Ks. RAFAŁ KIPIGROCH

Ks. RAFAŁ KIPIGROCH

Krótkie świadectwo mojego kapłaństwa i posługi akurat w Peru… .

..już jako kapłan często podczas rozmów czy to ze znajomymi czy też z Rodziną słyszałem pytanie : „Rafał czemu akurat ksiądz, czemu zostałeś kapłanem, skąd ten pomysł?” … otóż nie był to nigdy dla mnie pomysł żeby zostać księdzem, bo pomysł można mieć np. na własny biznes, na jakiś wyjazd, czy urządzenie mieszkania/domu. Dla mnie Kapłaństwo było, jest i zawsze będzie powołaniem, Głosem Pana, Boga który słyszy się głęboko w sercu. I w tym miejscu porównam życie kapłańskie do życia małżeńskiego… tak jak Kobieta i mężczyzna najpierw poznają się, zaczynają ze sobą spędzać wspólnie czas, rozmawiają, czują obecność tej drugiej osoby, jej miłość, aż w końcu pobierają się składając wzajemnie przysięgę małżeńską stając się Rodziną, tak samo jest w kapłaństwie. Kiedyś w swoim życiu usłyszałem za dziecka o Panu Jezusie od moich kochanych Rodziców, przez lata wzrastałem w poznawaniu Go poprzez wychowanie w domu, katechezę w szkole, służeniu przy ołtarzu w swojej rodzinnej parafii. I tak przyszedł czas życiowych wyborów, czas końca szkoły średniej i matura… Po maturze konkretny wybór, seminarium duchowne – moje „zaręczyny” z Bogiem, które zakończyły się właśnie takim „Małżeństwem” tylko troszkę innym, bo nie z Kobietą ale z Bogiem w Trójcy Jedynym. Kiedyś jeden znajomy zapytał mnie „Rafał kiedy poczułeś że to jest to, że Bóg Cię powołuje? W pierwszej chwili nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie, i chyba dalej nie potrafię bo patrząc na moje życie myślę że nie ma takiego jednego konkretnego momentu. To tak jakby zapytać zakochanych skąd wiedzą że są w sobie zakochani? To poprostu się czuje w sercu, i to bardzo mocno (takie przysłowiowe „motylki w brzuchu”). Ja też to czułem w sercu I dalej czuję… miłość Chrystusową, Jego głos „pójdź za Mną”. Będąc w Seminarium bardzo zaangażowałem się w działalność w kole misyjnym, do tego stopnia że coraz bardziej zacząłem czuć pragnienie posługi misyjnej. Bałem się tego bo z jednej strony słyszałem w sercu coraz głośniejszy głos Chrystusa który mówił do mnie „chcę abyś pojechał na misje i głosił w świecie moją Ewangelie”, a z drugiej strony lęk i pytania czy dam radę, czy jestem gotów na długą rozłąkę z Rodziną, czy w ogóle bde w stanie nauczyć się nowego języka? Pytań było wiele, ale przypadkiem (dziś powiedziałbym, że nie przypadkiem, ale działaniem Bożym) w moje ręce wpadła książka pewnego starszego kapłana, który był jednym z pierwszych misjonarzy diecezjalnych w Zambii – ks. Wacława Kuflewskiego. Przeczytałem jego wspomnienia jednym tchem i byłem już pewien… Po święceniach chciałbym popracować rok na parafii w Polsce aby jeszcze lepiej poznać posługę duszpasterską i poproszę księdza biskupa o pozwolenie na wyjazd misyjny do Afryki, bardzo chciałem jechać właśnie do Zambii. Po święceniach w 2011 roku zostałem skierowany do posługi w pierwszej mojej parafii jako wikariusz, po dwóch latach ksiądz biskup na moją prośbę skierował mnie do Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, gdzie przez niecały rok miałem nauczyć się języka, oraz poznać bardziej życie misyjne oraz podjąć konkretną decyzję co do miejsca posługi. I tu kolejny raz Chrysrus pokierował moim życiem. Chciałem jechać do Zambii, jednak po rozmowach z kolegami kapłanami któży też się przygotowywali do wyjazdu na misje podjęliśmy decyzję że obieramy kierunek Ameryki Południowej (po wykładach które prowadził dla nas znany Polski podróżnik pan Jacek Pałkiewicz), dwóch wybrało Argentynę, jeden Peru, a ja Wenezuelę. Niestety ze względów formalnych wyjazd do Wenezueli nie mógł dojść do skutku. Wtedy kolega który jechał do Peru powiedział mi że skoro nie mogę jechać do Wenezueli nad rzekę Orinoko, to żebym jechał z nim, też do dżungli nad Amazonkę, bo przecież w końcu Pan Jezus posyłał Apostołów po dwóch. Słysząc te słowa poczułem jak Chrystus znów do mnie mówi: „Chcę abyś głosił moją Ewangelie w Peru” . Dziś już od 8 lat pełnię posługę w Amazonii, przez ten czas było wiele różnych chwil od strachu aż po radość, poznałem wiele cudownych ludzi, a nade wszystko coraz bardziej czuję bliskość i miłość Chrystusa i Matki Przenajświętszej. Gdyby ktoś dziś mnie zapytał: „a co byś zrobił gdybyś mógł cofnąć czas i miał naście lat i całe życie przed sobą?”…. … odpowiedziałbym, że wybrał bym tą samą drogę, drogę za Chrystusem, drogę posługi kapłańskiej i misyjnej, drogę czasem bardzo trudną i wymagającą, ale jakże piękną i przepełnioną radością i miłością Bożą. Za moje powołanie do Kapłaństwa, do posługi misyjnej, za dobre i czasem złe chwile, za każdego Człowieka którego Bóg stawia na drodze mojej posługi… CHWAŁA PANU! BO BÓG JEST MIŁOŚCIĄ!

