadectwo.

Jestem młodą osobą i wychowuję się na pozór w katolickiej rodzinie. Wierzyłam w Boga, czasem z Nim rozmawiałam, jak byłam mała, ale kiedy miałam 10 lat, zaczęłam poświęcać Mu mniej czasu. Skupiłam się na swojej samotności i utrzymaniu znajomości z jedną dziewczyną z sąsiedztwa, bo tylko ona chciała się że mną bawić, ale niestety przyjeżdżała tylko na wakacje, a mieszkała w innym województwie. Od dzieciństwa czułam się gorsza od innych i chciałam się im przypodobać, żeby przestali się ze mnie wyśmiewać. To nie śmiech rówieśników najbardziej mi przeszkadzał, ale ciągłe kłótnie w domu, do których zazwyczaj doprowadzał tato, jak się napił. Potrafił zepsuć mi każdy dzień. Będąc w towarzystwie innych ludzi nie pokazywałam po sobie, że coś jest nie tak. Cierpiałam w środku. W wieku 11 lat zaczęłam myśleć o śmierci i samobójstwie, wtedy też popadłam w uzależnienie od ciężkiego grzechu. Wszystko wydawało mi się bez sensu, każdy krzyk w domu sprawiał, że płakałam. Moje życie nie miało sensu, a ja nie miałam nikogo, komu mogła bym o tym powiedzieć. W łazience miałam szafkę, na której zaznaczałam każdy raz, kiedy płakałam przez ojca i nie tylko. Uznałam, że jak  zapełnię jedną linię tej szafki swoimi oznaczeniami, popełnię samobójstwo. Było to odmierzanie czasu do dnia, w którym ze sobą skończę. Byłam pozostawiona sama sobie, nie chciałam mówić o tym komukolwiek, bo też nie lubiłam wzbudzać zainteresowania innych, gdyż tak właśnie byłam wychowywana. Pewnego razu szłam już po jakieś tabletki, żeby się zabić, ale wtedy przyszło mi na myśl pytanie, co na to wszystko Bóg, co się ze mną stanie jeśli to zrobię?

To pytanie pozwoliło mi nie uczynić tego co zamierzałam. Czułam wewnętrzne rozdarcie, chciałam krzyczeć, ale nie mogłam, wszystko dusiłam w sobie. Czasami to uczucie było naprawdę nie do zniesienia. Kiedy już następny raz poszłam płakać, popatrzyłam na niebo i spytałam się Boga, dlaczego ja?. Nie uzyskałam odpowiedzi, ale z małą wiarą i nadzieją pomyślałam, że to się niedługo skończy. Czas upływał i moje życie trochę się zmieniło. Dwa lata temu w ramach religii poszliśmy z księdzem na adorcję Najświętszego Sakramentu. Zauważyłam, że znowu potrafię rozmawiać z Bogiem, tak jak wtedy, kiedy byłam młodsza i nie przejmowałam się tak bardzo tym, co się dzieje w moim życiu, bo bardziej ufałam Bogu. Tato był spokojniejszy i przez udar nie mógł pić. Niestety powrócił do nałogu, lecz nie jest on tak nasilony jak kiedyś. Szafka odmierzająca mój czas została wyniesiona. Wydaje się, że to nic takiego, jednak dla mnie to było dużo. Już od ponad 2 lat staram się rozwijać swoje życie duchowe. Założyłam grupkę, na fb, na której dodaję swoje przemyślenia związane z Bogiem i życiem razem z Nim. Wszystko powoli się układa. Około pół roku temu zaczęłam medytację Pisma Świętego i dzięki niej odkrywam teraz wszystkie swoje zranienia, nawet te, o których już zapomniałam. Ostatnio na medytacji, jako osoba, która może przybliżyć mnie do Boga, przyszedł mi na myśl ks. Teodor, ale uznałam, że nie będę do niego pisać bo i tak jest zajęty. Teraz wiem, że Bóg czuwał nade mną każdego dnia. Najwidoczniej mam jeszcze coś do zrobienia na tym świecie. I każdy z nas ma. Zaczęłam się też więcej modlić i bardziej ufać Bogu. Kiedy ks. Teodor mówił o kompleksach, myślałam, że nie dotyczy mnie ten temat. Jednak się pomyliłam, bo wciąż często przepraszam za to, że zajmuję komuś czas. Jedyne co się nie zmieniło, to ten ciągły lęk przed tym, co ludzie powiedzą, dlatego mówiąc o Bogu, robię to głównie w internecie na  grupkach, bo wiem, że nie będę na nich osądzana. Z Bogiem wszystko jest łatwiejsze, choć zdarzają się gorsze dni i nie zawsze jest łatwo, ale nikt nie powiedział, że kiedy jest się bliżej Boga, nie będzie żadnych trudności. Odmawiam już 6 Nowennę Pompejańską, ale teraz mam wystarczająco dużo czasu, żeby ją odmawiać, bo kiedy była szkoła, to od 9 rano do 21 byłam poza domem i nie miałam zbytnio czasu. Dlatego z rana jak czekałam na lekcje szłam na adorację i wtedy odmawiałam jedną część, po wyjściu ze szkoły znowu czekałam na autobus , więc szłam obok do pobliskiego kościoła i odmawiałam drugą część, a trzecią w nocy. Zawsze znajdujcie czas ma modlitwę, choć wiem, że to nie zawsze jest łatwe, ale pomyślcie wtedy o tym co Bóg zrobił dla Was, pomyślcie i o tym co macie, a nie o tym, czego nie macie. Bóg Wam pomoże tylko Mu zaufajcie i oddajcie Wasze sprawy, pozwólcie Mu towarzyszyć sobie w tej ziemskiej pielgrzymce do zbawienia wiecznego, bo tylko On Wam je może dać. Nikt z nas nie może się sam zbawić, bo to Bóg zbawia, my jesteśmy tylko ludźmi.

Nikt mnie nie nakierowywał na Boga, to On sam chciał mnie odnaleźć i wyciągnął Swoją dłoń, aby mi pomóc. Tak samo wyciąga ją do każdego z Was, ale to od Was zależy czy będziecie chcieli się jej chwycić.

Mam nadzieję, że to świadectwo komuś pomoże. Pamiętajcie, że z Bogiem wszystko jest możliwe. On kocha wszystkich ludzi porówno, dla Niego nikt nie jest gorszy i o każdego stara się tak samo. To my często nie zauważamy tego,  jak wiele od Niego dostaliśmy i dlatego się załamujemy.

Justyna Helm

Justyna Helm

Po wczorajszej modlitwie różańcowej z rozważaniami o samotności poczułam dziś wielką samotność, a później… odwagę, by napisać to świadectwo.

Pracuję nad „Pięknem Życia”, czyli musicalu o embriologii od mojego nawrócenia. Zaczęło się dwa lata temu, gdy będąc letnią wierzącą, a wręcz początkującą ateistką poszłam z przyzwyczajenia na rezurekcję, bo lubię te pieśni i klimat. Na najważniejszej mszy dla chrześcijan miałam w głowie jedną myśl „to jest teatr, jacyś faceci w sukienkach, a gdyby to wszystko było prawdą to ci ludzie cieszyliby się na Wielkanoc, a tu same smutne twarze”. Czułam się jak czubek, jakby nieszczera ze sobą. Wiele lat zaniedbań wnętrza i dbanie jedynie o formę (ile osób zraziłam taką postawą?) zrobiło swoje. Stałam w kościele w tak ważnym momencie dla całej tej wspólnoty i … nie wierzyłam. Zbyt wiele syfu w kościele, pedofilia, brak zrozumienia przykazań i Pisma z mojej strony. Byłam w jakiejś ciemności, zdołowana własną niemocą, bo przecież tyle lat o wierze mówiłam, pisałam, byłam w Medjugorie, gdzie przeżyłam niesamowite oczyszczenie, próbowałam przekonywać do swojej opinii, racji, ba! chciałam innych nawracać. I stałam tak w czasie tej rezurekcji z ogromnym bezsensem, frustracją z racji niepowodzeń życiowych i zawodowych. I w wielkiej pysze, bo przecież ja taka zdolna, musicale, skrecze, statki. I tu taki bezsens. A jednak resztka tęsknoty sprawiła, że pochyliłam jakimś cudem głowę i szczerze wyszeptałam „Boże, jeśli faktycznie jesteś, daj mi jakiś znak”. Trzeciego dnia od tej modlitwy stała się rzecz, która spowodowała ogromne… problemy duchowe. Czułam się fatalnie, nie wiedziałam gdzie szukać pomocy. Po dwóch tygodniach od początku tych problemów wpadłam na to, by może spytać jakiegoś księdza, skoro zaczęło się to wszystko chwilę po modlitwie. Tak trafiłam pod Kierownictwo Duchowe u bardzo mądrego ojca- franciszkanina. Uspokoił mnie, że nie wariuję, a przechodzę przez coś, co w życiu duchowym jest normalne. Pierwszy raz usłyszałam wtedy o rozwoju duchowym. O etapach oczyszczenia. Nastał dla mnie czas ciszy. Bardzo się zdystansowałam od świata i bliskich. Chłonęłam ciszę, która uspokajała mój strach, zaczęłam czytać Pismo Święte, lektury duchowe. Otwierał się przede mną nowy świat, kosmos. Ilu już ludzi przeżywało trudności tak podobne do moich zmagań? Wow, o tym są pisane książki, wygłaszane wykłady. O tym mówią święci. Eucharystia stała się codziennością – ze strachu, nie z miłości. Zaczęłam myśleć, że skoro jest ze mną coraz lepiej pod kierownictwem duchowym, to i będę się ‚zabezpieczać’ duchowo Eucharystią. Po takim miesiącu nagle poczułam w pewien piątek ok. południa, że mam jechać na Jasną Górę. Taki impuls. Pojechałam tego samego dnia i poszłam na apel o 21. Stałam w tłumie obserwując starsze panie przedzierające się przez ścisk i ludzi psioczących na nie – w głowie już rodził się pomysł na scenkę o kolejnej polskiej cebulancji. Klasyka pielgrzymkowa. Z ironicznym uśmieszkiem stałam, lecz przy śpiewie apelu popłynęły łzy. Wtedy usłyszałam w sercu: ‚odmawiaj przez rok codziennie różaniec o własne nawrócenie’. Myślę sobie – say what? Kto do mnie mówi? Spojrzałam na obraz… Ech, dla mnie dziesiątka to był wtedy duchowy mount everest. Wyszłam dość zmieszana, bo pojechałam nie wiem po co tyle kilometrów i tu takie słowa? Jednak było to tak silne wezwanie, że z totalną niewiarą w swoje możliwości zaczęłam tego samego dnia. Różaniec odmawiam do dziś, codziennie. Po ‚drodze’ odmówiłam 3 nowenny pompejańskie. To jest cudowna medytacja, naprawdę. Wracając do czasu sprzed dwóch lat – po kwietniu pełnym strachu i rozmów, po maju z różańcem w ręku, zaczęłam się uspokajać wewnętrznie i cóż, zadałam pytanie, które mnie bardzo, BARDZO męczyło od lat. „Dlaczego i po co mam tyle talentów? Co ja mam robić w życiu?” Uparłam się, że tym razem nie odpuszczę, że będę pytać dopóki się nie dowiem. Ponad miesiąc wielu modlitw (byłam bardzo uparta, namolna, nie dawałam Bogu spokoju) TYLKO z tym pytaniem zakończyła nagła odpowiedź. Bez wchodzenia w szczegóły usłyszałam wyraźne „Świadcz o pięknie”. I tego dnia przyszedł pomysł na „Piękno Życia”. Musical o embriologii. Dostałam zamysł i konkretne wskazówki, aczkolwiek bez wielu jeszcze szczegółów. Po duchowym rozeznaniu sprawy z kierownikiem duchowym zaczęłam działać. (Sam projekt kiedyś w całości opiszę, bo będę zbierać ekipę do pomocy ?) Za stricte działanie wzięłam się po sześciu miesiącach ociągania, wątpliwości, strachu przed ludzką opinią. Byłam i jestem świadoma, że sztuka o embriologii skreśli moje szanse w światku artystycznym, a przecież dopiero co skończyłam dwuletnie prace nad pierwszym musicalem, przy którym pomogło mi tyle osób. Mijają teraz niecałe dwa lata odkąd mam ten pomysł… Od grudnia opisuję sam rozwój prenatalny w poetycki sposób, ale jednocześnie czuję, że mało wiem o projekcie, bo mało wiem… o sobie. Cóż, kierownictwo duchowe nakierowało mnie również na pracę nad swoją emocjonalnością. To wszystko, co dotychczas krótko opisałam, sprowadziło mnie do pytania o własne kobiece serce. Do pytania – KIM JESTEM? Ale tak naprawdę! Kim? To moje aktualne poszukiwanie. Gdzie jest moje serce? Czym jest moje serce? Szukam intensywnie, Boga znów zamęczam. Po drodze poddaje mnie próbom, z sercem w roli głównej. Aktualnie jest mi ciężko i dobrze jednocześnie, wiele pracy duchowej i emocjonalnej za i przede mną. Ale perspektywa, że pojmę kim jestem i że w końcu może pokocham siebie, Boga i drugiego człowieka daje mi siłę. Chorym sercem nie pokocham w zdrowy sposób. Nie stworzę pięknych relacji i nie będę w stanie chorym sercem dostrzegać piękna ani w sobie ani w innych. Skoro Bóg odpowiedział mi na to pierwsze podstawowe pytanie, które zadałam dwa lata temu w totalnej rozsypce, później na to drugie o to, co mam robić, to i przecież powie mi, kim jestem. Światu już podziękuję za odpowiedzi w tych najbardziej podstawowych kwestiach – nie odpowiedział mi przez 30 lat i doprowadził do bezsensu. I choć tracę co chwilę wiarę, bo ona nie jest czymś oczywistym, to podjęłam tę walkę o siebie i własne serce. Odkąd zaczęłam na poważnie w marcu myśleć o uleczeniu serca – czyli prawdziwej, poranionej mnie – trafiam co chwilę w różnych miejscach na ten fragment Biblii:

„Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić i mówić jej do serca.” Oz 2.