Modlitwa za misje

Najukochańszy Panie nasz, Jezu Chryste, który nas odkupiłeś ceną przenajświętszej Krwi swojej, ogarnij miłosiernym wzrokiem biedną ludzkość, któ­ra w znacznej części jest jeszcze pogrążona w mro­kach niewiary. Spraw, by cała ludzkość zajaśniała światłem prawdy. Poślij Panie apostołów Twojej Ewangelii, wspomagaj ich żarliwość, aby nie znający Chrystusa dostrzegli Jego miłość i za ich pośrednictwem weszli do Chrystusowej owczarni. Wspomagaj wysiłki wszystkich misjonarzy i misjonarek, niech ta służba prowadzi do prawdy i miłości. Oświeć błądzących i sprowadź ich do przystani prawdy i jedności. Przyspiesz, o Najukochańszy Zbawco zapowiedziane przez Ciebie Królestwo.

Taka historia o naszych rodakach w Peru……kiedy zaczynałem posługę misyjną w Amazonii, zostałem skierowany przez bp do miejscowości Iquitos, jest to jedno z większych „miast” w okolicy. Rzecz jasna że pierwsze tygodnie oprócz szlifowania języka hiszpańskiego, który jest językiem urzędowym Peru, zajęło mi poznawanie okolicy i nowych parafian do których zostałem posłany z misją głoszenia Ewangelii. Do niektórych wiosek w regionie nie da się dotrzeć autem czy motocyklem, bo są one rozrzucone po dżunglii Amazońskiej, a najlepszym środkiem lokomocji w takim przypadku jest łódka i własne nogi. Podczas jednej z takich pierwszych wypraw udało mi się dotrzeć do małej wioski q dżunglii tuż przy brzegu Amazonki. Przywitał mnie wódz tej wioski (ktoś w rodzaju naszego polskiego sołtysa), gdyż dostał informację że przypłynie do nich nowy misjonarz. Kiedy mu się przedstawiłem mówiąc że pochodzę z Polski, odpowiedział mi że zna dwóch Polaków: Jana Pawła II i Gringo Wojtka. Gringo Wojtka nawet gościł u siebie w chacie i ten mu zostawił pamiątkę mówiąc, że gdyby przypadkiem pojawił się tu jakiś el Polako to żeby mu to pokazać. Nie ukrywam że byłem bardzo ciekawy co to za pamiątka i Gringo Wojtek. Kiedy weszliśmy do jego chatki ten przyniósł mi książkę zatytuowaną „Boso przez świat”, a na pierwszej stronie dedykacje „pozdrawiam wszystkich Polaków, którzy byli tu po mnie. Wojciech Cejrowski”.Dziś przypadkiem natrafiłem w internecie na film Pana Wojtka z wyprawy do Peru/Iquitos, poniżej przesyłam link do tego fimu.

https://vod.tvp.pl/programy,88/boso-przez-swiat-odcinki,273733/odcinek-39,S01E39,338619

Siostra Tomasza Sadowska opowiada o tym, jak to w buszu kłaniały się przed nią drzewa i dlaczego wstydziła się przed Panem Jezusem. Zachęcamy do wysłuchania tej krótkiej, ale pasjonującej opowieści

S.Tomasza pracuje od ponad 30 lat jest misjonarką w Afryce. Jej życie to gotowy scenariusz filmu.