Czytając dziś książkę „Urzekająca” S.&J. Eldredge o kobiecej tożsamości (mega polecam!!) dałam sobie chwilę na bycie ze sobą. Ciepłe słońce, woda, dość mocny wiatr, niedziela, wolne. I w objęciach słońca powiedziałam: „Boże, szukam swojego serca. Wiem, że będzie boleć, idźmy tam razem.” Posiedziałam jeszcze chwilę, chwyciłam za telefon – fejsik, sms, i zrobiłam to zdjęcie. Myślę sobie ‚fajne, takie artistic, z głową w chmurach” i dodałam na instagrama. Wieczorem pokazałam je Mamie, a ona, że piękne serce. He? Jakie serce? Szok, nie zauważyłam tego wcześniej. Wokół mnie serce z chmur. Może przypadek, nie wiem. To czy Bóg jest przekonamy się najpóźniej w momencie śmierci. Ale szczerze, wzruszyłam się. A może faktycznie On jest i to wszystko co opisałam tu tak szczerze i w dużej obawie przed ludzką opinią jest faktycznie działaniem Kogoś, kto mnie kocha? Ostatnie dwa lata powiedziały mi więcej niż pierwsze 30 lat życia. Wiem jedno – nic na siłę, po prostu warto szczerze szukać odpowiedzi na najważniejsze pytania, które kłębią się w sercu. Bo słuchajcie, o serce tu się rozchodzi. Masz piękne serce. A jeśli się teraz krzywisz, podobnie jak ja na taką myśl, to warto przemyśleć sprawę i podjąć walkę o swoje serce. Bo jest ono TWOJE. Jedyne i niepowtarzalne. I kopie co sekundę. Po co? By dobić się do Ciebie, tego prawdziwego.

(Modlę się za każdą osobę, która to czyta. Również proszę o modlitwę. Dziękuję!)

Paulina Faustyna Tanaś

Paulina Faustyna Tanaś

Szczęść Boże
Nie wiem od czego zacząć.
Zacznę od tego że jestem osobą niepełnosprawną. Poruszam się o kulkach. Od urodzenia choruje na Mózgowe Porażenie Dziecięce. Mam 26 lat.
Różaniec odmawiam odkąd pamiętam. Jestem osobą bardzo głęboko wierząca od dziecka.
Moja rodzina z Wiarą tak sobie.
Dzięki Modlitwie Różańcowej z Ks. Teodorem każdego dnia czuje się dużo lepiej.
W 2016r. poznałam Mojego chłopaka. Od 2018r. jesteśmy zaręczeni. Oboje jesteśmy niepełnosprawni. To że się poznaliśmy to było działanie Pana Jezusa i Matki Bożej.
Obecnie planujemy Ślub Kościelny.
Nasze rodziny nie akceptują tego że jesteśmy razem.
Nie widzą Naszego szczęścia tylko ograniczenia.
Nie obchodzi Nas co mówią bo to nie oni są najważniejsi tylko Chrystus I Matka Boża.
Teraz w czasie tej pandemii jest nam bardzo ciężko ponieważ ja mieszkam na Mazowszu a Mój Ukochany na Pomorzu.
Widujemy się tylko przez kamerkę.
Bardzo za sobą tęsknimy i Modlitwa Różańcowa zarówno z Wami jak i z księdzem Teodorem pomaga Nam to przetrwać.
Razem się Modlimy i dziękujemy Bogu za Miłość jaką Nas obdarzył.
Modlitwa pomaga nam w  trudach dnia codziennego.

Dzielę się Świadectwem bo pragnę pokazać że Chrystus i Matka Boża działają w Naszym życiu.

Bóg Zapłać ?

 

Świadectwo – Arek Nakonieczny

Świadectwo – Arek Nakonieczny

Świadectwo

Dotyk Miłości…
Mam na imię Arek mam 41 lat. Wychowywany byłem w wierze Katolickiej, rodzice często zabierali mnie do kościoła jak byłem młodym chłopcem, praktycznie każdą Mszę św. przesypiałem w ławce. Do kościoła zawsze miałem pod górkę, przebywanie w kościele było dla mnie zawsze stratą czasu. Wiedziałem tylko teoretycznie, że Bóg istnieje, lecz nigdy go nie spotkałem. Rodzice bardzo mnie kochali i chcieli jak najlepiej mnie wychować. Byłem osobą bardzo zamkniętą w sobie, miałem swój mały świat, w którym można powiedzieć sam sobie żyłem, i sam jego scenariusz układałem. Chciałem żyć po swojemu i decydować o swoim życiu. Bardzo szybko pojawił się bezsens życia i pierwsze próby samobójcze w 1988r. mając 9 lat , głównie było to przedawkowania leków, które powtarzały się przynajmniej raz w roku. Oczywiście rodzice o tym nie wiedzieli, że próbuję odebrać sobie życie i za każdym razem lądowałem w szpitalu z silnym zatruciem, które nikt nie potrafił dokładnie zdiagnozować. W wieku 12-14 lat pojawił się w moim życiu alkohol, w którym znalazłem ukojenie na swoje problemy i życie. Był to jedyny lek, który potrafił złagodzić wszystkie objawy mojego stanu w jakim wtedy byłem. Zaczęły się imprezy i co weekend alkohol. Takie życie mi pasowało i wtedy tak chciałem żyć. Po bardzo krótkim czasie alkohol był dla mnie najważniejszy w życiu i nie było dnia, w którym bym nie był pod jego wpływem, nie potrafiłem bez niego żyć, bawić się, dodawał odwagi, pewności, śmiałości, dodawał mi skrzydeł. Nie wiedziałem wtedy, że już jestem osobą uzależnioną. Dla alkoholu mogłem zrobić wszystko. W pewnym momencie zawładnął moim życiem całkowicie, był moim najlepszym przyjacielem, bez którego nie mogłem żyć, a który mnie zdradził i rzucił w końcu o ziemię i zmieszał z błotem, upokorzył mnie maksymalnie jak tylko mógł, teraz za tą przyjaźń musiałem słono płacić. Moja kondycja fizyczna i psychiczna już była w bardzo opłakanym stanie. Liczne próby samobójcze, problemy z policją, z prawem, rozpadło się moje pierwsze małżeństwo i straciłem kontakt na jakiś czas z synem, który miał wtedy 2 latka. Moje życie stało się piekłem. W końcu zdecydowałem się sam sobie pomóc i zgłosiłem się  do szpitala na zamkniętą terapię odwykową. Takich terapii zamkniętych zaliczyłem 3. Dwukrotnie zamknięty byłem w szpitalu psychiatrycznym, lecz nic to nie pomogło, piłem jeszcze gorzej i bardziej destrukcyjnie. Stawałem się coraz bardziej bezwzględnym i potwornym człowiekiem, nikt dla mnie się nie liczył oprócz alkoholu. Niejednokrotnie byłem już w stanie agonalnym. Nie wierzyłem w jakąkolwiek pomoc . Widziałem tylko jedną swoją wizję, jaką jest zapicie się na śmierć, kolejna próba samobójcza, albo zwariuję albo kogoś zabije i wyląduje w zakładzie karnym. Niszczyłem swoje życie, moich najbliższych i wszystkich, którzy spotykali się ze mną, również straciłem znajomych, z którymi się spotykałem, zostałem tylko ja i alkohol. Żyłem sobie tak około 20 lat. W międzyczasie spotkałem na swojej drodze wspaniałą kobietę, która po 10 latach życia ze mną w piekle, mimo wszystko została moją żoną. Bardzo wierzyła we mnie i wiedziała, że w środku jestem dobrym człowiekiem, tylko zagubionym, bardzo mocno we mnie wierzyła, jej miłość do mnie była niezrozumiała dla mnie po tym wszystkim co ze mną przeszła. Wreszcie 10.08.2014r. będąc po ciągu picia stwierdziłem, że pomodlę się, była to ostatnia moja deska ratunku, byłem wtedy na skraju wyczerpania psychicznego, nie dawałem już sobie rady. Stwierdziłem, że jeśli Bóg mi teraz nie pomoże to już nie wierzę w nic, tylko Bóg mi został, wszystkie środki po ludzku już wykorzystałem, pokładałem tylko nadzieję w Bogu. Jak dotąd to tylko prosiłem Boga aby pozwolił mi się zapić, umrzeć, aby mnie już zabrał bo już nie jestem w stanie tak dalej żyć. Natomiast Pan Jezus miał całkiem inny plan wobec mnie. Pierwszy raz w życiu zacząłem się modlić z otwartym sercem. Zacząłem prosić Pana Jezusa żeby mnie zabrał, żeby pozwolił mi umrzeć albo zrobił coś ze mną bo już dalej nie mogę tak żyć. W pewnym momencie spojrzałem na Krzyż i zacząłem płakać, nie mogłem powstrzymać płaczu, zacząłem czuć, że coś się ze mną dzieje, czułem ogromną miłość Pana Jezusa i świadomość tego, że oddał za mnie życie, dokładnie za mnie, za takiego grzesznika, który przez całe swoje życie żył bez Boga. Nie mogłem ogarnąć tego rozumem, że Jezus umarł za mnie, za takiego złego człowieka, że mnie mimo wszystko kocha bezgranicznie i przebacza wszystko, że wyciąga do mnie rękę i mnie podnosi. Ogarnął mnie niesamowity pokój i miłość, wszystko zniknęło, cała rozpacz, lęk, strach, myśli destrukcyjne. Na początku myślałem, że zwariowałem, nie miałem z kim o ty porozmawiać. Stwierdziłem, że pójdę do księdza i opowiem całą historię. I tak zrobiłem. Ksiądz proboszcz parafii p.w. Miłosierdzia Bożego wytłumaczył mi co się ze mną dzieje, że właśnie spłynęła na mnie Łaska Boża, że Bóg mnie dotknął, że mnie nawraca i uzdrawia bywa tak, że ludzie bardzo dziwnie się czują w tym momencie i myślą, że zwariowali, taki stan może trwać około 6 miesięcy. Tak dokładnie było ze mną, żyłem w Niebie przez 6 miesięcy. Potem Bóg sprowadził mnie na ziemię i powiedział, że teraz On będzie mnie prowadził przez życie, jeśli tylko Mu pozwolę. Bóg wyrwał mnie z piekła alkoholu. Jestem trzeźwy już 6 lat. W dniu 10.08.2014r. moje serce z kamienia zostało wyrwane a Jezus wstawił w to miejsce serce z ciała, żywe i miłujące Go bezgranicznie. Działanie Boga w moim życiu nie zakończyło się na tym wszystkim co otrzymałem w 08.2014r. W 09.2014r. dowiedziałem się, że moja żona jest w ciąży, to był kolejny cud. Po jakimś czasie Jezus skierował mnie na kurs Nowe życie, na którym pokazał mój grzech i jak bardzo Go raniłem swoim życiem. Bardzo Bóg chciał żebym poznał także Maryję, bo przez Jej serce mogę być coraz bliżej Jezusa. Na mszy św. Ksiądz Daniel polecał codziennie odmawiać różaniec, a mianowicie Nowennę Pompejańską , wiedziałem wtedy, że konkretnie mówi do mnie. Tylko był problem, że ja nie wiedziałem nawet wtedy jak w ogóle odmawia się różaniec, a co dopiero Nowennę Pompejańską. Minął jakiś czas i stwierdziłem, że muszę się modlić tą Nowenną. Było to wyzwanie bo 3 różańce dziennie to było minimum prze 54 dni, a ja nigdy w życiu nawet dziesiątki nie odmówiłem, wiedziałem  tylko jak różaniec wygląda. Dałem radę, modliłem się w intencji mojej żony aby ciąża przebiegała bez problemów i żeby nasz synek urodził się zdrowy, (już wtedy wiedzieliśmy, że będziemy mieli synka). Podczas odmawiania Nowenny zły duch bardzo walczył o mnie, podsuwał różne myśli, abym tylko się nie modlił. Wiedziałem, że nie jestem sam, że trzymając różaniec w ręku trzymam moją Mamę Maryję za rękę i Ona mnie nie puści. Nie poddałem się złemu duchowi bo byłem pod cudowną opieką i skończyłem nowennę. Podczas Nowenny za każdym razem podczas odmawiania Tajemnicy Bolesnej bardzo przeżywałem ją duchowo, czułem ciepło i ciarki praktycznie na całym ciele, w ten sposób Maryja i Jezus po raz kolejny pokazywali mi co Chrystus zrobił dla mnie i jak bardzo mnie kocha. Kolejny cud wydarzył się w moim życiu. Pan Jezus uratował życie naszego nienarodzonego jeszcze wtedy synka. Synek miał się urodzić 20.06.2015r. urodził się 01.06.2015r. Mojej żonie wyszły troszeczkę złe wyniki badań, ale wyniki nie kwalifikowały się do tego, że trzeba się kłaść na oddział, mimo wszystko dzięki naszej znajomej, która pracowała w szpitalu w Lublinie stwierdziliśmy, że pojedziemy do szpitala, dostaliśmy się na oddział 31.05.2015r. była to niedziela. Stwierdziliśmy, że poleży żona około 3 dni i wróci do domu. Jednak tak się nie stało. 01.06.2015r. rano na obchodzie podczas badania mojej żony nie były wyczuwalne ruchy dziecka i nie było wyczuwalne tętno. Okazało się, że synek miał szyjkę owiniętą pępowiną i lekarz od razu zlecił jak najszybciej cesarskie cięcie. 01.06.2015r o godzinie 8.17 na świat przyszedł silny i zdrowy nasz synek. Chwała Panu!!!! Dziś ma już 5 lat. W moim życiu zły duch nie przestawał walczyć o mnie, wiedział, że już nie ma szans aby mnie zniewolić po raz kolejny alkoholem to złapał mnie w sidła myśli samobójczych. Wykorzystał moją ogromną tęsknotę za Bogiem, która w pewnym momencie wkradła się do mojej duszy. Była to tęsknota doświadczenia tego samego stanu co w momencie mojego nawrócenia. Bardzo pragnąłem wtulić się w ramiona Jezusa. Myśli samobójcze bardzo mnie często dopadały i nie mogłem sobie z nimi poradzić.W dniu 13.02.2016r. Pan dotknął mnie kolejny raz na spotkaniu modlitewnym w Częstochowie u o. Daniela. Podczas modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne otrzymałem Łaskę spoczynku w Duchu Świętym. Spojrzałem w stronę o. Daniela gdy robił w moim kierunku znak Krzyża i w tym momencie upadłem. Później się dowiedziałem od mojej mamy, która w tym czasie ze mną była, że po słowach o. Daniela, że w tym momencie zostaje uzdrowiona osoba od ducha samobójstwa, właśnie po tych słowach upadłem. Od tego dnia nie mam myśli samobójczych. Jestem szczęśliwy i wolny…. Chwała Panu za to wszystko co czyni w moim życiu!!!! Od momentu spotkania Boga na swojej drodze zostałem obdarzony wieloma łaskami, których nie sposób wymienić. Od 6 lat jestem wolnym i szczęśliwym człowiekiem. Oddałem całkowicie swoje życie Panu Jezusowi, nie potrafię i nie chcę już bez Niego żyć. Nie ma dnia w moim życiu abym nie wielbił Pana Jezusa, abym nie rozmawiał z Nim. Dziś wiem po co i dla kogo żyję. Mam wspaniałą rodzinę, cudowną żonę, wspaniałych synów, kochających rodziców i coraz więcej przyjaciół, którzy towarzyszą mi w drodze do zbawienia. Inaczej patrzę na życie i ludzi. O cokolwiek dziś proszę Pana Jezusa to otrzymuję jeśli jest to zgodne z Jego wolą. I zawsze jest tak, że dostaję więcej niż prosiłem. W moim życiu są dwa miejsca, w których czuję się kochany i bezpieczny, jest to Kościół oraz dom, moja rodzina. Jestem innym człowiekiem dziś, należę do parafialnej wspólnoty modlitewnej, jestem wolontariuszem w hospicjum i staram się żyć tak, abym nie bał się śmierci, bo dzisiaj jest moje a jutro może w ogóle nie nadejść… Wiele sfer w moim życiu Jezus uzdrowił, których nie opisałem i wciąż mnie dotyka i prowadzi, czuję Jego obecność w moim życiu. Moja nędza i małość jest niczym w porównaniu do miłości Boga, sam z siebie nic nie mogę, nie jestem w stanie nic uczynić bez Boga. Chwała Panu za wszystko co uczynił w moim życiu i nadal czyni. Dziś wiem, że gdybym nie doświadczył w swoim życiu takiego Krzyża możliwe, że bym nie poznał Jezusa i przeogromnej miłości Jego. Więc każdy Krzyż, każde cierpienie, które teraz w swoi życiu niosę, dźwigam na Chwałę Jezusa, który niósł ponad 2000 lat temu całe brzemię świata z wielką miłością i pokorą i umarł za mnie i za ciebie abyśmy mogli żyć. Pragnę naśladować Chrystusa i kroczyć do końca swoich dni jego śladami, a w szczególności Jego drogą Krzyżową. Chwała Panu za Krzyż bo w Nim jest miłość i życie… Chwała Maryi za opiekę, łaski i za Syna Którego nam dała… AMEN!!!