Familia Base de la Sociedad – niestety na całym świecie powiększa się problem rozpadu małżeństw, wspólnego życia bez Sakramentu Małżeństwa i Boga, również w dalekiej Amazonii ten problem jest duży. Dzisiaj w Iquitos odbyła się parada ProRodzinna (odpowiednik Polskich Dni Rodziny), mająca na celu pokazania że można żyć I być szczęśliwym w małżeństwie Sakramentalnym, pełnym wartości modlitwy, a nade wszystko Boga Trójjedynego… piękne żywe świadectwo wiary i miłości… Chwała Panu!!!

To był pracowity poniedziałek. Praktycznie do obiadu ciężko pracowalismy fizycznie, i choć to nie była jakaś wielka praca fizyczna, to jednak przy temperaturze 34 stopni i tutejszej wilgotności powietrza lalo się ze mnie cały czas. Nasza praca polegała na przewiezieniu starej ogromnej lodówki do domu sióstr zakonnych,lodówka przyda się do przechowywania żywności. Chce tylko powiedzieć,ze posiadanie lodówki czy kuchni gazowej w domu to juz luksus.
Po wykonaniu tego zadania,pojechalismy do innej parafii po krzesła,do pomocy mieliśmy dwie osoby.Na nasz samochód udało nam się załadować około 30 krzeseł, az chce się powiedzieć,ze Peruwianczyk to potrafi, tak samo jak Polak.Z takim bagażem, jechalismy przez cale miasto, i nikomu to nie przeszkadzalo.W sumie to nie były ciężkie prace,ale ja byłem juz wykończony, upał powoduje ze człowiekowi trudno żyć,a pracować fizycznie jeszcze trudniej.
Panie Boże, dziękuje Ci za kolejny dzień w Iquitos,za to,ze mogę tutaj posługiwać ludziom,ze mogę głosić im Twoją ewangelię
Życie w Iquitos zaskakuje mnie coraz bardziej, i coraz bardziej proszę Pana Boga,aby dał mi siłę do posługi misyjnej.Czuje,ze z każdym dniem, coraz bardziej wchodze w to życie iquitoskie, i to jest piękne. Panie Boże,dziękuje Ci za wszystko,co tutaj posiadam.

Chciałbym dziś przedstawić Wam, mój wikariat i wszystkich, którzy są zaangażowani w życie kościoła w Iquitos i pełnią różne funkcje. Na początku września przez pięć dni, nasz biskup Miguel, wszyscy proboszczowie, delegaci z każdej parafii i różne osoby działające w różnych komisjach- uczestniczyliśmy w planowaniu programu duszpasterskiego na ten rok edukacyjny. Jest to bardzo ciekawe doświadczenie, że przez ten czas wymieniamy swoje spostrzeżenia, robimy podsumowanie ubiegłego roku, wyciągamy wnioski, co nam udało się osiągnąć i nad czym musimy jeszcze popracować.
Po latach pracy w Iquitos mogę śmiało powiedzieć, że osoby świeckie w Iquitos są bardzo zaangażowane w życie kościoła, czują się odpowiedzialne za Kościół. Jest to ogromna różnica z kościołem w Polsce, gdzie wszystko (niestety) spoczywa na barkach księdza. A osoby świeckie mają wszystko podane gotowe na tacy, w Iquitos jest zupełnie inaczej. Wynika to z tego, że brakuje kapłanów, brak miejscowych powołań. I dlatego też potrzeba więcej modlitwy o liczne i święte powołania do kapłaństwa, do życia zakonnego, do misji. Jest wiele urzędów, które w diecezji pełni ksiądz, a mogłaby to czynić osoba świecka- przykładów w Polsce jest bardzo dużo, np. ekonom. Po to ksiądz przyjmuje święcenia kapłańskie, żeby później być ekonomem? To zadanie można spokojnie powierzyć osobie świeckiej, która jest osobą kompetentną w tej dziedzinie, po studiach z tego zakresu. A ksiądz?…. Ksiądz ma być specjalistą od Pana Boga!
Im dłużej jestem tutaj, coraz bardziej „wsiąkam” w to miejsce.