,,Panie niczym sobie nie zasłużyłem na dobra, które mam… Dziękuję Ci… Wskaż mi, jak dzielić się nimi… Swoje serce chcę rozdać wszystkim, ale niech to będzie serce pełne Twojej miłości… Panie pozwól mi być wolnym od pieniędzy, gdy będę je miał… Pomóż mi nie kalkulować, lecz ufać… Panie bez Twojej łaski moje serce nie ustrzeże się grzechu… Dziękuję za radość, którą mi dajesz, gdy dzielę się z innymi… To po ludzku jest dla mnie bardzo ważne… Spraw Panie, by moją motywacją do dawania była zawsze szczera miłość do Ciebie i ludzi… Panie oczyszczaj moje pragnienia, abym zawsze pragnął tylko Ciebie i tego, czego Ty chcesz… Pomóż mi, bym nie był ślepy na potrzeby innych… Dziękuję Ci za każdą łaskę przełamania i dania z siebie czegoś dla innych… Przepraszam za każdą zmarnowaną okazję do czynu miłosierdzia… Daj mi Panie odwagę do wykonywania takich czynów… Oddal ode mnie Panie wszystkie szufladkowania ludzi, którym mógłbym pomóc… Uwolnij mnie od pokus posiadania… Niech mnie pociąga to co małe i skromne, a wielkie w Twoich oczach… Kocham Cię Boże za to, że mogę zwracać się do Ciebie i mówić to wszystko… Dziękuję za tę łaskę… Pamiętasz Panie, że czułem kiedyś tyle łask i tyle radości… Było mi za lekko… Poczułem, że mnie wołasz… Teraz jest mi ciężej, ale cały czas czuję Twoje błogosławieństwo i niezgłębioną radość z tego, co robię… Dziękuję!… Cały czas czuję się szczęściarzem… Na ile dzielę się tym szczęściem?… Ile dzielę się sobą, a ile Tobą?… Chyba zbyt mało mówię o tym, że moje szczęście pochodzi od Ciebie… Życie to ciągłe przełamywanie siebie… Dziękuję, że tu jestem… Dziękuję za to, że: oczyszczasz moje serce…, umacniasz moją wiarę…, stawiasz przede mną tych ludzi, którzy dzielą się Tobą… Panie Ty najlepiej znasz moje serce… Panie bądź moją jedyną pociechą… Panie ukierunkuj moje kaprysy i zachcianki na Ciebie… Panie boję się tej prośby, ale pomóż mi być ubogim na sposób światowy, a bogatym na sposób duchowy… Wierzę, że Ty zatroszczysz się o mnie i poprowadzisz do prawdziwej wolności… Panie, wierzę, że moje serce jest Twoim domem… Niestety wiem, że czasami zostawiam Ci tam za mało miejsca… Wiem, że wchodzisz tam z odkurzaczem (czasami bez pytania). Dziękuję Ci za to Panie, drzwi mojego serca zawsze stoją przed Tobą otworem!”
NIECH SIĘ DZIEJE WOLA TWOJA A NIE MOJA PANIE… !!!
AMEN!!!

Świadectwo – Krzysztof

Świadectwo – Krzysztof

Nie pije alkoholu 17 LAT a 5 lat żyje w czystości byłem bezdomny spałem w różnych miejscach w tym na dworcu na klatkach karetki mnie zabieraly z ulicy lekarze mówili że tego nie przeżyje żebym przestał a ja wypisywalem się na własne żądanie i dalej piłem to tylko cud że żyje ale to był dopiero początek tego co Bóg zrobił w moim życiu później było dalsze nawrócenie powiem tak jak ktoś otworzy swoje serce dla Jezusa na Jego miłość prowadzenie działanie to On zaprowadzi go w miejsca o których nawet nie śnił ?Największym cudem było uwolnienie od seksu byłem zniewolony 20 lat a Jezus w jednej sekundzie to zabrał. Życie w czystości daje mi szacunek do samego siebie i prawdziwą wolność 

Całość świadectwa w nagraniu poniżej:

 

W czasie kiedy byłem na samym dnie zbierałem pieniądze na alkohol. Ludzie zazwyczaj mi dawali, lecz jedna dziewczyna mi nie dała i powiedziała: nie dam ci bo wydasz to na alkohol. Było to ponad 17 lat temu i tej dziewczynie jestem wdzięczny, ponieważ ona mi pokazała prawdę, że źle żyję, że nie tędy droga. Inni dawali mi komfort takiego życia, utwierdzali mnie w błędnym przekonaniu, że takie życie się opłaca. Ona tak naprawdę pokazała mi drogę wyjścia z nałogu, dlatego tak ważna jest prawda żeby mówić innym nie to, co chcą usłyszeć,  ale to, co zmieni ich życie.  Jezus Droga Prawda Życie

Rok po nawróceniu pojechałem do Legnicy. Kościół św Jacka, podchodzi do mnie mały chłopiec i mówi: daj pieniądze, a miał w ręku 10 zł i nie wiem czemu, patrząc mu głęboko w oczy powiedziałem trzy razy: Jezus cię kocha. On odszedł a ja pojechałem do domu do Wrocławia, była to niedziela. Na drugi dzień przed pracą pojechałem coś załatwić, po drodze wchodzę do Kościoła i widzę w ławce tego samego chłopca co dzień wcześniej w innym mieście, zobaczył mnie, wybiegł z ławki przytulił się do mnie i nie chciał długo puścić. Ja mu nie dałem ani grosza tyko trzy razy powiedziałem: Jezus cię kocha. Byłem w szoku, to pokazało mi jak ważne jest mówienie innym o Jezusie, o Jego Miłości ? Jezus Chrystus działa cały czas cuda, proszę, mówcie innym swoje świadectwa, jesteśmy tylko narzędziami w rękach Boga, ale On potrzebuje naszych rąk. Cuda dzieją się codziennie, wystarczy je dostrzegać i mówić innym na Chwalę Jezusa ?  Może jesteśmy jedyną Ewangelią, którą ktoś przeczyta… Pięknego dnia przepełnionego Miłością i radością ?

Poznałem Sandrę (obecnie moja narzeczona) niecałe 5 miesięcy temu. Po ludzku nasz piękny oparty na fundamencie Jezusa i Maryi związek nie był możliwy, dzieliło nas 500 kilometrów, ale że dla Boga nie ma nic niemożliwego. Teraz mieszkamy w jednym mieście i jesteśmy bardzo szczęśliwi żyjąc w czystości. robiąc wszystko na Chwałę Bożą. Dziele sie Kochani z Wami tym świadectwem żeby zapewnić,  że jeśli oddamy w całkowitym zaufaniu nasze życie Bogu to możemy oczekiwać nieoczekiwanego bo Bóg ma najlepszy plan na nasze życie.

Hubert – świadectwa

Hubert – świadectwa

Mój Anioł Stróż i ja.

 

Mój Anioł Stróż – zdumiewający i cudowny towarzysz

Jeśli się dba o relacje ze swoim aniołem to jest to niesamowite nie tylko uczucie ale i pomoc.
Mój anioł stróż kiedyś uratował życie mojemu koledze, który chciał się powiesić. Innego dnia uratował mi życie przed śmiertelnym wypadkiem samochodowym. Zdradził mi też swoje imię. Nathaniel, czyli Dar Od Boga. To zdumiewający i cudowny towarzysz. Mimo, że często Go zaniedbuję .

1) Jak mój Anioł Stróż uratował życie kolegi.

Ten mój kolega chciał popełnić samobójstwo. Napisał mi pożegnalnego smsa. Dzieliło nas ok 200 km. Nie wiedziałem co konkretnie planuje. Pomodliłem się do Maryi jako Królowej Aniołów, aby rozkazała mojemu aniołowi aby udał się do kolegi i nie pozwolił mu na to. Potem tylko czekałem. Po jakimś czasie dostałem od kolegi MMS. A w nim zdjęcie rozszarpanej linki wspinaczkowej. Zadzwoniłem do niego, a ten w końcu odebrał telefon. Mówił, że zeskakując ze stołka, poczuł w jednej chwili wielki wiatr i ogromną siłę z zewnątrz, a także jakiś niewyraźny kształt, który pojawił się znikąd i jednym uderzeniem rozszarpał linkę która mała udźwig ponad 100 kg. Rozpruł linkę na strzępy. Powiedziałem mu, że widział mojego anioła stróża. Mój kolega był ateistą. Był. Bo teraz wierzy. To było kilka lat temu. 3 tyg temu urodził munsię syn. Mój anioł stróż uratował przed śmiercią 2 życia ratując jedno życie.