W piatek, tj. wczoraj wybrałem się wraz z dwoma klerykami z seminarium duchownego w Iquitos z misją Ewangelizacyjną do wioski, która położona jest nad brzegiem rzeki Amazonki i nazywa się Santa Clara. Podróż trwała około 1h, a ja nie mogłem się nadziwić pięknym widokom i całej naszej wyprawie. Taki rejs łódką, która jest wyposażona w silnik spalinowy jest dość tani i w miarę szybki, zapłaciłem 3 sole, czyli jakieś 3zł z groszami. Taka łódka ma swoją nazwę peke-peke, tak ją nazywamy tutaj. Po dotarciu do celu, zobaczyłem mała wioskę a w niej domki wśród drzew i palm, piękna jest ta dżungla amazońska..Trochę gorzej było z kaplicą, która jest w kiepskim stanie (żeby nie powiedzieć opłakanym). Na Eucharystię przyszło około 15 osób, a potem była katecheza dla ludzi na temat chrztu świętego, bo tutaj jeszcze nie każdy jest ochrzczony i nie tylko chodzi o dzieci ale w dużej mierze o dorosłych.. Podczas mówienia swojego kazania, pani w ławce, młoda kobieta i mama malutkiego dziecka rozpoczęła karmienie piersią swojej pociechy, tutaj jest to naturalny widok, ale w Europie raczej nie.</

Dziś poczułem taki prawdziwy klimat misyjny, udając się do ludzi, którzy jeszcze słabo znają Jezusa i Ewangelię, potrzeba czasu i nauki tych ludzi. Po powrocie do domu na obiad czekała na mnie pyszna ryba, nazwy nie pamiętam, ale to była najlepsza ryba jaką jadłem w swoim życiu, pieczona na grillu, tak naturalnie-palce lizać.

Zdjęcia które przedstawiam, są z wczorajszej wyprawy. Domki nad brzegiem rzeki, przystanie, ponieważ płynąc łódką zabiera się również ludzi po drodze. Zdjęcie, na którym ludzie wychodzą z łodki, to miejsce port Nanay, nazwa pochodzi od rzeki Nanay, stąd można popłynąć do różnych pobliskich wiosek i miejscowości. Ogólnie to bardzo spodobało mi się to podróżowanie tymi łódkami i pewnie coraz częściej będę wypływać do ludzi, aby głosić im Jezusa i wiarę w Niego.
Cała wczorajsza wyprawa trwała około 8 godzin. Podróż w upale robi swoje, i człowiek jest bardzo zmęczony-ale za to jestem bardzo szczęśliwy, szczególnie z tych 15 owieczek które przybyły na spotkanie z Bogiem Żywym w Eucharystii. Z tą wczorajszą wyprawę za cały wczorajszy dzień Chwała Panu!!!
Dodaję poniżej kilka zdjęć z wczoraj, również Kaplicy w Santa Clara, żebyście zobaczyli że Pan Bóg nie tylko przychodzi do dużych pięknych i czystych kościołów czy kaplic jakie mamy w Polsce, ale również do tych ubogich. W maju/czerwcu zaplanowałem generalny remont Kaplicy w Santa Clara, rąk do pracy nie brakuje jednak gorzej ze środkami materialnym, udało mi się już zorganizować część materiałów potrzebnych do tego remontu, ale to wciąż kropla w morzu potrzeb. Jeśli ktoś z Was kochani Bracia i Siostry chciałby wspomóc remont tej Kaplicy a tym samym dołożyć cegiełkę do całości będę bardzo wdzięczny, nie tylko ja ale i mieszkańcy Santa Clary (w krótce dodam też post na ten temat). Bardzo też proszę was o modlitwę za ten remont aby z Łaską Bożą udało się go przeprowadzić oraz modlitwę za mieszkańców Amazonii, aby coraz bardziej otwierali soję serca dla Jezusa i za mnie aby moja posługa tutaj w Peru przyniosła jak największe owoce ku Chwale Bożej.