2) Jak mój Anioł Stróż uratował mi życie

Poprzedniej zimy 2018r jadąc zauważyłem na krawędzi rowu samochód osobowy, który tylne koła miał na krawędzi drogi, zaś przód prawie w rowie. Przerażonym kierowcą była kobieta. Zatrzymałem się i zaoferowałem pomoc w wyjechaniu z rowu. Było bardzo ślisko. Samochód był pochylony przodem w stronę przepaści, a przednie koła były w lekkim wgłębieniu w ziemi, które to wgłębienie jedynie trzymało samochód przed wjazdem w „przepaść”, czyli sporym rowem, z którego wyjazd bez specjalnego sprzętu byłby niemożliwy. Wsiadłem do samochodu, ale niestety koła się ślizgały. Włączyłem wsteczny i wciskając od czasu do czasu pedał gazu, próbowałem rozbujać pojazd by przednimi kołami wyskoczył z wgłębienia i wrócił na drogę. Niestety za każdą próbą ponosiłem fiasko. Poprosiłem kobietę, żeby próbowała kogoś jeszcze zatrzymać. Zatrzymany ochotnik rozbuja jeszcze autem od przodu to wtedy jest szansa, że się uda wyjechać. Ale wtedy pomyślałem o moim aniele stróżu. Zwróciłem się całym sercem do Niego na głos: „Pomóż mi, proszę. Popchnij ten samochód.” Powoli znowu wcisnąłem gaz, pilnując by samochód nie zsunął się do przodu. I wtedy poczułem, jakby ktoś mnie popchnął. Samochód wyjechał z łatwością i wrócił na drogę

3) Jak mój Anioł Stróż pomógł mi załatwić sprawę urzędową

Na początku tego roku 2019 miałem załatwić skomplikowaną sprawę w Urzędzie Skarbowym.
Wiedziałem, że tamtejsza obsługa petentów jest wrogo nastawiona. Poprosiłem swojego anioła stróża, żeby udał się tam przede mną i poprosił aniołów, którzy czuwają nad pracownikami US, aby pracownicy nastawili się do mnie z chęcią pomocy w rozwiązaniu sprawy. Na miejscu obsługa była przemiła, a zamiast przeganiać mnie z drzwi do drzwi z fochami, sama pani kierownik US z uśmiechem na twarzy oprowadzała mnie i pomagała jak najszybciej załatwić moją sprawę jakbym był jakimś VIPem. Jeśli boisz się rozmowy z kimś lub jesteś niepewny finału spotkania z trudną osobowością, poproś swojego anioła stróża, aby wcześniej porozmawiał z aniołem stróżem tej osoby i obaj nastawili Was pozytywnie do tej trudnej rozmowy.

4) Jak mój Anioł Stróż pomógł mi skontaktować się z żoną, pomimo braku łączności telefonicznej.

Trzecia historia miała miejsce kilka lat temu. Moja żona uwielbia robić zakupy w IKEA. Ja nie za bardzo, bo nie interesują mnie zbytnio takie sprawy. Ona też za bardzo nie lubi jak chodzę za nią po regałach jak skazany na śmierć ze spuszczoną głową. Mamy na to dobry plan. Zawożę żonę pod sklep i ona leci w wir zakupów. Ja natomiast parkuję i zostaję w samochodzie z książką i oddaję się lekturze. Kiedy żona jest gotowa, dzwoni do mnie, a ja pomagam jej zataszczyć zakupy. To był dzień w IKEA taki jak zawsze.
Różnił się tylko tym, że nie przemyślałem tego i zaparkowałem w podziemnym parkingu, a tam moja komórka nie ma sygnału . Minęła godzina, może dwie. Słyszę w sercu ciepły głos: „Wyjdź z
samochodu” Posłuchałem. Pomyślałem sobie, że rozprostuję nogi. Kolejna prośba: „Wejdź do środka”. W sumie racja. W środku jest cieplej i pamiętam, że były 3 miękkie fotele przy wejściu. Usiądę sobie tam i zaczytam się znowu. Podchodząc do wybranego fotela znowu słyszę: „Idź do żony. Potrzebuje cię. Jest przy kasach”. Pomyślałem, że to wszystko jest jakieś dziwne. Zarówno ten głos, na który dopiero wówczas zwróciłem uwagę, że to przecież jakieś nadnaturalne. No i to, że żona czeka na mnie przy kasach, a przecież miała zadzwonić. Udałem się na miejsce. Małżonka stała z dwoma wielkimi koszami przy kasach. Jak mnie zobaczyła zrobiła wielkie oczy. „Skąd wiedziałeś?” To pierwsze, co powiedziała.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć to opisałem, jak to się stało, że się tu znalazłem. Ona do mnie: „BoTwój telefon nie odpowiadał, wpadłam w panikę. Tak bardzo chciałam, żebyś tu był”. Wtedy pierwszy raz usłyszałem w sercu swojego Anioła Stróża.

5) Jak mój Anioł Stróż uratował mi życie.

Kolejna już historia to jak prowadziłem samochód. Zbliżałem się do wzniesienia, za którym nie było nic widać. Jechałem ok. 100km/h. Usłyszałem znajomy, ciepły głos w sercu: „Zwolnij”. Zwolniłem do ok. 70 km/h. „Zwolnij, proszę.” Dziwne mi się to wydawało , ale zaufałem i jeszcze bardziej zwolniłem, do 40km/h. I w czasie zwalniania usłyszałem kolejne ponaglenie. Tym razem gwałtowniejsze. Prawie się zatrzymałem. I w tym momencie zobaczyłem w pewnej odległości jak z naprzeciwka na wzniesieniu pojawia się prawidłowo jadący samochód, który jest wyprzedzany na szczycie wzniesienia przez jakiegoś wariata z bardzo duża prędkością. Gdybym nie posłuchał, bym znalazł się na drodze wyprzedzającego pojazdu. Mój anioł uratował mi życie. Nie pozwolono mi wtedy zginąć. „Jeszcze po coś jestem Bogu tu potrzebny” – pomyślałem. Po 1,5 roku od tego wydarzenia począł nam się syn. Nasze pierwsze dziecko oczekiwane od 11 lat małżeństwa .

6) Spotkanie mojego Anioła Stróża, a może Jezusa, po uczynku miłosierdzia względem bezdomnego

Piąte wydarzenie wyglądało następująco. Jechałem po moją żonę. Odebrać ją z dworca. Miałem wtedyapetyt na hamburgera. I z takimi planami wyruszyłem samochodem. Jednakże całą trasę słyszałem w sercu: „Kup 6 hamburgerów. Weź sześć.” Moja żona nie lubi jak się niezdrowo odżywiam i przy jednym moim hamburgerze by kręciła nosem, a co dopiero SZEŚĆ!!! Do samego końca walczyłem z tym, ale poddałem się w ostatniej sekundzie i w okienku MCdrive zamówiłem 6 hamburgerów z lękiem w sercu.
Pani w okienku poprosiła, żebym poczekał na miejscu dla oczekujących na specjalne zamówienia. Tak też uczyniłem. Podjechałem samochodem na to miejsce. Zwróciłem uwagę na żebraka, który mnie również zauważył. Uśmiechnąłem się w duchu i zwróciłem oczy ku Niebu i w sercu powiedziałem do swojego anioła: TY SPRYCIARZU! Podszedł do mnie owy bezdomny i powiedział, że jest głodny, od jakiegoś czasu nie jadł nic. Odpowiedziałem mu: „Może Pan mi nie wierzyć, ale ja już Panu zamówiłem jedzenie. Proszę chwilkę poczekać, zaraz przyniosą.” Mężczyzna odszedł i usiadł niedaleko. W międzyczasie przyszła moja żona z pytaniem co chciał ten człowiek. Powiedziałem, że był głodny. Żona na to, że ona odstąpi swojego hamburgera. Ja jej opowiedziałem całą historię w oczekiwaniu na hamburgery.
Miała wielkie oczy. Po jakimś czasie przyniosła nam pani hamburgery. Wyszedłem z auta i zaniosłem je bezdomnemu. Był przeszczęśliwy, od razu zaczął jeść. Wróciłem do samochodu.
Kiedy miałem otworzyć drzwi, w mgnieniu oka, jakby przyszedł zza mnie, pojawił się kolejny bezdomny.
Ale ten był dziwny. Przede wszystkim nie śmierdział. Patrzył na mnie z radością i się uśmiechał tak, jak wita się uśmiechem kogoś, kogo daaaawno się nie widziało. Nie bałem się go. Był bardzo intrygujący.
Miał brodę, około 180cm wzrostu, ubrany w łachmany. I te jego oczy… Nie mogłem oderwać od nich swojego wzroku. Nie tylko się śmiały, ale były niesamowicie niebieskie. Nigdy nie zwracam uwagi na oczy ludzi, ale od tych nie mogłem oderwać spojrzenia. Były niesamowicie błękitne. Jak pomalowane. Nie wiedziałem co powiedzieć. Pierwsze co m przyszło na myśl to: „Jeśli jest Pan głodny to tu (wskazałem palcem na obdarowanego przez nas włóczęgę) jest kolega, który ma mnóstwo hamburgerów i na pewno podzieli się z Panem”. Uśmiechnięty facet z oczami w kolorze nieba odrzekł z wyrozumiałością: „Ja nie muszę jeść” i znowu się uśmiechał patrząc mi prosto w oczy swoim hipnotyzującym spojrzeniem pełnym radości i miłości oraz wewnętrznego spokoju. Zrozumiałem, że jego osoba do życia nie potrzebuje pokarmu i spojrzałem z pytającym wzrokiem na żonę, która siedziała w samochodzie. Ona również była zdziwiona tym, co usłyszała. Wróciłem wzrokiem w miejsce gdzie stał ten intrygujący ktoś… Ale jego już nie było. Zniknął. Teren wokół był otwarty i nie sposób by ktoś stąd odszedł nie będąc zauważonym w oddali. Wracaliśmy do domu w milczeniu i szoku, patrzyliśmy przed siebie mając wciąż w głowie to, co zaszło przed chwilą. Do tej pory nie wiem  z kim rozmawiałem.
Najbardziej zapamiętałem jego niebieskie oczy. Potem zauważyłem na obrazach, że Jezus ma niebieskie oczy. Ale nie sądzę, żeby to był Jezus. Być może to był mój anioł stróż. Jego wcielenie. Takie sobie wybrał. A niebieskie oczy? Bo jest odzwierciedleniem Boga, który go posłał? Zapytam o to kiedyś jak stanę przed Bogiem.

Hubert

……………………………………………………………………………………

Paulina i Hubert

Jesteśmy małżeństwem od 12 lat. Od 8 lat staraliśmy się o potomstwo. Niestety bezowocnie. Próbowaliśmy pomocy prywatnej kliniki, jednak tam nie zdołano nam pomóc. Każda kolejna wiadomość o pojawieniu się menstruacji wbijała nam igły w serce. Kolejny miesiąc prób na nic. Nie chcieliśmy korzystać z metody in vitro. Nawet, jeśli to miała być ostateczność. Żyliśmy w przekonaniu, że będziemy próbować, a jak Bóg zechce to nas obdarzy potomstwem. Ślepi i głusi na Boga, żyliśmy w swoim własnym takim utwierdzonym przekonaniu. Bóg mówił. Tylko my nie byliśmy tego świadomi, że to do nas. Coraz więcej informacji o naprotechnolgii do nas docierało. Mimo to wciąż żyliśmy w przekonaniu, że będzie dzieciątko, jeśli będzie. Widać, Bóg „stracił” cierpliwość i przekazał nam wiadomość dosadniej. Podczas spowiedzi (Hubert) wyznałem, że czuję zazdrość, kiedy widzę pary z dziećmi, że przepełnia mnie wtedy smutek i żal do Boga, że my pewnie nie zasługujemy na potomstwo. Ksiądz poprosił o nr telefonu komórkowego, po czym wysłał sms wiadomość i skasował mój numer.
Wiadomość brzmiała:

Teraz nasz ruch – pomyśleliśmy. Trzeba na to jakoś odpowiedzieć. Zaczęliśmy sporo o tym czytać. W naszym województwie była tylko jedna trenerka modelu Creightona (który to model jest nieodzownym elementem w naprotechnologii). Czekaliśmy na nią miesiąc, po czym okazało się, że nie może nas niestety szkolić, gdyż ona sama zaszła w ciążę, a nie mogła mieć dzieci i nie chce teraz ryzykować utraty potomstwa. Zabrzmiało to jak niezła reklama. Zaczęliśmy więc szukać w sąsiednich województwach i tak zgłosiliśmy się do bardzo sympatycznej Agnieszki Remus z Centrum Nowe Życie w Bydgoszczy. Zostaliśmy potraktowani bardzo serio i z olbrzymią uwagą. Wytłumaczono nam wszystko podczas prezentacji i tak się zaczęła nasza walka o dzieciątko. Wiedzieliśmy, że TERAZ już MUSI się udać. Jako, że byliśmy z innego województwa, w większości nasze spotkania z Agnieszką odbywały się przez Skype’a. Zostaliśmy przeszkoleni z modelu Creightona. Agnieszka Remus, cierpliwie nam wszystko tłumaczyła i pomagała we wszystkim. Po około 3 miesiącach, mogąc już przedstawić doktorowi historię trzech cyklów miesiączkowych, udaliśmy się do dr Tadeusza Wasilewskiego do Białegostoku. Byliśmy oboje przebadani od stóp do głów. Pan dr zachowywał się profesjonalnie, a co najważniejsze był dla nas przemiły i można było poczuć, że nie tylko jesteśmy dla niego pacjentem, ale przede wszystkim człowiekiem. Okazuje się, że wszystko ma wpływ na problemy z poczęciem dziecka. Problemem była u Pauliny nadczynność tarczycy oraz nietolerancja mleka krowiego.

Nasza przygoda z naprotechnologią zaczęła się w lipcu 2018 roku. W niedzielę 28 kwietnia 2019 roku, w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, począł się Piotr, nasze wytęsknione dzieciątko. Już za chwilę (jak piszemy ten tekst) 22 stycznia 2020 roku będziemy mogli go zobaczyć na własne zapłakane ze wzruszenia oczy. Póki co wlepiamy wzrok w zdjęcia USG.

I tak Bóg uczynił cud w naszym życiu. Osiem lat naszych starań…, a wystarczyło tylko przyznać przed Bogiem, że my sami nic nie potrafimy bez Niego. Wystarczyło powiedzieć: „Jezu Ty się tym zajmij”. Jeśli wydaje się Wam, że świat się zawalił… Jeśli łakniecie głosiku kwilącego dzieciątka w Waszym domu… Jeśli rozum Wam mówi, że już wszystko stracone i nie ma już szans… Jeśli nawet in vitro nie pomaga… Dajcie szansę NAPROTECHNOLOGII. Czego żałujemy? Że nie zgłosiliśmy się wcześniej. …lata wcześniej.

Paulina i Hubert

 

Świadectwo – Jerzy Chmielewski

Świadectwo – Jerzy Chmielewski

  • Szczęść Boże.
    Jestem Jerzy z Gdańska. Otrzymałem od Pana Boga drugą szansę na dalsze życie.  Diagnoza była nieprzyjemna:  rak złośliwy. W sanktuarium Bożego Miłosierdzie w Gdańsku bardzo się modlilem i wszystko zawierzylem Jezusowi prosząc o Boże Miłosierdzie dla mnie w chorobie. Przyjąłem chorobę ze spokojem. Jestem bardzo wierzący i praktykujący katolik. Wiedziałem,  że wszystko jest w Jego rękach,  Boga Wszechmogącego Jezusa Chrystusa. Myśli skierowane były z ufnością. Nauczyłem się z tym żyć. Po operacji i wycięciu fragmentu nowotworowej tkanki straciłem kawałek ucha. Czekałem na kolejną biopsję. Wynik jest dobry dla mnie. Nie ma przerzutów i bardzo się z tego powodu cieszę. Wiem, że nie wszyscy ludzie chorzy na choroby nowotworowe mają takie samo szczęście. Bardzo mi przykro z tego powodu, ale pisząc to wzystko chciałbym dać świadectwo,  ze Wiara czyni cuda. Nie wiem dlaczego jedni mają to szczęście a inni nie. Nauczyłem się pokory i cierpliwości,  miłości do drugiego człowieka. Zawsze tak czynilem przed chorobą też, ale widząc i czując tą chorobę na własnej skórze nauczyłem się mieć nadzieję i zawierzenie całkowite Bogu. Po spowiedzi i rachunku sumienia poczułem taką ulgę, byłem taki lekki jak piórko. Szczęśliwy, że jestem przygotowany na kaźdy wyrok. Prosiłem Boga o życie, ale tak samo jak jest w modlitwie naszej wiary: Ojcze Nasz; Bądź wola Twoja tutaj na ziemi  jak i w niebie. Przyjmę wyrok Panie twój .Tymi moimi przemyśleniami w chorobie chciałem się z Wami podzielić moi przyjaciele,  którzy jesteście może w chorobie, ale również i ze zdrowymi. Nigdy nie wiadomo co przyniesie nowy dzień i czym nas zaskoczy. Dlatego zawsze,  naprawdę zawsze trzeba żyć dla.Boga, czynić dobro i być przygotowanym na wszystko  Z Panem Bogiem.

Jerzy Chmielewski

Świadectwo – Justyna Krych

Świadectwo – Justyna Krych

Muszę podzielić się z Wami sytuacją, która mnie spotkała.

Robiąc zakupy w jednym z popularnych marketów, wśród na prawdę dużej ilości klientów moją uwagę przyciągnęła koszulka pewnego mężczyzny. Była na niej narysowana postać z rogami oraz znaki satanityczne. Były tam jeszcze jakieś napisy, których nie odczytałam. Spojrzałam z niepokojem na twarz mężczyzny. Sprawiał wrażenie osoby uzależnionej od alkoholu ale tego czy nią był nie wiem. Nie chcę oceniać. Przeszłam w osłupieniu dalej. Moje sumienie podpowiadało mi jednak abym odszukała tego mężczyzny i porozmawiała z nim o tym. Pomyślałam, że to głupi pomysł, byłam z dzieckiem, w dodatku sklep był pełen ludzi. Nie było możliwości spokojnej rozmowy. Wróciłam się jednak mężczyzny już nie było. Mimo to miałam uczucie, że być może na parkingu Bóg da mi możliwość rozmowy z tym panem. Tam z pewnością byłoby spokojniej. Rozglądałam się, nigdzie go nie było. Jadąc samochodem w kierunku mojego domu nie mogłam przestać myśleć o tym człowieku, miałam wyrzuty sumienia, że jako duchowy niewolnik Matki Bożej powinnam zareagować. Przeprosiłam Boga, za brak mojej reakcji i pomyślałam, że skoro nie spotkałam tego mężczyzny drugi raz to widocznie właśnie tak miało być. Jadąc dalej z daleka dostrzegłam mężczyznę z rowerem chcącego przejść przez pasy. Nigdy wcześniej nie zatrzymywałam się przed tym skrzyżowaniem, ponieważ nigdy nie było takiej konieczności. Tym razem było inaczej. Zatrzymałem się i oczom nie mogłam uwierzyć. Przez pasy przechodził mężczyzna, którego poszukiwałam. Na jego plecach widniała rogata postać z podniesionymi rękoma w geście zwycięstwa. Dostrzegłam to dopiero wtedy. Nie zastanawiając się skręciłam w kierunku tego pana. Uchyliłam szybę i poprosiłam o chwilę rozmowy. Pan się zgodził i poczekał, aż bezpiecznie zaparkuję samochód w którym było moje dziecko. Wysiadłam, porozmawiałam. Pan był trzeźwy. Twierdził, że nie miał świadomości, co ma na koszulce, że to może rzucać przekleństwo na jego życie. Powiedział, że ubrał koszulkę pierwszy raz i w dodatku mi podziękował.

Oddając się w niewolę Jezusowi przez ręce Matki Bożej byłam świadoma, że dziać się mogą rzeczy niebywałe. Nigdy wcześniej nie zdobyłabym się na odwagę by uświadamiać obcych, przypadkowych ludzi. Wróciłam do domu z poczuciem, że nic nie dzieje się przypadkiem i że być może przez ręce Bożej Matki udało mi się uratować tą duszę.

 

 

Świadectwo – Mateusz Zajkowski

Świadectwo – Mateusz Zajkowski

Chciałbym podzielić się z Wami moim doświadczeniem po niedzielnej mszy dnia 14.07.2019 w Kościele Farnym w Białymstoku przy ul. Kościelnej 2 o godzinie 14:00.

To co się stało.. nie potrafię opisać tego słowami..

Otóż nigdy nie byłem bardzo religijnym człowiekiem – na chwilę obecną mam 31 lat i im bardziej wchodziłem w ten wiek, tym coraz bardziej oddalałem się od Boga, zaczynałem w niego wątpić.. lecz to się zmieniło diametralnie po tej niedzieli.

Zawsze śmiałem się z kościoła, gdy księża mówili, że ktoś posiada dar od Boga – zawsze śmiałem się z tego i myślałem: co za ciemnogród wierzy w takie bajki – lub myślałem, że księża specjalnie tak mówią aby przyciągnąć większą ilość osób do kościoła.

Być może miałem takie podejście, ponieważ za dużo księża w kościele zaczęli mówić o polityce zamiast o Bogu, religii – a byłem nie raz świadkiem takich zachowań ale nie będę wymieniać imion księży ani kościołów w których co niedziela proboszczowie mówili na kogo głosować. Takie zachowania coraz bardziej odsuwały mnie od kościoła i od wiary – poza tym w 2018 w mojej rodzinie było ponad 10 śmierci więc bardzo mocno odcisnęło się to na mojej psychice… modliłem się, robiłem wszystko lecz niestety te 10 bardzo bliskich mi osób z rodziny odeszło… w wieku 2 lat i po 40 lat..

Ale wracając do niedzieli z dnia 14 lipca 2019 roku:
– byłem na mszy razem swoją narzeczoną. Proboszcz Kościoła Farnego powiedział, że dziś mszę świętą poprawdzi nowo upieczony ksiądz, który posiada DAR od Boga i został przez Boga powołany na służenie mu przez drogę bycia księdzem.

Pamiętam to idealnie jak Proboszcz powtarzał wiele razy słowo DAR OD BOGA, że ten nowy młody ksiądz posiada jakiś DAR – i że jego droga będzie trudna lecz piękna.

Słysząc te słowa o DARZE, zacząłem śmiać się w duchu myśląc – „co za głupoty.. jak można wciskać taki kit ludziom – pewnie robi to specjalnie aby nawrócić wielu ludzi” – tak sobie wtedy myślałem.

Później ten młody ksiądz odprawiał mszę i prosił ludzi aby się o niego modlili, ponieważ nie chce zawieźć Boga w misji której mu przydzielił – chce ją wypełnić według słów Boga których doznał.

Na koniec mszy, ten młody ksiądz powiedział, że kto chce, może zostać po mszy na indywidualne błogosławieństwo – oczywiście nie chciałem zostać, ponieważ uważałem to za marnotrawienie czasu i chciałem inaczej spędzić swoją wolną niedzielę niż stać w kościele i czekać na jakieś „głupie” błogosławieństwo młodego księdza.
Jednak moja narzeczona namówiła mnie żebym został więc zostałem.

Wszyscy ludzie będący wtedy w kościele ustawili się w rząd i czekali w skupieniu na młodego księdza aby ich pobgłosławił przez położenie dwóch dłoni na głowę.
Im bliżej ten ksiądz był koło mnie, myślałem sobie: „Boże, co ja tutaj robię? Co za głupoty…” – tak wtedy myślałem.

Gdy w końcu nadeszła moja kolej i ten młody ksiądz Z DAREM położył swoje dłonie na mojej głowie to na początku nic nie poczułem.. ale sekundę czy dwie później.. poczułem jakby trafił mnie Piorun czy grom z jasnego nieba! Wiem doskonale co to za uczucie bo było ono podobne do uczucia gdy wyrywali mi miazgę z zęba i dotknęli nerwu – to było to samo uczucie, jakby piorun Cię strzelił.

Czułem, że ten „piorun” przeszedł w ciągu mgnienia oka przez całe moje ciało – od czubka głowy do małego palca u nogi – w tym samym momencie w mojej głowie zobaczyłem siebie jako małego bobasa i dwójka ludzi trzymała mnie w swoich rękach i przytulała do siebie – czułem się tak jakbym znowu był malutki i rodzice przytulali mnie za głowę do siebie i czułem tak wielką rodzicielską miłość w tym momencie, że czułem, że mógłbym teraz umrzeć i byłbym szczęśliwy i niczego bym nie żałował. Naprawdę.. czułem się wtedy tak spełniony, szczęśliwy i kochany, że chciałem już umrzeć!

Później gdy ten młody ksiądz zabrał swoje dłonie z mojej głowy, automatycznie od razu poczułem tak wielką tęsknotę za RODZICEM, że prawie się rozpłakałem! Ledwo powstrzymałem się od wybuchnięcia płaczem i byłem w bardzo wielkim szoku, ponieważ nie wiedziałem i nie rozumiałem tego co się stało ale odczuwałem wielką potrzebę aby szybko powiedzieć o tym swojej narzeczonej.

Gdy w końcu wyszliśmy z kościoła, nie mówiąc nic na razie mojej narzeczonej, spytałem się jak się czuje – odpowiedziała mi, że chce płakać, ponieważ tęskni bardzo za kimś… POCZUŁA DOKŁADNIE TO SAMO CO JA!!!!!!

Później całą drogę powrotną rozmawiałem ze swoją narzeczoną o tym co się stało, co poczułem i moje odczucia pokryły się idealnie z tym co ona odczuła po uzyskaniu błogosławieństwa od tego młodego księdza z darem.

Przez 3 minuty bądź więcej cały czas chciało mi się płakać, ponieważ czułem straszną tęsknotę za rodzicem – ale co najważniejsze, wiedziałem że to nie chodzi o moich rodziców tylko o INNYCH RODZICÓW!!!

Czy to możliwe, że jest tak jak myślę czyli był to DOTYK OD BOGA?
Czy możliwe jest,że gdy stałem już na skraju calkowitego zwątpienia to Bóg pozwolił mi poczuć jego miłość i pozwolił mi na odczucie jego obecności?

Teraz gdy przypominam sobie ten moment w kościele to w mojej głowie nie widzę księdza i nawet nie pamietam jego twarzy, a inny całkowicie obraz utrwalił się w mojej pamięci – że jak pochylałem głowę to widzę w mojej głowie obraz na którym nie ksiądz, a Jezus Chrystus dotyka dłonią mojej głowy.

Minął już prawie tydzień od tego wydarzenia, a ja nadal jestem pod wrażeniem i w szoku. Nigdy tego nie zapomnę tego uczucia, nie potrafię opisać go inaczej słowami ale nigdy go nie zapomnę i postanowiłem sobie coś po tym fakcieale nie będę o tym mówił.