Wczorajsza niedziela minęła jak zawsze bardzo intensywnie, ale szczególnie jedno wydarzenie bardzo poruszyło moje serce, mianowicie… Po południu popłynąłem łódką do małej wioski nieopodal aby tam odprawić Mszę Świętą, a mam taki zwyczaj jeszcze z Polski ze przed każdą Eucharystią czekam, że może ktoś przyjdzie do spowiedzi. W Kaplicy naliczyłem 9 Indian niektórzy z nich przyszli ze swoimi pociechami. I tak w pewnym momencie podeszła do mnie mała dziewczynka. Pytanie, jakie mi zadała, poruszyło moje serce. Mała dziewczynka zapytała mnie, czy jestem przyjacielem Boga? Powiem, szczerze, że nie spodziewałem się takiego pytania. Odpowiedziałem, że tak, że jestem księdzem, i że przyjaźnię się z Panem Bogiem. Później po Mszy świętej, dużo myślałem nad tym pytaniem; jakim ja jestem przyjacielem dla Boga?
To prawda, że poprzez chrzest jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jak naprawdę w swoim życiu przyjaźnimy się z Jezusem? W przyjaźni, przyjaciele zawsze sobie ufają, a ile ja ufam Jezusowi? W przyjaźni przyjaciele zawsze sobie przebaczają, ile razy to ja nie chcę przebaczyć drugiemu człowiekowi? W przyjaźni przyjaciele zawsze się wspierają, czy ja zawsze wspieram drugą osobę?
Pan Bóg pierwszy nas ukochał, dał nam swojego Syna, Jezusa Chrystusa, który chce się z nami zaprzyjaźnić i prowadzić nas do Boga Ojca.
Dziś każdemu z Was chcę postawić to pytanie, które postawiła mi mała indiańska dziewczynka, czy jesteś przyjacielem Boga? Niech każdy sam odpowie sobie na to pytanie, jakim jest przyjacielem dla Jezusa?
Pod tym dzisiejszym postem dodaję kilka zdjęć moich najmłodszych parafian ..czasem nam dorosłym brakuje właśnie takiej prostej radosnej dziecięcej wiary w Pana Boga.