Dostałem od drugiego księdza karteczkę z obrazem Ojca Pio i z tyłu z modlitwą za tego młodego księdza z jego imieniem i nazwiskiem.

I wiecie co? Noszę ją w portfelu teraz cały czas i boję się żeby jej nie zgbubić.

Po tym wydarzeniu moja wiara wzrosła bardzo mocno.

Czy doświadczyliście kiedyś takiego zdarzenia?

 

 

Świadectwo – Stanisław.

Świadectwo – Stanisław.

Jestem katolikiem od urodzenia. Moje życie potoczyło się tak, że wpadłem w alkoholizm. W ostatnich latach picia, piłem prawie codziennie. Do tego paliłem dużo papierosów i haszyszu. Bywało tak, że przez cały rok nie wiem czy choć przez tydzień byłem przytomny. W pewnym momencie życia zapragnąłem zostać tatą. Po długich staraniach postanowiliśmy z żoną udać się do lekarza, aby ustalić przyczynę bezpłodności. Lekarz stwierdził, żebym na 3 miesiące rzucił nałogi. Wziąłem to sobie do serca, lecz stwierdziłem, że problem jest gdzieś indziej, ponieważ znałem ludzi z ciężkimi nałogami, którzy pomimo to mieli dzieci. Wtedy zaczęło do mnie docierać, że prawdziwym lekarzem jest Jezus Chrystus, a ten kto daje prasę pornograficzną i prosi o nasienie do badania ten bardziej kaleczy niż leczy. Kupiłem w tym czasie z zoną Tajemnicę Szczęścia i zacząłem ja odmawiać. Po kilku miesiącach zostałem uwolniony z nałogów, a żona zaszła w ciążę. Wydawać by się mogło, że to koniec historii, lecz był to dopiero początek.
Pewnego razu, gdy odmawiałem Tajemnicę Szczęścia usłyszałem w myślach, aby pójść i zachęcić pewną osobę do odmawiania tej modlitwy. Nie chciałem się zgodzić twierdząc, że ta osoba mi nie uwierzy. Twierdziłem, że prędzej ludzie wezmą mnie za niezdrowego psychicznie niż mi uwierzą w takie rzeczy. W odpowiedzi usłyszałem „nie martw się, jeżeli tobie nie uwierzą to nie ciebie lecz Mnie odrzucą”. Ogarnęła mnie wtedy radość i siła nie do opisania więc się zgodziłem. Gdy byłem u tej osoby zostałem zablokowany, ogarnęła mnie wtedy trwoga, język zaczął mi się plątać i nie byłem w stanie powiedzieć po co przyszedłem. Zastanawiałem się wtedy jak działa szatan, jak to jest, że człowiek nie potrafi wypowiedzieć kilku prostych zdań?Dlaczego czasami robimy to czego nie chcemy. Nikt nie chce ranić grzechem Jezusa, a mimo to ciągle Go ranimy. Dlaczego obiecujemy się poprawić, a wciąż spowiadamy się z tych samych grzechów. Jak to jest, że szatan zmusza nas do grzechu, rozprasza nam myśli, a niektórzy twierdzą przy tych dowodach, że go nie ma. Aby ułatwić zrozumienie tych problemów napisałem rozważanie wiary według tego co usłyszałem w myślach.
Bóg Ojciec jest stwórcą i zarządca wszystkiego: nieba i piekła, stworzeń cielesnych i duchowych. Pan Jezus powiedział kiedyś s.Faustynie (co jest ujęte w dzienniczku) „czy człowiek chce,czy nie to i tak mi służy”. Bóg nie zmusza nas do dobrego więc oprócz Ducha Świętego dał nam szatana, abyśmy podjęli decyzję kogo wybrać. Szatan usiłuje mam wmówić, że rządzi w piekle, lecz jeżeli by tak było to Faustyna nie wyszłaby z piekła, aby dać świadectwo. Gdyby złe duchy rządziły w piekle, to nie błagałyby Pana Jezusa, aby nie kazał im tam wracać. Gdy człowiek bardzo chce wierzyć i walczy z szatanem to Bóg umacnia w nas Ducha Świętego, który otwiera nam oczy, a jeżeli jesteśmy obojętni to Bóg przez nasze grzechy pozwala szatanowi zamykać nam oczy do tego stopnia, że nawet cuda nie są w stanie nas przekonać. W Piśmie Świętym mamy napisane, że jeżeli człowiek nie chce, to no nawet zmarły wstając z grobu gonie przekona. Gdyby szatana w nas nie było to nie moglibyśmy zgrzeszyć, ponieważ to on jest właśnie głównym sprawcą grzechu. Gdy my walczymy, a szatan nas zmusza i grzeszy naszym ciałem, są to grzechy mimowolne, które nie zamykają nas na Łaskę Bożą. Szatan przekazuje nam gniew Boży za grzechy, z którymi się zgadzamy, czyli nie walczymy. Śmierć jest kolejnym duchem piekielnym służącym Bogu wyciągając nas z ciała. Kolejnym dowodem na to, ze szatan wbrew swojej woli lecz jest sługą Boga są słowa Jezusa wypowiedziane do niego, gdy wstąpił w Judasza „czyń prędzej co masz czynić”. Gdyby szatan nie przekazał kary za nasze grzechy Panu Jezusowi, to nie bylibyśmy uratowani. Szatan dobrze wiedział, że jak ukrzyżuje Pana Jezusa, to ludzie otrzymają odpuszczenie grzechów. Ci ludzie, którymi on się posłużył jak nam wskazywał Pan Jezus kompletnie nie wiedzieli, co czynili. Bóg nie dał na ziemi władzy szatanowi tylko nam, a nasza wola doprowadziła do tego co mamy na ziemi. Bóg szanuje naszą wolę, więc każe szatanowi przekazywać więcej swojego gniewu i ostrzega. Gdyby szatan rządził choćby w piekle, to nie byłoby tam sprawiedliwości, a jak wiemy każdy tam cierpi sprawiedliwie do tego co zrobił tu na ziemi. Szatan cierpi najgorzej, ponieważ był najbardziej świadomy, gdy się sprzeciwiał Bogu i chciał Go usunąć z nieba. On jest tak przebiegły i mocny, że nawet niektórych egzorcystów wciągnie do piekła – jak mówi Pan Jezus „ będziecie wyrzucać złe duchy w Imię Moje, a Ja się was zaprę”. Na początku szatan biegał obok człowieka, lecz przez grzech wpuściliśmy go do środka. Pan Jezus, aby podkreślić, że przez każdego z nas przemawia szatan, powiedział wprost „zejdź mi z oczy szatanie”. Nie powiedział tego, aby obrazić Piotra, tylko po to, aby Jemu i nam wszystkim otworzyć oczy. Siłą szatana jest ukrycie, lecz nie jest w stanie znieść modlitwy. Gdy się modlimy, on tego nie wytrzymuje i się ujawnia rozpraszając nasze myśli, abyśmy nie byli w stanie się skupić. Oglądają film potrafimy zapamiętać praktycznie każdy szczegół, a będąc na Mszy Świętej ciężko jest zapamiętać choćby Ewangelię. On nas uciska, zaślepia, zmusza do grzechu – czyli swojego dzieła. Codziennie każdy z nas rozmawia z Duchem Świętym i szatanem, a dowodem są słowa”patrzycie, a mnie nie widzicie, słuchacie, a nie słyszycie”. Aby była walka potrzebne są dwie osoby, lecz nam ciężko jest dostrzec szatana to mówimy, że bijemy się ze swoimi myślami. Główna wojna toczy się w nas. Adam i Ewa byli stworzeni bez szatana i w ich mocy było niepopełnienie grzechu, aby zawrzeć przymierze z Bogiem. Kolejną szansę Bóg dał następcy Adama, czyli Jezusowi. Tym razem człowiek nawet na krzyżu nie popełnił grzechu przez co przymierze zostało zawarte i zostaliśmy odkupieni. Szatan zaślepia nas do tego stopnia, że wprowadzamy dyspenzy wiedząc, że Maryja prosi świat o pokutę. Gdy Pan Jezus prosił przez Faustynę, aby uznać Go Miłosiernym, to szatan zablokował nas przez naszą słabą wolę na jeszcze 40 lat po śmierci s.Faustyny. Przez tyle lat odrzucaliśmy Boże Miłosierdzie, co powinno nam dać do myślenia dlaczego i w jaki sposób to się stało, ponieważ nasz przeciwnik w dalszym ciągu działa tak samo. Pan Jezus wiedząc co się będzie działo na ziemi po Jego śmierci prosił Ojca słowami „jeżeli to możliwe odsuń ode Mnie ten kielich”. Tu nie chodzi o Mękę, ponieważ wcześniej powiedział, że będzie za nas cierpiał to musiało się to wypełnić, aby te słowa nie stały się kłamstwem. Bóg jednak zostawił nam wolną wolę i prawo wyboru, gdzie chcemy podążać. Bóg dał nam szansę wykazać się na ziemi, abyśmy kiedyś nie mieli pretensji, że zasługujemy w niebie na więcej. Po wyjściu z ciała zobaczymy nasze życie jak film i zrozumiemy na co żeśmy zasłużyli. Aby dojść do nieba trzeba starać się na wszystkich płaszczyznach i walczyć ze złem każdego dnia niezależnie ile mamy siły. Pan Jezus, aby uratować świat objawił się Brygidzie Szwedzkiej i dał tajemnicę ludzkiego szczęścia, czyli 15 modlitw, przez które chce uratować świat. Prosił ją, aby przekonała kościół do wprowadzenia tej modlitwy jako liturgicznej. Szatan zaślepił tych, którzy nad tym debatowali i uznano obietnice Jezusa za niewiarygodne. W Piśmie Świętym pisze wyraźnie, że jeżeli odrzucimy kogokolwiek przychodzącego w imię Jezusa to odrzucimy dosłownie Jego Samego. A w czyje imię przyszła Brygida prosząc o uczczenie Męki Pańskiej? Pan Jezus powiedział, że za każdą osobę, która odmawiać będzie przez rok tą ,modlitwę, nawróci 15 grzeszników. Wyobraźmy sobie co by było, gdyby cały kościół wspólnie odmawiał Tajemnicę Szczęścia. Gdybyśmy przemówili jednym głosem jesteśmy w stanie ta modlitwą nawrócić świat. Jeżeli szatan w nas chce nam to skomplikować, to zapytajmy się samych siebie i zastanówmy się czego chciałby Pan Jezus w tej sytuacji, jaka jest Jego wola. Nasze mózgi są jak komputer, a szatan jest wirusem i to bardzo ciężkim. Zastanawiam się jak on to zrobił, że kazania Vianey’a, które nawróciły tysiące ludzi nie są głoszone w kościołach. Ks. Glas mówi, że nie chcą ludzi straszyć szatanem… powinni poczytać sobie jak Maryja dzieciom w Fatimie pokazywała piekło. Jak drodzy bracia zapomnimy, że szatan istnieje, to z kim będziemy walczyć? Tak jak żołnierze rozpoznają wroga, aby na niego uderzyć, tak powinniśmy zrobić i my. Ludzie walczą z depresją, załamaniami nerwowymi i przegrywają, ponieważ nie są świadomi kto jest ich sprawcą. Wszystko zależy od Boga i naszej woli, współpraca z Bogiem to jedyne lekarstwo na to co się dzieje tu na ziemi. Bóg Ojciec jest naszą nagrodą w niebie, oczyszczeniem w czyśćcu i ogniem karzącym w piekle, dlatego Pan Jezus podkreśli – który Jesteś w niebie. W modlitwie Ojcze Nasz prosimy Boga, żeby odpuścił nam tak, jak my odpuszczamy swoim wrogom, a my mam wrażenie robimy wszystko, aby tego nie zrozumieć, co działa na naszą niekorzyść. Jeżeli czujemy gniew do kogokolwiek, to nasze słowa „za te grzechy i za wszystkie serdecznie żałuję” stają się kłamstwem i unieważniają spowiedź mimo że oszukany kapłan udzieli nam rozgrzeszenia. Jeżeli nie jesteśmy w stanie wybaczyć temu, kto robi nam pod górkę, to poprośmy Pana Jezusa, aby nam pomógł wybaczyć i pomódlmy się za tą osobę, a to może wystarczyć. Kiedyś pożyczyłem pewnej osobie kilka stówek i dręczyło mnie, że ta osoba mi nie odda. Nie wytrzymałem i powiedziałem w myślach, Panie Jezu niech ta osoba weźmie sobie te pieniądze, tylko odsuń ode mnie to dręczenie. Dręczenie ustąpiło, a pieniądze zostały mi zwrócone. Pan Bóg wysyła szatana, aby sprawdzić jak zachowujemy naukę Jezusa, czy odpowiemy dobrem, czy nastawimy drugi policzek. Gdybyśmy wiedzieli jak wielkie są nagrody w niebie za cierpienie poniesione w obronie wiary i nauki Jezusa, to nie prosilibyśmy Boga o nic innego jak tylko cierpienie. Bóg nie wynagradza nas za zdrowie, ziemskie szczęście, tylko za trud poświęcony powiększaniu Królestwa Niebieskiego. Na pogrzebie mojego kolegi, ksiądz na kazaniu zapytał „ilu z was stoi w kolejce do piekła”? Gdy kapłan udzielał Komunii Świętej, byłem w szoku jak wiele osób stoi w tej kolejce, znaczy nie jest w Łasce Uświęcającej. Ks. Jan Bosko widział ilu ludzi jest duchowo w piekle, mimo że ich ciała jeszcze chodzą po ziemi. Wystarczy, że ktoś taki wpadnie pod auto i nie będzie odwrotu. Dlaczego tak wiele ludzi musi trafić do piekła, żeby otworzyć oczy?Piekło i gniew należą do Boga lecz Bóg nie grzeszy gniewem ponieważ to szatan przekazuje Jego gniew. Prawe ramie Pana Jezusa powstrzymuje szatana i gniew Boży a lewe ramie Jezusa powstrzymuje Ducha Świętego i sprawiedliwość Bożą więc mamy jeszcze możliwość korzystania z miłosierdzia Bożego.Maryja już w La Salet ostrzegała że nie utrzymuje ramienia Jezusa jak się nie zmienimy w szybkim czasie to będziemy mieli trzecią wojnę światową.Ojciec Święty ostrzega nas przed Swoim gniewem lecz nie zmusi nas do pokuty i modlitwy i da nam zagładę jeżeli podejdziemy do tego obojętnie. Życzę Wam, aby Ojciec Święty przez papieża Franciszka i księży w waszych parafiach Wam błogosławił, a korzystając z okazji chciałbym podziękować Maryi.
Dziękuję Maryi
za sny z różańcem, dzięki którym odmawiam różaniec. Dziękuję za wysłuchanie.

 

Świadectwo – Genowefa

Świadectwo – Genowefa

Jak ważne dla budowania Królestwa Bożego jest dawanie świadectw niech nas przekona poniższe świadectwo. Można powiedzieć: „Świadewctwo do świadectwa”. Dziękuję Damian.

Ludzie to jest niesamowite. Właśnie się nawróciłem i uwierzyłem . Odszedłem od Boga na kilkanaście lat zwodzony pokusami i ziemskimi przyjemnościami aż w końcu poczułem co to znaczy pustka i nieszczęście ( opisuje to wszystko w wielkim uproszczeniu ) . Wszystko się zmieniło po oglądnięciu tego świadectwa . Podczas gdy mówiłeś o tym aby Pan Jezus dał nam jakiś znak od siebie poczułem ogromną miłość spływającą na mnie tak jakby weszła w moją duszę , przenikała ją całą leczyła i wyciągała ze mnie całe zło jakie we mnie siedziało . Ciężko to ubrać w słowa by ktokolwiek zrozumiał co czułem . Miłość nie z tej ziemi . Tej samej nocy we śnie ukazała mi się uśmiechnięta twarz Jezusa ..to jest po prostu niesamowite . Od tego czasu minął miesiąc dopiero teraz piszę to krótkie świadectwo , byłem u spowiedzi przyjmuje Eucharystię a co najważniejsze ciągle czuję obecność Boga we mnie , On mnie nie opuścił .Każdego dnia zmienia moją duszę .Nikt mnie nie poznaje !! Ludzie to jest niesamowite w końcu jestem w pełni szczęśliwy a byłem już na dnie i traciłem nadzieję z dnia na dzień !!!!! Proszę Was wszystkich którzy szukają Boga Jezus jest prawdziwy i nas kocha . Otwórzcie dla niego serce a wyciągnie Was z największego bagna i napełni taką miłością jakiej nigdy nie doświadczyliście . Chwała Panu !!!!!!!!!!!!

Damian

Świadectwo – Ina Sos

Świadectwo – Ina Sos

Niech będzie Pan błogosławiony, *
bo usłyszał głos mego błagania.
Pan moją mocą i tarczą, *
zaufało Mu moje serce.
Pomógł mi, więc moje serce się cieszy *
i moją pieśnią Go sławię.

Ps.28

Kochani bracia i siostry, dziś pisząc to świadectwo czuję się taka szczęśliwa. Pan Jezus cały czas prowadzi mnie ,pokazując mi drogę ,abym się nie pogubiła .Wiem, że z Jego pomocą nie ma rzeczy niemożliwych .Pokonałam smierć, złego, liczne operacje, trudności życiowe, mimo kłód pod nogi, ale nigdy nie straciłam nadziei, że będzie dobrze. W sercu cały czas słyszę „Nigdy się nie poddawaj „. Tak jak powiedziała mi Maryja ❤️moja ukochana mateczka,  Jezus cię uzdrowi, bądź cierpliwa ❤️. To te słowa dały mi takich skrzydeł i radość w sercu ❤️.Dziś mimo łez przez te 4 lata, mimo bólu  -jestem szczęśliwą osobą …a wiecie dlaczego ? Ponieważ w moim pustym życiu zagościł Pan Jezus ❤️i wszystko się zmieniło .Moje życie zmieniło się o 180 stopni ..Zaproś Pana Jezusa do życia -a on przyjdzie do Ciebie,  jak to uczynił u mnie ❤️Każdego dnia jestem wdzięczna, że wtedy,  7 listopada 2015 roku uderzając czołowo w auto zawołałam tak głośno do Pana Boga,  mówiąc : Panie Boże,  jeśli mnie słyszysz,  nie pozwól mi umrzeć  – pozwól żyć ! Na odpowiedź  nie musiałam długo czekać, usłyszał mój głos i wysłał swojego Ukochanego Syna Pana Jezusa aby po mnie przyszedł. Gdy byłam po drugiej stronie,  Pan Bóg mi powiedział takie piękne słowa  – Cieszę się,  że mnie zawołałaś, czekałem aż mnie zaprosisz do swojego życia …usłyszałem twoje wołanie ❤️Tamtego dnia nigdy nie zapomnę i dziękuje Bogu,  że mogę tu być. Chwała Panu❤️

 

A dokładnie to było tak.

 

Życie po życiu, wyszła z ciała i zobaczyła Jezusa, aniołów i Maryję. Śmierć kliniczna. Bóg jest żywy

 

 

Mój ukochany Jezus uzdrowił serce mojej mamy z którą nie rozmawiałam prawie 5 lat .Chwała Panu❤️oraz za sprawą mojego świadectwa ,dużo zagubionych osób dostało odpowiedź .od Pana Boga,  jak ja się cieszę z całego serca ❤️Chwała Panu ❤️dziękuje tez Robertowi ze nagraliśmy je ❤️

 

Świadectwo – Beata Klimczyk

Świadectwo – Beata Klimczyk

Różnie to u mnie bywało z moją wiarą w Boga, choć wychowali mnie rodzice wierzący i praktykujący i sama się też za taką osobę uważałam, ale jak teraz na to patrzę z perspektywy czasu, nie miałam z Bogiem dobrej relacji. Aż wstyd się przyznać, ale do tej pory praktycznie nie wiedziałam kim jest właściwie Jezus i czemu ja mam Go tak mocno kochać… Aż do pewnego dnia, w którym podczas zwykłego obowiązku, jakim jest zmywanie naczyń, Bóg zdjął mi klapki z oczu i olśniło mnie, że Jezus umarł za mnie żeby mnie zbawić i że mnie ogromnie kocha. To była bardzo szczęśliwa chwila w moim życiu, jednak po tym jakoś tak różnie to jeszcze bywało.
Jako mężatka urodziłam pierwsze dziecko, później drugie i ktoś mógłby powiedzieć: wspaniale, masz cudowne życie, masz rodzinę, męża, dzieci, nic ci już do szczęścia nie potrzeba, ale ja nie byłam do końca szczęśliwa, czegoś mi brakowało. Monotonia dnia codziennego zaczęła mnie przytłaczać, nic mnie nie cieszyło i byłam w okropnym stanie psychicznym, byłam ciągle zmęczona, ogromnie narzekałam, byłam złośliwa, wszystko mnie denerwowało, cały czas czegoś mi brakowało. Wszystko to odbijało się na moich dzieciach i mężu, a później miałam ogromne wyrzuty sumienia, że jestem paskudną matką i żoną.
Pewnego dnia zaczęłam ze łzami w oczach prosić Boga o zmiany w moim życiu bo powiedziałam Mu że już tak dłużej nie mogę żyć.Niech w końcu coś zrobi ze mną, żebym mogła sama ze sobą wytrzymać, żebym była szczęśliwa i nie zepsuła tego co mam, a miałam bardzo wiele…..
Zrobił to, pomógł mi, dał mi pracę, którą wykonuje w domu poznając wspaniałe kobiety, bo głównie im staram się pomóc. Dzięki tej pracy, w której tak ważny jest rozwój osobisty, zaczęłam okazywać wdzięczność Bogu za wszystko co mam, zaczęłam się cieszyć każdym dniem mojego życia i wykonywać swoje obowiązki z miłością. Wiem, że nie żyje dla siebie tylko dla innych, i dzięki tej pracy, którą dostałam od Boga, zmieniłam się i zmieniam każdego dnia. Zaczęłam z Nim budować relacje na nowo. I choć wiem, że jeszcze przede mną ogromna praca nad sobą, to wiem też, że On jest ze mną i nigdy mnie nie zawiedzie i nie opuści, dlatego kocham Boga, ufam Mu, chcę spełniać Jego wolę, bo wiem, że On chce dla mnie jak najlepiej i jestem mu za wszystko ogromnie wdzięczna. Za moje dzieci, męża ,za rzeczy materialne, za Jego pomoc, którą widzę każdego dnia, za wszystkich ludzi, których stawia na mojej drodze, i za tę pracę, którą mi dał żebym mogła pomagać innym, dawać szczęście i samej być szczęśliwą, bo tylko człowiek szczęśliwy sam ze sobą może dać szczęście innym.

 

Świadectwo – Łukasz Wieliński

Świadectwo – Łukasz Wieliński

 

Cześć !!!
Jestem Łukasz.
Mam 31 lat.
Wiesz co, chciałbym opowiedzieć Ci o tym jak Bóg zmienił moje życie.

W bardzo młodym wieku, w podstawówce, zacząłem pogrążać się w alkoholu i narkotykach, z czasem całkowicie przejęły one kontrolę nad moim sposobem życia. Liczyła się dla mnie tylko muzyka, kumple i melanże. Trwało to jakieś 10 lat. Taka była moja droga do dorosłości. Nadszedł moment, by zacząć myśleć odpowiedzialnie. Tymczasem ja czułem jak coraz głębiej pogrążam się w bagnie i tracę kontrolę nad życiem. Moi rodzice zmarli przedwcześnie na raka, straciłem dom, rodzinę którą chciałem założyć i wpadłem w permanentny cug.

Moment przełomowy nastąpił w 2011 roku, gdy zostałem bez niczego i myślałem aby skończyć ze sobą. Przyszło wtedy pragnienie aby pójść do kościoła, którego unikałem jak ognia. Pomyślałem wtedy „i tak już mi wszystko jedno”. Pierwszą swoją świadomą mszę świętą w kościele p.w. św Jana Chrzciciela w Szczecinie pamiętam jak wczoraj. Niedługo po tym przystąpiłem do spowiedzi i pamiętam jak zrzuciłem ogromny ciężar. Nie umiałem regułek, pierwsze moje słowa w konfesjonale brzmiały ,,proszę księdza, to co teraz będe mowił będzie bardzo ciężkie”. Tak zaczął się długotrwały proces mojego zbliżania do Boga. Modliłem się o ratunek.

Pan Bóg zaczął mnie uzdrawiać stopniowo, wyciągając ze mnie moje choroby jak szpilki. W marcu 2014 przestałem pić. 5 lat temu. Nie planowałem tego, Bóg mi to wyjął z życia, jak szpilkę. Następne poszły tabletki od których byłem uzależniony od czasów gimnazjalnych. 2 lata temu Bóg zabrał mi papierosy i marihuanę naraz. Paliłem szlugi nałogowo po półtorej, dwie paczki dziennie.

Stałem się czysty i wolny. Wytrzeźwiałem. Duch Święty udzielił mi daru wielkiej radości i szczęścia na każdy dzień. Budziłem się i wstawałem szczęśliwy – wolny. Postanowiłem rzucić się całkowicie w wir Bożej obecności, oddałem Mu życie i rzeczywistość. Gdy do mnie dotarło co Bóg uczynił, postanowiłem nie chować tego dla siebie, tylko ogłaszać światu Boga Żywego, i Matkę Jego Maryję. Pragnę wyjść na ulicę i głosić światu jak dobry jest Bóg.

Łaska i pokój z Tobą od Pana naszego Jezusa Chrystusa i Matki Jego, Maryi!

———————————————————————————————————————

Jaki był miniony 2018?

Odkąd zdecydowałem się pójść za Jezusem, oddałem Mu sw życie i uznałem Go za swego Pana i Zbawiciela, w całym moim życiu nastąpiły wielkie, niesamowite zmiany na dobre.

Piąty rok abstynencji, zero dragów, używek, papierosów. Wszystko co złe Bóg zabrał.

W ubiegłym roku u mnie miało miejsce wiele niesamowitych przygód i zdarzeń, nieraz byłem w ciężkim szoku, w pozytywnym znaczeniu! Stając przed lustrem, stwierdzam: jestem szczęśliwy.

To dopiero poczatęk!

Ruszamy w 2019, chciałbym życzyć wszystkim od serca wielkiej, niegasnącej nadziei. Oraz byście byli prawdziwie szczęśliwi!!