Wczorajsza dzień minął mi bardzo intensywnie. Godzina 05:00- pobudka, prysznic, modlitwa i śniadanie. O godzinie 06p:00 wyruszyłem do portu Nanay, skąd razem z dwiema siostrami zakonnymi, z Ritą-prawniczką i Edsonem- gitarzystą z parafii św. Piotra wyruszyliśmy do wioski Sinchucuy. Przed nami 1,5h podroży łódką peke-peke. Wsiadając do łodzi zaskoczył mnie bardzo młody wiek naszego kapitana, okazało się że chłopak ma 15 lat, niesamowite taki młody a tak bardzo sprawnie obsługiwał swoją łódkę. Okazał się bardzo dobrym i pewnym kierowcą. Po długiej podróży Amazonką w końcu dotarliśmy do celu. Jak tu pięknie, kaplica położona na wzgórzu, nad brzegiem rzeki. Poszliśmy na obchód wioski, aby mieszkańców zaprosić na Msze, choć i tak wiadomo im było, że dziś przybędzie ksiądz i odprawi dla nich Mszę świętą. Idąc przez wioskę, nie mogłem się nadziwić, jak tu pięknie, cisza i spokój, widoki zapierające dech w piersiach, ta przyroda jest cudowna. Idąc między domkami wioski, nagle pojawiła się jakaś pani i powiedziała nam, że nas zaprasza na mięso z krokodyla, pyszna sprawa-pomyślałem sobie, bo miałem już okazję wcześniej spróbować ten przysmak. Wchodzą do domu tej pani, straszna bieda i ubóstwo, w hamaku malutkie dziecko, które spało. Dostałem swoją porcję, smakował pysznie .Do tego każdy z nas dostał pieczonego banana. Po jakimś czasie wróciliśmy do kaplicy, ale jeszcze musieliśmy zaczekać na animatora wioski, każda wioska ma wyznaczoną osobę, która odpowiada za celebrację, wspólne modlitwy w niedzielę, trochę sobie poczekaliśmy-ponad 2h. W tym czasie pomodliłem się różańcem, koronką, i zrobiłem kilka zdjęć dziewczynkom, które miały niesamowitą zabawę, wdrapując się na drzewo. W końcu nadszedł czas Mszy świętej, niesamowite przeżycie podczas odprawiania Eucharystii mogłem cały czas widzieć Amazonkę, podziwiać jej piękno. Jaki Pan Bóg jest Wszechpotężny stwarzając nasz świat, i otaczającą nas przyrodę. Po Mszy świętej była krótka pogadanka Rity z ludźmi na sprawy administracyjne i prawne. W Peru, w wioskach czasami zdarza się tak, że nie każda osoba ma swój dowód osobisty, nie jest zarejestrowana w urzędzie, czyli w świetle prawa nie istnieje, nie ma żadnych praw obywatelskich. Dlatego też potrzebne są takie spotkania, aby uświadamiać ludzi, aby zmienili swoją sytuację prawną. Potem poszliśmy na obiad, tym razem jedliśmy rybkę z ryżem, ale tu po raz kolejny zostałem zaskoczony. Domek z desek, bieda, a gospodyni domu po zakończonym posiłku przynosi nam miskę z wodą i mydło, aby każdy z nas umył sobie ręce po posiłku, ponieważ rybkę najlepiej je się rękoma- pomyślałem sobie-pełna kultura. Podziękowaliśmy za obiad, i trzeba było ruszać w drogę powrotną, ponieważ czekała nas jeszcze jedna wioska- Santa Maria. Po około 30 minutach byliśmy już w następnej wiosce, okazało się, że ludzie czekali na nas rano, bo animator powiedział, że Msza święta będzie rano. Jak się później okazało, ktoś nas źle poinformował, i pomylił kolejność wiosek, dlatego też po południu nie było tutaj już ludzi, bo każdy ma swoją pracę, trochę porozmawialiśmy, umówiliśmy się z ludźmi na kolejny termin i ruszyliśmy w drogę powrotną do Iquitos. Myślę, że każdy z nas odczuwał już zmęczenie, upał, podróż, to wszystko daję się we znaki. Ale ja byłem taki szczęśliwy, że mogłem chociaż w jednej wiosce spotkać się z ludźmi, odprawić dla nich Mszę świętą. Jak się później dowiedziałem, w Sinchicuy Eucharystia odprawiana jest dwa razy w roku. Parafia św. Piotra obejmuje 45 wiosek czynnych, w których są kaplice i działają animatorzy, dla jednego księdza odwiedzić wszystkie wioski w ciągu roku jest to niemożliwe. Trzeba wziąć pod uwagę odległości a także finanse, jest to bardzo trudne. Życie poza miastem, nad rzeką w wiosce, to zupełnie inny klimat. Czasami czuję się tak, jakbym był w zupełnie innym świecie, cisza i spokój, brakuje cywilizacji. Prawdą jest, że dżungla człowieka wyżywi, ale również prawdą jest, że dżungla może człowieka zabić, ponieważ jest niebezpieczna i groźna. Za każdym razem jak płynę po rzece, to proszę swojego Anioła Stróża, aby czuwał nade mną, bo Amazonka to naprawdę ogromna rzeka, płyniesz i patrzysz i nie widzisz drugiego brzegu- aż nie chce się wierzyć, ale tak jest naprawdę. Człowiek jest taki malutki wobec Amazonki, i ja odczuwam wobec tej rzeki ogromny respekt, bo ta rzeka rządzi się swoimi prawami.
Po godzinie 17:00 dotarliśmy do Iquitos, zmęczeni ale szczęśliwi. Małe rzeczy robić z wielką miłością, wkładać całe swoje serce w posługę Bogu i ludziom, o to chodzi w misjach. Jestem szczęśliwy, że wczoraj mogłem zanieść Jezusa do tych lodzi. Trochę tego wszystkiego, co wczoraj widziałem pokazuję na swoich zdjęciach.

Powoli kończy się październik – miesiąc Różańca Świętego, więc dzisiaj chciałbym opowiedzieć Wam jak wygląda to Nabożeństwo tutaj w Peru. Otóż pewnie każdy z was kojarzy modlitwę różańcową z tą Polską w Kościele lub Kaplicy, gdzie kapłan przy wystawionym Najświętszym Sakramencie na klęczkach odmawia poszczególne tajemnice różańca. W Peru wygląda to zupełnie innaczej, bo Nabożeństwo Różańcowe jest połączone z Eucharystią oraz procesją po której wszyscy gromadzą się na wspólnym posiłku, a następnie po posiłku są „tańce” dla Matki Bożej, całość trwa do późnych godzin nocnych. Taką mają tutaj tradycję. Takie Nabożeństwa trwają przez cały październik w każdej wiosce. Oczywiście nie jest możliwe że każdego dnia uczestniczy w nich kapłan, bo poprostu jest nas za mało a cała moja diecezja jest wielkości połowy Polski, fizycznie jest niemożliwe zeby każdego dnia ksiądz dotarl do każdej wioski. W takim przypadku zamiast Eucharysti są prowadzone modlitwy przez katechistów/animatorów którzy są w każdej wiosce (przynajmniej jeden).
Do tego posta Dodaję kilka zdjęć z takiego Nabożeństwa, abyście zobaczyli też jak wygląda Modlitwa Różańcowa w dalekiej Amazonii.