 

Szczęść Boże ?. Polecam całym sercem muzykę mojego przyjaciela Łukasz Wieliński. Tworzy RAP Boży. Naprawdę fajna muza. Rozdaliśmy kilkadziesiąt płyt na rekolecjach z młodzieżą i bardzo im się spodobało ?? Płyta jest po 10zł. Zamówienia bezpośrednio. u Łukasza na Facebooku. Pomódlmy się, aby Łukasz tworzył więcej takiej muzyki na Chwałę Pana ? W linku można posłuchać jednego z utworów https://youtu.be/z5j-tIrgrSY Błogosławimy wszystkich w mocy imienia Jezus i Pozdrawiamy serdecznie? Amen ?.

Gepostet von Krzysztof Robert Stanisławski am Donnerstag, 5. April 2018

 

Świadectwa – Krzysztof Robert Stanisławski

Świadectwa – Krzysztof Robert Stanisławski

Po 20 latach poszedłem do spowiedzi świętej. Bóg odmienił moje myślenie

"Po 20 latach poszedłem do spowiedzi i Komunii Świętej". Takie cuda się zdarzają ??? Obejrzyjcie historię Krzysztof Robert Stanisławski i Agnieszka Stanisławska. On – mówi o sobie, że miał wszystko, pasję, jeździł po świecie, dobrze zrabiał, ale odczuwał pustkę…Ona – miała z pozoru normalne życie, pracę, związek, ale nie czuła się szczęśliwa, wpadła w depresję… Co odmieniło ich życie? ⬇⬇⬇

Gepostet von Godly PL am Montag, 29. Oktober 2018

Read More Read More

Świadectwo – Roman Zięba

Świadectwo – Roman Zięba

Najwazniejsza Droga jaką kazdy z nas wedruje – te 40 cm ktore dziela ROZUM OD SERCA  

 

O PIELGRZYMCE ROMANA & WOJCIECHA .

 

“To są drogi, w które wyruszamy, by „modlić się nogami”, czyli dziękować Bogu za nasze nawrócenie i za życie, które nam dał. Bo nasze historie, to historie zniewoleń: alkohol, narkotyki, więzienie. Teraz czujemy się posłani: my niewiele głosimy, niewiele mówimy, ale wierzymy, że Pan Bóg błogosławi tę ziemię po której wędrujemy. I widzimy Boże owoce tej naszej modlitwy w drodze. I do tej modlitwy i łączności duchowej zapraszamy też innych ”

 

Pielgrzymka „aCross America”, to najdłuższa i najtrudniejsza z dotychczasowych, a przygotowania do niej trwały 3 lata. Wyrusza w nią dwóch pielgrzymów: Roman Zięba i Wojciech Jakowiec. Każdy z nich pokona samotnie część trasy, która wspólnie ułoży się w kształt krzyża: Zięba przejdzie trasę z San Francisco do Nowego Jorku, a Jakowiec z kanadyjskiego Edmonton do Sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe w Mexico City”

 

Więcej o pielgrzymce pod linkiem

 https://zchrystusem.pl/wedruj/pielgrzymka-krzyz-ameryki-roman-zieba/

 

“Moje pierwsze spotkanie z Bogiem miało miejsce we wrześniu 2001 roku. Miałem wtedy 33 lata.
W więziennej celi widziałem w telewizji jak walą się wieże World Trade Center i jak upada całe moje życie.

Pierwszą spowiedź miałem na pielgrzymce dla niepełnosprawnych z Warszawy do Częstochowy, w której wózki z chorymi pchali więźniowie na przepustkach.
Byłem ochrzczony jako dziecko ale nigdy nie chodziłem na religię, nie znałem słów żadnej modlitwy.
Wyjaśnił mi zasady i wysłuchał mnie wtedy więzienny kapelan.

Wejście do Kościoła było dla mnie od razu wejściem w relację z żywym Bogiem, który do serca zatwardziałego grzesznika wchodzi przez furtkę absolutnej bezsilności.
Pamiętam jak nagle ujrzałem nowe kolory, poczułem nowe smaki. Całkowicie oczarowany nieopisanym pięknem tej nowej, choć trudnej drogi, dziwiłem się teraz atakom na Kościół i kapłanów, choć niedawno dokładnie tak samo postępowałem.
Myślałem zdumiony: – Przecież ci ludzie są przekonani, że księża nie wierzą! Że w Kościele nie ma wiary w Boga, który potrafi zmienić wszystko.

We wrześniu mija 17 lat.

 

 

Świadectwo – Paweł Patalan.

Świadectwo – Paweł Patalan.

Marcin Styczeń – Dziękuję i tak

Marcin Styczeń – Dziękuję i tak – live! Wdzięczność uskrzydla 🙂 Podaj dalej 🙂 Najbliższe koncerty:http://www.marcinstyczen.pl/

Gepostet von Marcin Styczeń am Donnerstag, 8. September 2016

 

Mam żonę Monikę i dwoje dzieci, Julka 10, 5 roku i Aleksander 1,5 roku, od dwóch lat nie mieszkamy razem , mieszkaliśmy razem i w Polsce i w Anglii , Monika z dziećmi dalej mieszka w Anglii, ma stwierdzoną chorobę psychiczną schizofrenię paranoidalną , była leczona szpitalnie w Opolu.  Nasze małżeństwo różnie się układało, pamiętam, że nawet na ślubie cywilnym w Anglii rzucała obrączką. Ślub kościelny był w Polsce w sierpniu 2007. Wpływ też może na jej chorobę miała śmierć jej mamy na raka w 2006, potem parę lat temu zmarł jej tata. Przez pierwsze lata, może dwa,  było w miarę ok.  Zaznaczam, że nie żyliśmy w czystości przed ślubem.  Bóg był obecny, ale nie na tyle żeby był fundamentem naszego życia, nie czerpaliśmy sił,  budowaliśmy dom raczej na piasku, niż na skale.  Potem zaczęły się pretensję, żale, ciche dni, brak zbliżeń i małżeńskiej intymności, 3 razy w ciągu 3 lat, ja wtedy byłem daleki od ideału. Liczyli się koledzy, piwko, wódeczka, , potem Monika była w szpitalu prawie miesiąc na leczeniu. Po szpitalu była to inna kobieta. Czuła, ciepła , kochająca.  Okazało się, że nie na długo. Po powrocie z Polski do Anglii  jakiś czas był spokój , później przestała brać leki  i zaczęły się znowu problemy, wyzywania, kłótnie przy dziecku , wtedy była tylko Julka, popychania mnie , wylewanie ciepłej kawy na głowę, wyzwiska przy innych, obelżywe traktowanie, zero szacunku i do mnie i do Boga. Bez modlitwy , bez chodzenia do kościoła. Potem zaczęły się telefony na policję , do adwokatów , sądów w Anglii , oskarżenia o molestowania seksualne, gwałty, przemoc domową, emocjonalną i psychiczną, Wszystko o co oskarżała mnie Monika było i jest nieprawdą, a wręcz to Monika niszczyła psychicznie i emocjonalnie mnie i Julkę oraz rodzinę, zgłaszała,  że jestem pijany i się awanturuje, policja przyjeżdżała, a ja trzeźwy i spokojny.  Nawet przez jakiś czas widywała się z moim kolegą z pracy, nie wiem czy ich coś łączyło czy nie. Od listopada nie mam żadnego kontaktu z dziećmi, syna ostatnio widziałem w kwietniu rok temu, zabrania mi kontaktu i widzenia z dziećmi, sprawy w Anglii się toczą o kontakty i widzenia z dziećmi. Przedtem dużo narzekałem i miałem wręcz pretensję do Boga. Jak to Boże , jak tak możesz? Sakrament małżeństwa w kościele zawarty, a Ty rozbijasz rodzinę? Bóg nic nie rozbija, jeżeli coś dopuszcza , jeżeli coś zabiera to tylko po to aby dać więcej, bo Bóg nie umie dawać mało, Bóg jest Bogiem Wszechmogącym, Bogiem żyjącym i działającym cuda teraz , tu i teraz w Twoim i moim życiu. Odkąd zacząłem przebaczać, nie osądzać, szukać chwały Boga , nie swojej , odkąd zacząłem prosić o łaskę pokory, i dar męstwa, rozumu, mądrości , bojaźni Bożej, odkąd oddałem się Maryji i codziennie ponawiam zawierzenie Mamusi naszej , odkąd zacząłem dzięki łasce Bożej nie tylko mówić,  ale i żyć łaską Bożą nie martwię się , nie narzekam , chwalę i codziennie wielbię Boga i Maryję za wszystko dziękując, za życie za zdrowie, za rodzinę, za małżeństwo, za żonę , za dzieci, dzielę się miłością i pokojem i radością , chcę głosić że Jezus jest Panem ku Chwale Boga Ojca, przez Maryję Niepokalaną, która jest jedyną i prawdziwą drogą do Jezusa. Codziennie chodzę na Mszę Świętą i przyjmuje Komunię Świętą, codzienny różaniec, róże różańcowe,  modlitwa z serca , łaska Boża o głód Eucharystii i pokora,  pokora,  pokora,  o to się modlę i dla siebie i dla Was , o codzienne dążenie i wzrastanie w drodze ku świętości , o codzienne przyjmowanie, znoszenie i ofiarowania cierpienia za innych, o wynagradzanie Najświętszemu Sercu Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryji. O to proszę i pokornie się modlę. Za wszystko chwała Panu i Maryji,  niech mnie prowadzą tam gdzie chcą .
Totuus Tuus Maryjo?????????

 

 

Świadectwo – Małgorzata Kowalska.

Świadectwo – Małgorzata Kowalska.

Witam Kochani.Chcialabym podzielic sie z Wami pewnym swiadectwem. Pewnej soboty ( naleze do choru chociaz moze jeszcze daleka droga do tego aby to nazwac chorem ; lepszym okresleniem bedzie zespol muzyczny ) po probie zawsze ktos odnosi spiewniki do Kosciola.Tym razem padlo na mnie . Pozegnalam sie ze wszystkimi i tam tez sie udalam. Odlozylam spiewniki i opuszczajac swiatynie ;zawsze caluje Marie na pozegnanie; zrobilam tak i teraz, tylko tym razem bylo inaczej. Calujac Ją dostalam mysl „popatrz jaka Ona jest brudna i wypalcowana” . Nie zastanawialam sie dlugo pojechalam do domu wzielam potrzebne rzeczy i wrocilam. Zaczelam Ją wycierac. Nagle pojawila sie pewna para ( pierwszy raz ich widzialam i nie spotkalam ich wiecej do dnia dzisiejszego). Staneli naprzeciwko Marii i zaczeli sie modlic. Poczulam ,ze moja obecnosc moze ich rozpraszac; wiec cichym glosem zapytalam czy mam odejsc; mezczyzna szybko odparl „Nie. Nie nie przeszkadzaj sobie. Maria jest na pewno szczesliwa ,ze ktos o nia dba”.  Kontynuowalam . W pewnym momencie mezczyzna znowu sie odezwal i zapytal. Czy znasz opowiesc o Marii i Marcie? Lekko sie zmieszalam.  A On zaczyna opowiadac jak Jezus przyszedl w odwiedziny do siostr. Jak Marta dbala o kazdy szczegol uslugujac Mu, biegajac dookola aby ugoscic Go jak najlepiej. Natomiast Maria siedziala I wsluchiwala sie w jego slowa…. Mowi  „Ty jestes jak ta Marta”.Usmiechnelam sie i robilam dalej co do mnie nalezy. Na pozegnanie uslyszalam tylko  „Do zobaczenia Marta”. Zaczelam rozwazac dokladnie slowa, ktore Jezus powiedzial do Marty. „Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego.”  Zaczelam rozmyslac nad soba. Dotarlo do mnie ,ze jestem faktycznie jak Marta. Biegam i robie roznorakie poslugi ; poslugi niby sluszne i mile Jezusowi, ktore powinny go zadowolic, ale w pewnym momencie jestem juz tym wszystkim zmeczona i wyczerpana. Wiele razy przeszlam obok Jezusa tak naprawde nie spedzajac z nim czasu. Wypowiadalam pretensje czujac bezsilnosc ,zal i rozgoryczenie ,bo przeciez staram sie robic to i tamto , a wciaz nie jest blisko mnie. Ktos napisal  „.Kiedy Maria posluchala by siostry i zaczela uslugiwac Jezusowi robiac rowniez poslugi , On zostalby calkowicie sam. Nie mialby z kim rozmawiac a ich spotkanie przypominaloby bardziej restauracje – Jezus bylby jako klient obslugiwany przez kelnerki.” Ja tak wlasnie traktowalam Jezusa. Wymiana z Jezusem ; Ja Ci bede robila dobre uczynki a Ty mi bedziesz blogoslawil. Dzisiaj wiem ,ze wszystko dziala inaczej. Dzisiaj staram sie sluchac Jezusa co chce mi powiedziec a potem dopiero podejmowac dzialania. Dziekuje Panu ,ze przyszedl do mnie w taki szczegolny sposob ….
Kochani pomimo zlego dnia (wszyscy je mamy) ;pomimo upadkow ( sprawiedliwy upada siedem razy na dzien) ;pomimo cierpien, niepowodzen ,smutku i bolu stanmy, zlapmy oddech i zasluchajmy sie w slowa Pana a On wyprostuje nasze sciezki. On potrzebuje naszego towarzystwa i naszych rozmow tak jak i my tego potrzebujemy zeby zyc i byc kochanym.